Zapasy z życiem, Eric-Emmanuel Schmitt
Zapasy z życiem (Le sumo qui ne pouvait pas grossir), Eric-Emmanuel Schmitt
Wyd. Znak, Kraków 2010
Jakiś czas temu pokochałam Oskara i Panią Różę, a więc możecie mieć pewność, że poprzeczka temu autorowi postawiona została przeze mnie naprawdę wysoko, a mimo to nie zawiodłam się, co oznacza tylko jedno – na Zapasy z życiem warto zwrócić uwagę.
Jun jest zbuntowanym nastolatkiem żyjącym na ulicach Tokio, z dala od rodziny, o której nie chce rozmawiać. Jego życie zmienia się, gdy spotyka mistrza sumo, który zdaje się nie zauważać jego drobnej postury i ciągle powtarza, że „widzi w nim grubego gościa”. Upór mistrza sprawia, że Jun odwiedza szkołę sumitów, w której zapoznaje się z tajemniczymi praktykami sztuk walki. Dzięki nim odkryje w sobie siłę oraz zyska wiarę we własne możliwości. I może nawet sam zostanie mistrzem…. Poznając prawdę o sobie, chłopiec odnajdzie również harmonię oraz dostrzeże miłość życia.
Zadziwiające, jak wiele mądrości kryje w sobie taka niepozorna książeczka. Faktem jest, że jej wymowa, sens i morał są brutalnie oczywiste (stąd moje wspomnienie o naiwności), ale czasem można pozwolić sobie na mniejszy wysiłek umysłowy i dać autorowi możliwość podania nam wszystkiego niczym na tacy… Zwłaszcza, jeśli przedstawiona przez niego historia jest tak oczarowująca.
Jako osoba lubiąca sumo, miałam sporo uciechy w trakcie lektury, kiedy z ust głównego bohatera padały słowa na kształt: „dwieście kilo sadła, prawie gołego, z kokiem na głowie i jedwabnymi stringami w tyłku, biegające po okrągłym ringu”, czy „gdy spasieni zawodnicy, gołe kolosy przewiązanie mieniącymi się haftowanymi fartuszkami (…) zebrali się na arenie, przed rytualnym rozpoczęciem turnieju, miałem wrażenie, że wylądowałem u czubków”. Podobnie buńczucznych wypowiedzi młodego Japończyka w Zapasach z życiem jest ogrom, ale w pewnym momencie bohater sam przed sobą przyznaje skąd w nim tyle buntu i gniewu: „swoim zwyczajem udawałem zucha; próbowałem zamaskować cierpienie opowieściami, gniewem, przesadą, sarkazmem”, co spowodowało, że natychmiast go polubiłam. Akurat w tej kwestii moglibyśmy podać sobie dłonie – takie słowa równie dobrze mogłyby paść z moich ust…
W tej mikropowieści Schmitt przedstawia kilka prawd i mądrości, które warto odnotować i zapamiętać:
– „po drugiej stronie chmur zawsze jest czyste niebo”
– „celem nie jest koniec drogi, tylko posuwanie się naprzód”
Nie są to prawda wielkie odkrycia, ale czasem warto sobie przypomnieć tak oczywiste oczywistości. Bo akurat one mogą w życiu bardzo pomóc…
Moja ocena: 9,5/10
PS. Po przeczytaniu ostatniego zdania Zapasów z życiem szczerze się zaśmiałam i wciąż na to wspomnienie uśmiecham się sama do siebie 🙂 To naprawdę piękna historia…
I ja się zaśmiałam przy ostatnim zdaniu 😉
A ja się zaśmieję jak przeczytam:)
Eric-Emmanuel Schmitt to zdecydowanie jeden z tych autorów, po którego książki sięgam bez zastanowienia, czy będą mi się podobać. Po 'Zapasy z życiem' też pewnie sięgnę, aczkolwiek już na ten moment uwielbiam inną mikropowieść tego pana – 'Małe zbrodnie małżeńskie'.
cóż nie pozostaje nic innego-trzeba dopisać do MUST HAVE!
Pin, mam w planach właśnie 'Małe zbrodnie' i 'Tektonikę'. Jestem oczarowana tym autorem 🙂
Przeczytałam już kilka książek Schmitta (Małe zbrodnie małżeńskie, Odette, Tektonikę uczuć)i właśnie jestem świeżo po lekturze Zapasów z życiem. Książka jest może delikatnie naiwna, bo nie okłamujmy się, życie słodkie nie jest. Ale cudowny był wg mnie patent z listami od matki do Juna – jakie to było magiczne i pełne ciepła… rozumieć się bez słów mimo tak wielkiej przepaści między nimi… I tym razem Schmitt mnie zaczarował:)
No cóż, mnie ta książka nie oczarowała nawet w małym stopniu. Po "Oskarze i Pani Róży" (którego U W I E L B I A M) byłam bardzo pozytywnie nastawiona do tego autora, a niestety poczułam się zawiedziona i minęła mi ochota na dalsze poznawanie jesgo dorobku literackiego. Wiem, że na pewno przeczytam jeszcze "Przypadek Adolfa H.", a czy coś jeszcze to zobaczymy 🙂