Gracze, Renata Chaczko
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Rok wydania: 2012
Stron: 246
Gatunek: erotyczna
Podobno książka jest wulgarna, najeżona ordynarnym słownictwem – ciekawy argument. Chyba wysuwają go ci, którzy przeczytali tylko pierwsze dwa rozdziały, bo w kolejnych sześciu albo przekleństw wcale nie ma, albo pojawiają się w paru uzasadnionych przypadkach.
Podobno książka jest o niczym. A raczej – tylko o seksie. I znów – albo ktoś nie zrozumiał przekazu, albo ja nadinterpretuję, ale widzę tu znacznie więcej. Dla mnie jest to ciekawie zarysowany łańcuch tragicznych zdarzeń. Osiem osób, osiem krótkich opowieści, które splatają się ze sobą i zazębiają, jak segmenty z New York, I Love You czy epizody z Sin City – Miasta grzechu. Mamy symboliczną zapalniczkę, która przechodzi z rąk do rąk, jak – no cóż – choroba weneryczna, ale przecież nie o taki łańcuch chodziło autorce. Renata Chaczko w ciekawy i bardzo wymowny sposób opowiada o tym, jak niewiele nas dzieli, jak łatwo jedną decyzją doprowadzić do tragedii wielu osób. Efekt domina – upadek jednej jednostki, to upadek całego szeregu ludzi. Teoretycznie nic nie mogło ich łączyć – mamy tu wieczną imprezowiczkę, gwiazdora filmowego, dziennikarkę, grupę prawników, striptizerkę i studenta medycyny. Jak to się stało, że w ich gronie zatoczyła koło prawdziwa tragedia, która pociągnęła za sobą szereg innych? Przekonacie się, kiedy przeczytacie Graczy.
Zakończenie powieści nie zaskoczyło mnie. Mniej-więcej od początku wiadomo, jaki był zamysł Renaty Chaczko i jaki morał mamy wyciągnąć z tej historii, ale prawda jest taka, że i tak dałam się nie tyle zadziwić, co zaszokować. Ostatnie dwa zdania epilogu to prawdziwa szpila. Daje do myślenia, uwydatnia głębię przekazu i jest jednocześnie kpiącym uśmieszkiem skierowanym do czytelnika. Bardzo dobra robota!
Gdybym miała wystosować zarzuty wobec Graczy, na pewno nie czepiałabym się warstwy językowej – autorka zadbała o to, by bohaterowie z różnych środowisk posługiwali się nieco inną mową. Tam gdzie powinno być wulgarnie – jest. Tam gdzie na poziomie – jest. Tam gdzie wyjątkowo prostacko – również. Jedynym problemem jest mieszanie czasów – w jednym zdaniu używanie zarówno formy przeszłej, jak i teraźniejszej, co wygląda na błąd, a nie zamysł autorki. Do tego parę literówek czy błędów w odmianie – czyli nic, co rzucałoby się w oczy przeciętnemu odbiorcy. Z poważniejszych kwestii – nie podoba mi się pewna schematyczność w sposobie kreowania postaci. Chociaż być może i tutaj można znaleźć uzasadnienie, bo powieść na pewno miała być prawdziwym, brutalnym zapisem rzeczywistości, a nie podkoloryzowaną fantazją, w której prostacki aktorzyna będzie robił coś innego, poza zaliczeniem panienek i imprezowaniem, a syn lekarza-alkoholika poza zaspokajaniem marzeń i ambicji ojca.
Debiut Renaty Chaczko to powieść udana i interesująca. Na pewno nie jest jeszcze szczytem możliwości autorki, bo dostrzec w niej można zarówno pewne niedociągnięcia, jak i odrobinę niewykorzystanego potencjału. Jest w niej jednak coś intrygującego i magnetycznego, warto więc czekać na kolejne kroki Renaty Chaczko. Na pewno czymś nas zaskoczy!
Moja ocena: 7/10
Za książkę dziękuję wydawnictwu Zysk i S-ka.
Chyba odpuszczę czytanie pozostałych recenzji i zasugeruję się Twoją opinią. Lubię historie, niekoniecznie erotyczne, ale właśnie takie, gdzie jest takie połączenie pozornie odległych od siebie ludzi. Zresztą własnie dlatego podobały mi się dwa wspomniane przez Ciebie filmy.
Też lubię te filmy, od razu przyszły mi na myśl, kiedy dostrzegłam łańcuch powiązań, pomiędzy poszczególnymi bohaterami. Warto przeczytać tę książkę – ot, choćby po to, by wyrobić sobie własne zdanie. Według mnie ma ona niezasłużenie niskie oceny, ale też szanuję to, że każdy ma prawo do własnej opinii. Wolałabym tylko jakieś konkretne argumenty, a nie bzdury w stylu: "za dużo przekleństw", bo te naprawdę nie przewijają się przez całą książkę, a głównie przez jej początek.
Cieszę się, że książka przypadła Ci do gustu, bo po zakończeniu lektury "Niebieskiego notatnika", mam zamiar wziąć się za "Graczy". Przyznam, że miałam leciutkie obawy, ale teraz… jestem już spokojna.
Mam nadzieję, że się nie zawiedziesz, bo to naprawdę warta uwagi książka i nie wypada się do niej uprzedzać 😉
Nie słyszałam o tej książce. Może dlatego, że nie interesują mnie takie klimaty. Fakt, "Pięćdziesiąt twarzy Greya" nie zbiera pochwał, a przyznam, to chciałam sobie kupić. Dobrze, że przynajmniej pani Renata pokazała klasę. Recenzja na poziomie, są plusy, są minusy – czyli wszystko co być powinno.