|

5 pytań o biznes na 5 urodziny firmy [Zacznijmy od słowa, odc. 13]

Jaka była najlepsza decyzja biznesowa, jaką podjęłam? Na czym najwięcej zarabiam? Kiedy jest ten moment, w którym freelancer zamienia się w przedsiębiorcę? O tym – a także o paru innych ważnych kwestiach – opowiadam w 13. odcinku podcastu Zacznijmy od słowa.

W tym odcinku usłyszysz:

  • Jaka była moja najlepsza decyzja biznesowa?
  • Kiedy jest ten moment, gdy freelancer przechodzi na własną działalność?
  • Czym się zajmuję i zajmowałam?
  • Na której z usług zarabiam najwięcej?
  • Jaka była największa zmiana, jaką przeszłam przez te 5 lat?
  • Jaki mam plan na rozwój działalności?

Posłuchaj także: na YouTube, iTunes, Spotify oraz w aplikacjach podcastowych.

5 pytań o biznes na 5 urodziny firmy – wersja teksowa:

Dzisiaj będziemy rozmawiać o pytaniach, jakie zadawali mi odbiorcy z Instagrama. A są to pytania o biznes na pięciolecie mojej działalności.

Sprawa wygląda tak że 2 maja 2022 roku minęło dokładnie 5 lat od dnia, w którym założyłam swoją jednoosobową działalność gospodarczą. Oprócz tego 12 lat od dnia, w którym założyłam swojego bloga KlaudynaMaciag.pl. I właśnie o to postanowiłam zapytać moich odbiorców – co ich interesuje, o co chcieliby zapytać – i efektem tego jest ten odcinek, w którym wybrałam 5 najczęściej powtarzających się pytań właśnie o sprawy biznesowe.

Najlepsza decyzja biznesowa, jaką podjęłaś?

To było chyba najłatwiejsze dla mnie pytanie spośród tych wszystkich, bo uważam, że najlepszą decyzję podjęłam już po miesiącu. Być może już to wiesz, jeśli znasz mnie trochę dłużej, ponieważ ja bardzo często o tym mówię – że to jest pierwsza rzecz, o którą bym zadbała zakładając swoją firmę teraz. A było nią wynajęcie księgowej.

Przez pierwsze tygodnie myślałam: „dobra ja sobie ze wszystkim poradzę, mam oprogramowanie do faktur, wpisuję tam koszty i przychody, a oni wszystko za mnie ogarną. Będę wiedzieć, ile mam do zapłacenia ZUSowi, ile mam do zapłacenia skarbówce”.

Tymczasem gdy przyszło do pierwszych przelewów to miałam niemalże atak serca. Po prostu to był horror, bo byłam tak zestresowana i tak niepewna, czy ja na 100% zrobiłam to dobrze, że postanowiłam, iż pierwsze co muszę zrobić, to znalezienie księgowej. Niestety ta księgowa okazała się dosyć kiepska, co uświadomiłam sobie dopiero jakiś czas później. I dlatego taką super-supernajlepszą decyzją było zmienienie tej pierwszej księgowej na tę drugą, ponieważ ta pierwsza nie sprawdzała się. Zdarzało jej się kłamać i ja ją na tych kłamstwach przyłapywałam, a ona wtedy zwalała winę na pracowników. „Tak, tak, pani Ania tam się tym zajmie. Ojej! Zapomniała się tym zająć, ja ją upomnę”. Tymczasem ja z panią Anią byłam w regularnym kontakcie i wiedziałam że po prostu pani szefowa ściemnia.

Ale tak naprawdę najgorszy – chociaż również dosyć zabawny – epizod zdarzył się później, gdy zadzwonił do mnie Urząd Skarbowy z zapytaniem: „No, droga pani, a kto pani to wyliczenie przygotowywał?”. Notabene oddane po czasie. Zgodnie z prawdą odpowiedziałabym, że zrobiła to księgowa. I pani zaczęła się śmiać. Pani zaczęła się śmiać i opowiedziała mi że razem z innymi koleżankami z drugiego pokoju w urzędzie podśmiechują się. „No kto mógł wymyślić takie wyliczenie, w którym dochodowy się myli z VATem?”. No i tym kimś była moja księgowa. Oczywiście nie miałam wtedy żadnych konsekwencji (na szczęście!), trzeba było jedynie przygotować nowe wyliczenie – i to już zrobiła nowa księgowa. I ja się bardzo cieszę że zrezygnowałam z tej poprzedniej. Jestem takim człowiekiem, który bardzo nie lubi takich zmian, w których musi powiedzieć komuś coś złego. Ale to była konieczność i moja nowa księgowa (nowa… jest ze mną już kilka lat!) to jest złoty człowiek i muszę przyznać, trochę ze wstydem, że bardzo, bardzo drżę o jej zdrowie – dosłownie jak o członka rodziny, bo nie wiem, co bym zrobiła, gdybym jej nie miała.

I ja wiem, że jako przedsiębiorczyni powinnam to umieć ogarniać samodzielnie w jakimś stopniu. Ale nawet jeśli byłabym w stanie zrobić sobie wyliczenie, to przy tych wszystkich Polskich Ładach, przy tych wszystkich zmianach i wszystkich ustawach, które wchodzą w życie nagle w środku roku, ja bym sobie z tym nie poradziła. Dlatego moja księgowa to jest złoto, pani Monika jest jak członek rodziny (przynajmniej w mojej myśli) i bardzo, bardzo się cieszę, że ją mam i uważam, że to była właśnie najlepsza decyzja, jaką podjęłam przez te pięć lat, aby zatrudnić profesjonalną, poleconą, świetną, fantastyczną księgową.

Kiedy jest ten moment, gdy freelancer przechodzi na własną działalność?

Fakty są takie, że ja właściwie całe moje dorosłe życie (od okresu nastoletniego) działam na freelansie, to znaczy współpracowałam z różnymi firmami na zasadzie umowy o dzieło czy umowy zlecenie i dopiero po czasie zdecydowałam się na przejście na własną działalność. I kiedy to się stało? To się stało w momencie, w którym ja byłam pewna, że moje stałe współprace będą w stanie sfinansować prowadzenie działalności – to znaczy i ZUS, i podatki, i oprogramowanie, które jest mi potrzebne, no i oczywiście moją własną wypłatę. I dopiero wtedy się na to zdecydowałam. Plus musiałam być pewna co do sytuacji naszej rodziny – i byłam wówczas pewna, bo mój mąż miał wtedy fantastyczną pracę (to znaczy fantastyczną pod tym względem, że płatną lepiej niż w naszym mieście bo miała miejsce w innym województwie). I to też mi dawało taki komfort, że jeżeli coś się wysypie, to Marcin zawsze będzie bezpiecznym, stabilnym „zarobkowiczem” w naszym domu. Na szczęście nie było to konieczne i tak naprawdę dosyć szybko mógł zmienić pracę na sporo gorszą finansowo, ale za to bliską, że nie musiał dojeżdżać. I to też była wielka korzyść!

I to jest właśnie ten moment, gdy mam tylu klientów – przede wszystkim stałych klientów takich, z którymi jestem naprawdę non-stop, że będę w stanie się utrzymać. Dla mnie to była ta granica, kiedy przechodziłam z freelancu na działalność. Plus, dodam jeszcze, że ja dosyć aktywnie działałam wtedy w blogosferze na zasadzie współpracy z markami. I dla nich to też był dobry krok. Moment w którym ja im wystawiłam fakturę, w którym oni mi musieli wysłać PIT-a, umowy, rozliczać mnie itd.  

Więc wtedy też zaczęło mi przybywać więcej zleceń bo dla firm współpracujących oraz tych, dla których na przykład pisałam albo tworzyłam inne inne rzeczy – dla nich to był sygnał, że „jest superprofesjonalnie, to możemy pani zlecić więcej pracy”. Gdy zamieściłam informację na swojej stronie internetowej, to też więcej zleceń napływało, więc można czasem podjąć ryzyko i spróbować, aczkolwiek bez bazy klientów, bez portfolio na pewno bym nie założyła działalności, ponieważ uważam, że to jest zbyt ryzykowne na tym etapie.

Dlatego fajnie gdy już coś mamy na start i wiemy, że będzie nas stać na utrzymanie tej działalności. No bo, jak wiadomo, prowadzenie działalności w Polsce wcale nie jest tanie. To jest moja odpowiedź na to pytanie, kiedy był ten moment, gdy przechodzimy na własną działalność.

Obserwuj mnie na Instagramie: @klaudynamaciag

Na czym najwięcej zarabiam, mając kilka usług i produktów?

Tutaj myślę że trzeba rozdzielić ten czas pierwszych trzech lat i ostatnich dwóch lat, bo to są duże różnice, gdyż od dwóch lat mam swoje produkty. Wcześniej też miałam troszeczkę inny zakres usług, więc to się zmieniało na przestrzeni czasu.

Jeśli weźmiemy pod uwagę pierwsze lata, to zdecydowanie u mnie czołowymi pozycjami były copywriting i content writing, tak jak obecnie, oraz prowadzenie profili w mediach społecznościowych. To była bardzo, bardzo duża część mojej działalności. Były to takie dosyć kompleksowe usługi marketingowe, czyli nie tylko napisanie postów czy zrobienie do nich grafiki i zdjęć albo zmontowanie jakiegoś filmu, ale też zaplanowanie całej strategii działań, zaplanowanie kalendarza treści, ustalenie, co trzeba robić. Na przykład jeśli to był właściciel firmy i on prowadził relację LIVE, to ja mu to przygotowywałam – od tematyki pytań, od kwestii jakie tam musi poruszać, po całą reklamę takiego przedsięwzięcia.

Nie wspominając o tym że przez jakiś czas prowadziłam cały dział marketingu w grupie wydawniczej, więc to także podchodzi pod te działania marketingowe, które tutaj mam na myśli. I to była bardzo, bardzo duża część mojej działalności i przestałam dokładnie dwa lata temu, a to dlatego że kiedy dołączyłam do Gangu Pani Swojego Czasu, to tam skoncentrowałem jakieś 80% swoich działań biznesowych, swoich działań jako twórca, jako copywriter, jako content writer. I po prostu nie byłoby tutaj miejsca na to, żebym ja jeszcze komukolwiek miała przeprowadzić jakąkolwiek kampanię w mediach społecznościowych, prowadzić profil, odpowiadać na wiadomości, tworzyć całą komunikację, całą strategię treści, bo doba nie jest z gumy – wbrew temu, co niektórym się wydaje, że podobno mam dłuższą od innych. Nie, nie mam i dlatego musiałam dwa lata temu podjąć taką decyzję i zrezygnować z tego rodzaju współprac.

Natomiast dalej piszę, tworzę treści, tworzę e-booki, tworzę przemówienia. Właściwie specjalizuje się w tworzeniu przemówień dla pojedynczych klientów, którzy albo są ze mną na stałe albo którzy jakimś cudem trafiają do mnie z wyszukiwarek. Bo w menu na mojej stronie już nie ma podstrony z usługami ponieważ ja nie potrzebuję dodatkowych klientów. Z reguły jak się do mnie zgłaszają, a nie jest to przemówienie albo nie jest to temat, który by mnie bardzo kręcił, to odsyłam do innych copywriterów. I to też jest dobra droga, bo później mówią, że bardzo fajnie, że mają teraz ciekawe współprace dzięki temu albo że po prostu jednorazowo mieli fajny strzał finansowy. Więc ja się bardzo, bardzo z tego cieszę, że mogę kogoś polecić.

Natomiast ostatnie dwa lata są inne niż pierwsze. Prowadzę taką tabelę Excelu, gdzie analizuję budżet i tam mam podział na takie źródła jak:

  • Druga pozycja to jest działalność dla PSC oraz copywriting i content writing, czyli tworzenie treści.
  • Kolejną pozycją jest e-book, czyli mój e-book o transkrypcjach, którego wcale nie promuję, bo nie mam na to czasu, ochoty i nie wiem… Po prostu nie czuję zapału do tego, żeby go promować, ale on się w jakiś sposób promuje sam i on się cały czas sprzedaje. Jest dzięki temu kolejną pozycją na liście źródeł przychodu.
  • Następna to: afiliacja i blog. Jeśli chodzi o afiliację, to myślę, że sprawa jest jasna. Jeżeli mam gdzieś w mediach społecznościowych lub na blogu link afiliacyjny i na nim zarabiam, to trafia właśnie do tej kolumny. Natomiast jeśli chodzi o bloga, to są to pojedyncze współprace gdzieś na Instagramie czy w mediach społecznościowych ogólnie i właśnie na blogu. I jak ostatnio liczyłam, to takich propozycji spływa do mnie mniej więcej dwie tygodniowo. I tu się muszę przyznać ze wstydem, że ja jestem beznadziejna w kontakcie. Jestem beznadziejna bo nie odpowiadam. Znaczy: jeżeli coś jest super-hiper-fajne, to odpowiadam od razu. Jeżeli jest to coś, nad czym muszę się zastanowić, to gdzieś to zostawiam i raz na dwa tygodnie odpowiadam zbiorczo na wszystkie wiadomości. Chyba że komuś bardzo zależy i się upomni – to wtedy szybciej – bo mnie zupełnie na tych współpraca nie zależy. To znaczy: jeśli one się pojawią i będzie to coś fajnego, to oczywiście gwarantuję pełne zaangażowanie w tym. Natomiast żeby o to zabiegać – to nie. Myślę że wystarczająco dobre są dla mnie inne źródła, że tutaj nie muszę mieć jakiegoś wielkiego parcia na współpracę. Inaczej było kilka lat temu zanim w ogóle prowadziłam swoją działalność i wtedy te współprace też wyglądały trochę inaczej niż obecnie
  • Oprócz tego mamy jeszcze konsultacje indywidualne i to jest taki przypadek usługi, której ja w ogóle nie promuję, usługi, o której w ogóle nie mówię na głos i nie mam jej w sklepie. Tak że jeżeli ktoś chce skorzystać z konsultacji ze mną, to tak naprawdę musi się tego dowiedzieć od kogoś, kto już na nich był albo mnie po prostu zapytać tak z ciekawości, bo „go najdzie”. I tak, ja udzielam konsultacji, są to konsultacje dla osób, które chciałyby lepiej pisać lub dla osób, które chciałyby skutecznie działać np. w mediach społecznościowych albo uruchomić swojego bloga i zastanawiają się jaką strategię tutaj przyjąć. To są bardzo fajne działania, działania indywidualne – nie promuję ich dlatego, że myślę, że są bardzo czasochłonne i ja nie chcę mieć ich zbyt wiele. A oprócz tego mam takie poczucie, że fajnie, gdy są to osoby, które mnie znają, a nie są to osoby przypadkowe wylosowane z wyszukiwarek. Oczywiście z nimi też można podjąć fajną współpracę. Ja jestem tego pewna, że wielu osobom mogłabym pomóc, ale jednak jeśli ktoś już mnie zna, to zazwyczaj jest „z tej samej bańki”. Bo zazwyczaj osoby które się do mnie zgłaszają to albo są pisarze, którzy kojarzą mnie jeszcze z czasów branży wydawniczej i wydają pierwszą książkę albo wydają nową książkę i chcieliby trochę bardziej ją wypromować właśnie w mediach społecznościowych – i ja im w tym pomagam. Albo są to twórcy internetowi i z twórcami internetowymi ja też się bardzo dobrze dogaduję i te konsultacje wychodzą świetnie. Później jesteśmy w kontakcie i to bardzo miło widzieć efekty, gdy dają znać, że „tak, kurczę, widzę, że to zadziałało”. I chociaż staram się ograniczać do minimum ryzyko… Dobrze, „ryzyko” to złe słowo, bo to nie jest coś złego, że ktoś się do mnie zgłasza, ale ograniczam tego typu współprace do minimum, ale gdy już się pojawią, to mnie bardzo to cieszy i to  jest dla mnie tutaj ważne. Ta pozycja nie jest jakimś głównym, nie jest jakimś dużym źródłem dochodu, jest raczej takim dodatkowym, sporadycznym – no ale znajduje się w moim Excelu i mogę ją sobie obserwować. 
  • Ostatnia jest korekta tekstów. Ja korektorem nie lubiłam nigdy być, a dawniej zajmowałam się tym dosyć aktywnie (w takim sensie, że bardzo dużo korekt wykonywałam, głównie książek). Teraz wykonuję korekty jedynie krótkich lub też ;dużych tekstów dla moich stałych klientów, którzy wiedzą, że ja normalnie dla nich piszę, ale tutaj na przykład mają jakiś folder przygotowany i potrzebują do niego korekty. Ja się tym zajmuję sporadycznie, bo tego nie ma bardzo dużo. I tego absolutnie nigdzie nie mówię i nie zrobiłabym korekty takiej „od czapy” – w sensie: dla nowego klienta, bo to też nie jest coś, co bym lubiła robić.
  • W moim portfolio były jeszcze transkrypcje nagrań – i ja się tym bardzo, bardzo intensywnie zajmowałam przez kilka lat. Obecnie tego nie robię, bo to jest superczasochłonne, ale za to mam osoby, które mogę polecać innym, bo sama je przetestowałem u siebie i z przyjemnością odsyłam do nich nowych klientów.

I teraz jeśli weźmiemy pod uwagę te ostatnie dwa lata, czyli na czym najwięcej zarabiam. Bo to są różne usługi i różne produkty – co uważam też jest bardzo dobrą opcją, żeby mieć takie trochę szersze portfolio, szerszy zakres działań, w razie gdyby w jednym temacie coś nie wychodziło, to wtedy można działać intensywniej z drugim.

I tak, zdecydowanie najwięcej zarobku przynosi mi wciąż copywriting i content writing, czyli w ogóle wszystkie te działania polegające na pisaniu. Natomiast na drugiej pozycji jest Dziennik Wieloletni. To jest dosyć duża część, bo jak przeanalizuję 2021 rok, to to było ponad 90 000 zł. samej mojej prowizji. Więc to jest naprawdę spore źródło dochodu. A muszę przyznać, że ja traktuję to jak dochód pasywny. I wiem, że wiele osób mówi, że gdy się wyda produkt, to to tam nie do końca jest dochód pasywny, bo trzeba go promować regularnie przypominać itd., ale to się dzieje w jakiś sposób poza mną (tak, jak z e-bookiem) – że one są i właśnie na nich zarabiam w ten sposób bez jakiegoś większego zaangażowania. Może w przypadku Dziennika – poza sporadycznym wspomnieniem o nim na Instagramie czy w innym miejscu.

I to się tak właśnie układa że jednak z tworzenia treści tutaj wciąż zarabiam najwięcej. Przy czym tutaj chciałabym od razu uczulić, bo jest wiele nowych osób na rynku, które często pytają czy z copywritingu da się utrzymać. To tak, jestem w stanie potwierdzić, że tak, ale to nie jest takie łatwe, jak się niektórym wydaje, że każdy z nas potrafi pisać i każdy coś zarobi na pisaniu. „Ja lubię pisać, więc będę mieć taką usługę u siebie”, bo z reguły początkujący copy piszą za bardzo małe stawki. W ogóle bardzo trudno jest im znaleźć pierwszych klientów, jeżeli w żaden sposób się nie angażują. Jeśli zgłaszają się do jakiejś agencji i ona ich przyjmie, to już jest lepiej, bo to już jest dobry start. Jeżeli zaczynają tworzyć coś swojego, to też mają już jakieś portfolio i mają do czego przyciągać. 

Natomiast ja piszę teksty na zlecenie od… od dwudziestu lat (powiedziałam powiedziałam to na głos!). Zajmuję się tym od dwudziestu lat – czuję się wiekowo w tym momencie. Ale tak jest. Ja zaczynałam mając 14 lat, gdy to były początki tych wszystkich internetowych portali. Wtedy najwięcej osób działało w tworzeniu postów na fora internetowe, w tworzeniu takich bardzo dziwnych preclowych opisów produktów, opisów na strony. Ja wtedy zajmowałam się bardziej felietonistą. Płacili mi za teksty po pierwsze dotyczące sportu. Po drugie to była kategoria dziennikarstwo obywatelskie, więc za takie teksty oraz za – i to było bardzo ciekawe – za teksty na strony internetowe. W ogóle takie jeszcze raczkujące, bo to nie było takie bardzo popularne, że firma miała swoją stronę, ale zaczęłam tworzyć lokalnie i oprócz tego, że stawiałam te strony w HTML u od zera (Jakim cudem? Teraz się stresuję jak robię coś na swojej stronie!). Wtedy jednak to właśnie robiłam, tworzyłam do nich właśnie treści, slogany reklamowe, jakieś scenariusze reklam, scenariusze reklam albo w ogóle reklamy i teksty do ulotek. Takie właśnie rzeczy się robiło dwadzieścia lat temu. No i tak to się układa po tych po tych latach, że, tak, obecnie żyję z tworzenia treści. I ja zawsze chciałam żyć z pisania, więc to jest spełnione marzenie i bardzo, bardzo się cieszę, że doszłam do tego momentu.

Jaką największą zmianę zaobserwowałam przez te 5 lat?

Kiedy tak o tym myślę i kiedy to analizowałam, to myślę że największą rewolucją było dla mnie zamknięcie tematu pracy w branży wydawniczej, z którą ja miałam do czynienia grubo ponad 10 lat, i rozpoczęcia współpracy z Panią Swojego Czasu. I to był taki moment dla mnie graniczny, bo ja już zaczynałam się w branży wydawniczej źle czuć.

Tam było super. To było 10 lat świetnej współpracy. Ja miałam wtedy fantastyczne relacje, brałam udział w cudownych projektach – również wykraczających poza tematy książkowe bo np. nasze nasze książki miały ekranizacje filmowe, więc współpracowałam też z dystrybutorami filmów i naprawdę działy się różne ciekawe rzeczy. Wtedy mogłam też otwierać trzy nowe marki wydawnicze właściwie od zera, działać przy nich promocyjnie – i to także było świetne. Natomiast ja już się tam źle czułam, potrzebowałam zmiany i cieszę się, że ta propozycja od PSC nadeszła, bo to była dla mnie fajna, dobra rewolucja i myślę, że to była największa zmiana przez te pięć lat. 

Natomiast zauważyłam też, że przeszłam pewną rewolucję w myśleniu – to były takie zmiany we mnie – i to się zaczęło właściwie już od pierwszych dni działalności, bo pierwszym takim punktem było to, że ja samotnie wybrałam się do restauracji.

Dla mnie od dziecka robienie czegoś samodzielnie było bardzo trudne. W tym sensie „tak na widoku”. Samodzielnie w domu sama się sobą zajmowałam i to było okej, ale wyjście do szkoły – zawsze w towarzystwie. Do sklepu? Najlepiej stuknąć do przyjaciółki z piętra niżej, żeby poszła ze mną. Do kościoła? Pamiętam, jak mnie rodzice zmuszali, żebym chodziła – to byłam tak zrozpaczona jak musiałam to zrobić sama, że to się w głowie nie mieści. Do kina zaczęłam chodzić sama dopiero w ostatnich latach. Sama do restauracji pierwszy raz poszłam, gdy załatwiłam uruchomienie działalności.

Pamiętam że prosto z ZUSu poszłam do ulubionej knajpki i tam byłam sama i świat się nie zawali. Nikt się dziwnie nie patrzył – tak jak się spodziewałam – nic się złego nie wydarzyło. Wiem, że dużo osób ma ten problem. Mnie się udało wtedy to przełamać. Jestem z siebie do dzisiaj bardzo dumna i bardzo, bardzo się cieszę, że do tego doszło, bo teraz dla mnie samotne wyjście jest jak nagroda. Mogę się zawinąć na chwilę od hałasu domu i tego wszystkiego, co się tutaj dzieje. Bo jednak jak się ma dziecko, psa, świnki morskie, no i męża… to różnie to bywa.

Ale to nie był jedyny punkt. Pamiętam jak przełamałam się w temacie rozmów telefonicznych – bo niestety nienawidzę rozmów telefonicznych do dziś. Ale wtedy musiałam się przełamać, bo wymyśliłam sobie że do biografii Novaka Djokovicia załatwię rekomendację od Tomasza Lorka, jednego z moich ulubionych dziennikarzy sportowych. Dzięki znajomościom i dzięki temu, że on miał kontakty w lokalnym klubie żużlowym, mogłam mieć jego numer i mogłam do niego zadzwonić. I byłam tak zestresowana, że przygotowałam sobie na kartce scenariusz rozmowy z uwzględnieniem jego odpowiedzi. Gdy odpowie tak, to ja zrobię to tak, jeśli on powie inaczej, to tu będzie inna ścieżka i zadzwoniłam. I to wyglądało w ten sposób, że: „Okej, okej, chętnie o tym porozmawiam. Ale! Najpierw porozmawiajmy o…” i zmienił temat. Rozmawialiśmy wtedy głównie o serbskim tenisie, czy w ogóle o tenisie, o sporcie i ja miałam takie: „Kurczę, czego ty się kobieto tutaj bałaś, jak to jest tak przyjemna rozmowa?”. Spędziliśmy godzinę na słuchawce, zanim w ogóle doszliśmy do właściwego tematu, bo tak to jest z takimi ludźmi, którzy mają takie cudowne flow. Tomasz Lorek jest jednym z moich idoli dziennikarskich, więc to było superprzyjemne posłuchać go… nie powiem, że twarzą w twarz, bo byliśmy słuchawka w słuchawkę, ale tak bezpośrednio. Fakt że ta rozmowa mocno mi pomogła, natomiast ja dalej nie lubię rozmów telefonicznych i nie dzwonię. Jeśli ktoś do mnie zadzwoni to okej, ale jeżeli ja sama miałabym gdzieś zadzwonić, to już mam taki stres, że to się w głowie nie mieści.

Podobnie wyglądała kwestia z moim angielskim, gdy dostałam propozycję stworzenia pytań do gry Wiem lepiej. Ona już jest na rynku od dłuższego czasu, więc możecie sobie ją sprawdzić, bo to jest świetna gra quizowa. I ją tworzyli Duńczycy. I ja musiałam współpracować przy niej z Duńczykami. Porozumiewać się po angielsku lub niemiecku – miałam taki wybór, ale mój niemiecki rozszerzony z liceum wyparował w momencie w którym dostałam dwóję, to znaczy zgodziłam się mieć dwóję na świadectwie, byle tylko móc się wypisać z tego rozszerzonego niemieckiego i zdawać maturę z angielskiego. Tak to było. 

I pamiętam, że dla mnie bardzo trudne było to przełamanie się w porozumiewaniu się w języku angielskim właśnie z przedstawicielami firmy Bezzerwizzer, ponieważ ja się bardzo stresowałam. Nie dość, że to były rozmowy telefoniczne głównie, to jeszcze właśnie w języku angielskim, gdzie ja wtedy wcale nie czułam się tak pewnie. Teraz się czuję dużo lepiej, bo intensywnie nad tym pracuję (przeczytaj: Jak poradziłam sobie z blokadą językową), ale wówczas to było dla mnie straszne i ja pamiętam że chciałam zrezygnować z tego zlecenia i oni mnie wzięli pod włos. Nieraz już w tę historię opowiadałam, ale może jeszcze nie słyszałeś lub nie słyszałaś – oni mnie wzięli pod włos. To znaczy użyli sformułowania, że jestem jedynym copywriterem z Polski, z którym oni chcą rozmawiać na temat tego zlecenia – i to bardzo dobrze na mnie zadziałało. Stwierdziłam: „Aha, dobrze, macie rację, to ja się tu postaram”. Przełamałam się, nie było łatwo, domyślam się, że im także nie było łatwo, ale zadziałaliśmy. Gra powstała. Pytania są bardzo dobre, czasem trudne, czasem łatwe, ale efekt jest naprawdę świetny, gra ma wielu fanów, więc ja się bardzo cieszę, że mogłam brać udział w tym projekcie i mimo tego że chciałam zdygać i uciec, to zostaliśmy, zostaliśmy przy tym.

A ostatni punkt takiego przełamania, takiej rewolucji w myśleniu, to był moment kiedy dołączyłam rzeczywiście do Gangu Pani Swojego Czasu, gdzie było już wtedy dziewięć kobiet. I ja miałam takie zawsze przekonanie, że z kobietami tak średnio się współpracuje, że mnie w ogóle z kobietami ciężko się nawiązuję relacje, bo ja przez te moje zainteresowania sportowe, to bardziej się trzymam z facetami, ale okazało się że atmosfera była cudowna, że dziewczyny, kobiety, które tam spotkałam są fantastyczne. I tak, to była moja wielka rewolucja w myśleniu, gdy przekonałam się że z kobietami fantastycznie, fantastycznie się pracuje i robi się rzeczy świetne.

To także była jedna z największych zmian jakie zaobserwowałem przez te pięć lat swojej działalności.

Jaki mam plan na rozwój swojej działalności?

Tutaj muszę zacząć od tego, że całkiem niedawno skończyłam pisanie #kursoksiążki o tworzeniu treści. Możesz dołączyć do listy zainteresowanych: TUTAJ, aby pozostać ze mną w kontakcie. Ja już mam zaplanowane, że wcześniej zacznę wysyłać ciekawe treści dla osób, które chciałyby się nauczyć tworzyć treści, więc gorąco Cię do tego zachęcam. I to był taki mój największy plan na ten rok, żeby skończyć książkę i żeby wydać książkę – i to będzie taki projekt numer jeden. 

Natomiast drugim moim celem – mam go wpisanego w kalendarz – było tworzenie edukacyjnych workbooków i myślę że nie będę w stanie pociągnąć tego tematu w tym roku, ponieważ będę robić inne projekty podobne nie dla siebie, więc na razie na tym poprzestanę.

Natomiast na przyszły rok mam w głowie jeden ciekawy pomysł związany między innymi z tworzeniem treści również, więc mam nadzieję, że to wypali, że to zrealizuję, bo dalej sobie nad tym rozmyślam. I w ogóle mam taki plan, żeby raz do roku mieć coś takiego swojego. Dwa lata temu była premiera e-booka o transkrypcjach. Rok temu była premiera Dziennika Wieloletniego. W tym roku będzie premiera książki. Myślę że to jest taka dobra taktyka, żeby co roku mieć jakieś takie nowe dodatkowe źródło wiedzy dla innych i źródło przychodu dla mnie.

Jak to wypali? Zobaczymy. Póki co jest to plan, nad którym intensywnie pracuję.

I to by było na tyle, jeżeli chodzi o pięć pytań o biznes na pięciolecie mojej działalności. Bardzo dziękuję wszystkim którzy zadawali pytania, bo właśnie z nich mogłam wybrać te 5 pytań. Bardzo dziękuję także pozostałym osobom. Pozostałe pytania może jeszcze wykorzystam w inny sposób, bo było tego całkiem sporo. Ciebie zachęcam do subskrybowania tego podcastu gdziekolwiek go słuchasz. Możesz wystawić ocenę w iTunes, możesz wystawić gwiazdki na Spotify i zrobić coś dobrego, żeby moja motywacja do działania była jeszcze większa.

Aczkolwiek ja już teraz jestem bardzo z siebie zadowolona, bo mam pomysł na ten podcast i jak widać konsekwentnie go rozwijam. A Tobie bardzo dziękuję za przeczytanie wersji tekstowej tego odcinka.

Podobał Ci się ten odcinek? Podaj go dalej!

4 komentarze

  1. Bardzo ciekawy wpis. Ja również jestem właścicielem dosyć sporej firmy. Muszę przyznać, że nie jest to prosta rola, ale cieszę się, że istnieje wiele aspektów ułatwiających zarządzanie przedsiębiorstwem. Można do nich zaliczyć m.in. faktoring międzynarodowy, który polega na finansowaniu faktur z odroczonym terminem płatności.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *