Żelazny Książę. Opowieść z Żelaznych Mórz, Meljean Brook
Żelazny Książę. Opowieść z Żelaznych Mórz,
Meljean Brook
Oryginał: The Iron Duke
Wydawnictwo: Dwójka bez sternika
Rok wydania: 2012
Stron: 439
Gatunek: steampunk
Gdy Rhys Trahaearn, zwany Żelaznym Księciem, uwolnił Anglię od Ordy, został narodowym bohaterem. W wolnej ojczyźnie zbudował handlowe imperium oparte na legendzie swojego imienia i … strachu. Kiedy w pełen niebezpieczeństw świat Rhysa wkracza inspektor Mina Wentworth, która prowadzi śledztwo w sprawie ciała porzuconego na progu jego domu, Żelazny Książę postanawia, że Mina będzie jego kolejną zdobyczą.
Jednak Mina nie może ulec urokowi Rhysa. W jej żyłach płynie krew Ordy i mimo nanotechnologii ulepszającej jej ciało, żyjąc w nieprzyjaźnie nastawionym londyńskim społeczeństwie, ledwo wiąże koniec z końcem. Ten romans zrujnowałby jej karierę i rodzinę, ale prowadząc śledztwo, nie może Żelaznego Księcia unikać – a jego upór w dążeniu do celu sprawia, że trudno mu się oprzeć.
Źródło: merlin.pl
Kontakt z książką Meljean Brook pozwolił mi odkryć w sobie spore pokłady zainteresowania tego rodzaju klimatami fantastyki naukowej. Tło opowieści jest szalenie ciekawe – zarówno jeżeli chodzi o czas, jak i miejsce akcji – o dany moment historyczny, o życie społeczne, o technologie, wplecione w historię. Z niemałą ciekawością chłonęłam każdy element tej zajmującej układanki.
Niestety, sama fabuła wzbudza już mniejsze zainteresowanie. Składa się na to przede wszystkim:
- nadmiar skomplikowanych powiązań i splątań – nagły wysyp nazwisk, nazw miejsc, urwanych wspomnień, które trudno ze sobą spleść w logiczną całość i które niełatwo przyswoić;
- mnogość miłosnych wynurzeń i scen erotycznych, które raczej nie powinny stanowić głównego elementu historii;
- zbędne rozwlekanie akcji, będące następstwem punktu poprzedniego – miłosne perypetie bohaterów tak długo figurują na pierwszym planie, że kwestia zapowiadanych zbrodni i kryminalnych zagadek właściwie odchodzi w zapomnienie;
- szereg mało zaskakujących rozwiązań, słabe rozwiązanie najważniejszych wątków, przewidywalność.
Nie czyta się tej powieści łatwo. Choć opisy są niezwykle plastyczne, dialogi dynamiczne, a język autorki naprawdę przystępny – zebrane w całość niedociągnięcia składają się na dosyć nużącą całość. Ratują ją jedynie wspomniane wcześniej tło historyczno-obyczajowe, jak również doskonałe portrety bohaterów – zwłaszcza postaci głównej – inspektor Miny.
W Żelaznym Księciu odnajdą się wszyscy fascynaci epoki wiktoriańskiej, sci-fi, charakternych kobiet i dominujących mężczyzn oraz interesujących odkryć naukowych. Z jednej strony jest tu wszystkiego zbyt wiele, z drugiej muszę przyznać, że ta historia wciąż we mnie siedzi i dosyć mocno naznaczyła swoją obecność w mojej wyobraźni. Daje do myślenia, wywołując przy tym wiele emocji. Z pewnością będę wypatrywać kolejnych powieści Meljean Brook – naprawdę warto przyjrzeć się jej twórczości.
Moja ocena: 6,5/10
Za książkę dziękuję wydawnictwu Dwójka bez sternika.
Mam bardzo podobne odczucia. Uwielbiam takie alternatywne losy świata – szczególnie w klimacie Steampunk. Dla mnie wątek "bliższych" relacji inspektor i księcia stał się z czasem zbyt dominujący na tle całej powieści. Lubię wizje bardziej romantyczne (takie też kojarzą mi się z wiktoriańskim okresem nawet tym alternatywnym). Brakowało mi tutaj tej delikatności.
Każdy tom tej serii to ten sam świat, ale inni bohaterowie. Dalsze losy Miny są dostępnie w formie krótkiego opowiadania (część pomiędzy tom 1 i 2)
Steampunk? Człowiek uczy się całe życie 😉 Aż muszę sprawdzić dokładniej co kryje się za tym terminem. Podziwiam, że dotrwałaś do końca. Ja po ostatnim tego typu szaleństwie, czyli doczytaniu do końca mimo wielu wewnętrznych oporów, obiecałam sobie że nigdy więcej 🙂
Dla mnie też to zupełnie nowy klimat, ale przygodę z nim postaram się zacząć od nieco wyżej ocenianej pozycji by się nie zniechęcić. Z drugiej strony jednak jest w niej coś interesującego, więc stanowczego nie też jej nie powiem.
Dla mnie nie jest to klimat nowy (Lewiatan, Kościotrzep, ksiązki Hoddera o Burtonie i Swinburnie) , czaiłam się na tę książkę ale po Twojej opinii widzę, że chyba raczej jej nie kupię, a poczekam, może w bibliotece się pojawi. Nie lubię, gdy w książce fantastycznej jest zbyt rozbudowany wątek miłosny.
Ja już coś czytałam z tego gatunku, ale nadal podchodzę do niego sceptycznie. Dość mnie męczą bowiem te wszystkie wymysły technologiczne (jeżeli są w zbyt skomplikowany sposób opisane) i póki co chyba tylko 1 tytuł steampunkowy miał interesująca fabułę- "Dziwna sprawa Skaczącego Jacka" (którą oczywiście polecam).
Odnosząc się jednak do Twojej opinii i książki p. Brook, to powiem, że nawet przez chwilę na nią patrzyłam w Empiku ale dzięki Bogu na tym poprzestałam, bo skoro Ty się z nią męczyłaś to pewnie ja po kilku stronach bym ją najprawdopodobniej odłożyła w kąt ;P Nie znoszę zbyt dużej ilości nazw i nazwisk, przesytu erotycznego i przewidywalności (no chyba że czytam Harlequina- ale wtedy jestem na te elementy nastawiona) 😉
Skoro mówisz, że męczyłaś się z tą książką, to raczej ją sobie daruję. Ja już tak jakoś mam, że jak zacznę czytać, to nawet jeżeli lektura mi się nie podoba, to staram się wytrwać do końca, wciąż licząc, że wydarzy się coś, co zmieni moje nastawienie. (Wyjątkiem są tylko lektury szkolne ;P) Niestety, zazwyczaj niczego takiego nie znajduję, i przeżywam rozczarowanie. Pozdrawiam 😉