Królestwo czarnego łabędzia, Lee Carroll

Nie przypominam sobie, kiedy ostatnio jakaś książka wywołała we mnie tak mieszane uczucia. Wciągająca fabuła i ciekawa kreacja świata przedstawionego, kontrastują tutaj z nadmiarem. Nadmiarem wszystkiego. Bohaterów – za dużo. Dziwnych stworów – za dużo. Wcieleń głównej bohaterki – za dużo. I wydarzeń za dużo również. Przy całym tym przesycie ujawnia się jednak niezwykła zdolność autorów (Lee Carroll to pseudonim pisarki Carol Goodman i jej męża – Lee Slonimsky’ego) do spójnego i logicznego łączenia wszystkiego w jedną całość. Zdolność ta jest niezwykle pożądana, kiedy na czterystu stronach chce się umieścić kilkadziesiąt postaci i parę różnych światów…

Królestwo czarnego łabędzia zaliczyć można do bardzo popularnego ostatnio gatunku – urban fantasy. Ważnym elementem opowieści jest specyficzny klimat miasta, w którym ciemne moce i magia stykają się z nowoczesnością i przepychem. Otoczenie, w jakim żyją bohaterowie przedstawione zostało niezwykle szczegółowo i ciekawie. Właściwie cały świat wykreowany przez autorów urzeka oryginalnością – postaci szeroko w literaturze omawiane (jak np. wampiry) przedstawione są inaczej, niż dotąd, a niektórych stworzeń nie spotka się nigdzie wcześniej. Niezwykle ważne jest to, aby do tego przebogatego świata literatury fantasy dołożyć choć cząstkę czegoś unikalnego. Dobrze jest, kiedy autorzy nie opierają się wyłącznie na utartych schematach, tylko oferują czytelnikom coś nowego, świeżego, interesującego.

Główny zarzut, jaki wysnuć można pod adresem Królestwa czarnego łabędzia – to fatalnie poprowadzona narracja. Opowieść fantasy opowiedziana z perspektywy naiwnej kobietki? Nietrafione. Bardzo dobrze, że główna bohaterka nie jest już podlotkiem, zapatrzonym w swojego wampira, ale nie zmienia to faktu, że jak na dojrzałą kobietę jest wyjątkowo naiwna i głupiutka. Wszystkim wierzy, nad losem każdego płacze i nie ma nikogo, do kogo by przylgnąć nie chciała. Irytujące, wierzcie mi. Zwłaszcza kiedy tylko ona jedna dochodzi do głosu…

Uwagę przykuwa piękne wydanie książki – ozdobniki zamieszczone na okładce ładnie układają się w całość z tymi, które pojawiają się przy poszczególnych rozdziałach. Jedynym mankamentem jest samo zdjęcie, które w żaden sposób nie oddaje specyficznego klimatu powieści.

Gdybym miała komuś polecić twórczość Lee Carroll z pewnością byliby to miłośnicy mitologii, baśni, legend i magii. Nie jest to kolejna historyjka stworzona z myślą o nastolatkach, które lubują się w opowieściach o miłości między superbohaterami i przeciętnymi dziewczynami. Z pewnością znajdą tu coś dla siebie i starsi odbiorcy. Polecam.

Moja ocena: 7/10

0 komentarzy

  1. Początkowo chciałam przeczytać tę książkę, ale mimo wysokiej oceny, urban fantasy jakoś do mnie nie przemawia. Za to okładka jest śliczna. Pozdrawiam 😉

  2. Właśnie ją kończę i też mam bardzo sprzeczne uczucia. Moje zarzuty wobec niej są bardzo podobne do twoich – z jednej strony ciekawy pomysł i zdolność połączenie (tych bardzo wielu pomysłów) w jedną całość. Sposób w jaki opowiedziana jest ta historia jednak pozostawia bardzo wiele do życzenia. Tam są czasem takie skrajne sceny, ale nie czuję żadnych emocji podczas lektury 🙁

  3. Miło słyszeć, że nareszcie pojawiło się coś, co łamie dotychczasową konwencję powieści fantasy. Może sie kiedyś skuszę, żeby przeczytać. 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *