Polska kuchnia domowa, Małgorzata Caprari
Polska kuchnia domowa, Małgorzata Caprari
Wydawnictwo: Świat Książki
Rok wydania: 2012
Stron: 272
Gatunek: kucharskie
W swojej publikacji autorka zgromadziła ponad trzysta przepisów, podzielonych według standardowych kategorii:
- przekąski,
- zupy,
- smakowite ryby,
- z mięsem w roli głównej,
- mączne rozmaitości,
- niezastąpione warzywa,
- domowe słodycze,
- przetwory i nalewki.
Co warte odnotowania, to zaskakująco mała liczba pomysłów na zupy (ubolewam!) i zaskakująco duża na dania rybne. Nie spotkałam jeszcze książki, w której to rozdział poświęcony rybom byłby najbardziej rozbudowany. Zazwyczaj poświęca się im niewiele uwagi, spycha na margines, traktuje naprawdę niegodnie. Tymczasem Małorzata Caprari przedstawiła tyle przeróżnych wariacji rybnych, że chyba w rok ich wszystkich nie wypróbuję. Za ten rozdział dziękuję autorce szczególnie!
Jak zawsze w przypadku książek kulinarnych, dużą uwagę przywiązuję do kwestii wydania. I na tym polu Polska kuchnia domowa wypada bardzo dobrze. Przede wszystkim ze względu na estetykę, ale również przez wzgląd na małą liczbę zdjęć. Niekiedy to właśnie fotografie zajmują większą część publikacji, zabierając cenne miejsce przepisom i niepotrzebnie zwiększając objętość (a – co za tym idzie – również i cenę) książki. Tutaj to receptury osadzone zostały na pozycji czołowej – wielkie brawa.
Co nie spodobało mi się w publikacji pani Caprari, to język. Wszelkie pomidorki, herbatki, trufelki, krokieciki, kotleciki i inne chlebki czy mięska potrafią być w nadmiarze naprawdę irytujące. Dzieci z książek kucharskich korzystają raczej rzadko, warto więc zwracać się do odbiorcy, jak do dorosłego, myślącego człowieka, a nie jak do dzidziusia.
Ze spraw technicznych – każdy z przepisów zawiera szczegółową listę składników – niestety, bez podania liczby porcji, na ile dana receptura została przewidziana. Ostatnia strona zawiera bardzo przydatną tabelkę Warto wiedzieć, z wyszczególnieniem ile ważą poszczególne składniki (np. łyżka masła czy szklanka ryżu). Zabrakło w książce solidnego indeksu, który w tego typu publikacjach jest rzeczą nie tylko pożądaną, ale właściwie niezbędną. Mimo tego – uważam, że to jedna z najciekawszych książek poświęconych polskiej kuchni, z jakimi spotkałam się w całym swoim życiu.
Moja ocena: brak
Za książkę dziękuję wydawnictwu Świat Książki.
Pierwsze słyszę, żeby książka kulinarna, która jest ogółem, poświęcała bardzo dużo miejsca rybom, za którym i tak przepadam, chociaż sam nie umiem robić nic zwyczajnego.
Ostatnio dorwałem jakąś starą książkę z przepisami i tam prawie w ogóle nie było żadnych zdjęć, więc to, że jest więcej opisów, to w sumie może być lepsza zachęta, bo jak sobie wyobrazimy… 😀
Prawda? Mnie brak zdjęć nie przeszkadza, a nadmiar ryb naprawdę okazał się przyjemnym zaskoczeniem. Zazwyczaj narzekam, że jest ich w książkach zdecydowanie za mało.
No to ktoś zaskoczył Cię:)
Jest tam coś o szaszłyczkach?:)
Oczywiście, przepisów na "szaszłyczki" nie zabrakło 🙂
No to chyba Mikołajowi trzeba podsunąć pomysł na prezent:)
>> wyjątkową sympatią darzę wszelkie książki kulinarne.
Ty chyba darzysz wyjątkową sympatią wszyskie ksiażki dostane za darmo od wydawnictw, bo widze i o astrofizyce i o sporcie i o Greyu z bardzo wysoką oceną.
Och, 'Greya' podarowało mi wydawnictwo? A które, jeśli można wiedzieć? Bo myślałam, że zdobyłam tę książkę sama.
Wysokie oceny książek o astrofizyce? Bądź łaskaw wskazać tytuły, bo sama żadnej jeszcze nie znam, ale skoro czytałam i wysoko oceniałam, to chyba mam słabą pamięć.
Zapoznaj się z comiesięcznymi rankingami, a zobaczysz, jak wielką sympatią darzę niektóre 'darmowe' książki 🙂
Uuu, kogoś tu chyba zazdrość zżera 😉 Jakie to żałosne, tak swoją drogą i śmieszne zarazem, bo ludzie chyba nie zdają sobie sprawy, że książki "za darmo" to także obowiązek dla blogera. I co to w ogóle za słowo "dostane"? o.O
Futbolowa Ty astrofizyku!! 😛
Zawiść ludzka nie zna granic.
Ten śmieszny "zarzut" o astrofizykę i "Greya" pojawia się już któryś raz ze strony bardzo odważnego Anonima. Zastanawiam się czy z kimś mnie myli, czy jest po prostu niezbyt rozgarnięty.
Widać, że osoba słabo zna blogosferę, skoro kolejny raz twierdzi, że dostajemy książki "za darmo".
O ile takie teksty ze strony Rodziców mogę łyknąc. Bo im się wydaje, że jak dostanę to za fri, że czytać nie muszę(osmozą treść przyswajam) i pisze się samo, o tyle wkurzają mnie takie zarzuty od osób trzecich, bo u Rodziców akceptować wady muszę, niejako ex lege. Ale inni mogą się zastanowic nim coś chlapna.
Gdzie o astrofizyce było? Zaglądam tu w miarę regularnie, czyżbym więc przegapiła…Nie mogę odżałować 😉
O jakiej "wysokiej ocenie" mówisz, Anonimie?
"Brak" to nie oznacza, iż książka taka rewelacja, że zabrakło skali dla niej, ale że nie podlega ocenie cyfrowej.
Może jakbyś przeczytał/-a recenzję, to byś zobaczył/-a, że zarówno plusy i minusy publikacji są wskazane, więc jaką "wyjątkową sympatię" masz na myśli? Bo, że całkiem inną niż autorka opinii, to wiadomo.
Kurczę, Kasiek, współczuję. Moja mama akurat jest fanką mojego blogowania i chyba wie, ile pracy w to wkładam, dlatego nie suszy mi nigdy o to głowy. Co najwyżej łapie się za głowę, kiedy kolejne paczki docierają do mnie 😉
"Inni" to zazwyczaj mają najwięcej do powiedzenia, w końcu są najbardziej w temacie rozeznani.
Ogólnie moja Rodzina uważa że mi wszystko na pstryknięcie palca idzie. Bo życie nauczyciela miłe i przyjemne jest.
Mama fanką blogowania też jest, za głowę się łapie, jak mi książka zginie idę najpierw u Niej szukać, ale Jej się wydaje, że recenzja to też na pstrykniecie 😉
Agnesto,
też chyba przegapiłam tę astrofizykę. Ciebie jeszcze rozumiem, że mogłaś nie zauważyć, ale ja? To już niezdrowe, żeby autor własnego tekstu na oczy nie widział 😉
Ewidentnie pozytywnych i ewidentnie negatywnych opinii znajdziemy tu niewiele. Za to wiele książek od wydawnictw zyskało bardzo niskie noty. Nie wiem zatem skąd to przekonanie o sympatii do wszystkich egzemplarzy recenzenckich. Ale Anonim jako osoba wielce oświecona na pewno zgłębiła to jakoś bardziej i więcej wie.
Kasiek,
no tak, wszyscy myślą, że recenzje same się piszą. Szkoda, że prawie każda zajmuje mi minimum godzinę 🙂
To zazdroszczę 😛 Moja mama mówi, że lepiej za robotę bym się wzięła i przestała te książki czytać, bo mi zrobią wodę z mózgu 😀 Pewnie lepiej, jakbym się szlajała po klubach i wracała do domu w godzinach porannych spruta jak bąk 😛 Ale rodzicom nigdy nie dogodzisz, więc puszczam te uwagi mimo uszu 😛
Chyba jednak nie ma czego zazdrościć, bo dziś okazało się, że się myliłam i wszystko co tu robię jest jednym, wielkim nicnierobieniem. Wielka szkoda, bo przy wsparciu bliskich to wszystko miało dla mnie sens, a teraz czas powoli zbierać swoje zabawki i wracać do rzeczywistości.
Ja mniej gotuję, jak może wiesz, więcej piekę, więc celuję raczej w książki wypiekowe… te ze Świata Książki są genialne. Pewnie w końcu zainteresuję się tymi o szerszym zakresie, bo jednak samymi wypiekami człowiek nie będzie żył. I wtedy ta będzie na mojej liście 🙂
Dział ze słodkościami jest tu bardzo bogaty, jestem pewna, że miałabyś się czym zachwycić 🙂
Nie kuś mnie nawet. Przetestuje to co mam i, i tak pewnie rachunki mnie zeżrą.
Chętnie się zaopatrzę, bo uwielbiam ryby, a zupełnie nie wiem, jak je przyrządzać. Moim ostatnim i jedynym odkryciem chyba w tej dziedzinie, były pieczone kawałki łososia 😀
Oczywiście chętnie bym widziała u siebie, jak wszystkie książki kucharskie 😉 Nie mam jeszcze takiej z kuchnią polską, a z chęcią bym poznała przepisy na dobre ryby, bo je uwielbiam!
Kuchnia polska… nasza chluba narodowa, moim zdaniem doraźna. Nie wytrzymałabym dzień w dzień tak ciężkostrawnej i zapychającej diety… Lubię tradycyjne polskie smaki- buraków, jabłek, grzybów, jednak z mojej strony jest to bardziej polish fusion z racji mojego wegetarianizmu, a jak wiadomo polska kuchnia opiera się na tłustych mięsiwach. Polecam Ci książkę Meetless Mondays McCartneya, ktora ukazala się juz w Polsce, swoją drogą bardzo ciekawa i potrzebna akcja.
Zaprosiłam Cię do zabawy 🙂 Zajrzyj, proszę 🙂
http://czytam-wiec-zyje.blogspot.com/
(Z góry przepraszam za spam)
Niestety nie umiem kompletnie gotować, ale uszka czy pierogi w wykonaniu mojej babci są po prostu doskonałe i mogłabym je jeść każdego dnia, i jestem pewna, że by mi się nie znudziły. ;D
Razi infantylne nazewnictwo,wiele zdrobnień.Obdarowałam tę książką swoją znajomą,która ją po prostu z tego względu wyrzuciła.Po za tym z nazwy nie wynika jaka to potrawa.Zup wprawdzie dużo ale b.ubogie.Podstawą większości zup są wszystkie warzywa a o istocie stanowi warzywo dodatkowe czyli np.kalafior,brokuł,burak itd.