bullet journal planer pełen czasu pani swojego czasu
|||

Bullet Journal w Planerze Pani Swojego Czasu

Dziś będzie o tym, jak w Bullet Journalingu sprawdza się produkt Oli Budzyńskiej (Pani Swojego Czasu) – Planer Pełen Czasu.

Kiedy usłyszałam, że Pani Swojego Czasu pracuje nad planerem skrojonym pod planowanie metodą Bullet Journal – byłam podekscytowana. PSC to dla mnie marka sprawdzona, profesjonalna i warta każdych pieniędzy, dlatego swój egzemplarz kupiłam zaraz po północy, jak tylko ruszyła przedsprzedaż planera, a potem niecierpliwie wyczekiwałam chwili, w której miał do mnie dotrzeć.

Widok finalnego produktu miło mnie zaskoczył, mimo że teoretycznie wiedziałam, czego się spodziewać. Pani Swojego Czasu zaangażowała bowiem swoje fanki do projektowania planera – głosowałam na wyklejkę, która znalazła się w środku i na kolor kropek, wybrałam dla siebie kolor okładki i przeglądałam wszystkie materiały, jakie pojawiały się na temat Planera Pełnego Czasu – m.in. ebook przygotowany przez Olę Budzyńską i Kasię z bloga worQshop, w którym znajdowały się zdjęcia PPC w użyciu.

Z planera Pani Swojego Czasu korzystam od czterech miesięcy, nadszedł więc moment, by opowiedzieć Wam, jakie mam wrażenia z użytkowania.

Jak wygląda Planer Pełen Czasu?

Na początek rzut oka na to, jak wyglądał planer w oryginale, zanim zaczęłam przy nim majstrować. Na okładce znajduje się duży napis „Planer Pełen Czasu”. Na zdjęciu możecie też zobaczyć inne produkty ze sklepu Pani Swojego Czasu, m.in. rewelacyjne karteczki elektrostatyczne, które nie wymagają kleju, aby utrzymać się na powierzchni i bez których nie wyobrażam sobie mojego biurowego życia (wszystkie zdjęcia powiększają się po kliknięciu):

Obecnie planer prezentuje się inaczej – przede wszystkim dlatego, że ja zawsze odczuwam silną potrzebę personalizowania przedmiotów codziennego użytku. Małego liftingu nie uniknęło więc także moje BuJo:

W środku PPC znajdziemy tylko kilka gotowych rozwiązań – reszta zależy od nas. Do „gotowców” przygotowanych przez PSC należą jedynie karty kalendarza, spis treści oraz strona tytułowa:

Pozostałe strony planera posiadają wzór w kropki oraz numerowanie. Miłym dodatkiem są też kolorowe wyklejki na początku i na końcu PPC. Ta druga zawiera także małą kieszonkę – ja trzymam w niej moje ulubione zdjęcie męża i córki (niestety wiele więcej się tu nie zmieści, bo kieszonka jest bardzo ciasna):

Warte uwagi jest to, że strony kalendarzowe nie są w żaden sposób wypełnione, dzięki czemu możemy rozpocząć przygodę z planerem w dowolnym miesiącu i dostosować je do siebie. Założenie jest takie, że PPC starczy na rok, więc jest ich w sumie 12, ale ja już teraz wiem, że wszystkich nie wykorzystam:

Mój Bullet Journal – przegląd

Jeżeli czytaliście mój wpis na temat błędów popełnianych w Bullet Journalingu, to wiecie, że nie uznaję mieszania kolekcji ze sprawami codziennymi – i tej zasady wciąż przestrzegam w obecnym BuJo.
Dlatego istotne kolekcje znajdują się albo na samym środku planera, albo na końcu. Między dniówkami, tygodniówkami czy comiesięcznymi trackerami znajdują się wyłącznie tymczasowe kolekcje. Np. rozpiska przedwiosennych porządków czy tracker postępów prac nad książką, którą mam aktualnie na tapecie (jako korektor):

kolekcje bullet journal Na samym środku planera znajduje się kalendarz roczny oraz – raczej niezbyt udany – calendex. Żeby kalendarz był bardziej widoczny, strony od brzegu obklejone są taśmami washi, dzięki czemu błyskawicznie mogę otworzyć planer na stosownej stronie:

Na końcu umieściłam inne kolekcje – np. spis kuchennych zapasów oraz harmonogram sprzątania:

Inne przykładowe kolekcje – postępy w Wyzwaniu Czytelniczym 2018 i zaznaczanie obejrzanych odcinków mojej nowej zajawki – Outlandera:

Tygodniówki i rozpiski dzienne stale u mnie ewoluują, więc właściwie każdy miesiąc w moim BuJo wygląda inaczej:

To moje szóste albo siódme BuJo, ale jeszcze nigdy korzystanie z tej metody planowania nie sprawiało mi takiej radochy. Myślę, że spora w tym zasługa naprawdę dobrego planera.

Jaki jest Planer Pełen Czasu?

To, za co kocham planer Pani Swojego Czasu najbardziej, to przede wszystkim wyjątkowej jakości papier. Kasia Mistacoglu wykonała niesamowitą robotę wybierając go do tego produktu. Kartki mają odpowiednią strukturę i grubość, a kropki idealny, nienachalny odcień. Życzyłabym sobie aby każdy notatnik na rynku miał taki właśnie papier, nawet jeśli wolałabym, aby był odrobinę bielszy.

Ogromną wadą Planera Pełnego Czasu jest natomiast jego waga (u mnie – 670 g). Prawdopodobnie odpowiada za to właśnie ten konkretny papier, liczba stron (ponad 250) oraz gruba oprawa. Nie rozumiałam tego problemu dopóki nie zaczęłam czasami zabierać BuJo ze sobą – torebka za jego sprawą robi się boleśnie ciężka, więc z pewnością nie jest to produkt, który sprawdziłby się u osób ceniących komfort podczas przemieszczania się.

Mimo tej wady bardzo lubię PPC, choćby dlatego, że zawiera szereg umilających życie dodatków – gumkę na długopis, trzy kolorowe wstążki do zaznaczania stron oraz gumkę zamykającą całość. W przedsprzedaży gratis dodawane były także świetne szablony z kształtami do odrysowania. Wykonane są one z miękkiego plastiku, a proponowane wzory zostały specjalnie dopasowane do szerokości „kratek” wewnątrz planera:

szablony planer pani swojego czasu
Screen ze strony PSC. Sama nie umiałabym tak idealnie ująć na zdjęciu tego, jak wyglądają przezroczyste szablony.

To niby są detale, ale te właśnie detale czynią Planer Pełen Czasu naprawdę wyjątkowym. Widać ogrom serca i pracy, jakie zostały włożone w stworzenie tego produktu – dlatego właśnie jest on tak dopieszczony w każdym calu i dlatego – póki co – pozostaje moim ulubieńcem. Bardzo cenię też to, iż stworzony on został przez polskich wykonawców i że Ola Budzyńska nie poszła tutaj na łatwiznę – nie postawiła na kiepski, tani papier czy chińskie tworzywa. Dla wielu osób problemem może być jednak to, że wyższa jakość produktu równa się wyższej cenie. Sama widzę, że to najdroższy planer, z jakiego kiedykolwiek korzystałam, ale kiedy myślę o komforcie użytkowania, jaki daje mi na przykład jego doskonały papier czy wygodny rozmiar (B5), jestem skłonna zaakceptować tę cenę i kupić Planer Pełen Czasu kolejny raz.

Cena zresztą nie wydaje się już taka straszna, kiedy PPC porówna się chociażby do modnych Leuchtturmów z lichym papierem czy wszystkich tych gotowych planerów, które są teraz tak popularne na rynku, a które z reguły kosztują grubo ponad stówę i w jakiejś części pozostają przez użytkowników niewykorzystane (taki urok gotowych rozwiązań).

Inne organizery czy notesy mają jednak nad Planerem Pełnym Czasu tę przewagę, iż posiadają dużo większy wybór wariantów kolorystycznych. PPC kupimy tylko w dwóch wersjach – grafitowej oraz różowej. To zdecydowanie za mało. Tym bardziej, że obie te wersje posiadają gigantyczny napis z nazwą produktu na przedzie, co jest dla wielu osób mocno zniechęcające. I mnie chyba też zaczęło irytować, skoro zdecydowałam się na naklejkowe szaleństwo na okładce.

Bullet Journal w Planerze Pełnym Czasu – podsumowanie

Póki co Planer Pełen Czasu jest moim faworytem, jeżeli chodzi o notatniki do Bullet Journalingu i z chęcią kupię go kolejny raz, ale najpierw wypróbuję jeszcze inne opcje. Lubię zmiany, lubię kolorowe okładki i nie lubię cały czas trwać w jednym schemacie. Prawdopodobnie więc moje następne BuJo będzie prowadzone w notatniku innej marki, ale jeśli za kilka miesięcy okaże się, że Pani Swojego Czasu wprowadzi inne warianty kolorystyczne swojego planera (np. miętę, och!), to chętnie do PPC powrócę. Obawiam się, że żaden inny notatnik nie zadowoli mnie pod względem jakości papieru, a i format B5 nie jest najbardziej popularny w przypadku produktów tego typu, więc moje eksperymentalne poszukiwania pewnie dadzą mi odrobinę radochy (jestem beznadziejnie zakochana w kupowaniu nowych zeszytów), ale i tak ostatecznie wrócę do tego, co dał mi Planer Pełen Czasu.

Dlatego polecam – z całego serca! O ile nie przeszkadza Wam, że jest to produkt ciężki i raczej z wyższej półki cenowej.

Mam nadzieję, że wpis Was zainteresował. Jestem ciekawa, jakie jest Wasze zdanie na temat planera od Pani Swojego Czasu oraz samej metody Bullet Journal. Zapraszam do dyskusji!

Przeczytaj również:

Spodobał Ci się ten wpis? Polub Kreatywę na Facebooku:

17 komentarzy

  1. Chyba zbytnia ze mnie „Zosia Samosia”, bo wolę swój planer projektować i drukować sama 😉 Podziwiam też cierpliwość i pracę włożoną w Bullet Journal!

  2. Ja przyznam, że w ogóle takich rzeczy nie używam, niemniej Planer Pełen Czasu posłużył mi, gdy pisałam pewne opowiadanie, gdzie planer pełnił dosyć kluczową rolę. Na potrzeby opowieści nazwałam go Planer Pełen Chaosu, bo bardzo dobrze oddaje moje własne ja :). Wspaniała inspiracja.

  3. Jak ja zazdroszczę umiejętności pięknego rysowania i pisania! Każde moje podejście do takich spraw kończyło się frustracją, więc obecnie korzystam tylko z aplikacji typu Nozbe 🙂

  4. Od lata rozplanowuje wszystko w zwykłych zeszytach i notatnikach, ale coraz bardziej przemawia do mnie taka ładna rozkładówka jak prezentowane tutaj szablony. Widać też ogromną ilość pracy, jaką wkładasz w planowanie 🙂 Tym większa radość, kiedy uda się wszystkie zaplanowane rzeczy zrealizować.
    Pozdrawiam!

  5. A wiesz, że PSC wypuszcza planer turkusowy niebawem? Czy to już podchodzi pod „miętę” której tak pragniesz? Mnie tak 🙂 i kupię, nieważne że bieżącego jeszcze nie skonczyłam 🙂

    1. Tak, wiem, ale nie planuję kupować. Jednak po czasie ciężar tego planera zaczął mnie wykańczać i mimo że doceniam niesamowitą jakość papieru, nie kusi mnie kolejny jego model.

  6. Dużo słyszałam o Bullet Journal, ale jakoś nigdy się na niego nie zdecydowałam. Twój wygląda tak ładnie, że aż zachciało mi stworzyć swój 🙂 Może nadszedł właśnie na niego czas?
    No i strona z „Outlanderem” podbiła moje serce <3 Uwielbiam ten serial! 😀

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *