KKD #10: Nie wszystko złoto, co się świeci?
#10: Nie wszystko złoto, co się świeci?
Ponieważ tematem przewodnim aktualnej edycji „top 10” są nasze ulubione okładki, postanowiłam i w Kreatywnym Klubie Dyskusyjnym poruszyć ich temat. Bo choć znane jest powiedzenie o nie ocenianiu wnętrza na podstawie tego, co na zewnątrz – nierzadko jest tak, że to właśnie okładką sugerujemy się przy wyborze tytułu, po który sięgamy lub który odrzucamy.
Niekiedy na podstawie okładki możemy zorientować się do jakiego gatunku przynależy dana książka. Fantastykę, horrory czy harlequiny z reguły rozpoznać można już na pierwszy rzut oka. Jeżeli ktoś w takiej tematyce nie gustuje, naturalnym jest, że nawet nie wysili ręki, by po taką książkę sięgać. I ja to rozumiem. Ładna okładka nie przekona nas do tego, czego nie lubimy, a mało atrakcyjna nie zniechęci, skoro i tak do danego gatunku podchodzimy sceptycznie.
Chodzi więc o sytuację nieco inną. Wchodzimy do księgarni, by wybrać jakiś przypadkowy tytuł. Od przekroczenia progu zostajemy zalani tysiącami (chyba nie przesadziłam, co?) obrazów. Wydawcy kuszą kolorami, symbolami czy znanymi twarzami, a my instynktownie sięgamy po te tytuły, które naszą uwagę przykuły najbardziej. Czasem kusi nazwisko, czasem tytuł, ale najczęściej tym, co wzbudza nasze zainteresowanie jest właśnie okładka. Jasne, z reguły zakupu dokonujemy na podstawie opisu danej książki, ale aby w ogóle ów opis przeczytać, okładka musi przyciągnąć nasze oczy i ręce, prawda? Nudna i nieatrakcyjna okładka zwiastuje nudną i nieatrakcyjną lekturę, więc szanse, że w ogóle dany tytuł z półki ściągniemy, są marne.
Dzięki blogom przekonuję się, że książki, których wygląd mnie odstraszył, nie zainteresował lub zniechęcił mogą okazać się naprawdę wartościowe. Często okazuje się, że pod okładką, która nie przykuła mej uwagi, kryje się prawdziwy skarb. Z tego właśnie powodu staram się dawać szanse nawet tym tytułom, których okładki – na pierwszy rzut oka – nie są dla mnie atrakcyjne. Nie jest to łatwe, przyznaję. Lubię kiedy książka intryguje mnie i kusi już swym wyglądem. Niestety, często okazuje się, że poza pięknem zewnętrznym, większej wartości w danym tytule znaleźć się nie da. „Nie wszystko złoto, co się świeci”, prawda?
Czy więc warto oceniać książkę po okładce?
Czy warto ufać tylko pierwszemu wrażeniu?
Zdarzyło Wam się poznać książki piękne na zewnątrz i okropne w środku?
Lub odwrotnie – paskudne z wyglądu, za to piękne wewnątrz?
Opowiedzcie o tym!
Okładka to chyba najmniej ważny element przy wyborze książki choć muszę przyznać, że lubię kiedy serie wydawnicze mają podobne okładki – jeśli wchodzę do księgarni polować na coś nowego to zawsze rozglądam się za okładkami serii które znam wierząc, że nie zawiedzie mnie redaktor serii. Nie mniej zbyt uważne przyglądanie się okładkom może mieć swoje minusy – ile to razy pozornie mało znaczący rysunek na okładce zdradził mi puentę książki a streszczenie z tył postarało się bym poznała dzieje bohaterów nie tylko w tym tomie ale i w kilku następnych.
Lubię ten temat, choć z okładkami różnie u mnie bywa. Jeżeli następuje taka sytuacja, o jakiej piszesz- czyli idę do księgarni i chcę kupić cokolwiek kieruję się wzrokiem. Wydawcy na szczęście wydają książki według określonego kanonu i bardzo szybko rozpoznaję konkretne wydawnictwo oraz gatunek. Gdy książka kryje w sobie prawdziwe piękno, z pewnośćią wydawnictwo zadbało o to, by jej aparycja przykuwała uwagę czytelnika. Jestem wzrokowcem i kieruję się wrażeniami wzrokowymi przy wyborze książki. W szczególności gdy buduję swoją biblioteczkę dbam, by znalazły się tam najpiękniejsze powieści piękne również ze względu wizualnego. Sprawa ma się jednak inaczej, gdy znam już jakąś książkę. Znając jej zarys przyporządkowuję jej okładkę. Gdy książka opowiada o mrocznej, tajemniczej wiktoriańskiej Anglii pragnę mieć stary, zniszczony egzemplarz z antykwariatu. Muszę jeszcze wspomnieć o tym, że mimo kilku cudów polskich wydawnictw jestem wielką fanką tych zachodnich. Oto moje ulubione:
http://data.whicdn.com/images/12041036/tumblr_lof6ynfB5r1qcpngio1_500_large.png
http://data.whicdn.com/images/910513/tumblr_ksbepkIsHI1qzq8zqo1_500_large.jpg
http://data.whicdn.com/images/910514/tumblr_ksbepshUTH1qzq8zqo1_500_large.jpg
Hah, a ja zauważyłam ostatnimi czasy, że niestety nawet świetny opis na okładce, zapowiadający niezwykłą frajdę z czytania, okazuje się mieć niewiele wspólnego z faktyczną treścią. TO jest najgorsze :/
Wiem, że nie powinno oceniać się książki po okładce, ale najpierw mimochodem zerkam na szatę graficzną. Potem czytam krótką notkę zamieszczoną na końcu książki i w sumie od tego opisu wszystko zależy czy dana pozycja zaintrygowała mnie czy raczej zniechęciła.
http://kasiek-mysli.blogspot.com/2011/11/kkd.html PODCZEPIŁAM SIĘ I JA 🙂
Powiem Ci szczerze, że mimowolnie okładka wpada mi w oko ilekroć szukam w księgarni czegoś dla siebie. Nie jest jednak pewnikiem co do tego, czy zabiorę ją ze sobą, czy też nie. Zawsze kilkukrotnie czytam opis znajdujący się na ostatniej stronie, a także przypadkowe fragmenty i dopiero wtedy podejmuję ostateczną decyzję.
No tak…Nie mogę powiedzieć, że nie zwracam uwagi na okładkę, bo to by było kłamstwo:)
Moje oko zawsze wyłowi książkę z ciekawą okładką, choć obok niej może stać sobie szara, bura i niepozorna książeczka z ciekawszą treścią. Ale walczę z tym, walczę 😉
Podobnie jak cyrysia, zwracam też uwagę na opis z tyłu okładki i raczej to przesądza o kupnie.
Aha i jeszcze dodam (a wiem, że jestem w mniejszości), lubię okładki filmowe:)
Kasiu,
przytoczone przez Ciebie przykłady są genialne! Również rozkochana jestem w zagranicznych wydaniach, szczególnie brytyjskich.
Z zasady szerokim łukiem omijam okładki będące utrzymane w paranormalnej konwencji – czyli roznegliżowana ona/on plus mhrrroczny klimat (upadły anioł, nawrócony demon, przewrócony krasnoludek…).
Poza przytoczonym przeze mnie przykładem chyba raczej nie zwracam uwagi na okładkę przy wyborze książki. Ewentualnie w trakcie czytania stwierdzam, czy grafika pasuje do treści czy też nie.
Pozdrawiam
Silaqui 🙂
Oj zdarza się zdarza:) Bardzo ważne są dla mnie okładki. Nic na to nie poradzę. Jak widzę piękną i lśniącą to na 90% znajdzie się w moich rękach. Okładki "brzydulki" zawsze mnie od siebie odrzucały.
Ach, możemy walczyć z wrażeniami, walczyć z tym, że i tak i tak będziemy oceniać tą książkę po okładce, ale na samym końcu i tak wrócimy do tego skrótu. Sama wybieram raczej proste okładki, jeśli jest za bardzo 'bajerandzka' to pewnie musi uzupełnić braki treści. Top10: http://feetonhorizon.blogspot.com/2011/11/oceniasz-ksiazke-po-okadce.html
Nigdy nie oceniam książki po okładce dla mnie liczy się treść i przesłanie okładka nie ma znaczenia.