Gra na cudzym boisku, Aleksandra Marinina

Gra na cudzym boisku (Igra na czużom pole), Aleksandra Marinina
Wyd. W.A.B., Warszawa 2007

Oto nastał dzień, w którym przyszło mi przeczytać kryminał, którego zakończenia kompletnie się nie spodziewałam! Momentami miałam pewne wątpliwości, co do osoby, którą ostatecznie uznano za winną zbrodni, popełnionych na kartach Gry na cudzym boisku, ale nigdy myśli na ten temat nie zaprzątały mej głowy na dłużej, niż ułamek sekundy. Dzięki temu dałam się zaskoczyć – znakomicie!

Ale od początku… Kiedy w październiku doznałam nagłego olśnienia, że jestem miłośnikiem kryminału (czego sobie przez ostatnich 10 lat nie mogłam przypomnieć), stało się to za sprawą Aleksandy Marininy właśnie. Jej Kolacja z zabójcą okazała się dla mnie przełomem i sprawiła, że z wielką radością zbliżam się w bibliotece do półki „kryminał rosyjski” i wynajduję tam najlepsze perełki.

Taką właśnie perełką jest Gra na cudzym boisku – znakomita powieść, w której bohaterka cyklu – Nastia Kamieńska – wybiera się na zasłużony urlop do ekskluzywnego sanatorium. Traf chce, że w murach tego – z pozoru – urokliwego i sennego miejsca, unosi się aromat brutalnej tajemnicy. Tajemnicy, której nasza milicjantka zdaje się w ogóle nie zauważać…

Dopiero po jakimś czasie bohaterkę ogarnia niepokój – zanim jednak to następuje, w okolicy dochodzi do niezwykle brutalnych zbrodni, a dodatkowo niemal pod nosem Nastii kwitnie pewien okrutny biznes… Biznes wyjątkowo krwawy i obrzydliwy. Biznes, którego nie jest świadom nawet trzymający w garści całe Miasto miejscowy mafioso, z którym to Nastia zdecyduje się współpracować…

Akcja w Grze na cudzym boisku rozkwita niespiesznie – życie Nastii płynie powoli, Marinina stopniowo wprowadza kolejnych bohaterów, raz na jakiś czas tę łagodną historię przeplatając mocnymi akcentami z miejsc zbrodni. Usypiający klimat sanatorium osłabia czujność nie tylko głównej bohaterki, ale i samego czytelnika. Chłonąc tak (pozornie) spokojną historię, zaczyna się on prześlizgiwać po kolejnych stronach, nie zważając na istotne szczegóły i podpowiedzi, jakie serwuje nam narrator… Dlatego też tak łatwo o pomyłkę, o zagubienie i – w efekcie – o zaskoczenie. Ale to chyba dobrze, prawda?

Po lekturze Gry na cudzym boisku zaczynam jeszcze bardziej lubić główną bohaterkę, która powoli otwiera się na innych, a przy tym niemal wcale nie zagłębia się w depresyjne myślenie o niedociągnięciach swego wyglądu. To, co irytowało w tomie pierwszym – Kolacji z zabójcą – prawie całkowicie zanika w części kolejnej. Pozostaje jedynie cieszyć się z tego faktu. Bo ileż można czytać o kobietach pięknych i inteligentnych, sprytnych i oczytanych, które czynią z siebie szare myszy i umniejszają swą wartość na sposoby wszelakie? Przyczynę takiego zachowania Kamieńskiej możemy poznać w tym tomie – bardzo dobrze, że Marinina powoli odkrywa przed czytelnikiem sekrety tej fascynującej osobowości. Znakomicie wykreowała autorka tę bohaterkę. Śmiem nawet twierdzić, że w to jedna z najciekawszych postaci w literaturze. Poznajcie ją koniecznie!

Moja ocena: 8,5/10

PS. A jak mi skali braknie przy następnych tomach? 😉

0 komentarzy

  1. Czytałam właśnie "Kolację z zabójcą" i nie mogę doczekać się kolejnych książek tej autorki. Pierwsza była bardzo dobra, ciekawa jakie będą kolejne. 🙂

  2. Jak ogarnę się z tym co posiadam na półce, to z pewnością sięgnę i po "Grę na cudzym boisku". Muszę przyznać, że swoją recenzją zrobiłaś mi na nią wielką ochotę,.

  3. A ja się tak zabierałam za czytanie "Kolacji z zabójcą", że termin mi w końcu minął i musiałam zwrócić do biblioteki 😀

  4. :*
    Ja zakończenia byłam pewna od początku pojawienia się postaci – chyba jestem spaczona przez te kryminały 😉
    ~Bati

  5. Czytałam kiedyś jakąś książkę Marininy, ale zupełnie mi nie podeszła. Nie pamiętam nawet jej tytułu, ale zraziłam się do tej autorki i nie mam ochoty poznawać jej dalszej twórczości.

  6. Pamiętam, że czytałam tę książkę, pamiętam, że mi się podobała, jak przeczytałam recenzję, to przypomniało mi się, że akcja toczyła się w sanatorium, ale nic poza tym nie mogę sobie przypomnieć :/. Chyba powinnam kupić sobie Geriavit albo jeszcze raz po nią sięgnąć ;).

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *