KKD #15: I czego się wtrącasz do cudzego blogowania?

Klub Dyskusyjny

#15: I czego się wtrącasz do cudzego blogowania?

Tacy światli, tacy kulturalni, tacy oczytani. Jednostki wybitne, bo w końcu – w przeciwieństwie do większości głupiego społeczeństwa – czytają. Niby wypowiedzieć się potrafią, niby bogaci wewnętrznie, a jednak kiedy przychodzi co do czego, nazwą człowieka debilem, bo inne książki czyta. I jeszcze śmie polecać je i wysoko oceniać.

Były sobie Targi Książki w Katowicach, podczas których dziewczęta przyznały, że nie przedstawiają na blogach romansów, bo to w złym tonie. Bo jakiś chory stereotyp zrodził się wokół danego gatunku i jego fanów. Wyszło na jaw, że harlequinów i innych pierdół (zwłaszcza poradników i książek ezoterycznych) nie wolno oceniać wysoko, bo zaraz się publika burzy. Początkowo zjawiska nie pojmowałam, ale jakiś czas później napisałam o Masłowskiej, która ewidentnie niektórych mierzi, a jeszcze później o bestsellerowych Pięćdziesięciu twarzach Greya i burza, którą moje skandaliczne opinie wywołały uzmysłowiła mi, jak bardzo zaciemnione mogą być światy niektórych czytelników.

Ja bardzo przepraszam, ale co kogoś obchodzi, że według mojej własnej, prywatnej, osobistej skali ocen Harry Potter staje na równi ze Skazanymi na Shawshank, Słownikiem piłkarskiej polszczyznySzelmostwami niegrzecznej dziewczynki? Albo lepiej – Gra w klasy pojawia się obok Igrzysk śmierciCukierni Pod Amorem? Wpadnie taki, przeczyta dwa zdania, rzuci okiem na ocenę podsumowującą i od razu pozwala sobie na bulwers, że no ale jak to? Nie przystoi takiej książce dawać „siódemki/ósemki/piętnastki”. A bo co? Pytam ja się. Zamiast taki wielki oczytany polemizować z argumentacją umieszczoną w recenzji, dyskutuje z liczbą, która jest tylko symbolem i dodatkiem, a bez tekstu wyjaśniającego (czyt. recenzji) nie przedstawia żadnej wartości. W dodatku moją własną, prywatną, osobistą skalę ocen zestawia ze swoją własną, która jest zupełnie inna (niebywałe!).

Fala maili i komentarzy, jaka zalała mnie po wystawieniu skandalizującej siódemki powieści pani E L James początkowo mnie śmieszyła, ale po czasie nasunęła parę smutnych refleksji – czy to naprawdę takie problemowe, że ktoś ma inne zdanie? Inny gust? Ja nie latam po blogach i nie drwię z ludzi, którym podobają się książki nisko przeze mnie ocenione. Każdy ma swoje preferencje i cieszy mnie, gdy nie wstydzi i nie boi się pisać o czymś, co przez innych uważane jest za obciach. Co więcej – doskonale wiem, że są momenty, w których tylko proste czytadło czy durny harlequin mogą pomóc w zajęciu umysłu. I jeżeli w danym momencie mojego życia książka powszechnie uważana za gniot pomaga mi, daje radość i ukojenie – dam jej taką samą ocenę, jak Grze w klasy. Mnie to nie boli, a jeżeli innych aż tak bardzo ranią numerki pod cudzymi recenzjami, niech robią, co chcą – mogą wysłać anonimowego maila, że jestem debilem reklamującym gnioty. Przynajmniej będzie śmiesznie 🙂

A teraz opowiedzcie, czy naprawdę powinniśmy jednakowo odbierać wszystkie książki? Czy słusznym rozwiązaniem jest całkowite rezygnowanie z wystawiania ocen? A może powinniśmy całej blogosferze narzucić jednakową skalę i wtedy polemika z liczbami zniknie?

Zapraszam (kulturalnej) do dyskusji!

0 komentarzy

  1. A jak książki rożnicować? Czy np. p. Grey powinien trafić do szufladki erotyczny chłam? Potter – nieambitna literatura dla wiecznych Piotrusiów Panów? Cortazar – literatura dla ambitnych, a Cukiernia – książki gospodyń domowych? I dopiero wewnątrz tych kategorii stworzyć punktację?
    Bez sensu.
    Ja nie rozumiem tej wewnętrznej klasyfikacji. Czytasz romanse, więc jesteś pusta, z czym do ludzi. Czytasz ambitną fantastykę, czyli wow, trzymasz poziom. Myślałam, że liczy się pasja, umiłowanie słowa pisanego.

    Ale kolejny raz okazuje się, że jestem naiwną idealistką.

    1. Hahah, Kasiek! Właśnie myślałam o tych osobnych skalach – jakaś blogerska władza niech stworzy kilka dziedzin, według których będzie książki dzielić i reszta społeczności niech się potulnie dostosuje. Tam "7", którą daję średnim książkom będzie oczywiście oceną wysoką 🙂

    2. Kasiek, pod tym: "Ja nie rozumiem tej wewnętrznej klasyfikacji. Czytasz romanse, więc jesteś pusta, z czym do ludzi. Czytasz ambitną fantastykę, czyli wow, trzymasz poziom. Myślałam, że liczy się pasja, umiłowanie słowa pisanego." to ja się też podpisuję, napisz gdzieś że "Zmierzch" oceniasz 8,9 lub 10/10, to dopiero się zrobi dym, bo jak tu chwalić coś, co 95% osób, które nie czytały krytykują?
      (ja nie mam zdania akurat co do tej powieści, nie czytałam)

    3. Co do samego "Zmierzchu", czytałam całą sagę i wystawiłam im wysokie noty. Co jak co, ale książki mi się podobały. A to, że autorka miała swoje wyobrażenie o dobrych wampirach i wilkołakach to inna sprawa.
      Właśnie najczęściej odzywają się osoby, które nie czytały książki, a mają w zwyczaju ją krytykować…

    4. O tak, 'Zmierzch' to już taki żelazny przykład. Mam mnóstwo znajomych, którzy nawet nie czytali, a i tak są wielkimi znawcami. A ja 'Zmierzch' lubię i polecam 🙂

    5. A ja sobie powtórzę Zmierzch, mi się podobał, filmy mi sie podobały.n Jest powiedzenie, że nie to ładne, co ładne, ale to co się komuś podoba. Bo mam się automatycznie zachwycać Cortazarem ale wyśmiewać Grocholę? Tak dla zasady?

      Walić taki konformizm!! Płyńmy pod prąd 😛

    6. Powinnam wpaść do Ciebie i Cię rozgonić, bo mnie się proza pani U. nie podoba. Czyś na głowę upadła polecając ją? ;))))

      Tak dla zasady pozabijajmy się wszyscy.

    7. Rozgrom, zbutuj, zmieszaj z błotem, a najlepiej z jakimś nawozem. Mi się Sosnówka nie podobała i swego czasu zjechałam jak mokre zboże, ale to ujdzie, jak na mój plebejski gust 😉

  2. Moim zdaniem opinia o książce to jest cały tekst, który bloger napisał, a nie tylko ilość punktów. Ja staram się przyznawać oceny które odzwierciedlają pozycję danej książki na tle innych przeczytanych przeze mnie książek z tego gatunku. Jeśli lubię kryminały to nie dam słabej oceny książce historycznej tylko dlatego, że nie ma tam wątku kryminalnego ;].
    Nie boję się dać 10 dobrej, młodzieżowej książce, a niskiej oceny wielkim pisarzom z danego gatunku. Jeśli trafię na totalny odmóżdżacz, w którym akcja będzie dobra i będę się świetnie bawić to nie dam niskiej oceny "a bo może ktoś wyśmieje mój gust". Poza tym przed przeczytaniem książki czytam opinię w kilku źródłach i na podstawie tego wyrabiam sobie opinię.
    Mam za to czasami dylemat jeśli chodzi wysokie oceny książek, które dostaję do recenzji. Zanim wybiorę jakieś pozycje często sprawdzam opinie innych o treści, więc wybieram tylko te, które naprawdę są polecane przez blogerów/portale i mają ogromną szansę mi się spodobać. Ktoś złośliwy i tak napisze, że oceniam pod dyktando wydawnictwa.
    Więc nie ma co się przejmować tym co napisze anonimek i nadal pisać SWOJE opinie na temat przeczytanych książek.

    Chyba częściej będę uczestniczyła w KKD, przynajmniej będę mogła się wygadać ;]

    1. W tym rzecz, że osoby, które lubią zostawiać puste komentarze skupiają się na paru zdaniach i ocenie końcowej, którą (nieopatrznie) porównują ze swoją. Potem zostawiają mało wartościowe komentarze, które ujawniają, że delikwent recenzji w ogóle nie czytał…

      Mnie też zdarza się oceniać wysoko i arcydzieła literatury, i młodzieżówki, i czytadła. Nie zrobię osobnej skali dla każdego gatunku tylko dla wygody osób, które nie silą się na przeczytanie recenzji, a swój komentarz opierają wyłącznie na liczbach, zamykających tekst.

    2. Ja np. lubię czytać recenzje jak i opinie, które są skrajnie różne od mojej oceny czy opinii. Czasami nie dowierzam własnym oczom, jak jakiś gniot jest wychwalany pod niebiosa, albo odwrotnie – dobra literatura tudzież dobre kino jest niedocenione (to często w bólem serca). Zachowuje jednak to dla siebie; mam jeszcze trochę oleju w głowie, żeby wiedzieć, że każdy może mieć inny gust.

    3. Ja też lubię odmienne opinie – skonfrontowanie się z nimi jest ciekawym doświadczeniem. Większy problem mam z opiniami zbliżonymi do moich, bo nic nowego nie mogę dodać i zostawiam raczej mało ciekawy komentarz.

  3. Sama miałam w planach napisać podobny post, gdyż coraz częściej spotykam się z takimi osobami. Osobami, które bulwersuje moja ocena, zupełnie inna od oceny tego człowieka. Co jak co, ale różne są gusta i nie powinno się o nich dyskutować. Zresztą, każdy inaczej odbiera daną pozycje, znajduje w niej inne aspekty. Nie rozumiem ludzi, którzy nie potrafią pojąć, w czym jest rzecz. Gdyby ktoś napisał tylko "Najlepsza książka. 6/6!" i nie podał argumentów – niech się bulwersują. Moim zdaniem, należy czytać wiele razy tekst, nim chce się go skrytykować!

    1. A co do ocen, tzn. tych liczb pod koniec/na początku postu… Chyba niedługo zrezygnuję z pisania tych cyferek, więc komentujący będą wręcz zmuszeni przeczytać całą recenzję, aby zrozumieć, czy książkę oceniam wysoko, czy nisko.

    2. Ale żebym źle nie zrozumiała, dyskusja jest pożądana? A niemerytoryczna krytyka nie? Bo wiesz żebyśmy nie doszły do absurdu, w którym nie można byłoby się wypowiadać, mając inne zdanie.

      Z tych powodów o których piszesz zrezygnowałam z punktowej oceny.

    3. Oczywiście, dyskusja jest jak najbardziej wskazana! Lubię porozmawiać z osobami, które czytały daną pozycję. Ciekawie jest wymienić swoje poglądy na temat utworu. Krytykę przyjmę, owszem. Wiadomo, każdy ma swoje zdanie. Ale nie, żeby pisać, iż ktoś jest "debilem" lub "nie zna się na dobrej literaturze" dlatego, że ma odmienne zdanie.

    4. Justyna, wypowiadać się wręcz TRZEBA, ale mądrze, z argumentacją. A osoby, które piszą "jesteś głupia, ta książka jest beznadziejna/świetna" to no cóż…

    5. Zgadzam się. Dyskusja jest pożądana – ale dyskutujmy z argumentami, ewentualnie przedstawiajmy własne doświadczenia, zamiast polemizować z numerkami albo nazywać innych 'debilami'.

  4. Z takiego własnie powodu zrezygnowałam z wystawania punktowej oceny recenzjom na blogu. Po prostu wiem, że część osób zostawiała komentarze nie czytając treści posta. Był to po prostu brak szacunku do mojej pracy. Ja akurat nie kategoryzuje książek ze względu na gatunek i nie porównywałabym poradnika do literatury pięknej, bo to bez sensu. Czytanie ich spełnia przecież inne funkcje.
    Dzięki blogowaniu nauczyłam się, że każdy ma inny gust i inne oczekiwania. Polemizować można, bo jakbym zobaczyła że ktoś moją ukochaną książkę miesza z błotem to czułabym się w obowiązku stanąć w jej obronie. Wydaje mi się, że w pozostawianiu komentarzy własnie o to chodzi. A nie o przymilanie się 🙂

    1. Też zastanawiam się nad zlikwidowaniem skali – może przynajmniej ludzie zaczęliby czytać to, co się dla nich pisze. Trochę szkoda, kiedy człowiek się napracuje, a w odpowiedzi usłyszy: "ale, że 7? co to w ogóle za ocena".

      Polemika – jak najbardziej. Ale oparta na argumentach i kulturze, a nie zakładaniu z góry, że ktoś, kto nie polubił 'naszej' książki od razu jest ciemniakiem, który niczego nie rozumie.

    2. Maniaczytania na carpelibros zacytowała jeden z komentarzy, jaki otrzymała pod jedną z recenzji: "Widać, że po prostu wolisz czytać książki dla dzieci i młodzieży i przy takich na razie pozostań, jeżeli nie jesteś w stanie zrozumieć bardziej "dorosłej" literatury."

      Żenujące i śmieszne, ale jak najbardziej powszechne.

    3. Ja jako przykład podam "Pannę Nikt" albo "Lot nad kukułczym gniazdem". Obie książki są takie bardziej doroślejsze, jakby nie patrzeć. Jest mnóstwo ludzi, którzy zachwycają się tymi książkami, do mnie jakoś nie dotarły, mimo moich 19 lat życia. Napewno wrócę do nich za 4 – 5 lat, wtedy spojrzę na nie zupełnie inaczej. A literaturę dla nastolatek lubię i nie widzę sensu się tego wypierać.
      Anonimowe komentarze to już temat na kolejną dyskusję ;]

  5. Live and let live, be and let be
    Hear and let hear, see and let see
    Sing and let sing, dance and let dance
    You like Offenbach, I do not
    So what, so what, so what

    Read and let read, write and let write
    Love and let love, bite and let bite
    Live and let live, and remember this line
    Your business is your business
    And my business is mine

    Live and let live, be and let be
    Hear and let hear, see and let see
    Drink and let drink, eat and let eat
    You like bouillabaisse, I do not
    So what, so what, so what

    Talk and let talk, quip and let quip
    Dress and let dress, strip and let strip
    Live and let live, and remember this line
    Your business is your business
    And my business is mine

  6. Wg mnie to też bez sensu. Jak mówią "nie to ładne, co ładne, ale co się komu podoba". Dla mnie Harry Potter to dzieciństwo i dorastanie, towarzyszy mi też w obecnym życiu i dla mnie to jest coś, co będę kochać do końca życia i żadna ocena nie będzie wystarczająca, natomiast dla mojego brata te książki to gniot. Sam natomiast woli Władcę Pierścieni, który mnie na przykład męczy. Grey był niezły, ale też drażniący w tej samej chwili i nie rozumiem fenomenu tej książki, bo jest mnóstwo innych o tej tematyce, lepszych wg mnie, co nie znaczy wcale, że osoby, którym Grey się podoba, są skończonymi idiotami. Ja uwielbiam Zmierzch podczas gdy reszta świata uważa tę serię za podpałkę do grilla, ale czy czyni to ze mnie idiotkę? Bo czy trzeba czytać Prousta, żeby być inteligentnym?

    1. Ja też nie poradziłam sobie z 'Władcą Pierścieni', ale nie nazwę nikogo bezmózgiem tylko dlatego, że on się nim zachwyca. Również nie pyskuję na ludzi, którzy nie lubią Pottera. Moje sympatie to moje sympatie, jego są jego. Mamy prawo do różnych gustów i preferencji.

    2. Dokładnie. Przecież właśnie dzięki różnorodnym gustom mamy tyle różnych gatunków. Wielu ludzi zapomina, że opinię piszemy we własnym imieniu, że jest subiektywna, co zresztą zaznaczamy w tym czy innym miejscu, dlatego nie raz nie rozumiem oburzenia. Owszem, mogę się dziwić, że ktoś przeczytał coś, co wg mnie powinno się spalić, ale to nie moja sprawa, czy komuś się podobało czy nie. Jak się podobało, to świetnie, w końcu chyba nie ma nic gorszego niż przeczytać okropną książkę i wiedzieć, że zmarnowało się czas, który można było poświęcić czemuś lepszemu.

    3. Podoba mi się to określenie "we własnym imieniu" – bardzo mądre 🙂

      Chyba jeszcze nie znalazłam książki, którą chciałabym palić w piecu, tylko raz wystawiłam ocenę 1/10, ale nie przeszkadzają mi jej pochlebne opinie. 'Cyrk nocy', który pokochałam zbiera bardzo skrajne oceny i lubię dyskutować i z zachwyconymi, i z rozczarowanymi. Poznawanie cudzych gustów jest rzeczą naprawdę ciekawą, nierzadko odsłania oczy i pozwala spojrzeć na sprawę z innej perspektywy. Dlatego warto dyskutować. Byle z kulturą 🙂

    4. Ja wystawiłam pałę Klątwie Tygrysa i nie zostawiłam na niej suchej nitki. Tę książkę bardzo chciałabym spalić. Cały nakład chciałabym spalić mimo pięknej okładki i niegłupiego pomysłu. Ale całość jest tak zła, że nie mogłam doszukać się pozytywów. To jedyna książka, gdzie naprawdę żałowałam czasu, który jej poświęciłam i mam nadzieję, że więcej się to nie stanie, ale skoro komuś się podoba i miło spędził z tą książką czas – świetnie 🙂

    5. Zaskoczyłaś mnie! Mam ją na półce i nawet mam wielką chrapkę po przeczytaniu wielu pochlebnych recenzji oraz zapowiedzi wydawcy. Trzeba będzie porównać wrażenia 🙂

  7. Oczywiście, że nie powinniśmy odbierać wszystkich jednakowo. No chyba, że się czyta tylko jeden gatunek książki, wtedy jest jakoś łatwiej. Ale jak porównać romans do kryminału albo książek dla dzieci, no błaaaagam?!
    Olać to wszystko, niech każdy ocenia sobie tak jak mu się podoba i tak jak czuje, i niech nikt nie wściubia nochala w czyjeś oceny, bo to bez sensu ;))

  8. Tak się składa, że Masłowska mnie mierzi ale bardziej bardziej pewien zwrot, jaki wtedy użyłaś w stosunku takich osób jak ja – o czym w komentarzu napisałam.
    Nie zgadzałam się z 7ką przy Greyu – sama przyznałaś że nigdzie nie jest jasno napisane co oceny oznaczają, więc chyba mogłam odnieść wrażenie, że 7 to bardzo dużo i napisać że moim zdaniem za dużo?

    Jeśli te moje komentarze sprawiły że ta dyskusja dotyczy m.in. mnie to chyba nie ma sensu bym cokolwiek więcej pisała. A szkoda, bo i tutaj miałabym swoje ALE ;-p Nic na to nie poradzę, komentowanie rozumiem jako możliwość kulturalnej wymiany zdań, nawet bardzo odmiennych…

    1. Nie kochana, Ty nie nazwałaś nikogo debilem i z Tobą mogłam kulturalnie, normalnie, po ludzku podyskutować 🙂

      Chodzi o wpisy ewidentnie obraźliwe, albo kompletnie pozbawione argumentów.

    2. No, bo się prawie obraziłam 😉
      W takim razie i tu się ciut przyczepię 😉

      I jeżeli w danym momencie mojego życia książka powszechnie uważana za gniot pomaga mi, daje radość i ukojenie – dam jej taką samą ocenę, jak Grze w klasy.

      Tu się nie zgadzam. O ile jestem w stanie wysoko ocenić romans o ile jestem zdania że na tle innych romansów się wyróżnia, o tyle staram się nie uzależniać mojej oceny od nastroju. Może się zdarzyć że dana książka w konkretnym momencie mojego życia będzie miała dla mnie wyjątkowe znaczenie ale i tak próbuję ocenić ją bez emocji, bo osoby czytające recenzje nie mają podobnych do mnie przeżyć i nie poczują tej specjalnej więzi… Mam nadzieję że za bardzo tego nie zagmatwałam 😉

      Co do wpisów obraźliwych to rozumie się samo przez się. Stwierdzenie że ma się inne zdanie bez uzasadnienia też nie ma dla mnie sensu. Więc tu się absolutnie zgadzamy.

      Swoją drogą powiem Ci że po recenzji sekstrylogii, która była nieco … złośliwa, spodziewałam się naprawdę ostrych epitetów. Ktoś tam może napisał że mu mnie żal, nie wiedzieć czemu, jedna osoba użyła wularyzmu ale … dostałam też sporo maili, również od fanów tej serii z bardzo kulturalnymi uzasadnieniami, dlaczego ta trylogia im się podoba. Tak więc złego słowa na tych fanów nie powiem bo naprawdę bardzo pozytywnie mnie zaskoczyli 🙂

    3. O widzisz – i to właśnie pokazuje, jak każdy z nas inaczej podchodzi do oceniania książek, i jak bezsensowne jest zestawianie swojej 'skali' z cudzą. Ja np. nie czuję potrzeby bycia mniej subiektywną – jeżeli lektura 'Greya' otworzyła mi oczy na problemy mojej przyjaciółki, nabieram do niej stosunku emocjonalnego i nie pozbywam się go. Nie lubię oceniać 'na sucho', wolę odnosić się do swoich emocji, wrażeń i wspomnień. Dzisiaj, kiedy mam raczej zły nastrój, czy przedwczoraj kiedy byłam maksymalnie euforyczna, na pewno inaczej odebrałabym lekturę książki, którą oceniłam wysoko przy naprawdę melancholijnym nastroju. Do tego dochodzi jeszcze kwestia nastawiania się – surowiej traktuję książkę, która miała być arcydziełem, a jest słaba, wyżej oceniam książkę, która miała być gniotem, a jednak dała rozrywkę. To nie jest profesjonalne podejście, jestem tego świadoma. Ale jest MOJE i moje ma być 🙂

    4. I masz do tego prawo 🙂
      Tak się składa że pierwsza część Greya też wywołała we mnie pewne uczucia i przywołała wspomnienia. O tym jednak w recenzji napisałam i zaznaczyłam że być może zaważyło to na bardziej pozytywnym odbiorze 😉 Nie było więc gniota a coś, co nie jest najlepiej napisane ale na swój sposób może się podobać 😉

    5. Właśnie o to chodzi – ja mam prawo do swojego podejścia, Ty do swojego, a bloger X. i blogerka Y. do jeszcze innego. O ile wszystko odbywa się w granicach uczciwości, niech każdy pisze, co chce. Nie popieram za to sztucznego zachwalania, usilnego krytykowania 'dla zasady' albo oceniania książek ewidentnie nieprzeczytanych. Ale to już temat na inną dyskusję 🙂

  9. Ja rozumiem, jeśli ktoś mi napisze. "recenzja świetna, ale moim zdaniem ksiązką była kiepsko, bo…." Rozumiem przecież, że każdy może mieć swoje zdanie. Ale jeśli ktoś zawrze tylko komentarza :Idiota z ciebie" nie podając nawet żadnych argumentów, to to jest już wskazówka na poziom inteligencji tego człowieka

  10. Ja się właśnie wkurzyłam przez takiego anonimka który mi wciska, że coś z moją inteligencją jest nie tak i w ogóle jak ja śmiem tak autorki fantastycznej nie lubić 🙂 He he he. Bo nie podobała mi się jej ksiązka. No mam prawo do licha ciężkiego mieć swoje upodobania! I nie wstydzę się tego ,że Sagę o Ludziach Lodu czy opowieści o Jakubie Wędrowyczu lubię bardzo a nie trawię Coehlo, Michalak czy Szymborskiej.I romansem też nie pogardzę 🙂

    1. Anonimy królują w tego typu działalności. Pamiętam, jak w dyskusji o 'grzechach blogerów' jedna panna postanowiła obrazić inną blogerkę – zapomniała się jednak wylogować, a ja zdążyłam przeczytać najpierw jej wpis podpisany nickiem, który zaraz usunęła, a potem anonim o identycznej treści 🙂

    2. Nie Ty jedna nie trawisz Coelho czy Szymborskiej 😀 Ja na ten przykład kocham "Cierpienia młodego Wertera" czy "Wesele", a nienawidzę "Lalki", a pamiętam, że w technikum wśród dziewcząt panowało wręcz odwrotne uwielbienie 😛 I to ja byłam pier…dzielnięta, bo mnie Chochoł kręcił, natomiast to, że facet płaszczy się przed babą jak płaszczka jest jak najbardziej ok 😀 Nie ogarniam. jak Boga kocham, nie ogarniam 😀

    3. Mnie nikt nie poparł w miłości do 'Syzyfowych prac' 🙂

      I Coelho też nie trawię. Ale znam wielu, którzy nie lubią 'mojego' Murakamiego – nie chodzę jednak za nimi i nie wymyślam, że są za głupi albo za mało oczytani, by go zrozumieć 🙂

    4. No właśnie, ja uwielbiam Emacypantki i Chłopów oraz Faraona 🙂
      Nafajniej by było gdyby Coelho wypowidział się teraz, że głupie jesteśmy bo nie rozumiemy głębokiego przesłania jego książek i tak go to boli że idzie pociąć się mydłem 🙂

  11. Nie rozumiem takiego podejścia, przecież każdy ma inny gust i oczekuje czegoś innego od danej lektury. Również dobrze, jak ktoś mi powie, że lubi kotlety schabowe, to zaraz mam mu z krzykiem zarzucić, że nie zna się na kuchni? Jak mu mogą smakować kotlety schabowe? Przecież to wstyd i hańba, trzeba go ukamieniować i basta? Nie to co ładne, tylko to, co się komu podoba. Przykładowo czytając romans liczę na lekką i przyjemną lekturę z banalnym happy endem i skoro książka spełniła swoje zadanie i miło spędziłam przy niej, dlaczego mam jej nie wystawić dobrej oceny? Bo nie wypada? Przecież to moja subiektywna opinia. I rozumiem, nie każdy musi się z nią zgodzić, ale po co od razu mieszać z błotem? Jedynym argumentem ma być "ty to jest głupia, skoro czytasz takie ksiażki'? I dyskusja zamknięta, zanim zdołała się zacząć.

    1. Analogia do kuchni bardzo trafiona, podoba mi się!

      Wiesz, o ile ktoś dyskutuje z cudzą opinią odnosząc się do konkretnych argumentów, przedstawiając własne – w porządku, można pogadać. Ale osądy w stylu 'na pewno jesteś za młoda/za głupia/za mało oczytana i nie zrozumiałaś' bardzo, bardzo denerwują.

  12. Ja jednak uważam, że są książki złe i dobre. kanon literatury wybitnej i masa książek typowo masowych i rozrywkowych. Nie oznacza to, że pierwsze trzeba kochać wszystkie, a drugich nienawidzić. Ani też tego, że ci, którzy czytają te drugie są gorsi. Książki są w końcu po to, żeby sprawiać komuś przyjemność. Niemniej protestuje przeciwko myleniu jednych z drugimi. "Igrzyska śmierci" są przyjemnym czytadłem i w swojej kategorii mogą zdobyć dużo punktów, ale nie są i nie będą dobrą, czy wręcz wybitną literaturą. Osoba, która twierdzi, że zna się na książkach powinna mieć takie wyczucie, wewnętrzny bufor, który podpowiada jej, co jest z wyższej półki, a co z niższej. Choćby takie wyczucie stylu językowego. Inaczej pisze Dickens, a inaczej Collins. Jeśli ktoś nie dostrzega różnicy, to moim zdaniem jego edukacja humanistyczna nie jest kompletna.

    1. Wydaje mi się, że większość ludzi rozróżnia klasę Dickensa od pióra Collins. Ale to nie znaczy, że w jakiejś tam swojej skali nie może wystawić obu tej samej oceny. Ocena to tylko liczba. Kasiek słusznie zauważyła, że nienormalne byłoby stosowanie osobnych kategorii, w stylu::
      – 'Cukiernia Pod Amorem' – 9/10 wśród czytadeł dla gospodyń;
      – 'Nigdy w życiu!' – 9/10 wśród babskich czytadeł;
      – 'Ulisses' – 9/10 – wśród arcydzieł;
      itd. itd.

    2. To trochę, jakby porównywać Szekspira do Kinga. Zupełnie inna epoka, zupełnie inny styl, zupełnie inne wszystko. Nie sądzę, żeby edukacja miała tu coś do rzeczy, bo to ja, moje doświadczenia i charakter warunkują to, co podoba mi się w książce. Jeden lubi styl Meyer, inny kocha Prousta, a ja lubię Rowling, co wcale nie znaczy, że w szkole zbierałam pały z polskiego.

    3. O, a mnie blisko ostatnimi czasy do zdania Zapiekanki kulturalnej. Coraz bardziej zaczynam uważać, że mogę być zachwycona jakąś książką, wręcz w niej zakochana, ale biorąc sprawę szerzej widzę, że nie jest to arcydzieło.
      I naprawdę zaczyna mnie powoli nawet drażnić pisanie, że "każda książka jest dobra, tylko musi trafić na swojego czytelnika" etc. W taki sposób zakładamy przecież, że nie ma złych książek!
      Uroczo też wyglądają określenia "arcydzieło", "wiekopomne dzieło" ipt. przy zwykłych książkach służących rozrywce mas.

    4. Okej, ja też widzę, że dana książka nie jest arcydziełem [co więcej, często wspominam o tym w recenzjach]. Ale to nie znaczy, że nie mogę jej wystawić etykietki '9/10' tylko dlatego, że taką samą dałam Marquezowi, Murakamiemu i Cortazarowi, co może innych zaboleć. Mało na blogach klasyki, mało kanonu 'arcydzieł' – więc czemu ktoś, kto zamieszcza recenzję wielkiego pisarza raz do roku, miałby oceniać postawę blogera, który jara się 'Zmierzchem'? 🙂

    5. Nie, nie, ja też nie uważam, że tak powinno być i zgadzam się z Twoim postem. Tylko apeluję też o to, by nie twierdzić (a taką tendencję ostatnio widzę), że każda książka jest dobra 😀

    6. Nie no, oczywiście, pamiętam, jak wmawiano mi, że książka pani Joli G. jest arcydziełem i dobrem narodowym. Nie potrafiłam przyjąć tego do wiadomości 😉

  13. Heh, chyba każdemu blogerowi zdarzyło się dostać anonimowego maila potępiającego w czambuł mało ambitne lektury i promowanie bylejakości literackiej:) Nic nikomu do tego, co czytam i jaką wystawiam ocenę, to MOJA ocena, a jak komuś nie pasuje, niech wystawia swoją.:/
    Irytuje mnie, podobnie jak Was, zjawisko komentowania recenzji wyłącznie po ocenie punktowej. U mnie jest jeszcze dziwniej, bo mam skalę pięciostopniową, tak więc ocena 3/5 to coś w rodzaju 4/6 (czyli już zacnie) lub 7/10 (całkiem fajnie, wiadomo, o co chodzi). Okazało się, że 5 stopni to dla niektórych za mało, w związku z czym spotykam się z dziwnymi reakcjami, że niby książkę zachwalam, ale przecież dostała tylko trzy punkty! Gdyby komentującemu chciało się zerknąć na moją skalę ocen uzupełnioną o ocenę opisową, może oszczędziłby sobie i mnie żenujących komentarzy świadczących wyłącznie o tym, że nie przeczytał mojej recenzji :/ A nie mam zamiaru zmieniać skali ocen, bo odwiedzający nie wie, co ma o niej myśleć, no błagam!

    I w ogóle – co to znaczy "nie zgadzać się z czyjąś oceną"? Każdy przecież ma prawo do własnej, a różnić możemy się odczuciami i na ten temat dyskutować, nie zaś wymyślać komuś od debili, bo czyta coś, czego ja bym kijem nie tknęła. Takie zadzieranie nosa i deprecjonowanie czyjegoś gustu (o którym się ponoć nie dyskutuje) świadczy o poziomie krytykanta. Zawsze jestem otwarta na wymianę zdań, opinii, itp. ale nikomu nic do tego, że podoba mi się coś, czego ktoś inny nie trawi:/

    1. Och, uwielbiam te odniesienia do cyferek! Jak komuś nie chce odnosić się do 'zawiłości' zawartych w recenzji, najłatwiejszą metodą jest odniesie się do numerka i już ma komentarz z głowy 🙂

      Anonimy wszyscy kochamy!

  14. Ja kiedyś dostałam komentarz pt. "Nie zgrywaj znawcy", bo porównałam do siebie 2 książki tej samej autorki O_O xD I dziewczyna była strasznie oburzona, że dla mnie książka nie była tak wciągająca i ciekawa.

    Nigdy wszystkim się nie dogodzi ;D

  15. Nie wstydzę się recenzowania i zachwalania romansów. Można takie książki znaleźć na mojej półce, dlatego też i od czasu do czasu je recenzuję. Nie wstydzę się też napisać, że coś mi się podobało. Nie obchodzi mnie to, że ktoś stwierdzi, że mam zły gust. Martwiło mnie, że ktoś może pomyśleć, że wystawiam książce laurkę, bo np. romans na innym blogu oceniony jest źle, a mi się podobał. Pisałam o tym w jednym z postów, komentarze (w tym Twój) mnie uspokoiły. 🙂

    Z wystawiania ocen zrezygnowałam, bo czułam się z tym po prostu źle. Poza tym zwróciłam uwagę, że ludzie właśnie nie czytają recenzji, tylko patrzą na cyferki. Ale po zrezygnowaniu z wystawiania ocen nadal widzę, że dużo ludzi nie czyta tekstu. Ostatnio się o tym przekonałam. W tym miejscu chciałabym Ci podziękować za to, że recenzję przeczytałaś w całości (zgodnie z tym, co głosisz na swoim blogu). Skąd to wiem? Bo jako jedyna (a, przepraszam, jeszcze jakaś Agnieszka pisząca z anonimowego konta) pogratulowałaś mi mojego sukcesu, którym pochwaliłam się gdzieś w drugiej połowie tekstu. To nie tak, że oczekiwałam gratulacji i pieśni pochwalnych od całego blogowego świata. Nie! Ale zakładam, że gdybym ja przeczytała o czyimś sukcesie, na pewno napisałabym choć "gratuluję" obok słów "coś dla mnie", "muszę przeczytać", "muszę się rozejrzeć" itp. 😉

    Przepraszam, że częściowo było nie na temat. Pozdrowienia! 🙂

    1. I oczywiście w trakcie pisania o połowie rzeczy zapomniałam. Zgadzam się też z tym, że są różne momenty w życiu i czasem właśnie prosty romans czy czytadło jest tym, czego ktoś potrzebuje. 🙂 A "Zmierzch" mi się podobał (najbardziej pierwsza i trzecia część, czwarta wcale, dlatego jej nie skończyłam). A w tamtym miesiącu byłam na maratonie filmowym i widziałam wszystkie pięć filmów. I ten ostatni, na podstawie też części, której nie przeczytałam, podobał mi się najbardziej. 😀

      "Pięćdziesiąt twarzy Greya" na razie nie planuję przeczytać, ale nie wiąże się to z tym, że to obciach. Po prostu taka tematyka mnie nie kręci. Ale romanse (głównie te historyczne) jak najbardziej! 🙂

    2. Również zwróciłam uwagę na komentarze pod tamtym Twoim wpisem. Aż się złapałam za głowę! Pisałaś tam o ważnych dla siebie rzeczach – nie tylko o sukcesie, ale ogólnie o sytuacji życiowej. A pod spodem komentarze w stylu: "zachęciłaś mnie". To chyba jedna z niewielu sytuacji, która ostatnio tak mocno mnie zdenerwowała…

      Niedługo chyba i ja zrezygnuję ze skali ocen, skoro takie emocje wzbudza. Co prawda lubię być na bakier, ale też czasami mam problem z wystawianiem tych numerków.

      PS. Czwartą część 'Zmierzchu' męczyłam baaardzo długo, mnie również nie przypadła do gustu. Za to film naprawdę bardzo 🙂

    3. Ja swego czasu w środku posta umieściłam informację o konkursie 🙂 Nikt nie wziął udziału. Na drugi dzień tłumaczyli, że 'jakoś tak przeoczyli' 🙂

    4. Komentowania postu, wcześniej go nie czytając to już w ogóle nie pojmuję. Czasami jak przeglądam blogi i czytam komentarze, to się zasnatawiam, co ma jedno z drugim wspólnego. Autor notki o jednym, a komenatrz z powietrza, nie wiadomo po co.

    5. To dopiero komęcik 🙂 Aż mi się skojarzyło, jak w liceum mój znajomy pisał sprawdzian z historii. Pierwsze parę zdań było na temat, potem wkomponował przepis na jajecznicę i zakończył zdaniem z historycznymi faktami. I co? Oczywiście piątka. Nawet nauczyciele nie potrafią czytać ze zrozumieniem 😉

    6. Niezły 'komęcik'. 🙂 Co do tamtej sytuacji u mnie, to tego samego dnia było mi trochę przykro, ale potem mi przeszło. Potem nie chciało mi się już nawet odpowiadać na komentarze pod tamtym wpisem (jeśli kogoś interesuje, to chodzi o to: http://czytelnicze-zacisze.blogspot.com/2012/12/alina-biaowas-galeria-uczuc.html – mam nadzieję, że umieszczenie linku nie będzie źle odebrane, po prostu chciałam pokazać innym osobom to, o czym się wypowiadam).

      To ja już wolałabym mieć jeden jakiś ciekawy komentarz zamiast np. dziesięciu takich, po których widać, że ktoś nie przeczytał mojego tekstu. I naprawdę nie chodzi tu tylko i wyłącznie o moje oczekiwanie na gratulacje (choć i one są miłe, nie będę przecież udawać, że są mi obojętne).

    7. Akurat ta sytuacja z gratulacjami doskonale obrazuje tendencję blogerów do olewania tekstów swoich 'kolegów'. Większość zamieszczonych tam komentarzy jest zwyczajnie głupia, kompletnie oderwana od Twojej recenzji. Dałoby się poznać, gdyby ktoś przeczytał wpis, nawet jeśli by nie gratulował. Ale nie czytali, więc cóż zrobić…

      Binola,
      ja na kolokwium z oświecenia pisałam o powstaniu Collegium Nobilium, tyle że pochrzaniłam nazwy i wpisałam Collegium Civitas. Sprawdzający (wspaniały człowiek, cześć jego pamięci) i tak nie zauważył różnicy 🙂

  16. Moim zdaniem każdą książkę trzeba oceniać osobno, choć często sama się łapie na tym, że tak nie postępuję. Każdy powinien czytać, to co mu się podoba, a przecież recenzja jest subiektywną opinią i nie sposób wszystkich zadowolić. Pozdrawiam 🙂

  17. O, a ja w ogóle muszę się do czegoś przyznać – gdy zakładałam bloga z książkami, to chciałam je właśnie oceniać przez pryzmat tego, czy są uznawane za wybitne, czy to raczej zwykłe czytadła. Przez to, zrobiłam kilku pozycjom krzywdę i potem musiałam to odkręcać – wracać do starych wpisów i zmieniać oceny. Dlaczego? Bo mój umysł (nastawiony na te wszystkie pierdoły napakowane mi do głowy) trąbił, że najbardziej wartościowa jest klasyka i z niej wyniosę najwięcej. Ale po pewnym czasie zaczął kłócić się z moim sercem, które krzyczało, że "Nie jest to literatura wysokich lotów, ale to nie znaczy, że gdzieś tam w środku cię nie poruszyła. Chyba więc zasługuje na tę pierwotnie nieosiągalną piątkę?!". No bo przepraszam, dlaczego nie wolno mi się zachwycać jakimś piekielnie dobrym romansem? A jeśli już dopadnie mnie "chwila słabości", przeżyję swoje "guilty pleasure", to mam zamieść swój zachwyt pod wycieraczkę i "walnąć" pozycji tróję na szynach, bo to przecież jest romansidło?

    Do dzisiaj, przez tę chorą opinię publiczną, że romanse czytają albo gospodynie domowe, których mąż już dawno z nimi nie śpi albo typy "forever alone", głupio mi wyciągać jakiś romans w tramwaju :/

    1. Daj spokój, większość ludzi i tak nie rozpozna czy to romans, czy co innego – raczej słaba ich wiedza książkowa. No, chyba że będzie to typowy harlequin w charakterystycznej oprawie – to inna sprawa.

      Ludzie lubią oceniać po pozorach, tak w ogóle. Tutaj: http://www.kreatywa.net/2012/03/wszystkie-kobiety-don-hulana-maciej.html wspomniałam o tym. Wystarczy tytuł, aby ktoś Cię na środku uczelnianego korytarza skrytykował, żeś tępak, bo 'znowu' romanse czytasz 😉

    2. Nie, nie, harlequinów nie czytam 😀 Ale wystarczy okładka w pastelowych lub mlecznych kolorach i jakiś – właśnie – a'la romantyczny tytuł.

  18. Jedno słowo. Tolerancja.
    Dwa słowa. Tolerancja książkowa?
    Całkiem nieźle brzmi.

    Okej, czytam..
    i romanse,
    i czasem nawet zachwycę się paranormalem,
    i piszę książkę która chyba nawet pod to podchodzi,
    i uwielbiam dobrą fantastykę,
    i jestem fanką pani Picoult,
    i kręci mnie Coben,
    i jestem otwarta na nowe książki.
    ale..
    i toleruję, gdy ktoś lubi to i tamto, a nienawidzi tamtego.

    To jego sprawa, a ja nie mam prawa wypychać mu, że czyta pierdoły, albo że źle coś ocenił, bo przecież "ja uważam inaczej, więc jak możesz?!".

  19. Sama nie stosuję żadnych ocen liczbowych i prawdę mówiąc, nie bardzo zwracam uwagę na te cyferki, bo każdy ma jakieś inne kryteria i zaglądając na wiele blogów nawet bym nie ogarnęła, co dla kogo oznacza dany poziom skali.
    W moim pojęciu to, że ktoś dał np. 10/10 Zmierzchowi i tak samo Grze w klasy (przykładowo)to nie znaczy, że stawia te książki na równi( o zupełnie innych aspektach pisał przecież – przyjmijmy- w recenzji), ale że w jego odbiorze obie podobały mu się maksymalnie, czy na podobnej skali.
    Co jest wyznacznikiem dobrej książki? Wg mnie to, że nie można się od niej oderwać, że wciąga nas po uszy- a z jakich powodów to już inna para kaloszy.
    Mnie swego czasu pochłonęły książki pewnej wyszydzanej w niektórych kręgach autorki, owszem nie są wybitne, nie są to na miarę Nike lektury, ale skoro mnie wciągnęły, że nawet błędów nie wyłapywałam, skoro pozwoliły mi się oderwać od rzeczywistości i odpocząć, to nic dziwnego, że pozytywnie je przedstawiłam.
    Przy okazji powiem, to od dawna zastanawia mnie, a raczej ciekawi to, jak jestem odbierana przez blogowych zaglądaczy na podstawie mojej listy przeczytanych/planowanych książek. Bo i "wysoka półka" i harlekiny i ogromna różnorodność w ogóle.

    1. (Okoliczności domowe spowodowały, że nie skończyłam wypowiedzi i opublikowałam tyle, ile napisałam – teraz dokończę)

      Jakoś trudno mi pojąć, że ktoś czegoś nie czyta (albo się nie przyznaje, że czyta)z powodu "bo to w złym tonie".
      A kto niby dyktuje ten właściwy ton!?

      Dla mnie zasada "De gustibus non est disputandum" (którą w łacińskim brzmieniu zawdzięczam Jeżycjadzie)świętą jest.

      I niech się zachwyca kto chce Greyami, Zmierzchami, Grami w klasy i całą masą rozmaitych książek, niech stawia jakie chce oceny, skoro są zgodne z jego odczuciami – mi nic do tego.
      Nie jest chyba tak ( mam nadzieję…), że ludzie lecą do księgarni tylko dlatego, bo same maksymalne noty o danej książce wyczytali, wydaje mi się, że jednak większość kieruje się innymi kryteriami (treść, tematyka, forma itp) i własnymi preferencjami.

    2. Otóż to – kto ma nadawać właściwe tony, kto ma narzucać nam, co czytać należy, a czego nie, albo kto ma wymyślić idealną skalę dla wszystkich blogerów? Po to jesteśmy indywidualnościami, po to prowadzimy swoje blogi, a także wybieramy i oceniamy książki, aby pokazywać siebie i swój gust, a nie wpasowywać w narzuconą ramę.

  20. Na szczęście mój blog nie jest chyba na tyle popularny, żeby przyciągać krytykę względem tego, co czytam i jak oceniam książki. 🙂 Wychodzę z założenia, że moja strona to taki mój książkowy pamiętnik i zakątek – pisany głównie dla mnie, ku pamięci, z czystej miłości do książek, aby uwiecznić moje wrażenia po lekturze – jak komuś się nie podoba, to do widzenia 🙂 Dla mnie krytyka czytelniczych upodobań innych ludzi jest po prostu śmieszna, mniej więcej na poziomie wczesnej podstawówki. Chyba kiedyś poruszałaś już podobny temat – o wartościowaniu książek, że wstyd przyznawać się do czytania niektórych pozycji. Ja czytam i romanse, i obyczajówki i czasami coś ambitniejszego – i absolutnie się nie wstydzę. 🙂 Dla mnie raczej powodem do wstydu jest nieczytanie książek…
    A ze skali ocen zrezygnowałam, bo po prostu nie umiałam oceniać pewnych pozycji. Poza tym smutna prawda była taka, że większość osób w ogóle nie zadawała sobie trudu przeczytania recenzji – denerwujące były kilkuwyrazowe komentarze dotyczące tylko oceny (wysoka ocena, chętnie przeczytam… itd.)

    1. Zgadza się, dyskutowaliśmy kiedyś o 'autorach, których wstyd czytać'. Wydaje mi się, że nawet moi kumple z podstawówki byli bardziej rozumni, niż niektórzy blogerzy 🙂

      A co do odnoszenia do ocen, to jest to dosyć powszechne zjawisko, niestety. Łatwo przeczytać parę słów i komentarz oprzeć na numerku 😉

  21. Ja jeszcze się nie spotkałam z tym, żeby ktoś mnie "pojechał" za ocenę, ale wszystko przede mną. 😀
    Uważam, że absolutnie nie powinniśmy jednakowo oceniać książek, rzekłabym, że to by było straszne! O.o Blogi są przecież subiektywne, nie piszemy obiektywnie i tak samo, żeby wszyscy byli zadowoleni, ale piszemy szczerze, a przynajmniej ja tak robię.
    Przyznam się, że muszę się czasami powstrzymywać, żeby źle nie myśleć o osobie, która zachwala książkę, która dla mnie jest straszna. No głupio mi, ale to jest czasami silniejsze, jednak nigdy nie piszę coś takiego w komentarzach! To strasznie prostackie! A poza tym przykre, jeżeli ktoś tak pisze, więc może lepiej po prostu nie komentować, jeżeli nie ma się nic ciekawego do powiedzenia? Bo to, że "się nie zgadzam", to wiele mi nie mówi…
    Nie wystawianie oceny pod koniec recenzji jest, że tak powiem… ryzykowne, ponieważ 90% osób, które wchodzi na mój blog, moich recenzji nie czyta, lecz patrzy na ocenę. Nie ma oceny, nie ma komentarzy, bo nagle ktoś nie wie, co napisać… Jednak podziwiam osoby, które tak robią. 😀 Ja sama staram się recenzje czytać, bo ocena to mi za wiele nie mówi. Ale też boję się zrezygnować z ocen…

    1. Ja cały czas zastanawiam się nad rezygnacją – jedyne, co mnie powstrzymuje, to konieczność edytowania ponad 300 notek z ocenami – trochę ponad moje siły. No i lubię oceny ze względu na możliwość pogrupowania recenzji według etykiet. Kiedy chcę na szybko porównać książki, które oceniłam najwyżej, klikam '10/10' i już mam odpowiednią listę wpisów…

  22. Ja już dawno przestałam wystawiać oceny, ale to troszkę inny temat – po prostu pewnego razu zauważyłam, że dwóm książkom wystawiłam taką samą ocenę, ale tak naprawdę jedna była lepsza od drugiej. Dla mnie ocenianie "do dziesięciu" czy "do pięciu" jest nieprecyzyjne, nie lubię tego i po prostu nie umiem tego robić. 😛 Co nie oznacza, że punktacja nie sprawdza się u innych, prawdopodobnie reszta blogosfery jest o wiele bardziej ogarnięta niż ja. ^^

    A jeśli chodzi o temat dyskusji – znam, ale go nie rozumiem. Każdy lubi co innego, czasem zdarzają się osoby z podobnymi gustami, ale naprawdę, gdyby blogosfera składała się z czterystu blogowiczów, którzy czytają to samo, piszą to samo i oceniają tak samo – Czy to miałoby wtedy jakikolwiek sens? Warto być otwartym na zdanie innych. Niekoniecznie musimy się ze wszystkim zgadzać, ale kultura i tolerancja to bardzo pożyteczne rzeczy. 😉

    1. Jak widać po tej dyskusji – nie Ty jedna nie wystawiasz ocen, więc spokojna głowa 🙂 Ja też czasem zauważam, że tę samą ocenę wystawiłam książkom, które na to mogły nie zasłużyć i zdarza mi się po czasie notę końcową edytować.

      Tolerancja – jak najbardziej, bardzo wszystkim nam by się przydała.

  23. 1) Ja byłam na początku taka głupia, że wstyd mi było przyznać się do czytania romansów! Na szczęście się opamiętałam, a może dojrzałam… Gdy zrecenzowałam swój pierwszy to się wręcz tłumaczyłam, że to zrobiłam. Nawet głupio myślałam "co pomyślą blogerzy!?".
    Na szczęście zupełnie zmieniłam podejście do blogowania, komentarzy innych blogerów 🙂
    Właściwie to zmieniłam się pod wieloma względami w trakcie 1,5 roku prowadzenia bloga. Początkowych wpisów nie można nawet traktować jak recenzje :p
    2) Nadal jednak nie wystawiam książkom not. Trochę ze względu na to, by nie mieszać innym w głowach, a trochę dlatego, że sama nie wiem jak je oceniać! Po pierwsze, że sama czuję, że oceny są nie adekwatne do tego co czuję. Dajmy na to "Pamiętne lato", które podobało mi się ogromnie, oceniłabym na 6/6, ale "Narzeczone lorda Ravensdena" oceniłabym tak samo, bo jako romans podobała mi się o wiele bardziej od innych romansów. Jednak gdybym miała porównać obie te książki to "Pamiętne lato" oceniłabym wyżej. Jest jeszcze inna sprawa… czasem wydaje mi się (zaraz po przeczytaniu), że książka jest przeciętna, jednak po tygodniu okazuje się, że nie potrafię przestać o niej myśleć i ciągle mam w głowie jej bohaterów –> więc powinnam ją ocenić wyżej. To działa też w odwrotną stronę. Wydawało mi się, że "Dotyk zła" będzie moim numerem jeden w tym roku, a teraz… nie wiem czy znajdzie się w pierwszej piątce 🙂
    3) Sprawa krytyki innych blogerów…
    Kiedyś uraziłam jedną blogerkę wyrażając opinię o jednym z gatunków literackich, którego nie lubię. Musiałam użyć bardzo nieprzemyślanych słów, bo bardzo ją uraziłam, a wcale nie miałam takiego zamiaru.
    Właściwie to jak następnego dnia przeczytałam jeszcze raz swój komentarz to dopiero uświadomiłam sobie, że nie mam się jej co dziwić, bo mój komentarz był prostacki i nieodpowiedni. Nie potrafię tego wyjaśnić. Cieszę się tylko, że dziewczyna mi wybaczyła.
    Raz też skomentowałam inną blogerkę, która recenzując książkę pisała o niej w samych superlatywach, po czym oceniła ją 5/10 – to mi jakoś nie pasuje.

    Wnioski:
    1) Każdy ma prawo czytać to co lubi, co mu sprawia radość i przyjemność. I to jego sprawa czy woli "czytadła" od poważnej literatury. Swoją drogą ja kompletnie nie "kumam" klasyki, zupełnie jej nie czuję.
    2) Lepiej nie oceniać książek poprzez wystawianie im not, bo takie oceny nie są miarodajne. W recenzji książki dużo lepszy efekt dają argumenty przemawiające za lub przeciw danej pozycji.
    3) Komentowanie recenzji, opinii innych osób pobudza do myślenia, dyskutowania, "widzenia z innej perspektywy" i prowadzi do konstruktywnych wniosków – pod warunkiem, że wypowiedzi są przemyślane i kulturalne.
    … tylko ja w tej kwestii muszę się jeszcze wiele nauczyć i pamiętać o tym by najpierw swoją wypowiedź dokładnie przemyśleć, a dopiero potem pisać 🙂
    A! I jeszcze jedno! Unikać komentowania innych w późnych godzinach nocnych, bo rano okazuje się, że nasza wypowiedź to jakiś niezrozumiały bełkot – to oczywiście wniosek również z mojego doświadczenia…

    1. Myślę, że wcale nie byłaś głupia. Tak po prostu czasem się zdarza. Ja też miałam np. na studiach problem ze 'Zmierzchem' czy 'Cukiernią Pod Amorem', bo zaraz paru wielkich inteligentów się oburzało, ale tak naprawdę starałam się to ignorować. Tam tak naprawdę większości ludzi przeszkadzało samo czytanie, bo przecież to nienormalne, aby poloniści książki czytali 😉

      Dobrze, kiedy pod recenzją rodzi się dyskusja – o ile komentarze są kulturalne i opierają się na logicznej argumentacji, a nie na fanaberiach w stylu 'tylko debil czyta takie rzeczy'.

  24. Wszystkim się nie dogodzi. Uważam, że jeśli piszący recenzję zachwala książkę, przeważnie podaje powody, także komentujący powinien się trochę wysilić. "Nie zgadzam się z opinią" a "Nie zgadzam się z opinią, bo mnie wątek romantyczny rozczarował" brzmi kompletnie inaczej. To fajna okazja do dokładniejszego zastanowienia się nad książką dla obu stron. I każdy ma inne oczekiwania od książki, każdy zwraca uwagę na coś innego i np. dla nastolatka jedna książka może być super, a dla dorosłego żenująca. Trzeba po prostu wyczuć, postawić się na innym miejscu.
    Na pewno będę brała udział w kolejnych tego typu dyskusjach. 🙂

    1. Masz rację – tego typu dyskusje [argument recenzenta – argument komentującego] mogą być bardzo owocne i dać ciekawe wnioski. Ja też lubię poznawać cudze punkty widzenia, zwłaszcza różne od moich.

  25. Raz zdarzyło mi się zapytać blogerkę, dlaczego zachwyca się L-Ł. Bo były tam tylko ochy i achy ale bez żadnego uzasadnienia, tylko jaka cudowna, jaka wspaniała i jak wspaniale pisze.

    Co do krytykowania ludzkich gustów literackich to ja nie wiem o co ludziom chodzi, bo jak zauważono wyżej, każdy czyta to co chce i ocenia według własnej skali. Znam za to ludzi, którzy czytają tylko te książki, które "powinno się przeczytać". I to powinno to nie są ambitne dzieła literatury światowej tylko co, co jest "na topie".

    1. Na Twoim miejscu też bym zapytała. Lubię wiedzieć, co skłoniło blogera do tego, by ocenić książkę tak, a nie inaczej – niektórzy zapominają wspomnieć o tym w recenzji 😉

  26. Świetny artykuł Lady Klaudyno! . Liczy się dyskusja polemika , każdy ma własny system wartości i oceny książek , krytykować można owszem ale konstrukcyjwnie na argumenty;)
    Ja tam mam stała podobno ocenianiane każdy książki podobne, i staram się z niej wyciągnać coś dobrego , coś mnie zachęci , co mnie porwało i nie boję się czytać nawet romansów. Był dzien gdy ocemilem książkę , po pozorach jak mowisz, ale jak już zabrałem się do czytania to wzialem swoją głowę i ramach pokuty powiedzialem i uderzylem się glową w ściąną:" odwala Ci" – mowilem dalej do siebie zanim coś ocenisz to przeczytaj to;)). Dlatego kiedyś na pewno Harry Potter zostanie przeczytany, tylko nie wiem kiedy. Jak na razie mam całą masę książek z moich ulubionych gatunek. Wiem jedno, jakbym dostał w prezencie to na pewno bym przeczytał, książki są wielką milością i do każdą potrafię podejść z uczuciem . A smieszy, jak ludzie latają po blogach jak mowisz i wyzywają autorów recenzji od lekko mowiac nie kompetentnych i tak dalej. Każdy ma prawo do wlasnego zdania, własnej , oceny tylko trzeba umiec to uargemntować a nie rzucac slogami i hasłami;) . Ludzie mogę miec zarzuty do mojej recenzji , bo mam zly styl pisania, mam problemy ze składnie czy nie potrafie pewnych rzeczy zauwazyć, ale zeby mnie wyzywać ze ja nie mam gustu ksiazkowego nie czytajac wczesniej danej ksiazki? Cóż i tacy ludzie są ,
    Chętnie wezmę udzial w nastepnej dyskusji , bo warto;)

    1. Wiesz, ja też kiedyś uważałam, że 'Harry Potter' to jakaś bajka dla dzieci. Miałam 12-13 lat i uważałam się za wielce dorosłą. To, że pokochałam tę książkę, zawdzięczam mojemu tacie, który podstępem sprawił, że pożyczyłam od przyjaciółki pierwszy tom i przyniosłam do domu. Niby dla niego 😉 I że akurat zajął mi telewizor [w Cyfrze+ można było wtedy grać w Tetrisa], z nudów sięgnęłam po książkę i przepadłam. Nie dałam się już oderwać 🙂 To był czas, w którym za czwartym tomem stały nocne kolejki pod księgarniami, wszystko to pamiętam tak doskonale, jakby było jednym z najważniejszych wydarzeń mojego życia.

      Zmierzam do tego, że chyba każdy z nas miał w życiu taką książkę, którą oceniał po pozorach, zupełnie jej nie znając. Sztuką jest schować dumę do kieszeni, przekonać się na własnej skórze i dopiero wtedy oceniać.

  27. Po pierwsze super temat a teraz odpowiedzi na pytania.C zy naprawdę powinniśmy jednakowo odbierać wszystkie książki? Czy słusznym rozwiązaniem jest całkowite rezygnowanie z wystawiania ocen? A może powinniśmy całej blogosferze narzucić jednakową skalę i wtedy polemika z liczbami zniknie?
    Nie nie powinniśmy bo, każdy ma prawo do własnej indywidualnej opinii. Właśnie to jest w czytaniu najlepsze, że możemy ocenić daną książkę według własnego uznania. A propos ocen sama ich nie wystawiam bo nie chcę i tyle , ale nie uważam aby było to coś złego. Wręcz przeciwnie bardzo przydatna rzecz. Zrezygnować można od czasu do czasu . Dla przykładu jak odróżnić książkę wybitną od arcydzieła?, są też książki, których z różnych względów ocenić się nie da. Narzucanie skali to najgorsze rozwiązanie bo wtedy znika swoboda i wiarygodność. Nie wiadomo czy blogger napisał daną recenzję bo naprawdę tak ocenia książkę czy ze względu na narzuconą mu odgórnie skalę.

  28. Ja jestem zdania, żeby każdy czytał, co mu pasuje i patrzył na siebie, a nie oceniał innych. Osobiście Pottera kocham, ale już "Zmierzchu" nie cierpię, i tak jak napisałaś to, że Potter zalicza się do literatury "lekkiej" nie znaczy, że nie mogę dać mu 10 i postawić na równi ze "100 latami samotności" Marqueza czy "Zabić drozda". Po prostu oceniam te książki w innych kategoriach, jedna mnie pochłonęła i zafascynowała, druga zachwyciła i skłoniła do refleksji.

    Wiadomo, gusta są różne i to, że ktoś uznaje się za super mądrego, bo czyta tylko "ulissesy" i wyśmiewa tych, co lubią Michalak czy kogoś innego, nie znaczy, że ma rację, a wręcz brak mu kultury i ogłady.

    1. W takich kwestiach w ogóle uważam, że nie ma czegoś takiego, jak racja/brak racji. Jak ktoś mi napisze: "nie masz racji, to jest słaba książka" kolejny raz go wyśmieję. Kto wie lepiej, jakie są moje odczucia – ja czy ktoś? Jak można to w ogóle traktować w kategorii racji?

      Ale oczywiście zgadzam się z tym, co miałaś na myśli – wyśmiewanie innych, czy też wyszydzanie ich preferencji czytelniczych jest nie na miejscu. Świadczy tylko o kulturze danej osoby.

  29. Hmmm… dziwne to wszystko…
    Ja czytam, bo po prostu to uwielbiam. I nie zastanawiam się nad tym czy komuś nie spodoba się mój wybór. Jeśli mam ochotę czytam "Oto jest Kasia", innym razem "Dzieci w Oświęcimiu".
    Nie zrozumiem ludzi, którzy napiszą, że ktoś jest "debilem", bo czyta "Zmierzch" czy coś w tym stylu.
    Dla mnie dużo zależy od dnia, nastroju, poziomu zmęczenia. Jeśli padam na twarz nie sięgnę po "Chłopca z latawcem" czy po jakąś książkę historyczną. A jeśli jestem wypoczęta, odprężona, nie mam zmartwień na karku sięgnę po jakąś "ciężką" książkę związaną np. z zagładą ludzi w Oświęcimiu.
    Tak naprawdę nie przyszłoby mi do głowy krytykować kogoś za jego wybory czytelnicze. Przyznam, że czasami śmieję się z mojej 25-letnie siostry, że uwielbia serię "Nie dla mamy, nie dla taty lecz dla każdej małolaty", ale robię to dla siostrzanej polemiki, a nie dlatego, że uważam ją za głupią. Nie wstydzę się tego, że uwielbiam Chmielewską i Picoult, a także tego, że mając 28 lat czytam lektury dla klasy I szkoły podstawowej…

    1. Ja też lubię wracać do dawnych książek – zwłaszcza tych czytanych w czasach, gdy byłam nastolatką. Literatura nas kształtuje i warto przypominać sobie o tym, co kochało się w ważnych momentach życia.

  30. O rany Julek, 7 dla Greya, przesada, ale jak ktos chce dostawać za darno ksiazki do recenzji to czesto zapomina o obiektywizmie. Tak bywa z wieloma blogerrami, nie jestem specjalnie zdziwiona. I ksiazki astrofizyczne tez wysokie oceny widze ze tutaj maja… Tez pewnie za darmo otrzymane. Nie ma to jak wysmiewać A-L-Ł i oceniac dobrze gorsze ksiazki.

    1. Szanowny Anonimie,
      tak się składa, że akurat 'Grey' nie pochodził od wydawcy, książek astrofizycznych nie recenzuję, a egzemplarze od wydawnictw wcale nie są takie darmowe 🙂

      Kto ma decydować o tym, co jest dla mnie lepszą książką – ja czy Ty?

    2. A kto w ogóle powiedział, że recenzja ma być obiektywna? Każda opinia jest subiektywna i nikt mi nie wmówi, że jest inaczej. Recenzja=obiektywizm? No way! I to wcale nie jest złe. Lubię czytać opinie innych blogerów. Nikt mi przecież nie rozkazuje kupować polecanych książek, mam własny rozum i sama decyduję, co mi się mniej-więcej spodoba. Jeśli wychwalany tytuł nie przypadnie mi do gustu, nie robię afery, bo to bez sensu. Mamy wolność wyboru, żaden bloger nie wpycha swoim czytelnikom na siłę recenzowanych książek. O co ta szopka? Każdy ma inny gust, a ten, kto zamiast mądrze dyskutować, kłóci się, jest zwyczajnym gburem. Tyle w tym temacie.

    3. A ja mam do Anonima-Napinacza, co się boi podpisać pod własną wypowiedzią, jedno pytanie: kim Ty jesteś, że możesz mówić o obiektywizmie i oceniać co obiektywizmem jest a co nie ?? Bo widzisz, obiektywizm to jest znak DOŚWIADCZENIA I WIEDZY w konkretnej dziedzinie, a Ty się takimi nie wykazałeś/aś, bo w przeciwnym razie znałbyś prostą, ogólną definicję RECENZJI i BLOGA.

      Amen.

    4. A ja sądzę, że anonim miał jednak co innego na myśli. Mnie nieuczciwość, podyktowana chęcią przypodobania się wydawnictwu również denerwuje. Bo jak ktoś w recenzji zachwala egzemplarz recenzencki, a potem na portalach i w komentarzach u innych blogerów ewidentnie wskazuje, że to tytuł jednak niewart uwagi, coś tu jest nie tak.

      Sam obiektywizm jest oczywiście sprzeczny z założeniami gatunkowymi, więc nie ma tu o czym dyskutować 😉

    5. Taka nieuczciwość mnie wciąż zadziwia. Kiedy wchodzą w grę jakiekolwiek profity, pojawiają się i kombinacje alpejskie tego typu. To smutne. Tym bardziej, że wydawnictwu chyba jednak zależy na szczerej opinii recenzenta? Dopóki nie pracuje jako "dział reklamy" 😉
      Ale po takich sytuacjach można chyba poznać z jakim blogerem ma się do czynienia i blog ten przestanie być już tak samo opiniotwórczy, przekonujący i rzetelny, za jakiego, być może, uważało się go wcześniej.

    6. Wiesz, nawet w dziale reklamy wiedzą, że negatywne recenzje też są potrzebne. One prowokują do dyskusji, one zmuszają do rozmyślań, że coś musi w tej książce być skoro tak skrajnie jest odbierana + wielu ludzi negatywna opinia nakręca bardziej, niż pozytywne. 'A, zajrzę i przekonam się sam' to dosyć powszechne 🙂

  31. "czy naprawdę powinniśmy jednakowo odbierać wszystkie książki?"

    To jest coś, co tak bardzo bulwersuje mnie na lekcjach polskiego w liceum. Jestem w klasie maturalnej a cały czas nie lubię, nie akceptuję faktu, że jest mi odgórnie narzucana jakaś ocena książki. Klasyki należy znać, to jest coś, co daje podwaliny dzisiejszej literaturze, pozwala nam jakoś funkcjonować w tym świecie, otwiera nam nowe horyzonty i pokazuje inne spojrzenie na świat.

    Dziwi mnie jednak snobizm książkowy. Sama widzę, jak wiele mam do nadrobienia i staram się to robić. Jednak lubię odprężyć się przy jakichś mniej ambitnych pozycjach, gdy po prostu mam potrzebę wyłączenia się, nieskomplikowanych fabularnie i językowo

    Ja oceniam książki mniej więcej tak, jak filmy. Dzielę na kategorię. – mogę wystawić 10 zarówno "La vita e bella" za nowatorskość w podejściu do tematu zagłady Zydów w czasie II wojny, za ukazanie miłości rodzica, ale równie dobrze ocenię "Paris je t'aime" czy "Love actually", czyli filmy romantyczne, nie z wysokiej półki, ale takie, do których lubię wracać 🙂 Nie można szufladkować literatury, po prostu. Każda ma inny cel, wymaga od czytelnika innych rzeczy.
    Czy jednak uważam kogoś za głupiego, bo nie lubi tego co ja? W życiu, z taką osobą może wywiązać się całkiem ciekawa dyskusja.

    PS Harry'ego Pottera będę wielbić na zawsze. Ta seria ma tak niesamowity wpływ na moje życie, dorastałam razem z nią i zawsze, poniszczona i czytana tysiące razy, będzie zajmować honorowe miejsce na moich półkach.

    Pozdrawiam 🙂

    1. U mnie 'Harry' jest najbardziej poniszczoną kolekcją. Zwłaszcza tom trzeci wygląda na totalnie zużyty – wiele musiał przejść ze mną w młodości 🙂

      Snobizmu książkowego/filmowego/muzycznego (i każdego innego) nie znoszę. Znam parę jednostek wybitnie negatywnie nastawionych do ludzi, którzy mają odmienne gusta. Naprawdę nie rozumiem jak odmienne gusta mogą być powodem do obrażania drugiego człowieka.

      A co do lekcji polskiego, maturalnego klucza itd. – nigdy tego nie rozumiałam i nie akceptowałam. Totalne zabijanie inwencji twórczej i samodzielnego myślenia.

    2. Wybaczcie, że się wtrącę, ale to tak do HP – mój tom trzeci jest totalnie… kiedyś czytałam, przyszedł do mnie pies i na niego zwymiotował – na szczęście tylko na okładkę :D. Odcięłam więc tę okładkę i "stworzyłam" nową. Strasznie mi się teraz chce z tego śmiać, ale wtedy miałam ochotę zlinczować psa za tę herezję :D.

  32. Zawsze wychodzę z takiego założenia: to co napiszesz na swoim blogu jest święte i ludzie, którzy czytają to, powinni szanować ciebie i Twoją ocenę. To Ty wyrażasz swoją opinię i chcesz przedstawić światło sprawy innym, czekając na dyskusję pod tematem. To tak jakby klient w sklepie zaczął rządzić szefem całego zakładu.

    Każdy ocenia książki inaczej i wara od kogoś, kto uznaje inaczej, niż Ty. Szacunek powinien być na całej linii, a my tylko powinniśmy wyrażać w iście kulturalny sposób swoje opinie. Jak napisałaś: są osoby, które tylko negują, bo zobaczyły dziwną ocenę powieści. Nikt nie wynajmuje nas, byśmy oceniali książki, żeby sprzedawały się zarąbiście. My Tylko oceniamy to, co ostatnio przeczytaliśmy i czy warto polecić coś czytelnikom, by się rozweselili, czy mocno przestraszyli. Każdy ma wolność oceny książek!:)

    PS. Zapraszam do udziału w moim pierwszym konkursie muzycznym: jadzias.blogspot.com/2012/12/konkurs-suchamy-muzyki-z-pyty.html

    Pozdrawiam:)

    1. Jak widać, z tą wolnością różnie bywa. Zgadzam się, że blog to świętość i póki bloger jest uczciwy, nikomu nic do tego, co opisuje, co poleca, a czego nie.

  33. A ja jakoś nie mam problemów z anonimami. Albo mam zbyt mało popularnego bloga, albo to zbawienny wpływ niewystawiania oceny punktowej.;)

    Zawsze popieram merytoryczną dyskusję. Np. "Zmierzchu" nie znoszę, ale go przeczytałam i potrafię przytoczyć sporo argumentów za tym, dlaczego nie zachwyca. Natomiast do głowy by mi nie przyszło zwyzywać autorki tego zacnego bloga od debili, że "Zmierzch" lubi. Za to chętnie bym podyskutowała.;) Powołałam się na Ciebie, Futbolowo, bo wiem, że masz słabość do romantycznych wampirów i chyba każdy, kto buszuje u ciebie dłużej, niż pięć minut jest w stanie to odkryć, a co za tym idzie, nie dziwić się, że je wysoko oceniasz. Mam natomiast czasem wrażenie, że istnieją jednostki, które wpisują w Google tytuł danej książki tylko dlatego, żeby móc zwyzywać blogowych recenzentów. No bo jak inaczej można interpretować fakt, że ktoś wchodzi na bloga, w którym np. co drugi post jest o romansie i ma pretensje do autora, że romansom daje wysokie noty. No jak lubi ten gatunek i się na nim zna, to chyba jego, tego autora, prawo. A jak szanowny anonim nie lubi romansów, to niech sobie poszuka bloga o klasyce literatury.

    1. Z tymi wampirami to u mnie wcale nie jest tak różowo 😀

      'Bale maturalne' – 3/10
      'Dotyk martwych' – 3/10
      'Świat nocy' – 5,5, 5,5 i 6,5/10
      'Pamiętniki wampirów' – 6 i 5/10
      no i 'Pamiętnik Stefano' – 1/10
      🙂

      Ale faktem jest, że chętnie czytam takie opowieści. Zwłaszcza polubiłam serię Charlaine Harris, w której mnóstwo rzeczy mnie irytuje, a jednak lektura sprawia ogromną przyjemność 🙂

      Lubię dyskusje, zwłaszcza wtedy, gdy z kimś się nie zgadzam. Ja w 'Zmierzchu' też znajdę milion uchybień, ale jednak nie zmienią one tego, że lubię tę serię i mam do niej ogromny sentyment.

  34. Jestem wstrząśnięta! Już dawno nic mnie tak nie rozwścieczyło w blogosferze jak to zjawisko, o którym piszecie. Nie miałam pojęcia, że nawet w tak kulturalnej przestrzeni mogą istnieć jednostki, które są żywym dowodem istnienia "nowej fali" (choć nie wiem, czy teraz im za bardzo nie pochlebiłam)… Haters gonna hate – fenomen internetowego świata, wirtualne życie wielu Anonimów, którzy spędzają swój czas przed komputerami ze stałym łączem i negują/krytykują/obrażają/nienawidzą/szydzą/ (niepotrzebne skreślić. I zostawiają po sobie niesmak, smród żenady i jeszcze tonę błędów. I jak dla mnie zjawisko to, a może raczej wirus XXI wieku zawitał i tutaj. Dlaczego? Z zazdrości? Z zawiści? A może raczej z nudy? Nie ogarniam do końca tego wszystkiego, ale jedno jest pewne – zawsze łatwiej jest skrytykować kogoś, by móc czuć się większym, odważniejszym, oryginalniejszym. I choć ta oryginalność jest złudna, podobnie jak sama odwaga (bo gaśnie ona z chwilą anonimowości owych napinaczy), napędza się sama przez akcję-reakcję. I dopóki nie będziemy ignorować zjawisk poniżej pewnego poziomu, reprezentanci "dolin intelektualnych" będą próbować nas ściągnąć na swoje desperackie dno.

    Cała ta sprawa z ocenami i obiektywizmem wydaje mi się tak samo śmieszna, jak i wkurzająca. Tak jak już wyżej zdążyłam napisać, recenzja i blog jako formy wypowiedzi i komunikacji zawsze będą dla mnie naznaczone siłą subiektywizmu, bo właśnie taki jest ich cel. I mija się z celem kłótnia o to, że ocena danego blogera (!) nie jest obiektywna.
    To trochę tak, jakby doszukiwać się w nietrafionej przez piłkarza bramce błędu kibica, który po przeciwnej stronie trybuny skandował imię piłkarza drużyny przeciwnej!!
    Dlatego w ogóle uważam, że choć dyskusja ta jest na ten moment potrzebna, to i tak jest trochę bezcelowa. Bo "hejterzy" będą "hejtować" nadal. A my będziemy stawiać kolejne znaki zapytania, zastanawiając się SKĄD TO CHOLERSTWO SIĘ BIERZE?!
    Podsumowując: nie dawajmy im tej satysfakcji, po co zniżać się do takiego poziomu i marnować czas na dumanie o ludziach niewartych dumania? TYLE RÓŻNYCH KSIĄŻEK CZEKA NA PRZECZYTANIE! 🙂

    Pozdrawiam wszystkich Subiektywnych ! 😉

    1. Wiesz, generalnie się zgadzam, ale trzeba również wziąć pod uwagę, że nie wszystkie głosy były anonimowe. I okej – póki były argumenty, można było normalnie podyskutować. Ale jak ktoś odnosząc się do własnego ego oceniał, że coś jest ze mną nie tak, bo czytam takie książki, albo tym bardziej zachęcam do ich czytania – to już mi się nie podoba. Chcę wchodzić w polemikę, chcę konkretne argumenty, a nie takie żenujące 'nie, bo nie'. Tak to sobie można z dziećmi dyskutować.

    2. Skupiłam się przede wszystkim na Gallach Anonimach, bo to w sumie zawsze irytuje mnie najbardziej, ale podobnie jest chyba z tymi podpisanymi – dopóki ktoś traktuje samego siebie jak wyrocznię obiektywizmu, czy decydowania o czyichś racjach, to to jest żenujące i płytkie.

      Co innego, jeśli rodzi się konstruktywna dyskusja i faktycznie można się wymienić swoimi poglądami, z naciskiem na "swoimi". 😉 Bo nadal będą to tylko i wyłącznie "swoje" poglądy.

  35. Po pierwsze – nie wierzę w obiektywizm. Każdemu podoba się co innego, wszystko jest w jakiś sposób motywowane subiektywnymi przeżyciami. I jest dzień, gdy książka podejdzie bardziej, niż zrobiłaby to innego dnia – takie jest życie, czasem bardziej pasuje. A te gnioty, ta literatura popularna, romanse – przecież to potrafi być rewelacyjne! I może nie ma służyć za wzbogacacz duszy, ale uspokaja umysł – i to też jest potrzebne.
    Mnie czasem mierzi – ale u mnie samej – gdy książce "mało wartej" stawiam wysoką ocenę i opinię. Bo mi to nie pasuje. Ale z drugiej strony wiem, że wystawiłam tę ocenę nie bez powodu. Dlatego "Szeptem" ma u mnie na LC 10/10 i to samo "Blondynka" Oates. Bo obie mnie zachwyciły w trakcie czytania. Inna kategoria, ale jednak. Bo każda z nich spełniła swoją funkcję.
    Ogólnie rzadko komentuję, więc zwykle się nie czepiam czyiś ocen. Czasem jakiegoś faktu w recenzji, który moim zdaniem jest nieprawdziwy. Albo – gdy zdania różnią się jak piekło i niebo – mówię, że sądzę inaczej, bo tak i tak. Choć nikogo jeszcze nie nazwałam debilem, bo ma inne zdanie o jakiejś książce. Czasem tego zdania po prostu kompletnie nie rozumiem.

    1. To jest właśnie to – czasem nasz odbiór jest zależny od dnia i nastroju, nic na to nie poradzimy. I nikogo nie powinno boleć, że obca osoba stawia tę samą notę przy Szekspirze i Grocholi. Może od razu wprowadzimy rozróżnienie, że literatura niskich lotów może dostać maksimum '5' w skali 1-10 😉

  36. Wybaczcie, ale dopiero zobaczyłam nowy post w KKD (wczoraj nie wyświetlił mi się na blogrollu, czy ktoś wie, dlaczego z opóźnieniem wyskakują mi tam posty???). Mie mam teraz za bardzo czasu, by prześledzić wszystkie wpisy, więc tylko dorzucę swoje trzy grosze, a wieczorem postaram się bardziej poudzielać.
    Przede wszystkim uważam, że recenzja NIGDY nie będzie obiektywna, bo to co podoba się jednego, innego może mierzić. I bardzo dobrze, każdy ma prawo do własnego zdania i gustu. Nie podoba mi się nagonka na osoby wysoko oceniające "tanią" literaturę, bo po pierwsze każdemu może podobać się co innego, po drugie kto ma prawo oceniać, że dany gatunek jest dobry, a inny mierny? No ja się pytam, kto? W każdym można znaleźć na pęczki przykładów kiepskich jakościowo książek, ale także perełek. Czytałam kilka powieści typowo "kobiecych", które zapadły mi głęboko w pamięci i miło je wspominam, ale także całą masę słabych książek fantastycznych, czy kryminalnych (I z góry zaznaczę, że fantastyka i kryminały to moje dwa ukochane gatunki, więc pewne rozeznanie mam).
    Prowadzimy blogi hobbystycznie, przynajmniej większość z nas, jest to nasza prywatna przestrzeń, na której wolno nam publikować to, co chcemy i oceniać wszystko tak, jak nam się podoba. Jeśli widzę na znajomych blogach recenzje książek, które nie wpisują się w moje zainteresowania, to po prostu w danym dniu tam nie wchodzę, bo co mam napisać – suche że "to nie dla mnie"?
    A tak na koniec, to wydaje mi się, że część tych plujących jadem szczekaczy po cichu właśnie czyta to, co krytykują, ale głośno się nie przyznają, bo by ich "elyta" zakrzyczała podobnie, jak robią to oni sami.
    Rzekłam, a teraz muszę już wychodzić 🙂

    1. Mnie blogroll też trochę się spóźnia, ale z czego to wynika – nie wiem.

      Twój głos jest kolejnym, który popieram w całości. Samo pojęcie "obiektywizm" jest sprzeczne z tym, czym ma być recenzja. Tym bardziej na – jak słusznie zauważasz – prywatnym, prowadzonym hobbystycznie i dla przyjemności blogu.

  37. O Jezu, każdy czyta, co chce. Ty dużo czytasz o sporcie i to jest fajne, bo mało dziewczyn interesuje się tematem np. piłki nożnej.

    Mnie denerwuje stwierdzenie: o gustach się nie dyskutuje. No to co ludzkość robiła przez ostatnie kilka tysięcy lat???

    1. Myślę, że jednak poszczególne osoby wspominające ten cytat, mają jedynie na myśli to, że nie powinno się wartościować człowieka na podstawie gustu, ani mówić mu, że jest idiotą albo ma idiotyczny gust, bo lubi coś innego od reszty.

  38. Fakt najgorsze te Anonimy , wiec ludzi guru obiektyzmu książkowego , wiecie na blogach to jeszcze , ale co się dzieje na filmwebie to przechodzi wszelkie pojęcie. Ja się zastanawiam , śmiać czy płakać. Któregoś pięknego dnia napisalem parę słów komentarza do jakiegoś filmu , był dosyć słaby. Pod moim komentarzem ukazało się mnóstwo opinii znawców- że ja to nie znam się na kina itd;]. Dlatego od pewnego czasu nie zagłądam do komentarzy do recenzji – ale nie ma co generalizować. W każdej spoleczności, jest pewien odsetek ludzi, którzy chcą pokazać ze są lepsi od innych. Jak się chce z nimi podyskutować na argumenty to ich atakiem jest zmieszaniem z blotem drugiego czlowieka- na moim blogu jeszcze mnie to nie spotkało;)), do czasu.
    Wczoraj przeprowadzilem ze znajomą żywą dyskusję na temat mojej Recenzji Czasu honoru, i ona ma totalne inne zdanie niż moja opinia zawarta w w mej recenzji, i nikt z nas przez dobrą godzinę rozmowy nie odrzucił drugiej osoby blotem- ale że czasami z sieie pożartkowaliśmy , to druga sprawa. Jest roznica między zartowaniem w ramach taktu , a obrzucanie drugiej osoby blotem 😉
    A co do romansów , to ja czytam:D- na przyklad historyczne i się tego nie wstydzę;p – chociaż to nie są takie czyste romanse , połączenie powieści historycznej z romansem za przyklad podam Kochanice Króla Gregory czy Saga o Nierządnicy Lorentz, a chciałbym niebawem poczytać coś Jane Austin. Myślę, że romans taki , też zawiara w swoje treści wiele wartości , które możemy wynieść po ich przeczytaniu;]

    1. Warto czytać Austen, choć niewielu mam znajomych, którym jej twórczość 'podeszła'.

      A sytuacja na Filmwebie przebija wszystko. Ciągłe akcje: "antyfani, łączmy się i dawajmy 1". Poziom przedszkola.

    2. I teraz weź człowieku sugeruj się oceną filmu na Filmwebie. Wejdzie setka hejterów, rypnie pałą i już ocena leci, chociaż film zasługuje na więcej…

  39. O, jak miło, że nie tylko ja jestem oburzona takim ograniczonym myśleniem/zachowaniem/osądzaniem innych. Co komu do tego, co czyta i jak to ocenia? Dlaczego romanse nie mogą się podobać? Bo są naiwne, mało ambitne, kiczowate? I co z tego? Sama czasem potrzebuję takiego "odmóżdżenia", lekkiej lektury nad którą nie muszę się głowić (jak ktoś chce, to może mnie przez to nazwać bezmózgiem czy debilem, proszę bardzo, mam to gdzieś). To samo tyczy się romansów paranormalnych tak szeroko hejtowanych przez "fanów PRAWDZIWEJ fantastyki". Co to do cholery jest "PRAWDZIWA fantastyka"? Nie rozumiem ludzi, którzy myślą, że skoro czytają "ambitne" lektury, trudne w odbiorze są lepsi i mają jakiekolwiek prawo do osądzania gustów i preferencji innych osób. Jasne, dana lektura może im się nie podobać, mogą się swoją opinią podzielić, ale myślę, że wyzywanie powinni sobie odpuścić.
    Oklepany już przykład "Zmierzchu", który wyzywany jest wszem i wobec od gniotów, chłamów, g****n i nie wiadomo jeszcze czego. Najśmieszniejsze jest to, tak jak powiedziałyście, że wyśmiewają go ci, którzy nawet go nie przeczytali. Może obejrzeli film. A mnie się podoba i nie będę się tego wypierać. Nawet nie wiecie jak bardzo cieszę się z tego, że mojej mamie też się podoba, mojemu chłopakowi i nawet wujkowi! A niech się podoba! Bo czemu nie? Dlaczego mamy klasyfikować ludzi na lepszych i gorszych patrząc na to, co czytają? Niech sobie czytają, co chcą, grunt, że czytają. Skoro taka, a nie inna literatura do nich przemawia, fascynuje ich, to fantastycznie. Tylko dajmy sobie spokój z chamskimi wyzwiskami, z zadzieraniem nosa i wywyższaniem się.
    Wrrr! 😛

    1. A, ostatnio wspominając o premierze kinowej "Przed Świtem 2" usłyszałam od znajomego, że "to film dla pedałów". Stwierdziłam, że jeśli tak, to mogę być "pedałem"…

      I kolejna sytuacja ze PŚ2 – znajomi zbierają się na FB, żeby iść do kina na tenże film "dla beki" z flaszką % w łapie. No dajcie spokój… Czasem mi wstyd, że znam takich ludzi.

    2. Tak jak pisałam w komentarzu gdzieś tam wyżej, byłam na maratonie filmowym ze "Zmierzchem". Niedaleko mnie i koleżanki siedziała grupka osób młodszych od nas (byli pewnie gdzieś w wieku licealnym). Ciągle naśmiewali się, komentowali i szydzili. Co chwilę było słychać "ale chała". I tak sobie myślę, po kiego grzyba wydali te kilkadziesiąt złotych na wyjście do kina? Ponaśmiewać się mogli w domu przy dvd (jeśli już tak bardzo było im to potrzebne).

    3. Kamyk,
      spoko, wszyscy jesteśmy pedałami 😉

      Ludzie lubią pokrytykować dla zasady. Akurat takich, co chodzili do kina na 'Zmierzch' znam naprawdę wielu. Ja nie znoszę filmów z Jamesem Bondem, ale nie marnuję kasy na bilet i nie chodzę do kina tylko po to, by ponaśmiewać się z – w moim mniemaniu – głupich scen.

      Ci od 'prawdziwej fantastyki' też mnie dobijają. Nie lubię takiego zaściankowego myślenia – jestem lepszy, bo czytam 'lepszą' literaturę.

    4. Ja tak tylko podrzucę swój kamyczek w sprawie hejtowania romansów paranormalnych – to jest identyczna sytuacja, jak z hejtowaniem zwykłych romansów przez czytelników literatury głównego nurtu – tylko każdy natyka się na coś, co uważa za chłam we własnym bajorku. Popierać nie popieram, rozumieć nie rozumiem, ale sama nie znoszę wszystkich romansów jak leci – bez różnicy mi, czy lover jest hrabią na włościach, czy hrabią Draculą.;) Ale nie przyszłoby mi do głowy z tego powodu ubliżać komuś, kto romanse lubi – po prostu nie będę czytywać takowych recenzji, bo i tak nikt mnie nie przekona, a czasu szkoda.;)

    5. Otóż to. Ja recenzje tej 'prawdziwej fantastyki' omijam, bo tego typu książki naprawdę mnie nie interesują. Za to jak widzę niektórych dyskutantów, którzy naśmiewają się, że 'paranormale czytają tylko głupie nastolatki albo idiotki' od razu coś mnie trafia.

  40. Widzę, że dyskusja już się właściwie przetoczyła, więc moje 3 grosze będą bardzo zwięzłe. Pierwszy grosz jest taki, że oczywiście mamy prawo do subiektywnego oceniana i po to właśnie są nasze blogi. W mojej subiektywnej ocenie Harry Potter jest równie wysoko, co moje ulubione sztuki Szekspira. A co? Wolno mi! Drugi grosz jest taki, że właśnie takich subiektywnych ocen tu szukam i akurat twój głos w kwestii Greya przeczytałam z zainteresowaniem :). A trzeci grosz jest taki, że i tak nie zmienimy nawyków dużej części blogosfery, więc należy je po prostu zignorować i odwiedzać te blogi, z którymi nam po drodze.

    1. Dokładnie tak 🙂

      Ja już od dawna omijam blogerów, z którymi wybitnie mi nie po drodze. I wcale nie chodzi o tych, którzy mają inny gust czy inne zdanie, tylko o tych, którzy lubią posługiwać się brakiem argumentów i odznaczają się wybitnym brakiem uczciwości 😉

  41. Kiedyś podobno nie wypadało się przyznawać do czytania romansów, "bo to literatura dla kucharek", ani kryminałów, bo one też mało ambitne.
    Każdy ma prawo do swojego zdania. Mi 50 twarzy się nie podobało, ale z zainteresowaniem czytałam, co sądzą inni. Ciekawiło mnie, jak ją widzą inni i dlaczego dają wysokie oceny. Dyskusje "mi się podoba bo"- "a mi się nie podoba bo" lubię, pod warunkiem, że żadna ze stron nie stara się tej drugiej nawrócić.

  42. Wypowiem się na ten temat bardzo krótko – nie rozumiem takiego myślenia. Sama czytam blogi, bo ludzie mają inne zdanie niż ja, a robię to po to by porównać je ze swoim. Bez konfrontacji z innymi frontami się nie rozwijamy, więc po co czytać to co sami byśmy napisali? Romanse? Moja koleżanka, doktor, wykładowca, czyta tylko Romanse dla rozrywki. Tak przez duże "R". Pytałam czemu. Odpowiedź prosta: Po przeczytaniu 7000 stron po szwabsku o sposobach walkach starożytnych, tylko to mnie relaksuje. I niech każdy czyta i recenzuje to – co relaksuje i poprawia nastrój.

  43. Zawsze denerwowało mnie gdy jeszcze chodziłam do szkoły, że mamy interpretować daną literaturę w taki sposób w jaki życzą sobie nauczyciele lub kuratorium…zero własnych wniosków…tylko narzucone…w tym roku moja siostra pisała maturę i powiedziała mi iż autor tekstu na maturę rozwiązał ją i otrzymał 65% punktów ze zrozumienia tekstu…Swojego?? kpina… i tak samo jest z książkami…istnieje dużo ludzi, który "nie rozumieją" że ktoś morze mieć inne zdanie…ja jak piszę czy wypowiadam się o danych książkach to nie przejmuję się opinią innych…

    1. Nie przejmuj się, to drobnostki 🙂

      Słyszałam już kilka razy o tym, że autor danego tekstu nie potrafi go analizować pod klucz. Ale oczywiście wszelkie tęgie głowy z ministerstw wiedzą lepiej, co kto miał na myśli 🙂

  44. Kurczę, czemu ja na takie dobre wpisy natrafiam tak późno?
    Cóż, ja na swoim blogu (jeszcze) nie natrafiłam na haterów. Ale tylko na to czekam. Nie ma to jak ludzie wyzywający od debili tych, którzy piszą na SWOIM blogu SWOJE notki na podstawie SWOICH odczuć. A już naprawdę inteligentnym trzeba być, żeby nie wiedzieć, że w każdym gatunku ocenia się co innego, co innego bierze pod uwagę, stąd dziesiątka dziesiątce nierówna.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *