Elizabeth Taylor. Dama, kochanka, legenda, David Bret
Nie byłam nigdy fanką Elizabeth Taylor, ale fascynują mnie wielkie kobiety i kino, toteż gdy tylko pojawiła się zapowiedź Damy, kochanki, legendy byłam pewna, że muszę ją przeczytać. Nie zauważyłam wówczas notki na okładce, brzmiącej „sensacyjna nowa biografia”, bo gdyby tak było, mocno bym się zastanowiła, czy rzeczywiście warto…
Łatwo pisze się książki całkowicie oparte na plotkarskich doniesieniach. Można wziąć do ręki kilka kolorowych pism, przejrzeć strony internetowe i zamienić parę słów z tymi, którzy przedstawianej osoby nie lubili. Efekt? „Sensacyjna biografia”, reklamowana hasłem „Taylor na pewno nie pozwoliłaby na jej wydanie”. Żenada. Nie jest to rzetelna biografia, z gatunku tych, które pochłaniamy z fascynacją. Wywlekanie kolejnych brudów legendy kina w pewnym momencie staje się nużące i irytujące. Zwłaszcza, że poparte jest takimi szczegółami i drobiazgami, że pozostaje tylko ziewnąć i przerzucić kolejną kartkę w nadziei, że będzie ona ostatnią. Są w książce Davida Breta oczywiście pozytywy. Autor znakomicie nakreślił schemat relacji między apodyktyczną matką i zagubioną córką, którą cudze ambicje rzucają na głęboką wodę. Do tego dochodzi solidne sportretowanie bezwzględnego światka wielkiego kina, które rządzi się własnymi prawami. Doceniam pracę, jaką włożył autor w powstanie książki – sięga bowiem do wielu źródeł, rozmawia z mnóstwem osób i przygotowanie Damy, kochanki, legendy kosztowało go wiele czasu i energii. I gdyby reklamowano tę książkę nie jako biografię ikony, a raczej jako plotarski zapis jej życia – mogłabym temu wytworowi może i przyklasnąć. A tak, nastawiłam się na jajecznicę, dostałam zgniłe jajo – nie, dziękuję. Moja ocena: 5/10 (właściwie 4, ale dodaję punkt za piękne i solidne polskie wydanie)
]]>Książka ta zapewne nie mogłaby się ukazać za życia aktorki. Zawiera zbyt wiele nowych i skrzętnie pomijanych wcześniej faktów, zbyt wiele szczegółów, na które aktorka z pewnością zareagowałaby pozwem sądowym. Zdaniem Breta, Taylor była najbardziej kontrowersyjną gwiazdą kina od czasów Mae West – systematycznie niszczyła wszystkie swoje związki emocjonalne, szczególnie zaś te, które zazwyczaj bywają najważniejsze: związki z partnerami życiowymi czy z własnymi dziećmi. Zachowując respekt wobec legendy, autor pokazuje Elizabeth Taylor taką, jaka była naprawdę: żądną sławy, chciwą, arogancką, lekkomyślną, czasami wręcz śmieszną, a mimo to – wielką.Źródło: proszynski.pl
Łatwo pisze się książki całkowicie oparte na plotkarskich doniesieniach. Można wziąć do ręki kilka kolorowych pism, przejrzeć strony internetowe i zamienić parę słów z tymi, którzy przedstawianej osoby nie lubili. Efekt? „Sensacyjna biografia”, reklamowana hasłem „Taylor na pewno nie pozwoliłaby na jej wydanie”. Żenada. Nie jest to rzetelna biografia, z gatunku tych, które pochłaniamy z fascynacją. Wywlekanie kolejnych brudów legendy kina w pewnym momencie staje się nużące i irytujące. Zwłaszcza, że poparte jest takimi szczegółami i drobiazgami, że pozostaje tylko ziewnąć i przerzucić kolejną kartkę w nadziei, że będzie ona ostatnią. Są w książce Davida Breta oczywiście pozytywy. Autor znakomicie nakreślił schemat relacji między apodyktyczną matką i zagubioną córką, którą cudze ambicje rzucają na głęboką wodę. Do tego dochodzi solidne sportretowanie bezwzględnego światka wielkiego kina, które rządzi się własnymi prawami. Doceniam pracę, jaką włożył autor w powstanie książki – sięga bowiem do wielu źródeł, rozmawia z mnóstwem osób i przygotowanie Damy, kochanki, legendy kosztowało go wiele czasu i energii. I gdyby reklamowano tę książkę nie jako biografię ikony, a raczej jako plotarski zapis jej życia – mogłabym temu wytworowi może i przyklasnąć. A tak, nastawiłam się na jajecznicę, dostałam zgniłe jajo – nie, dziękuję. Moja ocena: 5/10 (właściwie 4, ale dodaję punkt za piękne i solidne polskie wydanie)
Podobnie jak Ty – interesuję się ikonami kina, więc również zamówiłam tę książkę do recenzji. A teraz – pewnie będę to, jak piszesz, zgniłe jajo odwlekać w nieskończoność.
Również mam ją już na półce, ale nie nastawiam się negatywnie. Bardzo lubię biografie i na każdą zawsze czekam niecierpliwie. Zamierzam zabrać się za nią w przyszłym tygodniu i liczę na to, że przypadnie mi to gustu. Póki co ma u mnie plus już za samą okładkę i twardą oprawę 🙂
Dobrze, że przeczytałam Twoją recenzję, bo zastanawiałam się nad zakupem. Teraz już wiem, że nie warto 🙂
Warto-nie warto – wszystko zależy od tego, czego szukamy w biografiach. Książka wydana jest naprawdę ładnie, autor włożył w nią wiele pracy i oczywiście przedstawia zawiłe losy wielkiej Elizabeth, ale mnie opieranie się na samych smaczkach nie interesuje. Być może inni znajdą w niej coś dla siebie.
Tania sensacja to nie jest to co mnie fascynuje w biografiach 🙂 Szczególnie kiedy mam wydać prawie 40 zł 🙂
Trochę to przykre – obsmarowywać kogoś po śmierci, bo już nie może się bronić… To mnie właśnie przeraża – kiedy umrą wszyscy świadkowie, będzie można przeinaczać i naginać historię…
Tak czytam sobie tę biografię i czytam, i chyba dochodzę do podobnych wniosków, co Ty… Ale jeszcze wstrzymam się z opinią – w końcu jestem dopiero w połowie tej lektury 😉
Pozdrawiam!
Miałam kupić mamie, nawet zastanawiałam się wczoraj nad wrzueniem do przechowalni, ale się wstrzymam. Mama za bardzo lubiła Elizabeth, żeby miała się naczytać plot i zmienić zdanie…
Nigdy jakoś nie ciągało mnie ani do biografii, ani do Elizabeth Taylor, jednak gdybym sięgnęła po tego typu książkę, oczekiwałabym sprawdzonych, rzetelnych informacji na temat gwiazdy. Niekoniecznie brudów, ale i sukcesów w młodości, od czego właściwie wszystko się zaczęło…
Pozdrawiam i życzę wesołych świąt.;)
Niezbyt wysoka ocena, więc raczej odpuszczę. 🙂
Nie moje klimaty, więc i tak bym podziękowała.
Mam na półce, czeka na swoją kolej. Nie zwróciłam uwagi na "sensacyjną nową biografię". No trudno, mam nadzieję, że nie będzie tak źle, bo plotki czasami lubię poczytać
Raczej nie dla mnie, odpuszczę sobie.