7 porad po 10 latach pracy zdalnej (również z dzieckiem na pokładzie) [Zacznijmy od słowa, odc. 14]
Jak oswoić pracę zdalną? Co robić, aby nie ulegać rozproszeniom i działać skutecznie podczas pracy z domu? Poznaj 7 zasad, jakimi się kieruję po 10 latach pracy zdalnej – również z dzieckiem na kolanach.
W tym odcinku usłyszysz:
- Dlaczego planowanie to podstawa?
- Jak rozpoczynać i kończyć pracę w domu, aby non-stop o niej nie myśleć?
- Czy da się pracować zdalnie z dzieckiem na pokładzie?
- Jak wyznaczać granice w relacjach z innymi?
- Jak nie zwariować pracując z domu i jak zapewnić sobie kontakt z ludźmi?
Posłuchaj także: na YouTube, Apple Podcasts, Spotify oraz w aplikacjach podcastowych.
7 porad po 10 latach pracy zdalnej – wersja tekstowa
W 4 odcinku podcastu opowiadałam o wadach i zaletach pracy na swoim. Czy freelancing jest dla każdego? Jakich umiejętności wymaga? Jak sobie radzić z typowymi problemami pracy na własny rachunek i jak się przekonać, czy to na pewno zajęcie dla nas.
Dziś chciałabym pójść o krok dalej i poruszyć kwestię pracy zdalnej samej w sobie.
Nie trzeba być freelancerem, aby pracować zdalnie, dlatego ten odcinek jest dla wszystkich, którzy muszą lub chcą radzić sobie z rzeczywistością pod hasłem „praca z domu”.
Podzielę się swoimi wnioskami i przemyśleniami, które tak naprawdę ukształtowały się w zbiór porad. Mam nadzieję, że Ci się przydadzą, jeśli planujesz zacząć pracę zdalną albo już pracujesz z domu i chcesz to jak najlepiej wykorzystać.
Ruszajmy!
Jak u mnie wygląda praca zdalna?
Poza dwoma latami, które spędziłam pracując w kinie, nigdy nie pracowałam na etacie. Od dwudziestu lat piszę na zlecenie, ale w tym czasie zaliczyłam gimnazjum, liceum, kino i studia. Dlatego gdy mówię w tytule o 10 latach pracy zdalnej, mam na myśli dokładnie czas od zakończenia studiów, gdy praca stała się najważniejszym elementem mojej codzienności.
Cały ten czas 10 lat to jest w 100% praca zdalna, z czego 8 – z dzieckiem na pokładzie.
Moja córka poszła do przedszkola w wieku 4 lat, więc pierwsze 4 lata spędziła w 100% ze mną, później zaliczyłyśmy jeszcze pół roku zamknięcia przedszkoli na początku pandemii i jakieś pojedyncze miesiące później.
Tak że doświadczenia, którymi się dzisiaj podzielę, to doświadczenia freelancerki, mamy, właścicielki jednoosobowej działalności – osoby łączącej kilka ról i pracującej z domu.
Plan to podstawa
Pracując w domu, mamy wokół siebie mnóstwo pokus – od PlayStation po brudne gary. Od łóżka po lodówkę. Od stosów nieprzeczytanych książek po nieumyte podłogi. Niestety – tutaj zawsze jest coś do zrobienia – i mam tu na myśli i obowiązki, i przyjemności. I bardzo łatwo jest się zatracić – lub po prostu zrobić się człowiekiem rozlazłym. Bo zawsze wydaje się, że jest jeszcze dużo czasu i przestrzeni na wszystko.
Dlatego właśnie stawiam na planowanie. Dzień wcześniej zerkam do programów, w których ogarniam zadania:
– Asana – dla spraw służbowych
– Todoist – dla spraw prywatnych.
Oraz na leżący na biurku biuwar – narzędzie pozwalające na wgląd w cały tydzień z lotu ptaka, z dodatkowym miejscem na notatki i priorytety. Do kupienia w sklepie Pani Swojego Czasu.
Zamieszczam tu: godziny spotkań, treningów córki, zajęć językowych, wyjść, meczów.
Ten szybki przegląd dzień wcześniej robię po to, żeby ocenić, jak mocno będę się musiała kolejnego dnia spinać i co mnie czeka, jak gospodarować czasem, czy zaplanować mniej czy bardziej skomplikowany obiad. I kiedy rano siadam do pracy, mam już rozplanowane, co jest priorytetem, od czego zaczynam, do której godziny mam czas – i z czym muszę się w tym czasie zmieścić.
Brak planu = wspomniana wcześniej rozlazłość, chwytanie się różnych zadań, myślenie nad tym, co robić dalej, w ogóle odpływanie myślami i skupianie się na czym innym, niż sama praca. Dlatego absolutny punkt numer 1 to dla mnie plan zadań.
Zaczynanie i kończenie jest ważne
Mam tu na myśli rytuał początku i końca pracy – koncept przedstawiony przez Cala Newporta w „Pracy głębokiej”. Początkowo się z niego śmiałam, uważałam za absurdalny, ale od kiedy te rytuały stosuję, dużo łatwiej jest mi przełączyć się z trybu „dom” na „praca” i z „praca” na tryb „dom”.
Polega to na tym, że zaczynając pracę wykonuję określone czynności, które kojarzą mi się ściśle z pracą – np. otwarcie planera, w którym notuję wnioski ze spotkań, przygotowanie dzbanka z herbatą, nastawienie muzyki do pracy itd. Na zakończenie z kolei – sprzątam biurko, zamykam planer i mówię sobie, że to już koniec, zwijam szklanki i od tej pory temat pracy jest dla mnie zamknięty. I staram się w ogóle już nie dochodzić do tego komputera, a jeśli mam coś do zrobienia „dla przyjemności”, staram się korzystać z laptopa, co niestety nie zawsze jest możliwe, bo wieczorny webinar, który jest dla mnie i przyjemnością, i pracą, raczej odsłucham na „pracowym” komputerze, gdzie po prostu mam więcej spokoju.
Ale tak czy inaczej – staram się na tyle czytelnie wyznaczać start i zakończenie pracy, aby rzeczywiście towarzyszyła mi ona w konkretnym miejscu, w konkretnym czasie i ani chwili dłużej. I, tak swoją drogą, to „konkretne miejsce” to także jest superważna kwestia. U mnie jest to maleńka wnęka kuchenna – ale tak czy siak nazywamy ją „moim biurem”. Jeśli tak naprawdę trudno Ci zaznać poczucia: „tak, to jest moje miejsce pracy”, to po prostu je dla siebie stwórz. Idealnie, gdy jest to oddzielne pomieszczenie, ale wiadomo, że nie każdy ma to szczęście – więc niech to będzie fotel, kącik w salonie czy jakikolwiek inny kawałek przestrzeni, ale niech to będzie Twoja robocza miejscówka, która wszystkim domownikom będzie kojarzyś się konkretnie z pracą.
Elastyczność, zwłaszcza przy dzieciach, to podstawa
Teoretycznie moja córka jest aniołem, który się sobą zajmie, ale gdy zakładałam firmę, a ona miała wówczas 2,5 roku, świat matki-bizneswoman nie był taki kolorowy. Zresztą i dziś młoda odczuwa potrzebę podzielenia się ze mną nowym projektem plastelinowych ludzików, opowiedzeniem o przeczytanej książce czy dowiedzeniem się, o co ją pytają zwierzątka w Animal Crossing, bo nie kuma angielskiego, a nie chciałaby, żeby nasza ulubiona sarenka albo ukochany żabol wyprowiadziły się z wyspy bo kliknęła coś nie tak, więc – ogólnie rzecz ujmując – dzieci niezależnie od wieku są absorbujące.
Mogą się też pochorować, przeżywać trudny dzień i tak po prostu wymagać większej uwagi i oczywiście ja mogę powiedzieć: „ej, młoda, ale ja teraz pilnie pracuję, odpal sobie Grizzly i Lemingi”, ale na dłuższą metę tak się nie da. Dziecko jest takim samym elementem naszej codzienności jak praca i nie ma szans, żeby było cicho w wyznaczonych godzinach i żeby w ogóle nas nie potrzebowało.
Dlatego mimo że mocno trzymam się planów, to jednocześnie wyznaczam sobie bufory czasowe, bo wiem, że dziecko może mnie bardziej potrzebować. Wyznaczam sobie też więcej przerw w planie dnia, żeby zrobić coś razem – choćby drugie śniadanie – i dlatego też kładę tak duży nacisk na rytuał zakończenia pracy, żeby móc zapowiedzieć córce, że jestem na 100% dostępna od określonej godziny i że wtedy zrobimy coś większego – pogramy w planszówki, skoczymy na rower czy po prostu poleżymy i pogadamy.
Wiem, że praca z dzieckiem w domu jest bardziej wymagająca i dostarcza mnóstwa wyzwań, ale jednocześnie zawsze sobie mówię, że to i tak lepszy układ niż praca poza domem i kombinowanie, co zrobić, gdy przyjdzie kolejne zamknięcie szkół, angina albo jakiś inny problem. A im dłużej pracujemy z dzieckiem na pokładzie, tym więcej nawyków i rytuałów wypracowujemy, a to też pomaga w wypracowaniu jakiegoś takiego efektywnego systemu pracy zdalnej. Uczy nas też asertywności w kontaktach z innymi – jak chciałam nagrać ten odcinek, mój mąż poszedł z córką do kina. I my akurat nie mamy problemów z organizowaniem opieki nad młodą, bo Marcin jest superaktywnym ojcem od pierwszych dni życia młodej, ale często jest tak, że nasi partnerzy nie angażują się tak jak my w wychowanie dzieci – i to już jest kwestia do wspólnego przepracowania. Bo dzieci są wspólne, a opieka w większości spada na matki i dla mnie nie jest argumentem to, że ktoś przyszedł z pracy z zewnątrz i musi odsapnąć. Bo ja pracuję wewnątrz i potrzebuję tego równie mocno, a jeśli mam coś jeszcze do zrobienia, to drugi rodzic musi przejść opiekę nad dzieciakiem i innego wyjścia nie ma.
Granice trzeba stawiać wyraźnie
Mam sąsiadkę, która lubi przychodzić z różnymi sprawami. Mam przyjaciółki, które regularnie dzwonią z problemami. I mam też męża, któremu zdarza się użyć argumentu: „ale ty jesteś w domu, więc możesz…”. W tym ostatnim przypadku mam gotową odpowiedź: „Ja do twojej firmy nie dzwonię, że masz nastawić pranie, więc nie oczekuj tego ode mnie”. Proste. Oczywiście co innego, gdy na coś się umówimy, a co innego gdy dostaję nagły telefon z listą zadań, które równie dobrze można wykonać wieczorem, ale generalnie tutaj stawiam granice jasno. Podobnie ma się rzecz z mamą, sąsiadką, przyjaciółką, kimkolwiek – sprawy z kategorii „świat się wali” – okej, dawajcie znać – ale plotki, problemy małżeńskie i inne tego typu sprawy – załatwiajmy popołudniami.
Zauważyłam, że rozmowy telefoniczne – albo pod drzwiami – mocno wytrącają mnie z równowagi. I po prostu ustaliłam z bliskimi mi osobami zasady kontaktu. Nie chcę tu wyjść na jakiegoś robota, terrorystkę czy kogokolwiek, kto izoluje się od ludzi i wyznacza im sztywne reguły, ale fakt jest taki, że nakreślenie pewnych zasad po prostu pomogło. Gdy rozmawiamy – daję im pełnię uwagi, nie odpływam myślami, nie odpowiadam na maile, po prostu mogę dla nich być na 100% i taka jestem. W trakcie pracy, a jeszcze gorzej – w środku jakiegoś zebrania – nie jestem w stanie rozmawiać z pełną uwagą i – to może źle wyglądać z zewnątrz, ale dla mnie i dla bliskich mi osób jest sensownym, dobrze sprawdzającym się systemem i taki też polecam innym.
Planowanie posiłków zapobiega tyciu
Nie chcę żeby to zabrzmiało, jak materiał na artykuł: „Dietetycy jej nienawidzą, odkryła sekret szczupłej sylwetki”. Bardziej chodzi mi o to, że od początku „na zdalnym” zauważałam, że mam problem z tyciem – bo mniej się ruszałam, jadłam co popadło albo nie jadłam nic i generalnie pozwalałam na to, żeby z moją sylwetką działy się rzeczy niedobre.
Odkąd planuję posiłki – nie podjadam. I jem. Po prostu jem regularnie. Czyli ani się nie głodzę, żeby nagle się oderwać i rzucić na wielką pizzę. Ani nie zostawiam decyzji przypadkowi, bo gdy muszę nagle coś zjeść, a brakuje mi czasu na zaplanowanie tego, to zjem batonika z zapasów córki, które zbiera od dziadków i gromadzi w diabelnej papierowej torbie, do której mam zbyt łatwy dostęp.
Zaplanowane posiłki, to posiłki rozlokowane po całym dniu pracy – nie ma głodu, nie ma podjadania, jest konkretne śniadanie, jest koktajl białkowy w południe, porządny obiad i nie ma szans, żebym w międzyczasie spędziła godzinę na myśleniu „a co by tu zjeść” i na sięganiu po byle co – ja po prostu z góry wiem, co i kiedy będę jeść. Niektóre posiłki przygotowuję dzięki temu na kilka dni i też oszczędzam dzięki temu trochę czasu. Dodatkowo zniknął problem nagłego szturmowania pizzerii czy innych miejsc, w których wydawałam zbyt dużo kasy – bo posiłki w domu są, ogarnięcie jest i nie pojawiają się takie nagłe sygnały, że: „o rany, żołądek wyje, wezwijmy pyszne.pl!”.
Oczywiście jeśli w planie tygodnia widzę z góry, że będę miała turbociężki dzień, to ja oczywiście mogę wtedy zaplanować: „tego dnia zamawiam pierogi z zajazdu pod miastem”, ale to nie jest spontaniczna decyzja, to element większej układanki.
Ktoś może stwierdzić, że jestem niewolnicą planu – nie obchodzi mnie to. Wiem, że w razie czego mam alternatywy, na wypadek wysypania się tego, co miało się wydarzyć, ale ogólnie mam dużą kontrolę nad tym, co się będzie działo, a to także jest jeden z elementów niewzariowania podczas pracy zdalnej.
Da się mieć kontakt z ludźmi bez wychodzenia z domu
…i ten kontakt jest ultraważny. Jeśli nie masz zespołu, z którym spotykasz się regularnie na rozmowach z udziałem kamer, a odczuwasz potrzebę kontaktu z ludźmi, poszukaj towarzystwa. Mnie pomógł coworking online Natalii Dołżyckiej – autorki fantastycznego podcastu Life Geek Show – bo tam niemal o każdej porze dnia i nocy znajdę towarzystwo do pracy.
I my nie będziemy tam gadać – chyba że umówimy sobie takie „gadanie” spotkanie – ale będziemy się przede wszystkim widzieć. I to jest niesamowite, jaki efekt daje praca w towarzystwie. Gdy widzisz, że inni działają, to ty też chcesz działać. Gdy zapowiadasz, co zrobisz – bo tam się odmeldowujesz – i na zakończenie z tego rozliczasz – to też doskonale działa na psychikę. To tak dobrze działa na produktywność! I dla mnie jest absolutnie niesamowite. Dlaczego to działa? To Natalia w okresach sprzedaży dostępów do coworku bardzo dobrze wyjaśnia, podpierając się wynikami badań naukowych. Ale ja i bez nich widzę, ile mi to daje i jaką wartością jest po prostu widok pracujących ludzi, gdy ciągle się siedzi w domu i ma się kontakt tylko z psem.
Kiedy wieczorami pisałam #kursoksiążkę – ostatnie jej rozdziały – to zawsze robiłam to w towarzystwie coworkowiczów i miałam wtedy zagwarantowany pełen spokój w domu, ponieważ moja rodzina widziała, że tu są ludzie na kamerze, którzy widzą, jak oni mi się pałętają po kuchni, zadają pytania i przeszkadzają. No i chyba uwierzyli, że tu się dzieją jakieś ważne spotkania i mi nie przeszkadzali, więc to też jest fajny dodatek do tego procesu.
I polecam znalezienie takiego rozwiązania. Coworking online jest do kupienia dwa razy do roku, ale można umówić się ze znajomymi także na spotkania tego rodzaju. Czy z zespołem, jeśli mamy zespół pracujących ze sobą osób. Ważne jest, żeby się widzieć, bo naprawdę można zwariować, jak się nie ma kontaktu z ludźmi.
PSSST Od 26.09.2022 do 06.10.2022 możesz dołączyć do Wirtualnego Coworkingu. Z kodem KM otrzymujesz miesiąc gratis – w zamian ja otrzymuję prowizję za polecenie 🙂
Dobrze mieć narzędziowe wsparcie
Im więcej czasu spędzasz na pracy z domu, tym więcej swoich przyzwyczajeń możesz zauważyć. Możesz też namierzyć problemy, które towarzyszą Twojej codzienności. Zapominasz o zadaniach? Znajdujesz program do zarządzania zadaniami. Zbyt dużo podjadasz? Wprowadzasz system planowania posiłków. Korci cię scrollowanie facebooka? Blokujesz nieodpowiednie apki i strony w przeglądarce. Nie umiesz się skupić w ciszy? Znajdujesz wspierającą playlistę. Generalnie: jest problem – jest odpowiedź.
I ja też z tego korzystam. Zapisuję terminy w kalendarzu Google’a, notuję ważne sprawy w poręcznym biuwarze na biurku, nie potrafię się skupić w ciszy, więc odpalam playlistę do pisania albo gdy mam zły nastrój – macham głową w rytm kawałków z playlisty „na nerwy i smuty”. To wszystko składa się na narzędziowe wsparcie, którym ułatwiam sobie pracę, usprawniam ją, urozmaicam. Dzięki temu działa mi się lepiej. I chociaż zdarza się, że miewam gorsze momenty i marzę o tym, żeby wyjść popracować do ludzi – na co też jest sposób, np. kawiarnia – to generalnie bardzo lubię pracę zdalną, dostosowałam ją do swojej codzienności i korzystam z jej dobrodziejstw.
Jeżeli jakieś narzędzie może mi pomóc – użyję go.
Jeżeli zaczynam wariować – mam sposoby na powrót na właściwe tory. Taniec z apką Just Dance, spacer z psem, rozmowa z ludźmi.
To nie są rzeczy, które wie się od razu. To są kwestie, które się wypracowuje na bazie doświadczeń. Ja przez te 10 lat przerobiłam pracę solo, pracę z zespołem online, pracę w sieciowym coworku, pracę z dzieciakiem na kolanach i z wiertarką nad głową i czasem naprawdę mam tego dosyć, mówię, że pójdę do roboty w księgarni albo sklepie sportowym, ale lubię tę wolność, elastyczność i swobodę, jaką daje praca zdalna.
Ona może czasem przerażać – i jeśli Ciebie przeraża, to nie jesteś w tym sam(a). Mam jednak nadzieję, że moje wnioski, porady, to wszystko, czym się z Tobą podzieliłam, pomoże Ci ten temat oswoić.
Praca zdalna może być utrapieniem, może męczyć, może izolować nas od ludzi, ale może też być dopasowana do naszych potrzeb – i tutaj dużo zależy od tego, jak do niej podejdziemy. Życzę Ci oswojenia tego tematu i wykorzystania na maxa zalet, jakie może ze sobą nieść praca z domu. A jeśli czujesz, że potrzebujesz oderwania od niej – może wyjście do kawiarni, wynajęcie biura albo biurka na godziny będzie opcją dla Ciebie? Sprawdź, grunt to wypracować idealny model dla siebie.
Podobał Ci się ten odcinek? Podaj go dalej!
Bardzo fajny podcast. Praca zdalna dla każdego z nas była czymś nowym, ja miałem więcej czasu dla siebie, dla dziecka przygotowałam również pewne wyzwania, wspólnie nauczyliśmy się więcej w organizacji zajęć i pracy. Teraz nawyki które w nas zostały przekładamy na wyzwania na zewnątrz, ostatnio nauczyliśmy się grać w mini golfa 😀