Małe zbrodnie małżeńskie, Eric-Emmanuel Schmitt
Dlaczego?
Bo ani forma, ani treść MZM mnie nie zaskoczyły. Wręcz przeciwnie – błyskawicznie zaczęłam zestawiać ze sobą oba dramaty i wyszukiwać między nimi cech wspólnych. Schemat jest niemal identyczny – dwoje kochających się ludzi walczy ze sobą i z uczuciem, które ich łączy. Jednak przy Tektonice ich problemy były raczej tendencyjne, doskonale mi znane z życia codziennego. W Małych zbrodniach autor poszedł nieco dalej i zgłębił problemy, o których mówi się mniej, które się przemilcza, a które są niemniej ważne.
Małe zbrodnie małżeńskie to historia traktująca przede wszystkim o zaufaniu i wzajemnym szacunku. Autor postawił małżeństwo z długim stażem przed ciekawym problemem – wskutek wypadku mąż doznał amnezji. Co w takiej sytuacji robi żona? Chce ukochanego przystosować do nowej rzeczywistości, opowiadając mu o tym, jakim wspaniałym człowiekiem był. Nagina prawdę do tego stopnia, że nawet facet z ciężkim urazem głowy nie jest w stanie jej uwierzyć. Zaczynają się przepychanki i dyskusje nad sensem wspólnego życia. Do jakich wniosków dojdą kochankowie? Do kogo odniesie się cytat z okładki książki:
i kto wyjdzie cało z tej historii? Ten się dowie, kto przeczyta.
Obiektywnie rzecz biorąc, Małe zbrodnie małżeńskie prezentują się lepiej niż Tektonika uczuć. Ale ponieważ to opieranie się na utartych schematach zaczyna mnie w autorze drażnić, nie jestem w stanie wlepić kolejnej książce dziewiątki. Pozostawię ją bez oceny, bo nie umiem odpowiednio nagiąć skali do dwóch podobnych utworów, z których ten lepszy bardziej irytuje. Mam przy tym wielką nadzieję, że Schmitt jeszcze czymś mnie zaskoczy. Mam na półce jeszcze kilka jego dzieł – oby były warte uwagi.
Moja ocena: brak
A ja właśnie zaczynałam o małych zbrodni a tektoniki nie czytałam. Dobrze wiedzieć że jest podobny schemat i może właśnie dlatego sięgnę po Teektonikę 😉
To jedna z pierwszych ksiażek jego jakie czytałam. Pamiętam byłam zachwycona!
Tylko, że jest odwrotnie – to "Małe zbrodnie małżeńskie" były pierwsze!
Ale nie zmienia to faktu, że mnie też ten schematyzm denerwuje. Jeszcze bardziej w książkach o "chłopcach" i Bogu w różnych religiach.
Mnie wychodzi na to, że jako tako bronią się jego opowiadania, są na tyle różnorodne, że zawsze znajdzie się choć jedno dla siebie:)
Schmitt czasem rzeczywiście wykorzystuje te same schematy, ale ja nic nie poradzę na to, że i tak go uwielbiam 😉 MZM widziałam w teatrze, nie czytałam dramatu, ale pamiętam, że bardzo mi się podobały. Tektonika rzeczywiście w niektórych aspektach jest podobna, jednakże chyba zarówno zakończenie jak i główny problem są inne.
Nie znam twórczości tego autora, ale mam wielka ochotę przekonać się czy rzeczywiście jego książki są tak rewelacyjne.
"Małe zbrodnie małżeńskie" to na razie jedyna książka Schmitta jaka czytałam, ale zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Pozdrawiam 🙂 A mój ranking gotowy 😉
Maniaczytania,
tak, wiem 🙂 Ale ja czytałam je w innej kolejności, stąd takie, a nie inne wnioski 🙂
Od dłuższego czasu mam ją w planach i liczę cichutko, że niedługo uda mi się tę książkę przeczytać. Ciekawość nie daje mi spokoju:)
czyli nie mam już po co czytać "Tektoniki…" skoro MZM mi się nie spodobały? co do Schmitta, to poza "Oskarem" nie znajduję przyjemności w czytaniu jego książek, chociaż od czasu do czasu próbuję 🙂
Lubię Schmitta, naprawdę.
A i tę czytałam.
Ja co do Schmitta mam mieszane odczucia. Póki co z książek jego autorstwa przeczytałam jednynie "Oskara i Panią Różę" i choć nawet mi się to opowiadanko podobało, to z kolejnymi tytułami jakoś się nie spieszę. Mam dziwne przeczucie, że się z Panem Schmittem nie zaprzyjaźnimy 🙂
Całkiem niedawno czytałam MZM i zupełnie mnie nie zachwyciły. To był drugi utwór Schmitta, po który sięgnęłam i nadal nie jestem do tego autora przekonana.
rrewelacja, połknięta w południe