|

Nie bądź fejsbukowym frajerem!

Niewiele jest zjawisk, które w mediach społecznościowych doprowadzają mnie do szału – zdjęcia gołych niemowlaków, „gorące” fotki prężących tyłki koleżanek, dzielenie się każdym szczegółem szarej codzienności. Jest jednak coś, co wkurza mnie podwójnie – „sto lat” i „najlepszego”, czyli stały repertuar tych, którym nie chce się złożyć innym porządnych życzeń i którzy nawet życzliwość sprowadzają do typowego odbębnienia sprawy… Kiedy w ostatnich dniach na fejsbukowej tablicy mojej nieżyjącej od kilku lat koleżanki ktoś rzucił słynne „najlepszego”, najpierw miałam ochotę zwrócić śniadanie na podłogę, a potem zrobić komuś krzywdę. Zawsze mnie to życzeniowe frajerstwo dobijało, ale w tym wypadku okazało się podwójnie irytujące. Gdzie szacunek dla drugiego człowieka, gdzie zdrowy rozsądek? Choć wychodzę z założenia, że o urodzinach ważnych dla nas osób powinniśmy pamiętać, doceniam to, że dzięki nowoczesnym mediom społecznościowym automat może nam o nich w prosty i szybki sposób przypomnieć. I w całym tym żalu nie chciałabym być źle zrozumiana – doceniam również to, że komuś chce się dokonać paru kliknięć i życzyć mi tego „najlepszego” – sama w przypadku większości znajomych nie porywam się nawet na to. Ale tak szczerze – czy pół minuty więcej poświęcone na złożenie bardziej spersonalizowanych życzeń kogokolwiek zabije? Czy nie byłoby niektórym miło wyróżnić się w zalewie odbębnionych przez tłumy „stówek”? Czy nie byłoby fajnie sprawić komuś tej przyjemności, że w dniu urodzin czy imienin rzeczywiście poczuje się wyjątkowo?

Mój kumpel z liceum stwierdził, że te „najlepszego” i „sto lat”, to nie tylko wyraz lenistwa, ale także obraza w stronę drugiego człowieka. Coś w tym musi być, nieprawdaż? A co z innymi zjawiskami? Fejsbuk to przecież kopalnia głupoty. Jeden ze znajomych regularnie uskarża się światu na swoją żonę – że tu mu rogi przyprawiła, tu poszła schlać się z koleżankami, tam bez słowa zniknęła na pół dnia. Koleżanka ze szkoły w albumie swojego dziecka umieściła już ponad tysiąc jego zdjęć (trzy lata życia = jedno zdjęcie na dzień), obowiązkowo z kąpieli, z umazaną buzią, podczas zabawy psią kupą czy z wyjątkowo głupimi minami. Ośmieszanie własnego potmostwa – to takie wspaniałe! I to w albumie o statusie publicznym, bo przecież najlepiej, by cały świat to zobaczył. Są jeszcze inne cuda – prywatne dyskusje na tablicach (tak, jakby nie istniały wiadomości prywatne czy telefony), żenujące zdjęcia z cyckami na wierzchu czy relacjonowanie upływającej na nudnym życiu doby. Bo wszystkich nas to przecież obchodzi, prawda? * * *
Przeczytaj także:
]]>

43 komentarze

  1. Gdy mam komuś złożyć życzenia a do napisania mam tylko stówka, albo najlepszego, nic nie piszę. Irytuje mnie to tak jak Ciebie. Zresztą wolę zadzwonić, spotkać się, uściskać. FB to ostateczność.
    Ehhh wieczna głupota

    1. Oj, bardzo duży. Odsiało wszystkich, którzy siedzą na FB codziennie, składając życzenia wszystkim jak leci. I wszystkim pisząc to samo. Mnie się po prostu nie chce na odczepnego pisać życzeń osobom, z którymi ostatnio widziałam się 10-15 lat temu…

    2. U mnie po zablokowaniu zamieszczania postów przez innych na mojej tablicy, dostałam wiadomość od oburzonej "znajomej", która to zwróciła mi uwagę, ze nie może mi życzeń złożyć.
      Wiadomość to napisałam prywatną, ale życzenia chciała chyba aby były ogólnodostępne i w prywatnej wiadomości nic mi nie życzyła 😉

  2. Dlatego nie wchodzę na fejsbóczka, mam go tylko dlatego, bo jest grupa mojej klasy, gdzie ktoś co jakiś czas dodaję post o kartkówkach, zmianach planów itp. Czasem mam ochotę po prostu usunąć to ścierstwo.

  3. Ja też czasami myślę o wypisaniu się z tego ustrojstwa. Ale zawsze przyciągają mnie blogerzy i informacje o książkach – i tylko dlatego mam FB 🙂

  4. co złego w dzieleniu się szczegółem szarej codzienności? (nie wiem, czy dobrze zrozumiałam, co chcesz przez to powiedzieć – czy chodzi Ci o drobiazgowość, o dzielenie się przysłowiowymi pierdołami, czy o szarość, prozaiczność…?) Codzienność zazwyczaj jest szara, moja też, po to mam fejsuka, żeby się trochę nad nią poużalać i pochwalić, jak sobie z nią radzę – i żeby zobaczyć, jak moi znajomi sobie z nią radzą, co tam u nich, w ich prozie życia…

    1. Proza życia jest jak najbardziej w porządku – w końcu mało kto z nas ma jakieś wyjątkowo ekscytujące i bujne życie 😉 Ale już dzielenie się ze światem kilkunastoma postami dziennie, w stylu: 'idę do dentysty', 'dobrą kanapkę zjadłam', 'Franio zrobił już dwie kupy', 'misiek zostaje dłużej w pracy' itd. itd. naprawdę jest średnio fajne 😉

  5. Niektórzy piszą tych wiele rzeczy z nudów i lenistwa, to prawda. Ale uznawanie takich osób za frajerów, to troszkę niefajne. Każdy jest inny, ma inną wrażliwość i ich miliardy zdjęć, które dodają bardzo ich widocznie cieszy i raduje. Myślę, że za bardzo to wszystko źle odbierasz. Znajomych nie zmienisz, ale możesz spojrzeć troszkę mniej krytycznie. Tacy są, badziewni, obrzydliwi, wulgarni, niesmaczni, ale wyzywając ich od frajerów pokazujesz, że patrzysz na nich z góry i uważasz się za kogoś lepszego. No chyba, że słowo frajer traktujesz bardziej luźno niż ja ;).

    Ale fajnie – wreszcie w czymś się nie zgadzamy! 😀

    1. Raczej traktuję to słowo, przynajmniej w tym wypadku, jako małe wyolbrzymienie, dla podkreślenia ironicznego charakteru powyższego tekstu 😉 Bo wiesz, radowanie to jedno, ale trzeba mieć też odrobinę wyobraźni – dla mnie wrzucanie setek nagich zdjęć swojego dziecka w albumie o statusie 'publiczny' jest nie do przyjęcia.

    2. Ok, teraz zrozumiałam bardziej tego "frajera" :).

      W tym przypadku zgadzam się z tobą w 100%. Nie mają wyobraźni i zielonego pojęcia, że mogą zaszkodzić samym sobie. To po prostu naiwność i niewiedza.

  6. Mój znajomy, który akurat miał ostatnio urodziny, zamieścił potem zabawne "podsumowanie": "z wszystkich moich znajomych, 19% złożyło mi życzenia, co oznacza 3% wzrost w skali roku" – choć nie wiadomo, czy chodzi tylko o tych znajomych, których ma na FB, czy ogółem. Ja nie widzę niczego złego w tym, że się komuś napisze nawet te standardowe "sto lat" – chyba lepsze to, niż nic; sama przecież piszesz, że często nie chce ci się nawet tego, więc wymaganie od innych specjalnych, "spersonalizowanych" życzeń chyba jest zaprzeczaniem samej sobie, a do tego jest mało realistyczne – wiadomo, że większość życzeń to i tak banały, a poza tym nie każdy ma wenę, żeby coś takiego wymyślać

    1. Ale właśnie w tym rzecz – jak się komuś nie chce wysilić, lepiej niech nie wysyła nic. Ja w stosunku do niektórych osób nie czuję potrzeby, by cokolwiek klepać, więc wolę milczeć, niż odbębniać coś, bo z tego co widzę, mało kogo te 'sto lat' cieszą 😉

  7. A mnie, gdy jeszcze miałam aktywnego fejsa, było dla odmiany całkiem miło, gdy osoby z którymi jednak byłam na "cześć" (lub trochę więcej) poświęcały tę chwilę na złożenie zwyczajnego "najlepszego". Oczywiście mogło to mieć charakter :"o, widzę na głównej post urodzinowy, więc z automatu wkleję, co mi tam", ale jednak w moich oczach świadczyło o jakiejś sympatii. Życzenia spersonalizowane dostaję od osób, które są ze mną blisko i to mi wystarczy. Dlaczego mam wymagać podobnych od osób, które o mnie wiedzą tyle co nic? I vice versa, jeśli wiem o kimś niewiele więcej, poza tym że np. chodzimy razem na zajęcia raz, dwa w tygodniu czy trzymaliśmy się kiedyś w jednej paczce w liceum 😉

    1. Wiesz, to też nie chodzi [w tym 'spersonalizowaniu'] o to, by ktoś wykazywał się nie wiadomo jaką wiedzą o drugim człowieku, ale by wysilił się o parę słów więcej, bo te wszystkie 'najlepszego' to trochę jak byle jakie 'kopiuj-wklej' wyglądają 😉

  8. Ja ukryłam datę urodzin i znajomi nie dostają o tym powiadomień 😉 Dzięki temu wiem, kto naprawdę o nich pamięta i choć jest to stosunkowo niewiele osób, to takie życzenia są podwójnie miłe. A na wklikanych na odwal słowach od właściwie obcych ludzi mi nie zależy!

  9. Bardzo trafne spostrzeżenia 😀 Ale powiem Ci, że czasem mam niezły ubaw z tych prywatnych rozmów w komentarzach, np. mojej znajomej, która ma trochę ponad roczną córeczkę, a od chyba trzech lat na bieżąco relacjonowała, z kim aktualnie sypia, dlaczego on jest taki cudowny, a później dlaczego jest takim kretynem i jakiego to ona ma pecha, a sama jest przecież taaakaaa nieskazitelna 😉 Oczywiście wszyscy też wiedzą, dlaczego nie jest z ojcem dziecka i jaki z niego palant 😉 Moda na sukces w polskim wydaniu 🙂

  10. "Mój kumpel z liceum stwierdził, że te "najlepszego" i "sto lat", to nie tylko wyraz lenistwa, ale także obraza w stronę drugiego człowieka."
    Idealne podsumowanie mojego podejścia. Ja nawet w to nie zerkam i nie składam życzeń, bo i tak o tych ludziach bym nie pamiętała i nie wiedziała, że urodziny mają. W kilku przypadkach, nie ukrywam, facebook bywa pomocny i ratuje w brakach pamięci, ale wtedy dzownię, leci sms, albo twarzą w twarz składam życzenia. To puste "sto lat" nie znaczy tak naprawdę nic, bo większość osób nie zdaje sobie pewnie nawet sprawy, komu te życzenia śle i kim jest ten znajomy, którego zaakceptował, bo przecież tak fajnie mieć dużo znajomych – yay!

    1. Ja z reguły też nie zwracam na to uwagi, chociaż czasem – nie zawsze [i nie wiem od czego to zależy] – dostaję powiadomienia. I aż mnie zmroziło, jak ostatnio z 20 razy dostałam powiadomienie o urodzinach nieżyjącej koleżanki…

  11. Zgadzam się z twoim postem. Nie ma nic bardziej żenującego niż te wymuszone "życzenia" zaśmiecające tablicę. Konto na fb założyłam dopiero niedawno, ale ukryłam informację (taką przynajmniej mam nadzieję) o dacie urodzin, żeby mi nikt nie spamował tymi oklepanymi hasłami.

  12. Przyznam szczerze, że dopiero od około pół roku przestałam być takim spamerem na cudzych tablicach, ale teraz zdecydowanie jestem przeciw wstukaniu tylko "sto lat" i piszę coś od serca na tablicy lub w wiadomości.

    Dzisiaj znajoma, godzinę po urodzeniu dziecka wstawiła jego zdjęcie na facebooka i odpowiadała ludziom na komentarze gratulacyjne. Jak to zobaczyłam to się załamałam

  13. W zeszłym roku przeprowadziłam eksperyment. Denerwowały mnie te życzenia, więc przestałam udostępniać informację o moich urodzinach, by sprawdzić, kto pamięta. Pamiętał mało kto – nawet z moich najbliższych. Dotknęło mnie to, ale z drugiej strony poczułam się lepiej z faktem, że istnieję teraz dla siebie, a nie dla rzeszy facebookomaniaków. Sama też bardzo rzadko składam życzenia na tablicy (jeśli raz w roku się przydarzy, to i tak cud…), jak już coś, wysilam się, by napisać to w wiadomości. Najchętniej dzwonię.

  14. Mój mąż bardzo się zdziwił, jak zobaczył życzenia od kolegi dla jego własnej żony. Przecież oni razem mieszkają? Nie może jej tych życzeń złożyć osobiście?

  15. Lenistwo wychodzi, ale to niestety taki trend i świat zmierza w takim kierunku, kiedyś nie było internetów, komórek i ludzie sie spotykali, a teraz rzucą stówka, najlepszego i mają z głowy, wygoda.

  16. Szczerze – tez czasem napiszę "Najlepszego", "sto lat", "spelnienia marzen" i z jednej strony dałaś mi do myślenia, że może to wyglądac olewająco, z drugiej – ja to szczerze piszę 😉 i nawet takie krótkie życzenia są w pewien sposób przemyślane – spełnienia marzeń życzę "bliższemu" znajomemu, sto lat – komus z kim mam luzne relacje a "najlepszego" – komus mlodemu,np kuzynowi gimnazjaliście. Czasem jest to osoba, z którą mialam kontakt kilja lat temu, gdy mieszkałam w innym miejscu, teraz – dowiadując się, że ma urodziny, szczerze czuję,że chciałabym aby ta osoba miała udany dzień urodzin, z drugiej strony nie wiem p czym marzy, nawet z racji czasu jaki nie mialysmy kontaktu czuję, ze nie pasuje mi nic więcej powiedziec i pisze to co czuję z sympatią ale i swiadomoscią slabosci relacji zyczę "najlepszego", "sto lat! Pięknego dnia urodzin" itp … 🙂
    Mnie za to drażnią komentarze (naszczęscie nie umnie ale mąż ma wsrod znajomych wiele osób z przeszlosci, ktorzy zatrzymali sie mentalnie gdzies w okolicy gimnazjum, choc jestesmy wszyscy z pokolenia, ktore do gimnazjum jeszcze nie musialo chodzic ;)) w stylu "będzie się dzialo", "zgrzewki są, johny walker tez moge zaczynac weekend!", "smutny", "wsciekly", "najlepsza impreza ever!" 😉
    Anka

    1. Ciekawy system, przynajmniej masz dla tego wszystkiego jakieś uzasadnienie i od razu nabiera to sensu 🙂 Tymczasem w wielu przypadkach odnoszę wrażenie, że to tylko smętne klepanie, byle tylko swoje odbębnić.

      A co do tych wpisów, o których wspominasz – na szczęście mnie omijają. Czasem ktoś napisze, że idzie spalić jointa, ale wtedy po prostu łapię się za głowę i siłą powstrzymuję, by nie odpowiedzieć czegoś głupiego 😉 Widocznie niektórzy mają jakąś chorą potrzebę udowadniania, że dalej mają te szesnaście lat 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *