Przegląd Czytelniczy Kreatywy – cykl wpisów, którego hasłem przewodnim jest „warto czytać”. Recenzje gorących nowości i interesującej klasyki, przegląd premier i zapowiedzi, książkowe polecanie i odradzanie.
13 minut
O powieści
Co kryją jej oczy Sarah Pinborough (
moja recenzja) było w ubiegłym roku tak głośno, że aż sama musiałam sprawdzić, skąd wziął się wokół niej taki szum. Książka okazała się niezła, ale nie aż tak powalająca, jak obiecywano. Mimo tego bardzo ucieszyłam się, gdy na rynku pojawiła się jej kolejna powieść –
13 minut i jeszcze zanim zaczęto o niej szeroko dyskutować, zabrałam się za lekturę.
Niestety tym razem brytyjska autorka zawiodła mnie bardzo.
13 minut to potężne rozczarowanie – przydługa, nużąca historyjka, która niby miała trzymać w napięciu, a okazała się marną podróbką
Pretty Little Liars.
Powieść Pinborough zapowiadana była jako wciągający kryminał albo trzymający w napięciu thriller w klimatach młodzieżowych. Młodzież co prawda tutaj występuje, ale tego rzekomego wciągania albo trzymania w napięciu to ja nie uświadczyłam. Przede wszystkim boli to, że fabuła
13 minut jest tak przewidywalna, a kreacje bohaterów do bólu schematyczne. Autorka ewidentnie chciała nadać swej opowieści amerykański klimat, ale wyszła jej z tego sztuczna, niestrawna papka, która poraża fałszem.
Być może lepiej zniosłabym kontakt z tą książką, gdyby chociaż okazała się ona tak wciągająca, jak zapowiadano. Ale nie. Całość jest przydługa, nieemocjonująca i nudna. Nie warto było w ogóle brać się za tę książkę.
Moja ocena: 3/10
Książka przeczytana w ramach wyzwań: „Pod hasłem” (W tytule znajduje się liczba) oraz „Wyzwanie Czytelnicze 2018” (Książka z liczbą w tytule.).
Radiota, czyli skąd się biorą Niedźwiedzie
Bardzo lubię historie, które w ciekawy sposób opowiadają o kulturze i życiu. Czegoś takiego właśnie spodziewałam się po
Radiocie Marka Niedźwieckiego – książce człowieka, którego cenię za dorobek, wiedzę, kulturę osobistą i charyzmę.
Pochłonęłam
Radiotę bardzo szybko, bo z takimi ludźmi i takimi książkami czas musi uciekać błyskawicznie. To historia pełna anegdot z życia człowieka, który musiał wiele przejść, by osiągnąć swój szczyt. To również historia człowieka nieco osamotnionego, wielbionego przez fanów, obytego w świecie i doświadczonego przez życie. Tłem dla opowieści staje się nie tylko muzyka, z którą Niedźwiecki kojarzony jest w pierwszej kolejności, ale także wizerunek zmieniającej się Polski.
Czy było warto? Oczywiście, bo ciekawych anegdot nigdy za wiele. Czy zapamiętam tę opowieść na długo? Nie sądzę, bo to jedna z tych książek, które zapomina się tak szybko, jak szybko się je pochłonęło. Chyba spodziewałam się po niej czegoś więcej. Ale polecać będę ją tak czy siak – w zalewie książek wszelkiej maści celebrytów miło poczytać słowa człowieka, który rzeczywiście ma coś do powiedzenia.
Moja ocena: 6/10
Książka przeczytana w ramach wyzwań: „Pod hasłem” (Pierwsze spotkanie z autorem) oraz „Wyzwanie Czytelnicze 2018” (Autobiografia).
Siedem dobrych lat
Chyba pierwszy raz doświadczyłam literackiej miłości od pierwszego wejrzenia. Przeczytałam pierwsze z opowiadań i powiedziałam: „Cholera, to będzie jeden z moich ulubionych autorów”. Przeczytałam wszystkie w zbiorze i zapragnęłam natychmiast poznać kolejne. Jestem pod wielkim, wielkim wrażeniem!
Etgar Keret pochodzi z rodziny polskich Żydów i choć przez całe życie związany jest z Izraelem, dwa lata temu oficjalnie potwierdzono jego polskie obywatelstwo. Choć do tej pory kojarzyłam jedynie jego nazwisko (m.in. za sprawą instalacji
Dom Kereta, już po tym naszym pierwszym spotkaniu śmiało mogę potwierdzić, to, co o nim mówią – jest absolutnym mistrzem krótkiej formy. Jego autobiograficzne opowiadania rozłożyły mnie na łopatki. Płakałam przy tej książce i śmiałam się, doceniając cięty język autora, rezolutność jego dzieciaka i inteligencję żony oraz ciężko wzdychając nad losem jego przodków. Ciekawe jest to, że w tak nieobszernym zbiorze zawrzeć można tyle emocji i odmiennych nastrojów – poważną refleksję nad życiem, zabawne anegdotki z przeszłości, wojenne wspomnienia czy autoironiczne opowiastki o własnych dziwactwach.
Ta książka jest wszystkim. Zachwyca błyskotliwością, nie daje o sobie zapomnieć i sprawia, że chce się sięgać po więcej. Polecam z całego serca!
Moja ocena: 10/10
Książka przeczytana w ramach wyzwań: „Pod hasłem” (Bohater książki to pisarz/pisarka) oraz „Wyzwanie Czytelnicze 2018” (Książka o innym kręgu kulturowym).
Graffiti Moon
Po tym, jak bardzo rozczarował mnie zamerykanizowany wizerunek młodzieży ukazany na kartach
13 minut, zwierzyłam Wam się na
facebooku Kreatywy, że mam już dość czytania o takich nastolatkach i mam zamiar poszukać jakichś tytułów z innych zakątków świata. Zupełnie przypadkiem, dzięki Oldze z
Wielkiego Buka, usłyszałam o australijskiej powieści
Graffiti Moon i od razu ściągnęłam ją na czytnik. Czegoś tak wyjątkowego było mi trzeba!
Powieść Cath Crowley opowiada o dwudziestu czterech godzinach z życia Lucy i Eda – dwojga dzieciaków, których drogi kiedyś się rozminęły, a teraz splatają się na nowo. I choć okładka zwiastuje kolejne młodzieżowe love story, miłosnych wzlotów i obściskiwania się specjalnie tutaj nie uświadczymy. To właśnie czyni tę powieść tak niebanalną i wyjątkową.
To, i totalnie niespotykani bohaterowie.
Lucy i Ed są wrażliwymi outsiderami, kochają sztukę i uznawani są za dziwaków. On pogubił się w swoim niezbyt wesołym życiu, ona goni za ideałami z
Dumy i uprzedzenia. Nie lubią się i lubią jednocześnie, a to, co ich połączy, to niezwykła nocna przeprawa, która pozwoli im zrozumieć kim są i czego szukają.
Pokochałam
Graffiti Moon za ciepło, mądry przekaz, cudownych bohaterów (tych pierwszoplanowych i tych dalszych) oraz liczne nawiązania do świata sztuki i literatury. Kiedy moja córka dorośnie, chciałabym, aby czytała właśnie takie książki – zabawne, niegłupie, ciekawe i trafiające prosto w serce. Sama nie jestem docelowym odbiorcą powieści Cath Crowley, a jednak dałam się jej porwać bez reszty. Czytajcie, bo warto!
Moja ocena: 8,5/10
Książka przeczytana w ramach wyzwań: „Pod hasłem” (Obcokrajowiec i Polka), „Grunt to okładka” oraz „Wyzwanie Czytelnicze 2018” (Książka o sztuce).
Oto kolejne cztery książki przeczytane przeze mnie w roku 2018. Mam nadzieję, że któreś z nich Was zainteresowały. A jeśli już je znacie – dajcie znać, co o nich sądzicie.
Spodobał Ci się ten wpis? Polub Kreatywę na Facebooku:
Idziesz jak burza w 2018 roku 🙂 Mi na początku roku też całkiem nieźle idzie 😉 13 minut mam na czytniku, ale mam problem z poprzednią książką autorki. Utknęłam około 160 strony i nie mogę ruszyć…
Poprzednia książka tej autorki była jednak sporo lepsza, więc jak nie dajesz rady przez tamtą przebrnąć, nie wiem, czy jest sens brać się za tę gorszą 😉 Ale to też moje subiektywne odczucie, nie do końca trzeba się nim sugerować.
Zachęciłaś mnie do sięgnięcia po Kereta… czaję się „na niego” od dłuższego czasu i wciąż się nie składało! 10/10 to doskonała rekomendacja żeby w końcu sięgnąć po tę książkę.
Fantastycznie, bardzo się cieszę. Mam nadzieję, że nareszcie się zaczaisz i że Ci się spodoba 🙂
Barszo mnie zainteresowal ten tytul Graffiti Moon. Nigdy nie slyszalamo nim. ?
To nowość, o której sama usłyszałam przypadkiem. Polecam 🙂
Siedem dobrych lat zwróciło moją uwagę. Musze poszukać
Polecam, bo naprawdę warto.
O Pinborough słyszałam i mama w planach jej książki, ale skoro „13 minut” Cię rozczarowało to nie będę spieszyć się z lekturą. Ostatnio też mam przesyt amerykańskiej młodzieży, więc z ciekawością będę śledzić Twoje poszukiwania opowieści o nastolatkach z innych krajów. Australia na początek wydaje się dobrym wyborem 🙂
O nie… „Co kryją jej oczy” podobała mi się, dopóki nie doszłam do zakończenia. Miałam nadzieję, że „13 minut” mnie zachwyci, a teraz nie jestem tego taka pewna.