Defekt pamięci, Krzysztof Bielecki

Oto książka, która od jakiegoś czasu wzbudza spore zainteresowanie blogerów. Opinie z jakimi się dotąd spotkałam są jednoznaczne – Defekt pamięci to kawał dobrej, nietuzinkowej prozy. Pod każdą entuzjastyczną recenzją odnajdywałam jednak pełne wahania komentarze – a bo autor nieznany, a bo jakoś tak dziwnie wydana, a bo polska… Takie tam blablabla – głupawe gadanie ze strony tych, którzy tak naprawdę nie wiedzą, co powiedzieć. Boicie się dobrej, rodzimej prozy?
Boicie się inteligentnych książek, które zmuszają do myślenia i poruszają do głębi?
No cóż – Wasz problem i Wasza strata.
Ja nawołuję: nawróćcie się, póki możecie! Bałam się, że już nigdy nie doświadczę tego, co dał mi Murakami – tego dreszczu emocji i niemal bolesnego ściskania w środku, że oto odkryłam coś wyjątkowego, niesamowitego. Coś, co każe mi gapić się w sufit i myśleć, krążyć bez celu i myśleć. Coś, co silnymi szponami porywa mnie w swe ramiona, dusi, miażdży i nie chce wypuścić. Uwielbiam świeżość i nieprzewidywalność, kocham literackie eksperymenty. I kocham ten zalew niesamowitych wrażeń i emocji, który w całym moim życiu zagwarantowała mi jedynie twórczość japońskiego mistrza prozy. No cóż, teraz w jednej linii z Murakamim stawiać będę Krzysztofa Bieleckiego. Czy to wystarczająca rekomendacja? Jeżeli jeszcze Wam mało, pozwólcie, że nakreślę Wam nieco obraz Defektu pamięci. Głównym bohaterem powieści jest Kool Autobee – człowiek przypadkowo wplątany w serię dziwnych zdarzeń. Jego nowy świat jest zagadkowy, nieprzewidywalny i kompletnie surrealistyczny – oto bowiem Kool musi każdego dnia Pisać, aby gdzieś na świecie nie zdarzył się kataklizm. Takich jak on – Piszących – jest wielu. Obowiązkiem każdego z nich jest zapisywanie codziennie kilku, kilkunastu czy kilkuset stron tekstu. Jeżeli nie wykonają zadania – stanie się tragedia. Cóż więc robić? Trzeba pisać, aby żyć… Wyobrażacie sobie coś takiego? Jeżeli nie, to źle z Wami, bowiem im dalej w las, tym bardziej zawiłe i tym mocniej surrealne zdarzenia podsunie Wam Krzysztof Bielecki. Losy niezwykłych bohaterów będą się zderzać, plątać i rozwijać w niespotykanych kierunkach. Ich światy będą na siebie wzajemnie oddziaływać. Pośrodku tego wszystkiego znajdziecie się Wy – zagubieni, poruszeni, rozemocjonowani i przejęci. Za każdym razem, kiedy ułożycie w głowie scenariusz dalszych wydarzeń – zostanie on zadeptany. Ilekroć pomyślicie, że już wszystko wiecie – znajdziecie się w ślepej uliczce. Będziecie się cofać, dumać, dedukować a i tak na końcu ktoś zagra Wam na nosie. Bo wniknięcie w czyjś pozbawiony schematów umysł nie jest sprawą łatwą, a co za tym idzie – wizję autora poznacie w pełni i zrozumiecie już po lekturze. Albo po kilku lekturach. Brzmi intrygująco? Mam nadzieję. Bo solidne argumenty musi mi przedstawić ten, kto skreśli tę książkę, jeszcze zanim ją pozna… Nie przeszkadzały mi zawiłości i splątania Defektu pamięci – świetną zabawą było dla mnie przemierzanie tego labiryntu i poznawanie naprawdę niezwykłych bohaterów. Fakt, czasem trzeba było się zatrzymać, pomyśleć, cofnąć o kilka stron i znów pomyśleć, ale uznaję to za zaletę książki. Napotkałam jednak i wady, zgłębiając tę historię. Wątek BN82 miejscami mnie nużył – zwłaszcza kiedy dopiero go poznawaliśmy. W ogóle książka miewała krótkie, gorsze momenty, ale generalnie pochłonąć ją można błyskawicznie, z obowiązkowymi wypiekami na twarzy. Takie historie lubię! Moja ocena: 9/10
Za książkę dziękuję autorowi.
]]>

0 komentarzy

  1. "Coś, co każe mi gapić się w sufit i myśleć, krążyć bez celu i myśleć." – proponuję wczytać się w Witkiewicza :)))
    Co do książki, baardzo chętnie bym się z nią poznała bliżej aniżeli tylko za pośrednictwem recenzji.

  2. Dużo osób zachwala tę ksiązkę, podobnie jak ty, a ja natomiast jakoś nie potrafiłam wczuć się w tę bajkę. Może coś ze mną nie tak, albo mam za małą wyobraźnię, ponieważ dla mnie była to nieco zwariowana historia w której nadmiar postaci i chaotyczna fabuła wprowadzała mnie w wirowy zamęt, ale wiadomo każdy ma inny gust.
    Jedno muszę przyznać, że sam pomysł na historię ,,Defektu pamięci'' był niezwykle oryginalny i nietuzinkowy.

    1. Ale fabuła koniec-końców okazała się wcale nie chaotyczna, a skrupulatnie i logicznie ułożona. To właśnie mi się spodobało – autor potrafił plątać i mieszać, a ostatecznie i tak wszystko genialnie wytłumaczył.

    2. To prawda, że w zakończeniu książki wszystko fajnie ułożyło się w jedną logiczną spójną całość i cieszę się, że było one takie zaskakujące i nieoczekiwane.
      Jednak moje ogólne wrażenia całokształtu ,,Defektu'' są raczej na przeciętnym poziomie, ale jak wspominałam, każdego czytelnika nieraz co innego cieszy 🙂
      Pozdrawiam serdecznie.

  3. Jak porównujesz kogoś do Murakamiego to już jest… COŚ

    A co do kompatybilności gustów… już dawno wiedziałam, tylko Ty wątpiłaś 😉

    1. Nigdy w nas nie wątpiłam, Kasiuuu! :))

      Porównanie do Murakamiego – zgadza się. Aczkolwiek nie chodzi tu o styl czy poruszaną tematykę, a właśnie o emocje, jakie obaj autorzy mi dali. O niesamowitą wyobraźnię, która łączy ich obu. To bardzo wiele dla mnie znaczy.

  4. Ostatnio wszędzie jest głośno o tej książce, więc chyba muszę ją w końcu przeczytać. Poza tym Twoja recenzja bardzo zachęcająca 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *