Zniknięcie słonia, Haruki Murakami
Zniknięcie słonia, Haruki Murakami
Oryginał: 象の消滅
Wydawnictwo: Muza
Rok wydania: 2012
Stron: 373
Gatunek: opowiadania
Bo trzeba przyznać otwarcie – tego, że narrator zadba o każdy szczegół, że akcja biec będzie niespiesznie, że jawa zetknie się ze snem, a bohaterowie ulepieni będą z tej samej gliny, mogę być pewna przed otwarciem każdej książki Murakamiego. To jego styl, to jego czar – dzięki temu ta proza jest jak dobry przyjaciel, którego obecność gwarantuje stabilność i spokój ducha. Ktoś nazywa to nudą i jednostajnością, dla mnie jest to otwarte zapewnienie, że japoński mistrz prozy kolejny już raz zaprosi mnie na wyśmienitą ucztę literacką. I ja te jego literackie uczty kocham – przede wszystkim dlatego, że obok elementów znanych i cenionych, Haruki Murakami za każdym razem serwuje niesamowitą porcję emocji, magii, tajemnicy, zaskoczenia i niepohamowanej wyobraźni…
Nie inaczej dzieje się w przypadku zbioru opowiadań Zniknięcie słonia. Tekstów jest siedemnaście – pochodzą one z różnych okresów twórczości Japończyka, niekiedy nawiązując do jego najbardziej znanych dzieł. Nie będzie zaskakującym stwierdzenie, że jedne teksty wypadają lepiej, inne słabiej. Choć przyznać również należy, że w porównaniu do niezwykle popularnego zbioru Wszystkie boże dzieci tańczą, Zniknięcie słonia prezentuje zestaw opowiadań zadziwiająco zbliżonych poziomem – dwa, może trzy z nich uznałam za mało urzekające, pozostałe wywołały u mnie lawinę uczuć maksymalnie pozytywnych…
Być może jestem ckliwa, być może sentymentalna, ale chyba do końca życia nie pozbędę się z pamięci okrutnie pięknej historii, zatytułowanej O tym jak w pewien pogodny kwietniowy poranek spotkałem stuprocentowo idealną dziewczynę. Z różnych przyczyn, do grona ulubionych tekstów zaliczę również Ptaka nakręcacza i wtorkowe kobiety, Sen, Milczenie, Tańczącego karła czy Sprawę rodzinną. Właściwie miałabym chęć dodać tu jeszcze kilka tytułów, co jedynie potwierdza moje wcześniejsze słowa – mimo kilku mniejszych usterek, zbiór prezentuje się zadziwiająco równo.
Wiele morałów, wiele brutalnych prawd, wiele wspaniałych refleksji. Dużo ukrytych sensów, dużo zagadek i mądrych słów. A wszystko to oparte na pięknych, zwyczajnie niezwyczajnych historiach, które pobudzają wyobraźnię, wprawiają w smutek lub zamyślenie, z rzadka wywołują drobny uśmiech. Zniknięcie słonia choć w swej wymowie może nie wprawia w dobry nastrój, to jednak nie przytłacza, nie dusi, nie odpycha. Przeciwnie – kusi prawdą, mądrością, trafnością obserwacji i sądów. To naprawdę wyjątkowy zbiór – inteligentny i absorbujący, wspaniale napisany i ciekawy. Ambrozja dla duszy, uczta dla wyobraźni! Dla takich literackich przygód – co tu kryć – warto żyć!
Moja ocena: 9/10
Za książkę dziękuję wydawnictwu Muza.
Ojciec Murakamiego był buddyjskim duchownym, zaś matka córką handlowca z Osaki. Dorastał w Kobe. Ukończył Dramat Klasyczny na Wydziale Literatury Uniwersytetu Waseda w Tokio.W wieku 30 lat Murakami wydał swoją pierwszą powieść Hear the Wind Sing (1979). Po napisaniu wysłał ją na konkurs literacki, zajmując pierwsze miejsce i zdobywając nagrodę Gunzō.
Owa "jednostajność" prozy Murakamiego jest walorem, sprawia, że jest to twórczość charakterystyczna, specyficzna, taka "murakamiowa". Daje pewność, stabilność, jak wspomniałaś, a z drugiej strony zaskakuje nadal. Wyobrażnią przede wszystkim, i klimatem, Co ja zresztą będę mówić, albo się lubi światy kreowane przez japońskiego pisarza, albo nie. Należę do tych pierwszych i pewnie kiedyś dowiem się, gdzie zniknął ten słoń 😉
Zgadzam się całkowicie – również uważam ją za walor. Taki właśnie jest i taki powinien być Murakami oraz jego twórczość 🙂
W tej kwestii wypowiadać się nie mogę, bo twórczości autora nie znam.
Nie spieszno mi ją poznać bo… boję się, że nie zrozumiem intencji autora…
Skąd te obawy?
Tak miałam z "Gnojem" Kuczoka – książka do mnie nie dotarła tzn. rozumiałam sytuację dziecka i jego "beznadzieję", ale nie podobał mi się sposób przekazania. Nie dotarł też do mnie metaforyczny wymiar książki..
Innym przykładem jest "Kubuś Puchatek" – przecież wszyscy się nim zachwycają, a ja znam tysiąc lepszych tytułów dla dzieci.
Teraz czytam "Los utraconych" – dzieło noblisty. Może nie jest tak źle, może po prostu miałam zbyt wygórowane oczekiwania względem książki… No, ale jedno jest pewne – książka nie zainteresowała mnie tak , żebym nie mogła odkładać jej na bok z ogromnym żalem w sercu (jak to bywa w większości "zwykłych" książek).
Każda książka jest inna i każdy odbiór jest inny. Sądzę, że nie warto się nastawiać – ani na rewelację, ani na coś niezrozumiałego. Ja też wielu książek nie pojęłam, wielu zachwytów nie poparłam, ale jednak wciąż sięgam po tych, co do których mam mniejsze lub większe obawy. Ba! Nawet z Murakamim tak miałam – długo się wzbraniałam, długo z ciekawością krążyłam gdzieś wokół, ale dopiero przymus okazał się skuteczny. A potem przepadłam… 🙂 Dlatego warto mierzyć się z każdą literaturą.
PS. Też nie jestem fanką Puchatka 😉
Nie skreślam "wątpliwych" książek tak na pewno, po prostu się do nich nie palę 🙂
Bo jednak jakby na to nie patrzeć każda książka czegoś nas uczy lub wywołuje pewne emocje.
Kto by pomyślał, że i Ty się wzbraniałaś przed Murakamim 🙂 Pocieszające :)))
No nie wiem. Chyba podziękuję.
Ponieważ…?
Nie pałam do Murakamiego specjalnym zachwytem, ale kurczę, piszesz tak pięknie o tej książce, że bardzo bym chciała sprawdzić, czy i mnie przypadnie do gustu! Po "Norwegian Wood" jego powieści nie są na moje siły, ale ze zbiorem opowiadań chętnie się zmierzę!
Pozdrawiam serdecznie:)
'Norwegian Wood' to akurat bardzo specyficzne dzieło, spróbowałabym jeszcze innej powieści na Twoim miejscu 🙂
Wiem, wiem, mam w czym wybierać, choćby spośród Twoich recenzji:)
Często spotykam się z opinią, żeby na początku nie czytać "Norwegian Wood", ale nie bardzo rozumiem z jakiego powodu ta powieść jest odradzana? Czytałam ją jako właśnie jaką pierwszą książkę z dorobku Murakamiego i podobała mi się. Czytałam później "Przygodę z owcą" i nie wiem, może ze mną jest coś nie tak, ale tej inności i specyfiki "Norwegian Wood" nie odczułam.
To rzuca się w oczy przy większej liczbie książek – "Norwegian Wood" wyróżnia pewna 'normalność', której w pozostałych dziełach Murakamiego nie znajdziemy. Dlatego jeżeli ktoś zacznie od tej książki i potem nastawiał się będzie na podobne klimaty, będzie musiał przeżyć rozczarowanie, bo drugiej takiej nie spotka. Inne książki Japończyka mają wiele wspólnych cech, stąd m.in. te zarzuty o nudę i monotematyczność.
Do opowiadań w ogólności mam stosunek nieco ambiwalentny – bo choć lubię opowiadania moich ulubionych pisarzy tak jednak są to formy krótkie, a ja kicham na formy krótkie, bo za krótkie! 😀 Do tej pory zbiór opowiadań Murakakiego, który posiadam "Ślepa wierzba i śpiąca kobieta" jest przeze mnie podczytywana od czasu do czasu (może też dlatego, że powtarza się w nich np. fragment z "Na południe od granicy, na zachód od słońca" i ogólne poczucie, że już to czytałam) i raczej nieprędko dotrę do strony końcowej. Najtrudniej się czyta opowiadania autora, którego zna się wszystkie powieści, a wydawca na siłę wmawia czytelnikowi, że to nie było wcześniej publikowane… Dlatego nad kolejnym zbiorem mocno się waham.. Za to marzę o kolejnej jego powieści 🙂
literówka! miało być oczywiście Murakamiego 😉
Ja 'Ślepej wierzby' nie czytam właśnie dlatego, że składa się z fragmentów różnych powieści, których jeszcze nie czytałam. Ale 'Zniknięcie słonia' to coś zupełnie innego – zbiór naprawdę warty uwagi 🙂
To ze "Ślepej.." polecam Ci "Lustro", jest faktycznie czymś wcześniej nie publikowanym i naprawdę..dość niesamowitym 😉 banalna sytuacja, a oddana tak, że ciarki na plecach 😉
Wiesz, z racji mojego stałego uwielbienia dla Murakamiego pewnie i tak sięgnę po "Zniknięcie.." 😉
Dziękuję, zajrzę na pewno 🙂
Robisz niewątpliwego smaka swoją recenzją, bo książka czeka na swoją kolej do przeczytania 🙂
Książka już na półce czeka, kupiłam kilka dni po premierze. Muszę jeszcze tylko znaleźć odrobinę czasu na przeczytanie, bo jestem pewna, że mi się spodoba. 🙂
Jak dobrze wiesz, Murakamiego bardzo cenię. Co prawda spotkałam się z nim na razie cztery razy, ale przypadł mi do gustu bardzo. Ten tytuł kusi, chodzi za mną już od jakiegoś czasu. Mam nadzieję, że będzie mi dane po niego sięgnąć i przeczytać 😉 Na razie jedzie już do mnie "Norwegian Wood" (mam nadzieję, że nie pomyliłam tytułu ;), więc "Zniknięcie Słonia" troszkę na pewno poczeka.
A ja czytam, a raczej wchłaniam Murakamiego. Jego atmosfera jest niepowtarzalna. Skłania mnie ta książka do wielu refleksji i prowokuje do szukania klucza, do jego prozy, choć wydaje mi się, że taki nie istnieje, bo jak pisał Murakami w jednym ze swoich opowiadań (parafrazując) pisze się pod wpływem chwili:) Pozdrawiam serdecznie
Jeszcze nie miałam okazji czytać Murakamiego, ale mam taki plan. Raczej nie zacznę od opowiadań, wolę długie powieści. Korci mnie "Norwegian Wood" 🙂