Sto Tysięcy Królestw, N.K. Jemisin
Doskonale wiecie, że świat fantasy dopiero się przede mną otwiera – dawniej nie sięgałam po takie książki niemal wcale, a teraz stale się nimi otaczam. W dziedzinie fantasy jestem laikiem, nie mam porównania do klasyków, nie zagłębiałam się nawet w wyznaczniki gatunkowe i nie wiem czy to, co czytam, faktycznie można nazwać sztandarowym przedstawicielem swojej grupy. Opieram się więc wyłącznie na samych (nieskażonych) odczuciach. Zupełnie jak dziecko.
Co zatem mówią moje odczucia o debiutanckiej powieści Nory K. Jemisin? Że to ciężka i niezwykle absorbująca lektura. Jedna z tych, które mogą człowieka naprawdę zamęczyć…
Ale, ale! Zacznę od pozytywów – bo tych znaleźć można naprawdę sporo. Po pierwsze – najważniejsze – świat wykreowany przez autorkę jest oszałamiający. Niesamowicie oczarowała mnie przestrzeń w jakiej osadzona została akcja. Piękny, przedstawiony w najmniejszych detalach, fascynujący świat. Tutaj każdy zakamarek kryje jakąś tajemnicę, tutaj z każdej strony może nadejść zaskoczenie. Akcja powieści została osadzona w przestrzeni niezwykle szerokiej i pojemnej, a przy tym zadziwiająco spójnej – dopracowanie jej w najmniejszych szczegółach wcale nie było zadaniem łatwym, toteż przed autorką chylę czoła za dobrze wykonaną robotę. I za kreatywność, która zagwarantowała czytelnikom powiew świeżości.
Co jeszcze zasługuje na pochwałę, to z pewnością kreacje bohaterów. Ich liczba przytłacza i komplikuje nieco odbiór, ale warto dostrzec i docenić staranność, z jaką Jemisin wykreowała portret każdego z nich. O nikim nie zapomina, każdemu poświęca uwagę, przedstawiając w naprawdę interesujący sposób. Nie wszystkie portrety są spójne i nie każde czyny poszczególnych postaci były dla mnie zrozumiałe, ale to akurat jest wybaczalne. Nikt nie mówił, że poczynania ludzi (i w tym wypadku – bogów czy półbogów) mają w sobie coś z logiki…
Podstawowym zarzutem, jaki mogę wysunąć wobec Stu Tysięcy Królestw jest pewna banalność, która uderza w oczy. Bo pomysł na fabułę jest świetny – zgadza się. Świat wykreowany przez autorkę zachwyca – przyznaję. Wojny bogów, konflikty etniczne, nawiązania do mitologii, rozwiązywanie zagadek i odkrywanie tajemnic – to wszystko naprawdę jest znakomite. Ale kiedy narratorem czyni się durną babę, która raz po raz lubi – za przeproszeniem – zapraszać panów pod pierzynę i generalnie do powiedzenia ma niewiele ponad „kocham tego i tamtego”, „moja matka taka nie była”, „łoboże jaka ja jestem nieudana”, ja – jako czytelnik – naprawdę mam dosyć. I nawet jeśliby jakoś zniosło się różne smętne wywody głównej bohaterki, forma tej powieści naprawdę męczy. Niby akcja się ładnie-pięknie toczy, a tu naraz bohaterce coś się przypomina i raczy nas urwanymi strzępkami wspomnień, by za chwilę dać ponieść się wyobraźni, przytoczyć jakiś list czy sen a na koniec dorzucić dialog z samą sobą. W ogóle nie da się poukładać jej urywanych wywodów w spójną całość. A jak jeszcze doda się do tego mnóstwo dziwacznych nazw, stale obecnych w książce oraz cały szereg niepowiązanych ze sobą wiadomości, można naprawdę dostać szału i zniechęcić się do lektury. Bywały momenty, w których ze złości zgrzytałam zębami i prawie wgryzałam się w książkę… Bo się męczyłam, ot co!
Są niedogodności, których przeskoczyć się nie da i są takie, z którymi jednak walczyć warto. Sto Tysięcy Królestw to powieść, która – w mej opinii – zasługuje na to, aby nieco się przy niej przemęczyć. Pomysł autorki i część jego realizacji naprawdę warte są uwagi. Jestem pewna, że debiut N.K. Jemisin zapadnie mi w pamięci na długo. Życzę i autorce i Wam, abyście się poznali. Dla tego niezwykłego świata naprawdę warto…
Moja ocena: 6/10
]]>
Widzę, że mamy podobne odczucia. Dobra, ale nie rewelacyjna. Ciekawy pomysł, fajne postacie, ale główna bohaterka… sama wiesz ;D
Jednak po kontynuację sięgnę 😉
Ja również. To naprawdę warta uwagi powieść.
Fajnie mieć takie nieskażone spojrzenie na literaturę… Wszak zwłaszcza fantasy żywi się wzorcami i ciężko wymyślić coś, czego jeszcze nie było. Książki raczej nie kupię, ale może jak sama wpadnie w ręce w bibliotece, albo na ebayu za dwa euro, to się skuszę.
Mam w planach – także dostałam od PK. Mam nadzieję, że jednak mi się spodoba, bo okładka jest ładna… Jednak opinie są, jakie są i muszę przyznać, że mam obawy.
A muszę przyznać, że nawet nie zagłębiałam się w cudze opinie – jest aż tak kiepsko?
Wcześniej się jeszcze wahałam, teraz już jestem pewna, że nie będę tego czytać.
Mam podobne odczucia. Sam pomysł na powieść jest naprawdę fajny, jednak już jego wykonanie może zmęczyć czytelnika. Pomimo to jestem dość ciekawa kontynuacji 🙂
Ja również. Choć narracja raczej się nie zmieni.
Podobnie jak Ty, nie zaczytuję się w fantasy, ale może poczekam, aż mi się przestawi 🙂
Ja zrezygnowałam po pierwszym rozdziale, jakoś nie żałuję.