Maciejka, Natalia Rogińska
Maciejka, Natalia Rogińska
Wyd. Prószyński i S-ka, Warszawa 2011
Przygoda z Maciejką zaczyna się nieco niepewnie – najpierw zapoznaję się z opisem, umieszczonym na odwrocie. Myślę sobie: „to może być dobra książka na popołudniowe odprężenie”. Potem przyglądam się bliżej okładce, która specjalnie nie oczarowuje, ale za to wpisuje się zarówno w szatę graficzną pozostałych powieści Rogińskiej, jak i w samą treść książki (o czym przekonuję się w trakcie lektury). Koniec-końców można docenić konsekwencję w tej kwestii, choć trochę martwi mnie to, że ktoś może prześliznąć się wzrokiem po tej okładce i nawet nie zwrócić na Maciejkę uwagi, kiedy znajdzie się ona wśród kilkudziesięciu innych, upchniętych na tej samej, księgarnianej półce.
Dlatego też – apeluję! – niech nie zmyli Was ta niepozorna okładka. W środku czeka Was naprawdę ciekawa przygoda…
Oto bowiem czytelnik wkracza do świata 37-letniej wyzwolonej singielki – Karoliny. Karolina jest pielęgniarką, a po godzinach dorabia jako opiekunka bogatego starca, stylizującego się na Hugh Hefnera. „37” to jednak nie tylko wiek bohaterki i jej potencjalny „szczęśliwy numerek” w lotto, ale i… liczba jej dotychczasowych partnerów seksualnych. Przez książkę przewija się ich kilku, ale ponieważ żaden nie dorównuje wielkiej miłości Karoliny, jakim jest jej dawny promotor, Maciej K. – wszyscy są tylko epizodem zarówno w jej życiu, jak i w samej powieści. Dlatego też bohaterka nie potrafi znaleźć szczęścia. Faceci to tylko kolejne punkty na jej seksliście (a i owszem, skomponowała taką), a miłość i szczęście rodzinne zdają się być tylko odległą wizją ze świata snów…
Czy sytuacja ulegnie zmianie? Nie zdradzę, ale zapewniam, że każdy kto sięgnie po Maciejkę, na pewno pozytywnie się zaskoczy.
Bo to powieść niebanalna.
Powieść ironiczna, ciepła i zabawna.
Powieść odprężająca i pełna humoru.
Powieść naprawdę wyjątkowa.
Okej – umówmy się – Maciejkę możemy spokojnie wsadzić do koszyka z czytadłami, ale! jest pewna zasadnicza różnica, nakazująca powieść tę sytuować nieco wyżej, niż wszelkie te relaksacyjne powiastki. Chodzi mi mianowicie o język. Bo o ile w zwykłym czytadle, zazwyczaj i on jest najzwyklejszy i prosty, o tyle w książce Rogińskiej stoi on na znacznie wyższym poziomie. Młoda pisarka bardzo sprawnie operuje piórem – jej trafne porównania, zabawne epitety i wyjątkowe metafory naprawdę cieszą me polonistyczne serce. Sprawiają bowiem, że powieść tę czyta się wyjątkowo przyjemnie i lekko. Ale nie tylko – ta książka zwyczajnie… wzbogaca człowieka językowo. Autentycznie. Można się prześlizgiwać po słowach i po prostu dryfować od strony do strony, ale można też przystanąć nad wieloma soczystymi fragmentami. Takimi fragmentami, których treść zapada w pamięć. I bynajmniej nie chodzi tu o żadne konkretne sytuacje, ale o ciekawe sformułowania czy wyjątkowo interesujące porównania. I to jest bardzo dobre w tej książce – bo pod pierzynką lekkiego czytadła można dostrzec tu znacznie więcej.
Ot, choćby stereotypy. Autorka rozprawia się z nimi znakomicie, część z nich obalając, część wyśmiewając lub przedstawiając w nieco innym świetle. Za zmęczoną pielęgniarką kryje się kobieta-wamp, za przykładnym mężem – zdradziecki oszust, za wymuskaną żonką – pragnąca uwagi prosta kobieta, za zboczonym staruszkiem – ciepły człowiek itd. itd. Podoba mi się to, że niektóre z ról w książce Rogińskiej się odwracają. Ot, po prostu miło jest poczytać wreszcie o czymś innym.
Ale nie ma tu stuprocentowej (miłej) odmienności, bo już np. przedstawienie wirtualnej rzeczywistości nieco mnie znużyło. Bo niby wszystko trafnie – sama czasem poekscytuję się portalem plotkarskim, sama podśmieję się z ilości zdjęć znajomych czy powstania kolejnej serii popularnego programu tanecznego, ale wszystko to wydaje mi się oklepane i mocno przeżute. Co prawda ich pojawienie się w tekście ma charakter ironiczny i niewątpliwie ocena autorki jest trafna, ale nie jest to dla mnie nic zaskakującego. Wszystko dlatego, że sama mam podobne zdanie i już dawno doszłam do takich samych wniosków, jak autorka. Czy więc „chce mi się” jeszcze o tym czytać? Nie do końca… Ale! Ale tutaj wszystko podane jest w tak uroczej formie, że nawet to uchybienie jestem w stanie Maciejce wybaczyć.
Zwłaszcza, że pewne mniej interesujące mnie fragmenty, rekompensują po pierwsze – te naprawdę fascynujące i po drugie – znakomite kreacje bohaterów. Ich mamy tu całą gamę – od przeróżnych mężczyzn, odwiedzających łóżka bohaterki i jej przyjaciółek, przez młodą studentkę EleoNorę po samą Karolinę i – wspomniane wcześniej – jej przyjaciółki. Trzeba przy tym zauważyć, że żadna z postaci nie jest banalna, oczywista i jednoznaczna, a między bohaterami zawiązują się ciekawe relacje – mnie fascynuje zwłaszcza ta na linii Karolina-Nora – może dlatego, że z tą drugą łączy mnie wiek i pewne ideały. Do tego – najzwyczajniej w świecie – odczuwam odrobinę zazdrości na tle tych ich „ciotczano-przyjacielskich” relacji. Miło się odbiera również nakreślenie babskiej przyjaźni, jaką poszczycić się może główna bohaterka. Nadaje to książce z jednej strony dynamiki, bo większość kobiecych postaci w Maciejce to same energiczne, ciekawe babki, a z drugiej – pewnej uroczej sielskości. Bo tak naprawdę w kobiecą przyjaźń wierzę równie mało, jak w tę damsko-męską (która podobno nie ma prawa istnieć) i lubię wiedzieć, że to jednak moje wypaczenie, a nie jakaś choroba cywilizacyjna…
Gdybym miała krótko podsumować me wrażenia (bo pewnie nie wszyscy będą tak wytrwali, aby przeczytać powyższe wywody), napisałabym na pewno, że książka Natalii Rogińskiej zasługuje na uwagę zarówno żeńskiej, jak i męskiej części publiczności. Że jest pełna humoru i ironii. Że potrafi i zaciekawić, i wzbogacić, i zrelaksować. Do miana arcydzieła literatury pretendować nie będzie, ale z pewnością spełni oczekiwania każdego, kto szuka lekkiej, zabawnej i niegłupiej książki, którą pochłonąć można w kilka miłych godzin…
Moja ocena: 7,5/10
Za książkę dziękuję wydawnictwu Prószyński i S-ka.
:))Mamy podobne odczucia.
Nie przepadam za tego typu książkami, a wyszukany, trafny język obawiam się, nie wystarczy by po nią sięgnąć. Cóż, może kiedyś, w akcie desperacji 😉 Póki co wstrzymam się.
Kurka wodna, tyle pozytywnych recenzji, ze chyba poza kolejnoscią się za nią wezmę!
Jestem zainteresowana tą książką od recenzji Sabinki, ale Twoja również utwierdza mnie w przekonaniu, że czas ją przeczytać.
Super szablon, jest o wiele bardziej czytelnie.
Wesołych:)
Mam na półce, ale właśnie też wcześniej Rogińskiej nie czytałam jeszcze. Mam nadzieję, że mi się spodoba 🙂
Kasiu,
myślę, że jednak warto spróbować. Nie można sprowadzać wszystkich książek tego typu do miana ostatecznych czytadeł. Bo tu oprócz rozrywki naprawdę jest sporo więcej. Warto 🙂
Wpisałam tę książkę na moją listę już wcześniej, po przeczytaniu recenzji Sabinki, a teraz, jeszcze po Twojej recenzji podkreślę ją czerwonym kolorem, żebym pamiętała o niej podczas kolejnej wizyty w księgarni 😀
Zapowiada się naprawdę świetnie i nie mogę się doczekać aż ją przeczytam 🙂
Brzmi ciekawie, więc się skuszę.
Ja ze swej strony polecam "Emigrantkę z wyboru" Dany Parys-White. Czytadło, które okazuje się czymś znacznie głębszym, niż się pozornie wydaje. Trudno się od niej oderwać. Jeśli ktoś lubi (e)migracyjne historie, to tę właśnie polecam. Zabawna i wzruszająca, do połknięcia w jeden wieczór.
A moje "ale" wobec tej książki znacząco różni się od Twojego 🙂