Coraz dalej od miłości, Bernhard Schlink

Coraz dalej od miłości (Liebesfluchten), Bernhard Schlink
Wyd. Muza, Warszawa 2010

O Bernhardzie Schlinku zrobiło się głośno w naszym kraju dopiero za sprawą filmu Lektor z Kate Winslet w roli głównej (za tę rolę aktorka otrzymała nareszcie upragnionego Oscara). Przyznaję, że mam Lektora od dawna na półce, ale jako pierwszy książkę tę przeczytał Narzeczony i wynudził się przy niej na tyle, że sama jakoś nie miałam ochoty po nią sięgać. Ale nadrobię to, bo po lekturze Coraz dalej od miłości jestem bardzo ciekawa pozostałych dzieł niemieckiego autora.

Prawdą jest, że nie czyta się go wcale lekko – zapoznanie się z jego zbiorem opowiadań szło mi dużo wolniej, niż ma to miejsce w przypadku innych autorów. Ale tłumaczę sobie ten fakt tym, że to po prostu kawał dobrej prozy, którą należy chłonąć powoli, z wielką dokładnością.

Coraz dalej od miłości jest zbiorem siedmiu opowiadań, z których każde w jakiś sposób nawiązuje do tematyki miłosnej. Ale nie ma tu miejsca na lukrowane uczucia, czułe słówka i namiętność. Autor zwraca raczej uwagę na te trudniejsze aspekty relacji międzyludzkich – zdradę, oddalenie, uprzedzenia, granice. Jego bohaterowie nie są romantycznymi kochankami – przeżywają rozczarowania, są zgorzkniali, często nie potrafią odpowiednio zdefiniować swoich uczuć, przez co gubią się w plątaninie wydarzeń. Z tego też powodu są oni do bólu prawdziwi, a wydarzenia, jakie są ich udziałem ociekają autentycznością. Dlatego te opowiadania są tak prawdziwe.

Choć każde z opowiadań osadzone jest w innej rzeczywistości, łączy je fakt, iż w każdym z nich autor umieszcza jakieś nawiązania do Niemiec – niemieckiej polityki, religii i wydarzeń mających miejsce w tym kraju. Jest to kolejny z czynników wpływających na niezwykłą autentyczność książki.

Opowiadaniem, które zwróciło moją największą uwagę jest to, otwierające cały zbiór – Dziewczynka z jaszczurką. Opowiada o zadziwiającej fascynacji pewnym obrazem i nieustającym pragnieniem rozwiania jego tajemnicy. Relacja, jaka „łączy” bohatera z dziewczynką z obrazu w pewnym momencie zaczyna przerażać i budzić zdziwienie. Na szczęście znajduje ona swój kres…

Początkowo zupełnie inne uczucia wywołał we mnie Groszek cukrowy, który opowiada o poplątanych losach mężczyzny, żyjącego w związku z trzema kobietami naraz. Na szczęście w miarę upływu akcji ustają ciągłe wywody na temat relacji bohatera z każdą z nich i przychodzi bardzo ciekawe rozwiązanie, które rekompensuje chwile nudy w trakcie lektury…

Zachęcam do sięgnięcia po ten zbiór zarówno tych, którzy jeszcze Schlinka nie znają, jak i tych, którzy mieli okazję zapoznać się już z jego twórczością. Dla pierwszych będzie to znakomity początek, drudzy na pewno się nie zawiodą.

Moja ocena: 8/10

0 komentarzy

  1. Nie czytałam żadnej jego książki, ale widziałam film na podstawie "Lektora" i byłam nim bardzo głęboko poruszona. Między innymi, dlatego, że nie spodziewałam się niczego w tym filmie. Wypożyczyłam go na oślep. W takiej formie smakował najlepiej. Chętnie sięgnę po prozę tego autora, a już na pewno po "Lektora". 😉

  2. A ja z innej beczki…
    zamówiłam sobie Allende (ale "Dom duchów", żeby zacząć od początku).

    A co do Llosy, to bardziej podobały mi się "Szelmostwa…", bo jednak były o czymś:) A tu taka trochę erotyka dla erotyki.

  3. Naczynie gliniane: jeżeli chcesz zacząć przygodę czytelniczą z Isabel Allende " od początku" – jak piszesz, to czytaj najpierw " Córkę fortuny" i " Portret w sepii" (w tej właśnie kolejności), a dopiero potem "Dom duchów".

  4. Czytałam "Lektora" i wspominam jako świetną powieść, tak wiec na pewno skuszę się na te opowiadania. Dziękuję Ci.
    P.S.
    Przepraszam za powtórny komentarz, ale miałam małe problemy techniczne 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *