Andaluzja, Olé!, Victoria Twead
Nowa Książka autorki bestsellera U mnie zawsze świeci słońce. Para Anglików, Victoria i Joe, skończyła właśnie przebudowę swojego życiowego nabytku – przytulnego domu w spokojnym, andaluzyjskim miasteczku. Trudy budowy oraz przetrwanie pierwszej hiszpańskiej zimy w opustoszałym El Hoyo zbliżyły Vicky i Joe do lokalnej społeczności. Teraz nasi bohaterowie wiodą ustabilizowane, wypełnione słońcem i dobrą kuchnią życie. Kiedy wydaje się, że już nic nie może zakłócić tej idylli, pod sąsiedni dom zajeżdża z impetem furgonetka z napisem „Ufarte. Ryby”. Jednak zamiast kontenera świeżych ryb, z ciężarówki wyłania się typowo hiszpańska rodzina. Mama Ufarte, Tata Ufarte, Babcia Ufarte, piątka dzieci Ufarte, a szóste w drodze. W jednej chwili spokój miasteczka El Hoyo zostaje zagrożony…
Źródło: pascal.pl
Victoria Twead z zadziwiającą szczerością przedstawia życie w maleńkim, hiszpańskim miasteczku, do którego lekarz zajeżdża raz w tygodniu, a świeże produkty przywozi się ciężarówkami i sprzedaje na środku ulicy. To tutaj Mundial ogląda się na telewizorze wystawionym przez sąsiadów, w ramach prezentu otrzymuje naręcza melonów, a w ramach niespodzianki – bandę rozwrzeszczanych dzieciaków pod opiekę. Rzeczywistość, w jakiej żyją Victoria i Joe wydaje się niekiedy absurdalna i całkowicie odrealniona, ale dowody w postaci zdjęć i linków do nagrań z YouTube pokazują, że w pozornie sennym, górskim miasteczku może zdarzyć się naprawdę wiele.
I rzeczywiście. Dzieje się! Dzieje się tyle, że momentami dławiłam się ze śmiechu, a innym razem ocierałam łzę błąkającą się w kąciku oka. Bo to taka prosta, szczera, barwna opowieść o słodko-gorzkim życiu na obczyźnie, o zderzeniu całkowicie odmiennych kultur, o próbach radzenia sobie z kryzysowymi sytuacjami. Pisarka i jej mąż są ludźmi tak ciepłymi i zabawnymi, a ich sąsiedzi tak fantastycznymi i nieobliczalnymi, że nie sposób nie pokochać książki, opowiadającej o ich codzienności. Codzienności usianej chwilami szczęścia i drobnymi upadkami, ogromną radością życia, bliskością z innymi i wzajemną życzliwością. Nie ma tu brutalności i złych emocji – to opowieść pełna ciepła. Ma rozgrzewać, dawać radość i nadzieję. I znakomicie wywiązuje się z tej roli.
Nie miałam dotąd styczności z Victorią Twead, zatem mogę Was zapewnić, że znajomość jej pierwszej powieści nie jest niezbędna do zrozumienia kontynuacji. Autorka dokładnie przedstawia postaci, jakie pojawiają się w jej życiu, często wspomina swoje początki w Hiszpanii i nie zmusza czytelnika do nerwowego wertowania U mnie zawsze świeci słońce. Mimo tego, zakładam, że Andaluzja, Olé! tak Was przyciągnie, że z radością i niecierpliwością oddacie się lekturze części poprzedniej. Warto!
PS. Bonus dla smakoszy i miłośników gotowania – książka przepełniona jest przepisami na hiszpańskie smakowitości.
Moja ocena: 8,5/10
Rzadko śmieję się w głos podczas lektury, zdecydowanie częściej przychodzi mi pociąganie nosem czy ocieranie oczu – jako że brakuje mi radosnego, nieskrępowanego śmiechu, z chęcią przekonałabym się, czy i na mnie książka zadziała tak, jak na Ciebie:)
Pozdrawiam serdecznie!
zazdroszcze Ci okrutnie tej ksiazki 🙂
Mam pierwsza czesc czekam na potrzebe wirtualnej podrozy, na deszcz i ponury dzien i na pewno po nia siegne 🙂
Ta kupie zaraz po wyplacie 😛
Jadę do Ciebie i podbieram Ci część pierwszą 😀
BTW, Kaaasiek, jeden z bohaterów jest fanatykiem Realu i cały czas chodzi z szalikiem dyndającym u szyi :))
aaaaa to juz wielbie 🙂
Mam nadzieję, że więcej argumentów Ci nie potrzeba :))
jeszcze pytasz? 😛
Jak jest wspomniany futbol, to nie dziwi mnie fakt, że się zaczytałaś. Ja o twórczości autorki nic powiedzieć nie mogę, bo żadnej z jej książek nie czytałam. W podobnym klimacie mogę Ci polecić (o ile nie czytałaś)
książkę pt. "Moja wielka grecka przygoda" Johna Mole'a. Pozdrawiam
Wczoraj będąc w Empiku miałam tę książkę w rękach, ale zaraz ja odłożyłam… Być może trochę niesłusznie 😉
Ojeeeju, znowu książka traktująca o ludziach, którzy przeprowadzili się do innego kraju i opowiadają, jak tam żyją, dodatkowo dołączając przepisy kulinarne… Tyle już takich jest, że głowa boli 😉
No ale, skoro polecasz, warto przynajmniej zajrzeć. Jutro będę w Empiku, to przekartkuję przy okazji i zobaczę, czy mnie zaciekawi 🙂
hmm, do tej pory nie miałam styczności z tego typu książkami. trochę się ich obawiam, sama nie wiem czemu, ale zawsze jakoś stawałam okoniem… ale najwyraźniej warto się przełamać, zwłaszcza w taki dzień jak dziś, kiedy ciepła i słońca zdecydowanie brakuje 😉
pozdrawiam!
Hmmm, zapowiada się wielce apetycznie 🙂 Jak tylko pojawi się możliwość, to chętnie po nią sięgnę. Pozdrawiam