przegląd czytelniczy kreatywy
|

Przegląd Czytelniczy 7/2018

Przegląd Czytelniczy Kreatywy – cykl wpisów, którego hasłem przewodnim jest “warto czytać”. Recenzje gorących nowości i interesującej klasyki, przegląd premier i zapowiedzi, książkowe polecanie i odradzanie.


transformersi-superbohaterowieTransformersi. Superbohaterowie polskiej reklamy 80. – 90.

Dawno nie czytałam tak ciekawej książki! Pełnej smaczków i sentymentów. Zabawnej i zaskakującej. Wzruszającej i rozbrajającej. Stuprocentowo polskiej. Każdy, kto choć trochę pamięta telewizję przełomu lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych, absolutnie przepadnie w tej historii!

Publikacja Agaty Jakóbczak nie tylko stanowi zbiór anegdot ze świata polskiej reklamy, ale jest też interesującym spojrzeniem na Polskę czasu przemian. Odkryjemy w tej książce w jaki sposób znani nam dziś ludzie dorobili się swoich wielkich majątków, które osobistości brały udział w tworzeniu pierwszych telewizyjnych reklam w naszym kraju, do jakich sposobów uciekano się, by osiągać na ekranie efekty znane z Ameryki i jak w ogóle nad reklamami pracowano. Całość można podsumować słowami „i śmieszno, i straszno” i coś czuję, że młodzi ludzie nie uwierzą, że telewizja mogła kiedykolwiek funkcjonować w taki sposób.

Ja te czasy pamiętam doskonale i podczas lektury czułam się jak w utkanym z sentymentów wehikule czasu, który zabrał mnie w szaloną, kolorową, niesamowitą podróż, od której dostaje się oczopląsu i zawrotów głowy. Polecam! To idealna propozycja prezentowa dla rodziców, dziadków, ciotek i znajomych 30+. Bawiłam się przy niej przednio i teraz w różnych rozmowach mogę zaskakiwać towarzystwo smakowitymi opowiastkami zza kulis polskiej telewizji, o których nie mieli oni pojęcia.

Świetna, świetna książka!

Moja ocena: 9/10


szkoła falenickaSzkoła falenicka

Pozostając w temacie książek aż ociekających polskością, koniecznie muszę przedstawić Wam „Szkołę falenicką” jednego z najznakomitszych dziennikarzy sportowych naszego kraju, Stefana Szczepłka. Zacznę od prywaty – jakieś dziesięć lat temu, gdy jeszcze aktywnie zajmowałam się pisaniem o piłce, zostałam zaproszona na konferencję, podczas której razem z panem Stefanem mieliśmy wspólnie zasiąść w loży ekspertów. Do dziś nie wierzę, że to było na serio i do dziś żałuję, że rodzice nie pozwolili mi jechać. Gdybym pojechała, mogłabym teraz mówić, że człowiek, którego poznałam osobiście, napisał tak piękną książkę, że aż wzruszam się na samą myśl o niej.

Doświadczyłam w tym roku mnóstwa literackich przeskoków – z jednej strony topowe bestsellery, z drugiej kultowe powieści Grzesiuka, później kilka młodzieżowych tworów, a teraz Szczepłek. Bliżej mu do Grzesiuka, do klasyków, do mistrzów pióra niż do autorów współczesnych hitów wydawniczych z półki „biografie piłkarskie”. Ba, powiedziałabym nawet, że lepiej nie obnosić się z tym, że to książka dziennikarza sportowego, w jakikolwiek sposób odnosząca się do piłki. To jest bowiem taka etykieta, która odstrasza wielu ludzi, tymczasem „Szkoła falenicka” jest opowieścią na tyle unikatową i uniwersalną, że absolutnie nie trzeba być miłośnikiem futbolu, aby ją docenić.

W swoich wspomnieniach autor nie koncentruje się na sobie i nie czyni samego siebie numerem jeden. Odmalowuje bajeczny portret rodzinnej Falenicy, przedstawia wielkich ludzi świata kultury i sportu, prezentuje obraz życia społecznego i realia życia w Polsce, jakiej już nie znamy. Oczywiście nie brak tu osobistych anegdotek, dzięki którym dowiemy się, dlaczego nazywano Szczepłka białym Pele, jak to się stało, że nie został generałem, w jaki sposób otarł się o reprezentację narodową i jaką rolę pełnił w drużynie mimo braku talentu piłkarskiego. Poznamy także bliżej jego rodzinę, przyjaciół, ludzi z sąsiedztwa, nauczycieli, trenerów, kolegów z boiska. Całość wypada maksymalnie sentymentalnie, wzruszająco, ciepło i zabawnie.

Stefan Szczepłek to człowiek, od którego bije klasa, kultura, umiłowanie do tego, co robi. Dobre wrażenie, jakie pozostawia po sobie jako autor tekstów i komentator sportowy, pozostaje tutaj nienaruszone. Wręcz przeciwnie – po tych kilku godzinach spędzonych w jego świecie czuję, że cenię, szanuję i lubię tego człowieka jeszcze bardziej.

Polecam z całego serca! Nie tylko fanom sportu.

Moja ocena: 9/10


królowa cukruKrólowa cukru

Jeżeli szukacie powieści, od których nie da się oderwać nawet siłą, to „Królowa cukru” jest właśnie jedną z nich. Spodziewając się lektury trudnej, bolesnej, ciężkiej i przytłaczającej, dość długo zabierałam się za czytanie. Jesień za oknem skłoniła mnie jednak do tego, by wreszcie po reklamowaną przez Oprah Winfrey książkę sięgnąć i – och, rany! – zatraciłam się w niej jak w mało której.

„Królowa cukru” to opowieść o życiu na amerykańskim Południu, gdzie czas jakby się zatrzymał, a mentalność ludzi jest tak fascynująca, że wciąż przyciąga kolejnych pisarzy. Mamy tutaj wszystko – silne kobiety, rodzinną bliskość, determinację, wykluczenie, chorobliwą wręcz pobożność i niesamowitą pracowitość. Historia młodej wdowy Charley napełnia serce ciepłem i nadzieją, choć nie brak tutaj momentów, w których czytelnik zgrzyta zębami ze złości. W końcu mówimy o tym zakątku świata, gdzie wciąż piętrzą się uprzedzenia i rządzi niechęć do inności każdego rodzaju.
Co ciekawe, choć „Królową cukru” porównuje się do „Sekretnego życia pszczół” czy „Czarnych skrzydeł”, to powieść Natalie Baszile nie jest kolejną sielsko-magiczną opowiastką, która biegnie sobie niespiesznie i zachwyca mnogością opisów. W tej historii jest ogień. Są zaskakujące zwroty akcji, jest mnóstwo napięcia. Czyta się ją świetnie. I trudno o niej zapomnieć.

Moja ocena: 9/10


podniebnyPodniebny

Jeżeli macie ochotę na odrobinę szaleństwa w miejscu, w którym wszystko może się wydarzyć, to serdecznie zapraszam Was do Château Janvier – alpejskiego hotelu, którego korytarze przemierza nieźle zakręcona Fanny Funke. Uwaga! „Podniebny” to powieść dla młodzieży, ale nawet takie stare raszple jak ja doskonale się tutaj bawią.

Kerstin Gier wie, czym przyciągnąć czytelników – choć „Podniebny” ma w sobie zaledwie cząstkę rzekomej magii (nie to co poprzednie powieści niemieckiej pisarki), to jednak widać tu pewne schematy, które „zagrały” u Gier już wcześniej – miłosne zawirowania, wątek kryminalny, morze zagadek i sporo humoru. I chociaż wydaje się, że są to schematy ograne (trójkącik miłosny, znowu?!) i mało ekscytujące, to jednak zarówno wykreowany przez autorkę świat, jak i cała gama ciekawych bohaterów sprawiają, że nie da się przejść obojętnie obok tej historii.

Myślę, że powieści Kerstin Gier spokojnie można polecać młodym czytelnikom. Może nie jest to literatura najwyższych lotów, ale czasem nie chodzi o to, by na siłę wciskać młodym ambitne lektury. Czasem trzeba podsunąć im coś, co ich pochłonie i co da im czystą radość czytania. Tak właśnie jest z „Podniebnym” – to świetnie napisana młodzieżówka, od której trudno się oderwać i która z pewnością byłaby w stanie niejednego dzieciaka rozkochać w literaturze. I choć powieści Gier nie są – w teorii – kierowane do ludzi w moim wieku, to jednak bawiłam się przy „Podniebnym” naprawdę znakomicie. Fanny to świetna dziewczyna, z którą z pewnością doskonale bym się dogadała, ale nie tylko ona pojawia się w hotelu i nie tylko ona podbiła moje serducho. Jeżeli chcecie bliżej poznać ten świat – czytajcie. Niezależnie od wieku.

Moja ocena: 8/10
Mam nadzieję, że zainteresowałam Was swoimi ostatnimi lekturami. Każdą z nich mogę polecić z czystym sumieniem i z pewnością będę Was do tego zachęcać.

Spodobał Ci się ten wpis? Polub Kreatywę na Facebooku:

8 komentarzy

  1. No to mi teraz doradź 😉 Urodzinowy prezent dla taty – lepiej kupić książkę o reklamie czy wspomnienia dziennikarza sportowego?

    1. A co tatę bardziej interesuje? Jeżeli jest sportowym zapaleńcem, to „Szkołę” absolutnie mieć u siebie powinien. Jeśli nie jest, to polecam obie te książki w równym stopniu 🙂

  2. To ja w ciemno biore „Szkołe Falenicką” i „Transfoermeersów” ;D Ten hotel też bym chętnie odiwedziła, ae raczej nie w książce dla nastolatek 😉 Miłosnym trójkącikom mówimy NIE!

  3. Czytałam i widziałam na yt kilka recenzji tej „Królowej cukru” i mam mieszane uczucia. Tzn. chcę ją sama sprawdzić, bo opinie są raczej rozbieżne. Ty się zachwycasz a np. Olga z WB mówiła,, że jest taka sobie.

    1. Wiesz, nigdy nie jest tak, że wszystko będzie podobać się wszystkim. Są blogerzy, z którymi mam bardzo podobne gusta i zawsze ufam ich rekomendacjom, a są i tacy, którzy zupełnie inaczej odbierają lubiane i nielubiane przeze mnie książki. Chyba właśnie na tym to wszystko powinno polegać – że nasze oceny i gusta się różnią, dzięki czemu inni nabierają ochoty na to, by sprawdzić, co się w danej powieści kryje 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *