Tektonika uczuć, Eric-Emmanuel Schmitt

Tektonika uczuć (La tectonique des sentiments), Eric-Emmanuel Schmitt

Wyd. Znak, Kraków 2008

Mam za sobą już kilka dzieł Schmitta, ale chyba jeszcze żadne nie zaskoczyło mnie tak bardzo, jak Tektonika uczuć – i to zarówno pod względem formy, jak i treści.

Głównych bohaterów jest dwoje – kobieta i mężczyzna, Diane i Richard – szaleńczo w sobie zakochani, nie potrafiący znieść nawet kilkuminutowej rozłąki. Wskutek paru niedomówień, głupich wątpliwości i dziwacznych kłamstw – kochankowie rozstają się. On co prawda wciąż chce się oświadczać, ale ona obiera inną taktykę – w ramiona ukochanego pcha inną – wynajętą specjalnie do tego prostytutkę. Zaczyna się istna burza, pełna napięcia i nieoczekiwanych zwrotów akcji – bohaterowie to zbliżają się do siebie, to oddalają, aby ostatecznie – po wielu zawirowaniach – wyjaśnić sobie wszelkie wątpliwości, jakie targały nimi od samego początku. Tylko czy wtedy nie jest już za późno?

Nie da się ukryć, że manipulacje, sekrety, dramatyczne porywy serca, fochy i intrygi mogą być irytujące. Zachowanie zarówno jej, jak i jego nieraz doprowadzało mnie do szału. Ale tak właśnie wygląda większość związków, jakie dane jest mi obserwować w życiu codziennym – zamiast szczerej rozmowy – duszenie w sobie, zamiast wyrażania czegoś wprost – półsłówka i niedomówienia ze złudną nadzieją w stylu: „a niech się sam(a) domyśli”. Do tego ciągłe kłamstwa, wieczna chęć trzymania drugiej osoby w garści i nieustające manipulacje – wszelkie te zachowania znakomicie unaocznia Tektonika uczuć.

Eric-Emmanuel Schmitt jest niezwykle zdolnym obserwatorem – jego bohaterowie nie są wcale przerysowani czy karykaturalni – tacy po prostu są ludzie. Angażują się na ślepo, nie mają do siebie szacunku i nie są zdolni do miłości bezwarunkowej. Do tego sami potrafią zniszczyć fundamenty czegoś, co nieraz budowali latami – raniąc jednocześnie najbliższe sobie osoby i samych siebie. Aż śmiać się chce, kiedy w literaturze – jak na dłoni – pokazane zostają wszelkie niedoskonałości relacji międzyludzkich. Komplikowanie prostych spraw jest bowiem chyba naszą domeną, ot co.

Nie bez przyczyny znajdujemy w dramacie Schmitta porównanie uczuć do ruchów tektonicznych. Uczucia bowiem przemieszczają się podobnie jak płyty, tworzące Ziemię – to oddalają się, to zderzają, wywołując wybuchy i trzęsienia oraz wszelkie niespodziewane reakcje.

Również ludzka psychika skonstruowana jest na tej zasadzie – jeden impuls, jedna mała iskierka, maleńki promień wystarczają, by obudzić uczucia lub wywołać katastrofę, by spowodować kolejne interakcje lub całkowicie odmienić rzeczywistość. Taką moc ma natura, taką moc ma i człowiek. I wcale nie jest to dobre, bo kiedy w grę wchodzą uczucia – to te rozjuszone emocje biorą górę nad rozsądkiem. I choć czasem potrzeba nam porywów i wzlotów – brak opamiętania może spowodować, że pozostaną już tylko słynne „płacz i zgrzytanie zębów”. Serce – jak najbardziej, ale niech i głowa ma czasem coś do powiedzenia. O rozczarowania przecież nietrudno…

Lekturę Tektoniki uczuć polecam wszystkim z całego serca. Bohaterowie czasem bywają męczący i drażnią, ale należy dać im szansę – są tylko zwykłymi śmiertelnikami, którzy zapomnieli, że czasem wystarczy szczera rozmowa i odrobina zaufania. Ich przykład powinien niektórym uświadomić, jak niewiele potrzeba, by miłość przerodziła się w „jedyne pewne uczucie” – nienawiść oraz to, jak łatwo można z własnej głupoty stracić coś pięknego i niepowtarzalnego. Schmitt jest pisarzem znakomitym – warto po niego sięgać. Zwłaszcza w przepięknym, polskim wydaniu. Okładki w Znaku zdecydowanie zachwycają – korespondują z treścią, przyciągają, a do tego kryją w sobie zagadki, które warto odkryć. Ale na takie zabawy można sobie pozwolić dopiero po lekturze. Zachęcam!

Moja ocena: 8,5/10

0 komentarzy

  1. Tektonikę uwielbiam, czego zdecydowanie nie da się ukryć.
    Bardzo dobrą recenzję napisałaś. Mam nadzieję, że przekonasz nią pozostałych do przeczytania.

    Pozdrawiam serdecznie :-).

  2. Teraz jest na całą serię Schmitta promocja w Znaku. Czytałam tylko "Oskar i Pani Róża", ale bardzo dawno temu i była to jedna z pierwszych książek jakie sama sobie kupiłam. Stała jedna na półce obok podręczników do gimnazjum:)

  3. Mam te książkę na półce już od kilku miesięcy, kiedyś ją zaczęłam, jednak teraz nie potrafię skończyć. I nie chodzi o to, że nie podobał mi się początek, bo wręcz przeciwnie – byłam nim zachwycona. Jakoś tak czasu brak, by zabrać się za własne książki, bo mam mnóstwo bibliotecznych, a terminy gonią nieubłaganie. Cóż, muszę się w końcu zabrać za tę książkę, bo gdzie nie przeczytam jakiejś recenzji – zawsze jest ona pozytywna. 🙂

  4. Świetna recenzja, jaka prawdziwa. Ja "Tektonikę…" też uwielbiam, podobnie jak "Małe zbrodnie małżeńskie", które dotykają podobnej tematyki i napisane są w tej samej formie 🙂

  5. Czyli jest to książka o związku, tak ?
    W takim razie nie wiem czy sięgnę, bo ja się strasznie denerwuje, jak czytam te historie o niedomówieniach i tak dalej ;]
    W związku musi być kawa na ławę – mężczyźni się nie domyślają wielu rzeczy a my kobiety nad interpretujemy 😉 Ile ja potrzebowałam czasu, żeby to zrozumieć i "dotrzeć" się w tej sprawie z moim Mężczyzną 😉

  6. Za niedługo zacznę czytać jedną z jego książek "Oskar i pani róża". Jeśli spodoba mi się jego charakter pisma to z pewnością przeczytam "Tektonikę uczuć", bo wydaje się być ciekawa 🙂

  7. Nie dla mnie… Jestem bardzo niecierpliwa, a irytujący bohaterowie doprowadzają mnie do szału. Może przeczytam sobie fragment, polegając na Tobie 😛 😀

  8. Dzieła tego autora chodzą za mną już od dłuższego czasu. Niestety ciągle wynajduję coś innego i książki Schmitta odchodzą na dalszy tor całkowicie nie świadomie. Trzeba w końca spiąć pośladki i ruszyć do biblioteki!

  9. Uwielbiam tę książkę właśnie dlatego, że jest prawdziwa. Nawet w swoim związku z przerażeniem widzę naleciałości relacji Diane i Richarda – chociaż nam zależy, podpuszczamy się tylko po to, żeby się upewnić. Czasem przez to na tym tracimy i wszczynamy niepotrzebne kłótnie. To męczące i staram się przed tym powstrzymywać, pamiętając lekcję Schmitta 😉

  10. Świetna recenzja! Ja też czytałam tę książkę, choć już dawno temu. Niestety nie rozgryzłam jej tak świetnie jak ty. Otworzyłaś mi oczy na kilka spraw poruszanych w tym dramacie i za to wielkie dzięki 🙂

  11. Już to brzmi zniechęcająco, że bohaterowie nie potrafią wytrzymać bez siebie nawet kilku minut… Jakie to nienaturalne! Pokażcie mi kogokolwiek, kto nie potrzebuje chwili dla siebie, odpoczynku od obecności drugiego, nawet najbardziej kochanego człowieka obok, kto stale musi być przy kimś, aby nie wpadać w rozpacz i panikę, a obdaruję Was połową mojego królestwa! 🙂 A tak serio: wszystkim wiadomo, że można wytrzymać bez ukochanej/ukochanego więcej niż "kilka minut" (jest to nawet wskazane, jako objaw swoistego "zdrowia" emocjonalnego)i trwałości/jakości związku to nie zagrozi. Pan Schmitt, pokazując sytuację taką jako katastrofę i przyczynę wszelkich w tym związku nieszczęść, już na początku historii serwuje mi niestrawną sztuczność i niewiarygodność, a tego w literaturze nie cierpię! Pewnie przeczytam, ale będę się zżymać.

  12. Masz rację – sytuacja chora i nienaturalna, ale traktuję to jednak jako metaforę. Bo znam takie pary, w których ludzie wzajemnie się więżą i ograniczają. Ma się wrażenie, że gdyby mogli, to by się nigdy nie rozstawali i nie spuszczali z oka. Ale to jest najzwyczajniej w świecie chore – własna przestrzeń jest konieczna. Niezbędna.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *