Samodzielne wydanie e-booka [Zacznijmy Od Słowa, odc. 9]
Samodzielne wydanie e-booka – ile to kosztuje, jakie przeszkody trzeba pokonać, ile potrzeba na to czasu i czy w ogóle warto? O tym w 9. odcinku podcastu Blog Firma.
Po dwóch miesiącach przerwy, spowodowanych izolacją i totalnym brakiem warunków do nagrywania, spontanicznie przygotowałam nowy odcinek podcastu, w którym opowiadam o wydaniu swojego pierwszego e-booka.
W tym odcinku usłyszysz:
- Dlaczego ten odcinek jest inny niż wszystkie?
- O czym jest mój pierwszy e-book?
- Jakie koszty musiałam ponieść?
- Jak długo pracowałam nad wydaniem?
- W jakim programie składałam e-booka?
- Dlaczego zleciłam korektę komuś innemu?
- W jaki sposób postawiłam sklep?
- Jakie przeszkody techniczne musiałam pokonać?
- Dlaczego postanowiłam wypuścić pierwszy produkt online?
- Jakie uczucia mi towarzyszyły?
Posłuchaj również na:
Transkrypcja odcinka:
Halo, halo, cześć, dzień dobry! Od dwóch miesięcy nie miałam okazji nagrywać i ten podcast będzie wyjątkowy, ponieważ przygotowałam jego szkic w dwadzieścia pięć sekund. Roboczy tytuł jego to: „Mój pierwszy e-book”. Później wymyśli się coś lepszego. Nagrywam w ciężkich okolicznościach – na podłodze w kuchni przy mojej nowej lodówce, która jest bardzo głośna i wykorzystuję to, że mój mąż i moja córka wybyli z domu. Tak więc, przechodząc do rzeczy, zaczynamy!
Kilka słów na początek
27 kwietnia 2020 roku wypuściłam swojego pierwszego e-booka. Jest to e-book skierowany do osób, które chcą pracować zdalnie oraz rozwijać się jako transkrybenci. Nosi on tytuł: „Jak zostać transkrybentem? Poradnik dla początkujących”. I w nim osoba z zerową wiedzą, z wiedzą minimalną, osoba, która nawet nie wie, co to jest transkrybowanie nagrań, zdobędzie potrzebną wiedzę do tego, aby zacząć, aby się rozwinąć i aby zacząć pracować przy spisywaniu nagrań. Tyle że ja dzisiaj nie będę Ci opowiadać o samym moim e-booku, bo jeśli Cię on interesuje, to sobie go znajdziesz pod adresem jakzostactranskrybentem.pl. Dzisiaj chciałabym ten temat ugryźć od trochę drugiej strony, czyli jak wydaje się swojego pierwszego e-booka samodzielnie, niezbyt dużym kosztem, z dużą… z dużą porcją niepewności w sobie.
Skład e-booka
Na początek. E-booka pisałam od października 2019 roku, ostatnią kropkę postawiłam w marcu 2020. I potem dałam sobie miesiąc na to, żeby przygotować go od strony technicznej. No bo napisanie tekstu w Wordzie to jedno, oddanie go do korekty to drugie, a złożenie tego w ładną całość to oczywiście zupełnie inna sprawa. No i ponieważ ja na początek nie mogłam sobie pozwolić na to, żeby oddać skład osobie, która się tym zajmuje profesjonalnie i złożyłaby mi tego grafika, uh tego e-booka w piękną, w piękną graficznie całość, to musiałam zająć się tym sama. No i w tym celu zakupiłam program Affinity Publisher. To jest profesjonalny program do składu. Nie tak zaawansowany i nie tak uwielbiany przez tłumy, jak na przykład słynny InDesign, natomiast naprawdę dobry. No i ja go za pierwszym razem odpaliłam, pomyślałam, że będę w nim składać tego e-booka. Po minucie go wyłączyłam. Stwierdziłam, że pieprzę to, odpalam Canvę i w Canvie ja to zrobię prościej. No i minęła gdzieś tak minuta z Canvą i stwierdziłam, że nie! To ma być profesjonalne. Nie chcę ryzykować, że będzie mi się zawieszała ta Canva, bo to jest program dostępny w internecie i on lubi się zawiesić. I nagle Ci wyskoczy komunikat: „Yyy, sorry! Odśwież, bo coś nie pykło z zapisywaniem”. No i ja dziękuję bardzo! Kiedy przygotowuję osiemdziesiąt stron e-booka to za jasną, żadną cholerę nie chcę, żeby mi się to zawiesiło. I ja mam obsesję na punkcie tworzenia kopii zapasowych i zapisywania, co chwilę… Więc wolałam to zrobić w profesjonalnym programie. Zawzięłam się, chociaż nie potrafiłam w ogóle obsługiwać Affinity Publishera i… złożyłam tego e-booka. I on zbiera bardzo dobre opinie, jeżeli chodzi o wygląd. Natomiast wciąż nie umiem go dobrze obsługiwać.
To znaczy, kiedy podesłałam go mojemu znajomemu – Andrzejowi Zyszczakowi, który postanowił zerknąć okiem swoim profesjonalnym na to, jak sobie poradziłam ze składem i na przykład on mi powiedział: „Ej, czemu Ty numerujesz strony od drugiej strony, a nie od pierwszej? No, jak to będzie wyglądało, jak ten PDF będzie w tym Adobe czy czymś innym otwierany? Heloł.” I ja wtedy mówię: „No dzięki! Dzięki stary, to teraz ja muszę ręcznie osiemdziesiąt jeden stron sobie zmienić z numerowaniem?”. Na co on się mnie pyta: „Nie skorzystałaś z tej funkcji numerowania, jaka tam jest?” No nie! No nie, nie… Nie, nie, nie, nie, nie, nie! Jeszcze bardzo wielu opcji w Affinity Publisherze nie ogarniam, ale dałam radę. Jako osoba początkująca, mimo że nie ma tam języka polskiego i mimo że jest problem z łamaniem tekstu w języku polskim. Ja go łamałam ręcznie. To znaczy, jeżeli trzeba było… Jeżeli trzeba było przenieść gdzieś jeden wyraz do następnego warsu, no to ja to oczywiście robiłam ręcznie, co wiązało się z tym, że kiedy Andrzej mi zwrócił uwagę, że mam za duże odstępy gdzieś tam, w czymś tam i ja te odstępy później naprawiałam, to nagle się okazało, że trzy linijki dalej ten taki podzielony tekst z myślnikiem nagle znajduje się w środku. I jak ja go nie namierzyłam, to była wtopa. Ale na szczęście zaraz po mnie, jak już złożyłam tego e-booka, czytały go jeszcze inne osoby i na przykład Karo, członkini Gangu Pani Swojego Czasu bardzo mi pomogła z wyłapaniem tych takich słów, które nagle w środku miały myślniki. Także bardzo dziękuję! Bardzo dziękuję także Andrzejowi, który wykonał świetną robotę, pomagając mi właśnie przy składzie. I oczywiście dziękuję bardzo Sylwii Chojeckiej, która zajmowała się korektą.
Dlaczego zleciłam korektę?
I to jest w ogóle bardzo ciekawy wątek, ponieważ kiedy zorganizowałam Q&A na temat e-booka, to pojawiło się kilka pytań od osób zdziwionych, że: „Halo Klaudyna, pracowałaś jako korektor i zlecasz korektę komuś innemu? No jak to o Tobie świadczy? Co sobie Twoi klienci pomyślą?”. No i… Po pierwsze, ja nigdy nie czułam się dobrze jako korektor, ale nawet jeśli bym była super, świetnym, zajebistym, najlepszym korektorem w mieście, a znam takich, to oni też korzystają z usługi innych korektorów. Na tej zasadzie, że, kurczę no, Twój mózg nie jest w stanie wyłapać wszystkich błędów. Nie jest w stanie wyłapać tego, że jakaś konstrukcja jest dla osoby z zewnątrz mało logiczna, bo Tobie się wydaje, że jest super. I korektor potrzebuje drugiego korektora. I ja się tego nie wstydzę, że Sylwia pracowała nad moim e-bookiem i również zrobiła świetną robotę, bo tam wykonała też trochę robotę redaktorską i bardzo się cieszę. Bardzo, bardzo, bardzo się cieszę, że skorzystałam z jej usług, bo dzięki temu wypuszczam produkt, który jest naprawdę dobry jakościowo. I ja się nie będę musiała wstydzić, że ktoś tam znajdzie jakieś buble, które później będą krążyć po internecie, bo są osoby znane, które wypuszczają e-booki i w nich się roi od błędów, bo na przykład nie zainwestowały w korektę wcale. Albo zainwestowały w słabą. Różnie to bywa. Każdy jest tylko człowiekiem i ja w swojej korektorskiej karierze też miałam różne, mniejsze lub większe wpadki, natomiast wypuszczanie bubla to nie jest coś, co ja bym chciała zrobić. Dlatego ten e-book jest na tyle doskonały, na ile mógł być. I mam nadzieję, że nikt nie jest rozczarowany tym, jak on wygląda, ani tym, jak jest napisany, bo naprawdę, uważam, że razem z Sylwią, która przy tym tekście później właśnie pomagała go poprawić z jakichś tam mniejszych lub większych wpadek… Nie pamiętam początku tego zdania. Ale w każdym razie moja myśl była taka, że… mam nadzieję, że widać, że wykonałyśmy fajną pracę przy tym razem.
Dla kogo napisałam e-booka „Jak zostać transkrybentem? Poradnik dla początkujących”?
Czy jest jeszcze ktoś, kto brał udział przy tym e-booku. Dostały go osoby… To znaczy wysłałam go do kilku osób, nie na zasadzie, że potrzebowałam recenzji przedpremierowej albo czegoś w tym stylu, ale wysłałam go do kilku osób, które miały różne doświadczenia wcześniejsze z transkrypcją. To znaczy albo już były transkrybentami, albo miały za sobą pierwsze zlecenie, na przykład dla mnie, albo nigdy tak nie pracowały i dopiero chciałyby się tego nauczyć, bo moim celem było skierowanie e-booka do osób, które zarówno już transkrybują, ale idzie im to słabo, brakuje im jakiegoś doświadczenia, na przykład nie wiedzą, że istnieje oprogramowanie dedykowane do tego, jak również do osób, które nigdy tego nie robiły. I nie byłam pewna po prostu. Czy osoby z zewnątrz również mają takie poczucie, że ja mogę go kierować i do jednej grupy, i do drugiej grupy. I te opinie przedpremierowe, czy tam zaraz po premierze, bardzo, bardzo, bardzo mi pomogły, bo widziałam, że moja strategia, moja komunikacja jest spójna, jest właściwa, jest prawdziwa. I że nikt mi nie będzie mógł zarzucić na przykład, że: „Ee, powiedziałaś nieprawdę, to wcale się nie nadaje dla początkujących”. Tak więc tu było sporo osób, nie będę w stanie wymienić ich wszystkich, bo zaraz się okażę, że o kimś zapomnę i będę później się ze wstydu palić, ale te osoby wiedzą, że jestem im bardzo wdzięczna, za to, że poświęciły… poświęciły mi czas… przed premierą, po premierze, w trakcie premiery i że później tak z własnej woli fajnie, dzielnie promowały… promowały e-booka.
Skąd wziął się pomysł, żeby wydać e-booka o transkrypcji?
Skąd w ogóle powstał pomysł na to, żeby wydać e-booka. To jest też ciekawa sprawa, ponieważ ja miałam w głowie zupełnie inny e-book. I zaczęłam go pisać rok temu w marcu, w marcu 2019 roku w kawiarni. I to jest… Ja jestem pewna, że to będzie super rzecz i napisałam szkic, napisałam jakiś tam wstęp, pierwszy rozdział, ale gdzieś nie miałam czasu, nie miałam serca… Nie wiem. Nie miałam, kiedy rozwinąć tego projektu, a w październiku, kiedy brałam udział w live u Asi Ceplin w VIP Akademii Smart Brand na temat budowania marki eksperta, usłyszałam coś, co mnie tak jakoś uderzyło: „Znajdź swoją niszę i w niej działaj”. No i ja wcześniej nigdy nie myślałam o tym, żeby tworzyć coś dla transkrybentów, mimo że to było kurczę, takie oczywiste, bo nie ma, nie ma drugiego takiego e-booka. Nie ma podręcznika, nie ma jakiegoś kompendium wiedzy na temat tego, jak się rozwijać, jak pracować, na jakim sprzęcie, jak się wyceniać, gdzie się pokazywać w sieci, jak rozszerzać swoje usługi i tak dalej, i tak dalej. I to wszystko jest u mnie. Dopiero u mnie jest. Nie wiem, dlaczego na to wcześniej nie wpadłam, ale nie wpadłam, dlatego się cieszę, że właśnie zainspirowana przez Asię, nareszcie do tego doszłam. I od razu zaczęłam pisać. I inspiracją było też to, że ja prowadziłam już wtedy rekrutację dla transkrybentów do mojego zespołu i kurczę, tyle osób tam było chętnych do pracy, a nie miało żadnej wiedzy, że było mi ich aż szkoda, bo widziałam, że jest ogromne zapotrzebowanie. Nawet miałam taką myśl: „Kurczę, może… Może ja ich będę uczyć w jakiś sposób?. No w jaki sposób? No co, Klaudyna, no? Do szkoły pójdziesz z nimi?”. No nie poszłam, ale właśnie parę tygodni później, gdy Asia powiedziała o tej niszy, to mnie właśnie tak naszło. No i zaczęłam pisać.
Walka z perfekcjonizmem
I właściwie w styczniu robota była już prawie całkiem wykonana, jeżeli chodzi o tekst, ale coś mnie zablokowało. To znaczy, zablokowały mnie moje obawy: „O rety, trzeba postawić sklep. A czy ja będę umiała? A bramka płatności. A wystawianie faktur. O rety! O rety! No straszne lejki!”. Ja mam… mam w sobie taką… takie parcie, żeby być perfekcyjną we wszystkim, co robię i jak mi się znowu to myślenie włącza, to ja sobie odpalam webinar Oli Budzyńskiej na temat perfekcjonizmu, bo wiem dobrze, że częściowo jest to moja wymówka, że taka chcę być perfekcyjna, że nic nie robię. No, na tej zasadzie mniej więcej. No oczywiście nie jest tak, że nic nie robię, bo wszyscy uważają, że robię wręcz za dużo. Non stop coś robię, ale no wiesz, o co mi chodzi. To jest taka… Taka pułapka, w którą wpadam. I tak bardzo chcę, żeby to było doskonałe, że się blokuję i tego nie robię. No a przecież… Halo! Szefowa mówi: „Zrobione jest lepsze od doskonałego”. Joł!
Stawianie sklepu na WooCommerce i bramka płatności
No i właśnie ja w to wierzę, więc zaczęłam, zaczęłam, zaczęłam powoli myśleć o tym, jak postawić ten sklep. Chyba kupiłam wtedy e-booka od Oli Gościniak na temat stawiania sklepu, aczkolwiek on nie miał… Zabrakło mi w nim wiedzy na temat… Na tematy techniczne, a ta wiedza akurat znajduje się w kursie Oli, ale już nie miałam czasu go robić, więc… No tylko zapoznałam się z tym e-bookiem, troszeczkę się zmobilizowałam do działania i postawiłam sklep. Postawienie sklepu na WooCommerce, jak się nie mylę, za pomocą wtyczki na WordPressie jest banalnie proste. Instalujesz i masz. I to jest najlepsze, że nie wiem, dlaczego ja się tego bałam, skoro na WooCommerce… sklepie WooCommerce ja pracowałam już od lat, bo wydawnictwo, dla którego pracowałam, właśnie na tym systemie ma postawiony sklep. I ja go obsługiwałam i dodawałam towary, dodawałam rabaty, usuwałam towary, zmieniałam kategorię, sraty taty i te wszystkie takie rzeczy. Czyli ja to umiałam zrobić. No, ale gdzieś u siebie się tego bałam.
A najbardziej, najbardziej bałam się, co zrobić z bramką płatności. Czy to w ogóle będzie działało. I zapoznałam się z porównaniem wszystkich tych dostępnych bramek płatności typu PayPal, Przelewy24.pl, Tpay i tak dalej i przez przypadek wpadłam na informację o tym, że istnieje też taka bramka, jak iMoje. Ona chyba funkcjonuje już dobre dwa lata i coraz częściej gdzieś na nią wpadam, ale nie jest jeszcze jakoś szczególnie popularna, a jest to bramka stworzona przez Bank ING. Jeśli masz konto w ING Banku, a ja mam swoje prywatne konto w ING Banku, odkąd skończyłam trzynaście lat i mam tam też konto firmowe, no to jest prosta sprawa. Załatwiasz to jednym kliknięciem dosłownie, paroma tam formularzykami do wypełnienia na swoim, swoim profilu w banku. Także uruchomienie bramki płatności było bardzo łatwe.
Miałam tam pewien problem, bo nie aktualizowały mi się automatycznie statusy po wykonaniu płatności. Napisałam do banku: „Halo! Nie ogarniam” i pani mi wytłumaczyła… No, pani mi to wytłumaczyła bardzo dobrze i jasno, i czytelnie i ja się poczułam jak głupek, bo to było bardzo oczywiste. Ale mniejsza o to. W każdym razie odpaliłam bramkę płatności. Do tej pory nie przeszłam jeszcze weryfikacji, jeśli chodzi o płatności kartą. Tam jest uruchomiony tylko blik i banki, szybkie przelewy w bankach, ale też już dostałam informację, jak przejść pozytywnie tę weryfikację, czyli na przykład wybrać numer REGON albo dodać jakiś punkt w polityce prywatności. No nie będzie to skomplikowane. Nie będzie, więc ja to uruchomię, bo były trzy osoby dokładnie, które o to pytały. Czyli widać jest jakieś zapotrzebowanie na to, żeby można było płacić kartą.
Instalacja wtyczki do wystawiania faktur
Z wtyczek kupowałam jeszcze wtyczkę do wystawiania faktur i skorzystałam z WP Desku. WP Desk to jest taka strona, na której można kupować wtyczki. I oni mają wtyczkę do integracji płatności z systemem iFirma. I ja… ja korzystam z iFirmy, żeby wystawiać faktury, więc to była super opcja dla mnie, bo po prostu podpięłam sobie wtyczkę do tego programu, z którego korzystam. Było to bardzo łatwe. Kosztowało mnie to dokładnie 149 złotych, ale… Ale było warto! Po prostu, bo ktoś kupuje i ma z automatu wysłaną fakturę. Dla mnie to było bardzo ważne, bo jestem VAT-owcem i chociaż nie mam obowiązku wystawiać faktur osobom prywatnym, które nie potrzebują faktury, tak? To dla mnie to jest łatwiejsze, że im to wystawię, a nie muszę później z jakimiś księgami rachunkowymi czy innymi cudami na kiju się… kombinować. Mam co prawda wspaniałą księgową. Jak ja kocham tę kobietę! Jak sobie pomyślę o tym, że przez dwa lata, czyli jeszcze do zeszłego roku, użerałam się z księgową, która mi w Picie nie umiała rozróżnić VAT-u od podatku dochodowego na tyle, że panie z urzędu skarbowego dzwoniły do mnie i mówiły: „Właśnie się tu z Grażynami z pokoju obok śmiejemy, jaką ma pani dziwną tą księgową, he he he he”. No to bardzo się cieszę, że zmieniłam tamtą panią, bo w tych okolicznościach, gdzie teraz tyle się dzieje wokół spraw właśnie typu: z rozliczaniem ZUS-u czy z tym że miałam kilkaset faktur teraz do rozliczenia. No to z tamtą wariatką pewnie bym sobie nie poradziła, a moja nowa księgowa jest po prostu cudowna. Już nie taka nowa, bo niedługo będziemy świętować rocznicę naszej współpracy i to… To była najlepsza decyzja biznesowa, jaką podjęłam. Zmiana księgowej na taką, którą poleciła mi, można powiedzieć jedna z moich klientek, chociaż jeżeli koleżanka jest klientką, to tak dziwnie ją nazywać. Ale najpierw była klientką, a potem koleżanką, więc…
Koszty wydania mojego e-booka
W każdym razie wtyczkę do faktur kupiłam i ona kosztowała 149 złotych. Wtyczka do bramki płatności była darmowa, więc tutaj się nie musiałam obawiać i koło 200 złotych kosztowała mnie korekta. I to są koszty, jakie poniosłam przy tym e-booku. Za koszt można uznać też abonament… Nie abonament – licencję. Licencję na Affinity Publishera, która jest śmiesznie tania. Wynosi teraz 119,99 i cały czas ta promocja obowiązuje. Jest to promocja, związana między innymi z tym że teraz mamy całą tę izolację. I oni zachęcają do tego, żeby pracować z domu, więc udostępnili taką licencję dużo, dużo taniej. I bardzo Wam to polecam, bo to jest bardzo fajny program, a za 120 złotych mieć profesjonalny program, licencję dożywotnią, no to się w naturze nie zdarza. To się w naturze nie zdarza i ja bardzo, bardzo to polecam
Czy będą dostępne inne formaty e-booka?
Jeżeli chodzi o e-booka, to dostawałam też często pytania, czy będę decydowała się na wydanie innych formatów i to nie były pytania od moich klientów. To znaczy to były pytania od osób, które same chcą wydać e-booka. Dlaczego tylko PDF? Czy nie ogranicza mnie to, że nie daję EPUB-a i MOBI? Nie za bardzo się tym przejmuję. To znaczy, zauważyłam, że bardzo wielu twórców wydaje tylko PDF-y i zwłaszcza że warstwa graficzna jest bardzo ważna. I nie ma jakiegoś takiego wielkiego parcia na te formaty czytnikowe. Ja oczywiście lubię czytać na czytniku i czytam głównie na czytniku, ale jeżeli mam takiego ładnego e-booka, to na przykład wolę go sobie wydrukować. Albo czytać na komputerze, no chociaż to jest nieszczególnie zdrowe i nieszczególnie polecane. Tak więc póki co, u mnie jest tylko PDF i raczej nie będę tego zmieniać, chyba że ktoś będzie miał takie życzenie, to mogę wtedy spróbować sama mu przygotować takiego MOBI na przykład. Ale wątpię, czy mu się to spodoba, bo ja korzystam z programu Calibre. Ogólnie bardzo go polecam, jeżeli na przykład jakiś PDF i chcecie go sobie wrzucić na czytnik w bardziej znośnej formie niż PDF. On całkiem nieźle sobie radzi, ale nie doskonale. Na pewno nie na tyle, żeby to się nadawało do sprzedaży. Póki co nie ma jednak wielkiego parcia na to, żebym sprzedawała w innych formatach i z tego PDF-a jestem zadowolona, klienci są zadowoleni i jeszcze nikt się nie skarżył, więc myślę, że jest
Dlaczego taka cena e-booka?
W kontekście e-booka dostawałam też sporo pytań o to, jak go wyceniałam. I to był dla mnie spory problem, ponieważ… No miał on być droższy i myślałam, że będę go sprzedawać po wyższej cenie. To znaczy, jeszcze w październiku, jak o nim myślałam, bo kurczę to jest takie kompendium wiedzy. Całe lata mojej pracy zamieszczone w jednym, konkretnym dokumencie. W jednym PDF-ie, który kupisz i wiesz już wszystko, czego Ci trzeba. I nie musisz przez 10 lat pracować, żeby się tego wszystkiego dowiedzieć. Ale w obecnej sytuacji, kiedy tak dużo osób potrzebuje pracy zdalnej, kiedy tak dużo osób traci pracę, kiedy tak dużo osób nie wie, co ma ze sobą zrobić, dla mnie było ważne, żeby dostosować cenę do ich możliwości. Dlatego osoby z mojej listy subskrypcyjnej mogły go kupić za 49 złotych, a w normalnej sprzedaży jest on dostępny do ósmego maja za 59 złotych, później będzie kosztował 79, a niewykluczone, że jak sytuacja się unormuje, to wrócę do tej ceny, którą zamierzałam, czyli 99 złotych, ale to się jeszcze… jeszcze okaże.
Lista subskrypcyjna i konwersja
Przy okazji tutaj wspomnę o liście subskrypcyjnej. Ja dla e-booka stworzyłam oddzielną listę subskrypcyjną osób zainteresowanych tylko transkrypcjami. I już w pierwszym dniu ponad połowa osób z listy zainteresowanych, a to była liczba trzycyfrowa, więc nie tak mało, kupiła tego e-booka. Myślałam, słyszałam, że konwersja do dziesięciu procent jest ok, że co dziesiąta osoba kupi. U mnie kupiła ponad połowa – pierwszego dnia, więc myślę, że… no tutaj dobrze to zagrało, że ta lista była kierowana właśnie do osób, konkretnie zainteresowanych tym zajęciem. I bardzo się cieszę, że ją stworzyłam, bo tu oczywiście miałam też jakieś obawy: „A po co? A czy na pewno dam sobie radę? A czy znajdą się jacyś chętni?” i tak dalej, i tak dalej. Zawsze sobie znajdziesz Klaudyna głupotę do wmówienia sobie… I na szczęście zrobiłam tę listę. Pomogło mi to, że ja w styczniu uruchomiłam swój… swój newsletter i już się mniej obawiałam tego, że… że nie ogarnę technicznie. Chociaż to też jest śmieszne, bo od roku ogarniałam na Mailerlite newslettery moich klientów, tak? Więc znowu! Wymówka! Bardzo łatwo jest wymówkę znaleźć, żeby czegoś nie robić. Żeby się przyblokować. Żeby zasłonić się tym perfekcjonizmem. Tym, że ja nie umiem… Ale jak nie umiesz, to się dowiedz po prostu. I to jest bardzo prosta filozofia, której się uczę wciąż. I dlatego cieszę się, że się zawzięłam. I po tych kilku miesiącach pracy, czyli od października… no właściwie do kwietnia, kiedy skończyłam skład i wszystko, i okładkę, i korektę, i postawienie sklepu, i tak dalej, i tak dalej. To w te kilka miesięcy, oczywiście to można by zrobić krócej, ale w te kilka miesięcy przekonałam się, że potrafię. Że jestem w stanie zrobić to dobrze. Że nie muszę zasłaniać się za swoimi lękami i że naprawdę samodzielnie, niedużym kosztem da się wydać e-booka.
Da się wydać swój pierwszy produkt online i to jest coś, czego mi brakowało w mojej ofercie. Nie na zasadzie takiej, że ja potrzebowałam zarabiać na blogu, bo ja zarabiałam na blogu przez całe lata, ale zrezygnowałam z tego. To znaczy, zrezygnowałam ze współprac blogerskich już dobry rok temu. Częściowo mam u siebie linki afiliacyjne do różnych miejsc, a oprócz tego właśnie brakowało mi tego, żeby mieć własny produkt, którym pokazałabym swoją wiedzę i który pokazałby też, że ja poważnie myślę o tym, co robię. Że rzeczywiście uczę tego, jak zarabiać na blogu i że ja na nim też wciąż zarabiam i to różnymi kanałami, bo dawniej zarabiałam dzięki współpracom blogerskim. Później właśnie postawiłam głównie na afiliację, a teraz jest to także mój własny produkt.
Jakie emocje towarzyszyły mi przy premierze e-booka?
Co będzie dalej? Tego nie wiem, ale mam bardzo dużo pomysłów. Niewykluczone, że będę miała też swój produkt fizyczny, ale to zobaczymy. Na razie cieszę się tym, co jest. Cieszę się sprzedażą e-booka. Tymi wszystkimi emocjami, które mi towarzyszą, bo pierwszy dzień sprzedaży był straszny! To znaczy, noc przed sprzedażą była straszna. Byłam potwornie zestresowana, że coś się nie uda. O, najlepsze było to, że sprzedaż ruszała w poniedziałek, a ja w niedzielę wieczorem zorientowałam się, że na wersji mobilnej, kiedy dodaje się u mnie produkt do koszyka, to nie da się do tego koszyka przejść, bo to cholerne górne menu, ten nagłówek, wszystko zasłania. I w panice, kupiłam wersję Pro, mówię: „Najwyżej postawię ten nagłówek pionowy”. Okazało się, że to nie było potrzebne, bo po prostu nie uruchomiłam widżetu jakiegoś tam znaczkowego, więc odwołałam tę wersję Pro, zwrócili mi pieniądze tam po dwóch dniach. No bo to było bez sensu. Myślałam, że zmiana nagłówka pomoże. Zmiana nagłówka nie pomogła, ale znalazłam inny problem i go rozwiązałam
Problemy techniczne, czyli jak technika rzuca kłody pod nogi
I wszystko zadziałało, ale… No, wyobraź to sobie – niedziela wieczór, „Tak mężu, możemy oglądać serial, bo wszystko już jest klepnięte. Wszystko już sprawdziłam. Wszystkie problemy rozwiązane. Wszystko działa na cacy.” I nagle… „Yyy, wiesz co? W przerwie reklamowej spojrzę sobie na tego bloga na komórce”. I nagle ryk, i to nie działa, i co robić? No i zadziałałam, a byłam gotowa na to, że przez całą noc będę w ogóle całkiem zmieniać wygląd strony. Byłam na to przygotowana. Najwyżej postawiłabym najprostszy szablon z możliwych, byle tylko uruchomić wszystko. A! No i oczywiście rano, o ósmej rano, miał poszyć… miał… co ja chciałam powiedzieć? Miał pójść mail do osób, które były na liście zapisane. I ten mail nie wyszedł! I ja do godziny ósmej piętnaście: „Błagam cię MailerLite, wypuść tego maila, bo ja się tu boję! Bo czemu to nie idzie?” I już zaczęłam na ThunderBirdzie tworzyć konto pocztowe dla siebie, żeby móc wysłać zbiorczego maila do wszystkich osób, że: „Sorry! Program MailerLite znowu zawalił i nie poszło”. I w tym momencie, jak ja już konfigurowałam to konto, no to właśnie MailerLite wypuścił tego maila. Po 15 minutach spóźnienia. Dużo osób mi pisało… Znaczy dużo osób… No, Klaudyna nie przesadzaj, bo to było z dziesięć osób: „Ejj, ja tu siedzę od ósmej rano, dlaczego tego nie ma?’. Ale na szczęście poszło. No i to były dwa problemy techniczne, na jakie natrafiłam. Trzecim było to, że miałam uruchomiony BLIK, bramkę przelewów natychmiastowych i przelew bankowy taki, że sobie spisujesz numer konta i sam płacisz. I ten BLIK nagle w niedzielę zaczął odsyłać na stronę główną, zamiast przenosić na stronę płatności, więc musiałam go wyłączyć. Ale wyłączyłam go bez żalu, bo BLIK jest też w tej opcji przelewów natychmiastowych, więc jakoś tam przebolałam to, ale stres był. Stres był, czyli technika troszeczkę rzucała kłody pod nogi, ale na szczęście… Na szczęście dałam radę
Po prostu: „Bój się i rób”
No i to był bardzo fajny tydzień. Ten pierwszy tydzień sprzedaży, pierwszy dzień, kiedy już właśnie spłynęły już pierwsze zamówienia. Zaczął mi przynosić taką ulgę, że zrobiło się spokojnie, że wszystko działa. Do dwóch osób chyba, czy do trzech e-book nie dotarł, ale okazało się, że był w spamie, więc nie było tak źle. Dałam radę. Da się to zrobić samodzielnie. Da się to ogarnąć całkiem prosto. No i efekty są takie, że wypuszczasz swój pierwszy produkt online. Zaczynasz go promować i robisz swoje. Ja jestem bardzo zadowolona. A jeżeli Ty myślisz o swoim pierwszym produkcie online, to śmiało ruszaj do działania. Nie ma sensu chować się za wymówkami. Nie ma sensu wymyślać, że musi być perfekcyjnie. Nie ma sensu się bać. Po prostu „bój się i rób”. A! I taki powinien być tego przekaz.
Juhuuu! Mój pies nie zaczął szczekać. Moja rodzina jeszcze nie wróciła. Kurier z moim nowym regałem jeszcze nie przybył, więc udało mi się nagrać ten`odcinek. Jestem z siebie bardzo dumna. I bardzo serdecznie Was pozdrawiam! Nie wiem, kiedy uda mi się nagrać następny odcinek podcastu. To już nie są te czasy, kiedy mogłam wypuszczać co dwa tygodnie, ale… Mam nadzieję, że będzie lepiej. Jak nie, to się przeniosę z mikrofonem i laptopem do samochodu i tam będę nagrywać. Podobno w samochodzie jest fajna akustyka. Dzięki za wysłuchanie. Bardzo się cieszę, że mogłam pogadać i do usłyszenia następnym razem! Hej!
Hm… Na pewno skorzystam z Twojego E-booka 🙂 Z racji tego, że pracuję zdalnie, zaczęłam się rozwijać w innych kierunkach i natrafiłam na bardzo fajny E-Book o pozycjonowaniu aplikacji mobilnych, stworzony przez agencję marketingową Fox Strategy – https://aso.foxstrategy.pl/. Jest darmowy, więc każdy go może pobrać. Myślę, że E- book to bardzo korzystne rozwiązanie dla osób, które chcą się rozwijać i większość czasu spędzają przed komputerem. Prowadzisz merytorycznego bloga. Będę tutaj zaglądać!
Tak naprawdę na wydanie e-booka składa się wiele istotnych kwestii, więc warto zapoznać się z tym wpisem. Trzeba będzie na pewno zadbać o jego graficzną stronę, zgodną z naszą stylistyką. Można skonsultować się w tym zakresie z firmą LaViv Design https://zleca.pl/wykonawca/lavivdesign-1584732600, która zajmuje się projektowaniem graficznym, zgodnie z najnowszymi trendami w designie.