Książki & filmy zainspirowała mnie do tego, by nareszcie obejrzeć wszystkie odcinki serialu Gilmore Girls, znanego w Polsce pod tytułem Kochane kłopoty. Kiedy byłam w połowie oglądania, okazało się, że na koniec listopada zaplanowano emisję dodatkowego sezonu serialu, zatytułowanego Gilmore Girls: A Year in the Life. Dlatego też przez ostatnie tygodnie „Gilmorki” gościły w naszym domu każdego dnia i był to uroczy czas, ale prawda jest taka, że jednocześnie kocham ten serial i go nienawidzę…
Gilmore Girls – sezony 1-7

Lorelai Gilmore

Rory Gilmore

Relacja matki z córką, czyli dlaczego tak bardzo kochamy Gilmore Girls

Stars Hollow

Gilmore Girls: A Year in the Life

Brak zmian w świecie Lorelai i Rory
Stars Hollow nie zmienia się ani o jotę, bohaterowie też nie przechodzą żadnej większej rewolucji, poza Miss Patty, która po zrzuceniu kilkudziesięciu kilogramów jest absolutnie nie do poznania. Na twarzy Lorelai widać interwencję chirurga plastycznego, a jej matka, Emily, to już starowinka, ale ogólnie trudno byłoby doszukać się tu jakichś większych zmian. A przez to, że nie ma zmian, to niektóre z nowych wątków okazują jeszcze bardziej oderwane od rzeczywistości niż wszystkie poprzednie. Ot, np. Lorelai wyruszająca w podróż śladami bohaterki Dzikiej drogi – trochę to śmieszne, trochę straszne, ale przede wszystkim zupełnie niepasujące do bohaterki. Za to w wizerunku Rory wszystko gra – dalej nie umie się odnaleźć w dorosłym życiu, dalej popełnia te same błędy, dalej zachowuje się jak nieodpowiedzialna gówniara. Wątek jej nowego związku, który z założenia miał być śmieszny, okazuje się smutny i niesmaczny, podobnie jak wszystkie jej relacje z byłymi – tu nic się nie zmienia, księżniczka dalej księżniczkuje i jeszcze jest wielce zdziwiona, że inni ruszyli z życiem do przodu. Swoją drogą czas bardzo dobrze przysłużył się całej trójce dawnych miłości Rory – i Dean, i Jess, i Logan wyglądają naprawdę smakowicie!
Dziewczyny, i tak Was kocham…

]]>
Ja jednak obstaję przy nieamerykańskich produkcjach, wolę nasze krajowe, choć wszędzie można trafić na gnioty i tu i tam.
Jak ze wszystkim – i tu, i tam trafisz na to co dobre, i co słabe 🙂
Ja tez od czasu do czasu lubię cos lekkiego, zabawnego i trochę wykurzającego do pooglądania:) A wtedy to taki film jest jak znalazł:)
Przy czym 150 odcinków to nie tak łatwo obejrzeć, gdy najdzie ochota 😉
Miałam taki Gilmorkowy maraton w liceum, obejrzałam chyba z 5 sezonów ciągiem, a później już na bieżąco 🙂
Kiedyś lubiłam Rory, ale jej dorosła wersja mnie mierzi. Jest niedojrzała, nie wie czego chce i jest zwyczajnie irytująca (wątek z biednym Paulem zamiast śmieszny był żałosny, zresztą romansem z Loganem bardzo mnie zawiodła).
Lorelai – chyba nie zwróciłam wcześniej uwagi, jak samolubna jest (szczególnie zachowanie względem matki), wątek z Dziką drogą totalnie do niej nie pasował. Aktorka faktycznie wyglądała jakby przesadziła z operacjami (botoksem?).
Logan, Jess i Dean – mniam!
Zawiodłam się na zakończeniu…
Dlaczego się zawiodłaś? Mnie nie podobało się to nagłe ucięcie, nie rozumiem też dlaczego nie mogli wziąć normalnego ślubu, ale ogólnie uważam, że historia w ciekawy sposób się zapętliła i nie byłam zaskoczona tymi ostatnimi słowami Rory.
A Rory była zawsze niedojrzała i głupiutka, liczyłam jednak, że z wiekiem jej to minie. Często nawet miałam wyrzuty sumienia, że ją tak surowo oceniam, że przecież to jeszcze uczennica, że ma czas spoważnieć, a tu dupa blada – trzy dychy na karku i jeszcze większy poziom głupoty. Co udowadniają właśnie wątki z Paulem i Loganem.
Zdenerwowało mnie, że tak to urwali. Z jednej strony wiem, że historia zatoczyła koło, ale wkurzyło mnie, że tak to urwali. Poza tym Lorelai miała jednak 16 lat, a Rory ma dwa razy więcej.
I to jest właśnie mój problem – ma dwa razy więcej lat, a zachowuje się dokładnie tak, jakby wciąż miała szesnaście lat. Na pewno będzie jej dużo łatwiej niż Lorelai, ale mimo wszystko równie mocno nie dojrzała do macierzyństwa, co jej matka przed paroma dekadami.
Smutne jest to że cały ten wysiłek włożony w zdobycie edukacji i walka o karierę tak się skończyły. W sumie w moim odczuciu dobrze jej zadatki na bycie dziennikarzem/reporterem podsumował ojciec Logana. Rory nigdy nie udowodniła że sama z własnej woli chce wyjść ze strefy komfortu; może tylko wtedy, gdy mogło to wpłynąć na jej oceny. Według mnie nie miała żyłki odkrywcy. Umiała się poruszać tylko według określonych schematów. Wolontariat który miał zagwarantować jej wstęp na uczelnię, zainteresowała się nim głównie pod wpływem Paris. Dziwne też że tak bardzo pragnąc dostać się na prestiżową uczelnię nie wiedziała o tym co wpływa na przyjęcie na uczelnię (wolontariaty, dodatkowe działalności poza uczelniane, polecenia od absolwentów). Według mnie najbardziej jej zostać żoną Logana, pracować jako PRowiec,, czy pracownika kopo. itp. W mojej opinii Loreai wpoijła Rory marzenia, których ona w sumie sama nie potrafiła dogonić w takiej formie jukką sobie wymarzyła bo brakowało jej pazura. W mojej opinii Loreai skrzywdziła Rory narzucając jej swoje podejście do życia, które nie było zgodne z jej charakterem. W kwestii zrobienia kariery to chociaż sprawiedliwości stało się za dość w przypadku Paris, ona była dużo bardziej zdeterminowana niż Rory walczyła o swoje i nie rozczulała się nad sobą.
"Kochane kłopoty" oglądałam wraz z rodzicami lata temu i właśnie w tym miesiącu postanowiłam odświeżyć sobie ten serial. Niestety obejrzenie wszystkich sezonów zajmie mi pewnie dłuuugie miesiące – "Gotowe na wszystko" oglądałam… dwa lata. 😉 Zawsze mam coś ważniejszego na głowie, a i Jaśko nie zajmie się jeszcze sam sobą. Do tego nawet kiedy oglądam serial, to muszę w tym czasie coś robić – komentować blogi czy przynajmniej malować antystresową kolorowankę, bo szkoda mi czasu na bezczynne siedzenie. 😛 Aktualnie jestem dopiero na trzynastym odcinku pierwszego sezonu, więc na razie jest to etap, kiedy Lorelai zachowuje się jak nieopierzona i niezwykle nieodpowiedzialna nastolatka, a jej córka wydaje się o niebo rozsądniejsza. Jestem też ciekawa tego nowego czteroodcinkowego serialu, ale przyjdzie na niego czas dopiero, kiedy obejrzę właściwe sezony… czyli pewnie za jakieś 1,5 roku. 😀
Haha, w razie czego to będzie bardzo miłe 1,5 roku, nie ma co się spieszyć 🙂 Ja też mogę oglądać tylko wieczorami, bo Zo rzadko na cokolwiek pozwala, ale i tak jest lepiej niż było, gdy była młodsza 😉
Miłego oglądania!
Latem zrobiłem to samo co Ty, czyli maraton z Gilmore Girls, wcześniej obejrzałem ten serial jakoś z 5-6 lat temu. Uwielbiam Gilmorki za całokształt, niepowtarzalny klimat i piękno rodzinnych relacji. Co Year in the Life obejrzałem póki co jeden odcinek i niestety przynajmniej w nim jest mniej relacji matki z córką (Rory i Lorelai), Rory jest ciągle gdzieś zalatana, i wydaje mi się, że w jakimś stopniu będzie dążyło to oprócz wszystkich innych rzeczy do odbudowy relacji Lorelai i jej matki (wizyta u psychologa).
Rzeczywiście, te cztery nowe odcinki pokazują, jak każda z bohaterek bardziej skupia się na sobie, swoim życiu i ewentualnym rozwoju. Tego cudu wzajemnej bliskości nie ma tu zbyt wiele.
Czy tylko ja nie obejrzałam ani jednego odcinka tego serialu? 😀
Do chwili ogłoszenia wyemitowania dodatkowego sezonu, chyba mi wstyd, nie wiedziałam o istnieniu tego serialu, a te 25 lat na karku mam…
Mógł Cię ten szał ominąć, wcale się nie dziwię 🙂 Zawsze możesz nadrobić, lepiej późno niż wcale.
Muszę w końcu zacząć nadrabiać zaległości w serialach 😛
Koniecznie 🙂
A ja tam uwielbiam Lorelai – serio 😀 Serial jest świetny – więź z mamy z córką oczywiście jest prześwietnie pokazana itp. Ale przede wszystkim uwielbiam poczucie humoru Lorelai, to, że nie idzie utartą ścieżką w życiu i po prostu jest sobą. I uwielbiam te momentami absurdalne dialogi. Odnalazłabym się w tym miasteczku 😉
O, ja pewnie też świetnie bym się tam odnalazła. Uwielbiam dziwaków i ekscentryków 🙂
Dobra, w końcu mogę skomentować, bo obejrzałam te nowe odcinki 🙂 Cieszyłam się, że Gilmore Girls wracają, ale jestem rozczarowana tym jak zagrana jest Rory. Była jakaś taka… drewniana. A że postaci też już nie lubię to inna sprawa 😉
Plus za Life&Death Brigade, minus za zbyt długie sceny w odcinku musicalowym. No i po tylu latach ciągle jestem #teamJess 😀
TeamJess jak najbardziej! 🙂
Musical wynudził mnie strasznie. Mam wrażenie, że wątek wcisnęli mocno na siłę i jeszcze kosmicznie rozciągnęli.
Uwielbiam stare sezony „Gilmore girls”, choć faktycznie wiele zastosowanych chwytów działa w serialu, ale zupełnie inaczej oceniłabym je w rzeczywistości. Tak czy inaczej, oglądanie tego serialu było czystym relaksem, czego nie można powiedzieć o „Roku z życia”. Na fali tego rozczarowania popełniłamnawet wpis-tasiemiec, będzie mi bardzo miło, jeśli przeczytasz i dasz znać, czy się zgadzasz 🙂 Pozdrawiam.