500 000 opowieści o miłości (500 000 historias de amor), Cuca Canals
Wyd. Muza, Warszawa 2007
Rzecz dzieje się na wyspie Łososia w kilka lat po zapanowaniu pokoju między mieszkańcami wrogich regionów. Najważniejszym medium jest tu telewizja, dyktująca Łososianom, jak powinni żyć i czym powinni się zajmować. Samotny producent telewizyjny uparcie szuka chwytliwego tematu, by ściągnąć przed ekrany jak najwięcej widzów. Któregoś wieczora słyszy w radiu „najpiękniejszy głos świata”, nawołujący do szukania miłości, kochania i miłowania. Właścicielką głosu okazuje się Andrea Rolnik, uparcie poszukująca młodziana, któremu oddała się na łące u stóp Czarnego Wulkanu. Rozpaczliwy apel dziewczyny spotyka się z wielkim odzewem, w czym samotny producent upatruje swej szansy…
Kilka tygodni później Andrea Rolnik jest już miejscową gwiazdą – pokazują ją w telewizji, piszą o niej w prasie, zapraszają na bankiety i proszą o autografy. Przejęci losem dziewczyny Łososianie obdarowują ją prezentami, ofiarowują pomoc i… zastąpienie Maurycego do czasu, gdy ten wreszcie zapuka do jej drzwi. Z zahukanej biedaczki Andrea staje się celebrytką, której historia podbija cały kraj – której historia rewolucjonizuje cały kraj…
Oto bowiem nastaje era miłości!
Ludzie zaczynają łączyć się w pary i kochać, zdradzać i rozwodzić, obdarowywać i zaskakiwać. Historie wielkich miłości obiegają Wyspę Łososia – według danych statystycznych za sprawą Andrei Rolnik zrodziło się już 500 000 nowych romansów. Sprawa nabiera tak szerokiego rozmachu, że kraj zalewa w końcu fala samobójstw zdradzonych żon, niechcianych nastolatek i odrzuconych staruszków. Miłość powoli zaczyna się przejadać, oglądalność cukierkowych programów telewizyjnych spada, aż zaczyna się wielka akcja odnalezienia Maurycego, zakończona – skądinąd – sukcesem. Ale czy nie chwilowym? Co stanie się gdy tych dwoje znów się spotka – tym razem pod czujnym okiem kamer? Czy ta historia miłosna ma jeszcze szanse…? Tego dowiecie się, kiedy sięgniecie po 500 000 opowieści o miłości. Ja o zdradzenie zaskakujących szczegółów pokusić się nie mam zamiaru…
Chcę tylko zaznaczyć, że choć historia ta zdaje się być bajkowo naiwna i przesadzona, wcale taka nie jest. Cuca Canals jest pisarką niezwykle zdolną, a przy tym specyficzną – nie dajcie się zwieść pozorom! 500 000… to nie żadna romantyczna paplanina, ociekająca lukrem – to gorzka opowieść o relacjach międzyludzkich i kruchości tego, co powinno być nierozerwalne i trwałe. Autorka zwraca uwagę na mechanizmy rządzące naszymi sercami i mózgami, na siłę, z jaką oddziałuje na nas telewizja. Na łatwość, z jaką ulegamy wpływom… Wiele mądrych lekcji można wynieść z lektury tej krótkiej opowiastki – polecam, zwróćcie na nią uwagę.
Moja ocena: 8,5/10
PS. Dziwię się, że można było wypuścić na rynek książkę tak najeżoną błędami. Mam nadzieję, że o późniejsze wydania korektorzy zadbali nieco bardziej 🙂
PS2. Sesja już prawie za mną, więc powoli wracam do blogosfery!
oj zdarzają się błędy zdarzają. ja ostatnio natrafiłam na parę ortografów w opowieściach bieszczadzkich :O
a recenzja bardzo ciekawa. 🙂
Agnieszko,
bardzo mnie te muzowe błędy męczą, niemal w każdej książce na jakieś trafiam 🙁
Choć polecasz, ja raczej nie chwycę za nią ;P
A dlaczego, Meme? 🙂
Jak trafię na nią w bibliotece, to choćy z ciekawości zajrzę. Pozdrawiam:)
Zapowiada się ciekawie. Pomysł orginalny, wykonanie niczego sobie, ciekawa jestem jeszcze tylko stylu autorki. Muszę przyznać, ze zawiązanie akcji podbiło moją ciekawość:) Co może jeden niewinny, zabłąkany stanik;) Trochę mi się to skojarzyło z groteskowością Pagnola w "Żonie piekarza". Jak dopadnę, to przeczytam. Gratuluję przeżycia sesji:) Pozdrawiam
Tytuł troszkę odstraszający, ale bardzo zachęciłaś mnie swoją recenzją do sięgnięcia po tę książkę 🙂
Nie lubię książek z błędami 🙁 okej, rozumiem, że jeden lub dwa, mogą się wkraść, ale cała seria – to aż żal. Nie sądzę zatem, bym sięgnęła po tę książkę. Poza tym, okładka w ogóle mi się nie podoba!
Ostatnim akapitem mnie zachęciłaś. Poszukam w bibliotece, ale jeśli nie znajdę, to chyba nie będę żałować 😉
początek głupawy rzeczywiście, z tego co piszesz 😀
wszystkim się kończą sesje a mi się kończą ferie. i teraz wy będziecie tu sobie miło blogować a ja będę się uczyć… 🙁
Choć recenzja zachęcająca, to jednak zdecydowanie odrzuca mnie ta paskudna okładka. Taki okropny kolor! Ale jeśli trafię na tę książkę w bibliotece, być może się skuszę. Nie mówię "nie". 🙂
Nie warto zniechęcać się do dobrej książki tylko ze względu na mało atrakcyjną okładkę 😉 Nie ona jest przecież najważniejsza.
Książeczka jest bardzo krótka, w związku z czym szybko się ja czyta. Autorka (moim zdaniem) posługuje się dość sprawnie językiem, mnie najbardziej urzekły te wyliczenia i porównania,którymi książka jest naszpikowana. Aczkolwiek ja bym jej tak wysoko nie oceniła.