Kieszonkowy atlas kobiet, Sylwia Chutnik
Kieszonkowy atlas kobiet, Sylwia Chutnik
Wyd. Korporacja Ha!art, Kraków 2009
Baby odbijają słowa od siebie nawzajem i zapominają włączyć słuch.
Takie to jest smutne i takie życiowe, że aż mnie przytłoczyło – jak cały atlas zresztą. Wiele fragmentów śmieszy i obnaża ludzką głupotę, ale tak naprawdę powinien być to śmiech przez łzy, bo to książka smutna, dobijająca i brutalnie szczera. Nic odkrywczego jednak w niej nie znajdziemy – ot, całą prawdę o staruszkach z autobusów, poczekalni i bazarów, przygłupich gimnazjalistkach, skrzywionych psychicznie menelkach i zaniedbanych dzieciach. Ich portrety ktoś uznałby za odpowiednio przerysowane i znakomicie wykreowane, ale prawda jest taka, że autorka po prostu przedstawiła rzeczywistość taką, jaką ona jest, nie siląc się nawet na żadne objaśnienie reguł rządzących tym szaro-burym światem. Co więcej – również w warstwie językowej nie prezentuje nic unikalnego – w tym zakresie Masłowska wyprzedziła ją o parę lat.
Mimo tego wszystkiego muszę przyznać, że Kieszonkowy atlas kobiet nie zrobił na mnie złego wrażenia. Lektura nie idzie co prawda gładko i przyjemnie, ale z zaciekawieniem przemierza się następne strony, aby poznać dalsze losy każdej z bohaterek. Pomimo całej swej pospolitości i banalności są one w jakiś sposób interesujące i wywołują najróżniejsze emocje w czytelniku – od obrzydzenia, przez niechęć i zrozumienie, po współczucie. Dobrze, kiedy bohater/sytuacja/kreacja świata oddziałuje na odbiorcę – jest to jakiś sukces autora, jeśli obok jego tekstu czytelnik nie chce i nie może przejść obojętnie. Inna sprawa, to czy wywołane emocje są pozytywne, czy negatywne. W tym przypadku obojętnie nie przechodzę, ale i trochę neutralna się staję, bo nie potrafię jednoznacznie określić, czy dla tego typu dzieł jestem na 'tak’, czy raczej na 'nie’. Niewątpliwie w Sylwii Chutnik drzemie spory potencjał, ale chciałabym w jej prozie odkryć coś nowego, fascynującego, zamiast ziewać i walczyć z uporczywym głosikiem w głowie, stękającym 'ale to już byyyyło’, 'przecież to nic nowego’, 'niech no ona przestanie ględzić w kółko to samo’.
Sylwia Chutnik jest znakomitą obserwatorką, potrafi wykreować wyraziste postaci i zdarzenia, a jej debiutancką książkę czyta się z zainteresowaniem i całym szeregiem emocji w sercu. Należy mieć nadzieję, że ta – bądź co bądź – młoda autorka pokaże jeszcze na co ją stać, bo niewątpliwie ma wiele do powiedzenia. Zwrócenie uwagi na problemy kobiet i dopuszczenie ich do głosu, obalenie pewnych schematów i stereotypów było w Kieszonkowym atlasie kobiet zabiegiem znakomitym i jakże potrzebnym. Jeszcze żeby tylko autorka znalazła swą własną drogę, a nie siliła się na pseudouliczną mowę i ultraironię przetrawioną już przez Masłowską – byłoby idealnie. Z zaciekawieniem sięgnę po inne jej dzieła, w nadziei, że rozwinęła się i wykorzystała swój potencjał.
Moja ocena: 5/10
A mi się właściwie Atlas nie podobał. A Dzidzia podobno jest głupia, po prostu głupia.
Też mi się zdarzyło recenzję tej książki. http://beironic.blox.pl/2010/03/Kieszen-roznosci-pelna.html
Bati
A ja bardzo chętnie przeczytam ten atlas, bo już się o nim tyle naczytałam, że chciałabym mieć własną opinię. 🙂
Poluję na Sylwię Chutnik od jakiegoś czasu. Zawsze jednak przywlekam zamiast niej do domu inne książki, które akurat okazały się "ważniejsze" w mej niezbyt spójnej hierarchii.
I po przeczytaniu Twej recenzji zadumałam się dłużej nad tą pozycją. Bo sięgnąć, pewnie po nią sięgnę, ale czy na pewno powinnam nastawiać się na coś rzucającego na kolana?
Na pewno nie, zwłaszcza, że Masłowskiej nie trawię i nie wyobrażam sobie przetrawienie czegoś gorszego, czy jeszcze bardziej ubogiego.
Przyszło mi tylko wizualizować sobie przyjemną, szybką lekturę odwzorowującą rzeczywistość. Nic mniej, czy bardziej głębokiego.
Pozdrawiam 🙂
hm.. jedna z moich ulubionych pozycji na półce;)
"atlas" czytałam jakies półtorej roku temu, więc ciężko mi troche przypomniec sobie szczegóły fabuły,ale mam zupełnie odmienne zdanie. moim zdaniem książka jest świetna. przedstawienie postaci wcale nie jest dla mnie szablonowe i pospolite, a sam sposob narracji bardziej kojarzy mi się z witkowskim,(który nota bene jest moim ulubionym autorem) czy Millerem niż z Masłowską. Ale ja to tak z pozycji czytelnika, który średnio się zna 🙂
pierwszy raz słyszę i mam mieszane uczucia, jakoś specjalnie mnie do niego nie ciągnie
Ja też pierwszy raz słyszę, ale może poszperam o tym więcej, bo na razie mnie nie zaciekawiło 😉
Hm… Widziałam okładkę, widziałam tytuł, ale jakoś pachnie mi to feminizmem a ja się ani nie znam, ani na poczuwam 🙂 Ale kto wie? Jestem bardzo zmienna w doborze lektur 🙂
Pozdrawiam serdecznie 🙂
A ja Ci "Dzidzię" polecam. Fakt, że jest specyficzna…ale chyba warta przeczytania.
Chutnik feministka tak krytycznie o kobietach? (jeśli dobrze Cię zrozumiałam…)
Czy krytyka? Raczej nie – wydaje mi się, że przez wyeksponowanie tak przerysowanych postaci nakazuje zwrócić uwagę na problemy kobiet i stereotypy, jakie rządzą ich życiem.