[4xFILM] 80 milionów; Casablanca; Charlie Bartlett; Na pewno, być może
Jak widać po mojej ostatniej aktywności blogowej, znów mam fazę na filmy i totalną niechęć do książek. Dlatego tym razem przygotowałam dla Was zbiorczy wpis dotyczący czterech zupełnie odmiennych filmów, z jakimi miałam do czynienia wczoraj i dziś. Zapraszam do lektury!
80 milionów
Opowieść o tym, jak to młodzi idealiści z Solidarności walcząc z systemem postanowili odstawić numer stulecia i przechwycić z banku 80 milionów polskich złotych, zanim dobrałaby się do nich esbecja. Widz obserwuje nieudolność milicji i szlachetne działania solidarnościowców. A wszystko to w opowieści opartej na zdarzeniach rzeczywistych.
Nie przemówiła do mnie czarno-biała wymowa tej historii i jasne rozdzielenie tych „dobrych” od tych „złych”. W efekcie daje to dość jednostronny obrazek, idealizujący jedną ze stron i zupełnie ośmieszający drugą. To razi tym bardziej, że pod względem aktorskim dużo lepiej spisuje się właśnie ta „zła” strona, z genialnym Piotrem Głowackim na czele. Po drugiej stronie mamy nieco obleśnego i mocno irytującego Solarza, całkiem przekonującego Czeczota oraz nieco bezbarwnych Makowskiego i Bosaka. Ogólnie jednak obsadę trzeba uznać za ciekawą, bo na ekranie pojawiają się także Baka, Grochowska, Bohosiewicz, Frycz, Ferency i parę innych ciekawych nazwisk. Na całe szczęście brak w obsadzie Adamczyka, Szyca i Karolaka. Jak widać, i bez nich można się dziś obyć.
Dobrze spędziłam czas przy 80 milionach, całkiem poprawił mi humor ten film, ale trochę jego propagandowość mnie razi. Nie tego szukam w kinie.
Moja ocena: 6/10
Casablanca
Ten film, to absolutny klasyk melodramatu, który najpewniej widzieli wszyscy, tylko nie ja (do wczoraj, rzecz jasna). Historia Ricka Blaine’a i jego wielkiej miłości, Ilsy Lund, osadzona w realiach II wojny światowej, to mocny atak na moją romantyczną duszę. Uroniłam kilka łez, chłonąć tę dramatyczną opowieść, a kilka jej scen z pewnością zapadnie mi w pamięć, ale ostatecznie nie uważam Casablanki za takie arcydzieło, jak je malują. Być może to przez wzgląd na gigantyczne oczekiwania, być może ze względu na znajomość wielu innych, nieco bardziej przemawiających do mnie melodramatów tamtych czasów. Co zapadnie mi w pamięć, to z pewnością fenomenalna kreacje Humphreya Bogarta, którego nareszcie zaczęłam darzyć sympatią oraz uroczej i niezwykle naturalnej Ingrid Bergman.
Żałuję, że znałam zakończenie tej historii (z jakiegoś rankingu kultowych scen kina). Być może to też zepsuło mi nieco seans.
Moja ocena: 7/10
Charlie Bartlett
Historia nieco zaburzonego psychicznie nastolatka, który poprzez manipulowanie innymi ludźmi, zdobywa gigantyczną popularność w nowej szkole. Jedynej, z której – póki co – nie został jeszcze wydalony. Nieco surrealistyczna i nieco dziwaczna opowieść, w jakiś sposób wyróżniająca się na tle innych komedii o problemach amerykańskiej młodzieży.
Co ważne, w filmie tym tyle samo jest dramatu, co wspomnianej wyżej komedii. A może nawet i więcej. Charlie Bartlett porusza trudną problematykę (samotność, potrzeba akceptacji i przynależności do grupy, uzależnienia itd.), ale podaje je w lekkostrawnej formie, przez co dobrze się ten film ogląda. Sama sięgnęłam po niego ze względu na Antona Yelchina (Like Crazy!) oraz Kat Dennings (Szalony rok), ale całe show kradnie tutaj fenomenalny Robert Downey Jr. Jeżeli do tej pory go nie kochaliście, z pewnością pokochacie go po tej roli.
To dobry, intrygujący film, ale ma w sobie coś na tyle specyficznego, że z pewnością wielu odrzuci. Sama polecam spróbowanie.
Moja ocena: 7/10
Na pewno, być może
Maya Hayes to rezolutna dziewczynka, która chcąc uchronić rodziców przed rozwodem, namawia ojca, by ten opowiedział jej o tym, jak pokochał jej mamę. Will zaczyna więc snuć gawędę o swoich trzech miłościach, prosząc córkę, by odgadła, która z bohaterek historii, to jej mama. Tak zaczyna się pełna ciepła opowieść o przyjaźni, miłości, bliskości i stracie.
Moje miękkie, czułe serce podsuwa mi ostatnio filmy, w których pojawia się motyw ojciec-córka, dlatego już po minucie wiedziałam, że Na pewno, być może urzeknie mnie i do tego mojego serducha przemówi. To przecudna, lekka, przyjemna i ciepła opowieść, której bohaterkami są trzy kobiety (dwie z charakterem i jedna ciepła klucha) i jeden facet (dość zabawny, nieco ciapowaty). Ich dzieje, to typowe ludzkie dramaty – zdrady, niedomówienia, czułości, pocałunki, oddalenia itd. Być może nie do końca one zaskakują, ale mają w sobie urok, szczególnie dzięki całej tej otoczce z opowieścią dla córki i zagadką zawiązaną w tle.
Na pewno, być może polecam na wieczory we dwoje albo posiadówy z przyjaciółkami. Właściwie polecam na każdy czas i każdy nastrój. Szczególnie na doła, z którego z pewnością każdego on wyciągnie.
Moja ocena: 8/10
Wszystkie filmy obejrzane w ramach wyzwania: ’1000 filmów’.
]]>Reżyseria: W. Krzystek • Premiera: 2011 • Produkcja: Polska |
80 milionów
Opowieść o tym, jak to młodzi idealiści z Solidarności walcząc z systemem postanowili odstawić numer stulecia i przechwycić z banku 80 milionów polskich złotych, zanim dobrałaby się do nich esbecja. Widz obserwuje nieudolność milicji i szlachetne działania solidarnościowców. A wszystko to w opowieści opartej na zdarzeniach rzeczywistych.
Nie przemówiła do mnie czarno-biała wymowa tej historii i jasne rozdzielenie tych „dobrych” od tych „złych”. W efekcie daje to dość jednostronny obrazek, idealizujący jedną ze stron i zupełnie ośmieszający drugą. To razi tym bardziej, że pod względem aktorskim dużo lepiej spisuje się właśnie ta „zła” strona, z genialnym Piotrem Głowackim na czele. Po drugiej stronie mamy nieco obleśnego i mocno irytującego Solarza, całkiem przekonującego Czeczota oraz nieco bezbarwnych Makowskiego i Bosaka. Ogólnie jednak obsadę trzeba uznać za ciekawą, bo na ekranie pojawiają się także Baka, Grochowska, Bohosiewicz, Frycz, Ferency i parę innych ciekawych nazwisk. Na całe szczęście brak w obsadzie Adamczyka, Szyca i Karolaka. Jak widać, i bez nich można się dziś obyć.
Dobrze spędziłam czas przy 80 milionach, całkiem poprawił mi humor ten film, ale trochę jego propagandowość mnie razi. Nie tego szukam w kinie.
Moja ocena: 6/10
Reżyseria: M. Curtiz • Premiera: 1942 • Produkcja: USA |
Casablanca
Ten film, to absolutny klasyk melodramatu, który najpewniej widzieli wszyscy, tylko nie ja (do wczoraj, rzecz jasna). Historia Ricka Blaine’a i jego wielkiej miłości, Ilsy Lund, osadzona w realiach II wojny światowej, to mocny atak na moją romantyczną duszę. Uroniłam kilka łez, chłonąć tę dramatyczną opowieść, a kilka jej scen z pewnością zapadnie mi w pamięć, ale ostatecznie nie uważam Casablanki za takie arcydzieło, jak je malują. Być może to przez wzgląd na gigantyczne oczekiwania, być może ze względu na znajomość wielu innych, nieco bardziej przemawiających do mnie melodramatów tamtych czasów. Co zapadnie mi w pamięć, to z pewnością fenomenalna kreacje Humphreya Bogarta, którego nareszcie zaczęłam darzyć sympatią oraz uroczej i niezwykle naturalnej Ingrid Bergman.
Żałuję, że znałam zakończenie tej historii (z jakiegoś rankingu kultowych scen kina). Być może to też zepsuło mi nieco seans.
Moja ocena: 7/10
Reżyseria: J. Poll • Premiera: 2007 • Produkcja: USA |
Charlie Bartlett
Historia nieco zaburzonego psychicznie nastolatka, który poprzez manipulowanie innymi ludźmi, zdobywa gigantyczną popularność w nowej szkole. Jedynej, z której – póki co – nie został jeszcze wydalony. Nieco surrealistyczna i nieco dziwaczna opowieść, w jakiś sposób wyróżniająca się na tle innych komedii o problemach amerykańskiej młodzieży.
Co ważne, w filmie tym tyle samo jest dramatu, co wspomnianej wyżej komedii. A może nawet i więcej. Charlie Bartlett porusza trudną problematykę (samotność, potrzeba akceptacji i przynależności do grupy, uzależnienia itd.), ale podaje je w lekkostrawnej formie, przez co dobrze się ten film ogląda. Sama sięgnęłam po niego ze względu na Antona Yelchina (Like Crazy!) oraz Kat Dennings (Szalony rok), ale całe show kradnie tutaj fenomenalny Robert Downey Jr. Jeżeli do tej pory go nie kochaliście, z pewnością pokochacie go po tej roli.
To dobry, intrygujący film, ale ma w sobie coś na tyle specyficznego, że z pewnością wielu odrzuci. Sama polecam spróbowanie.
Moja ocena: 7/10
Reżyseria: A. Brooks • Premiera: 2008 • Produkcja: USA |
Na pewno, być może
Maya Hayes to rezolutna dziewczynka, która chcąc uchronić rodziców przed rozwodem, namawia ojca, by ten opowiedział jej o tym, jak pokochał jej mamę. Will zaczyna więc snuć gawędę o swoich trzech miłościach, prosząc córkę, by odgadła, która z bohaterek historii, to jej mama. Tak zaczyna się pełna ciepła opowieść o przyjaźni, miłości, bliskości i stracie.
Moje miękkie, czułe serce podsuwa mi ostatnio filmy, w których pojawia się motyw ojciec-córka, dlatego już po minucie wiedziałam, że Na pewno, być może urzeknie mnie i do tego mojego serducha przemówi. To przecudna, lekka, przyjemna i ciepła opowieść, której bohaterkami są trzy kobiety (dwie z charakterem i jedna ciepła klucha) i jeden facet (dość zabawny, nieco ciapowaty). Ich dzieje, to typowe ludzkie dramaty – zdrady, niedomówienia, czułości, pocałunki, oddalenia itd. Być może nie do końca one zaskakują, ale mają w sobie urok, szczególnie dzięki całej tej otoczce z opowieścią dla córki i zagadką zawiązaną w tle.
Na pewno, być może polecam na wieczory we dwoje albo posiadówy z przyjaciółkami. Właściwie polecam na każdy czas i każdy nastrój. Szczególnie na doła, z którego z pewnością każdego on wyciągnie.
Moja ocena: 8/10Wszystkie filmy obejrzane w ramach wyzwania: ’1000 filmów’.
Miałam to samo z Casablancą. Zbyt duże oczekiwania i trochę się przez to rozczarowałam ;(
A ja Casablankę kocham, widziałam kilkanaście razy i za każdym razem tak samo zachwyca, podobnie jak Singin' in the rain. Dla mnie to arcydzieła kompletne, nie mam się do czego przyczepić.
Chciałabym kiedyś znaleźć dla siebie film, który nazwę arcydziełem kompletnym 🙂
Ja znalazłam jak na razie te dwa, co nie jest jakąś imponującą ilością przy prawie 3 tysiącach filmów, które oceniłam na Filmwebie przez 10 lat posiadania konta.
Piąteczka, też nie widziałam "Casablanki". A "Na pewno, być może" jest na mojej liście.
W takim razie pora oba zobaczyć 🙂
Zapisuję sobie na filmwebie dwa ostatnie filmy, bo chętnie je obejrzę w najbliższym czasie. 🙂
80 mln oglądałam i mi się podobał 🙂