Bóg, kasa i rock’n’roll, Szymon Hołownia, Marcin Prokop
Wydawać by się mogło, że tak skrajne przeciwieństwa nigdy nie będą umiały żyć ze sobą w zgodzie. Że woda stłamsi ogień. Ale nie. Męska przyjaźń zawsze mnie fascynowała i była kontrastem dla tzw. „kobiecej przyjaźni” (w której istnienie nie potrafię uwierzyć) – mężczyźni, jako istoty proste, nie komplikują sobie życia tak jak kobiety, nie karmią się zazdrością i preferują zdrową rywalizację. I zdrową dyskusję. Dlatego nie ma tu pyskówki, „czczej nawalanki” (określenie użyte przez Szymona Hołownię) czy rzucania haseł w stylu: „moja racja jest najmojsza i już”. Dobrze jest przeczytać dyskusję, która potrafi być i kulturalna, i ognista. I fascynująca, rzecz jasna.
Zderzenie się dwóch odmiennych światopoglądów, reprezentowanych przez zagorzałego katolika i zadeklarowanego agnostyka (który odkrywa w sobie coś z buddysty) prowadzić musi do bardzo ciekawych wniosków i niezwykle inspirujących refleksji. Kiedy Hołownia dyskutuje z Prokopem, ja po cichu włączam się do dyskusji i opowiadam za którąś ze stron, nierzadko wciskając tu i tam własne argumenty. Nie będzie dla Was jednak zaskoczeniem (skoro o swym agnostycyzmie wspominałam nie raz i nie dwa), kiedy powiem, że mogłabym podpisać się pod niemal wszystkim, co pada z ust pana Marcina. Mamy bowiem zbieżne poglądy na świat, na życie, na religię. Nawet na muzykę!
Z twórczości Szymona Hołowni znam jedynie tytuły i recenzje jego książek oraz garść felietonów z „Newsweeka”. Marcina Prokopa z kolei czytywałam w „Glamour” i „Wproście”. Bóg, kasa i rock’n’roll jest więc właściwie pierwszym dłuższym tekstem obu panów, z jakim miałam styczność. Czyta się ich dobrze, choć wcale nie lekko. Tę książkę należy sobie dawkować – nie można połknąć na raz ponad trzystu stron wywodów, zahaczających o tyle poważnych tematów, bowiem nad każdym z nich wypada się pochylić i dać sobie czas na refleksję. Gdyby Marcin Prokop z Szymonem Hołownią chcieli sobie tylko pogadać, robili by to dalej w zaciszu swoich domów. Tymczasem dali Polakom książkę, która nie dość, że ciekawie przedstawia naszą rzeczywistość, to jeszcze pokazuje, jak wysoki poziom może prezentować dysputa dwu silnych charakterów, osobowości mocno osadzonych w konkretnych światopoglądach. Autorzy nie narzucają czytelnikowi swoich racji – raczej skłaniają do stawiania pytań i snucia refleksji, prowokują do własnych dyskusji. Ja dałam się wciągnąć w ich dialog, a co z Wami?
Moja ocena: brak
Pomimo, iż nie wybrałam jej jako ewentualnej nagrody w konkursie uważam, że to pozycja naprawdę godna uwagi. Męska przyjaźń jest czymś pięknym. Już nawet, gdy kobieta wdaje się w taką relację z mężczyzną (to jest możliwe!) zupełnie inaczej to wygląda niż między dwiema kobietami…
Dwojra,
zgadzam się. Mężczyźni chyba są jacyś bardziej przystosowani do przyjaźnienia się z innymi 🙂
Muszę zainwestować w tę książkę.
A przyjaźń dwóch mężczyzn… Naprawdę zupełnie inna:)
Przyznam Ci wiele racji z tą kobiecą przyjaźnią. Swego czasu miałam 4 przyjaciółki, z czego dwie najbliższe. I te, które były w moim wieku straciłam na dobre. Pozostała mi jedna z najbliższych. Pewnie zdecydowały o tym dwa czynniki: mieszkamy na dwóch krańcach Polski i rzadko się widujemy "face-to-face", więc nie mamy czasu na fochy i kłótnie, a drugi: jest ode mnie trzy lata młodsza 😉 Dzięki temu unikamy zbytniej zazdrości.
Ja już chyba jestem bardziej skłonna uwierzyć w przyjaźń damsko-męską, niż damsko-damską. Sama z resztą mam uroczego przyjaciela z którym chodzę do sklepów na wyprzedaże.
A książka wydaje się ciekawa, dotychczas przyciągała mnie samym tytułem (och, ten rock'n'roll!), a teraz po Twojej recenzji, również zawartością.
Książkę zamierzałam kupić na Boże Narodzenie rodzicom, ale miałam pewne wątpliwości, czy będzie to dobry wybór. Po twojej recenzji jestem pewna, że tak ;D
Karolka,
polecam!
Nyx,
coś w tym jest – najbliższa mi osoba również mieszka daleko ode mnie i chyba to sprawia, że tak dobrze się dogadujemy 🙂
Ta ksiązka czeka na mnie na półce i bardzo chcę ją przeczytać z tego powodu, ponieważ Hołownia i Prokop są przyjaciółmi. Katolik i agnostyk. To się rzadko zdarza. Dlatego, z chęcią przeczytam dyskusję, a nie obrzucanie się wyzwiskami, jak to między tymi dwoma grupami bywa.
Nie ejste do końca przekonana do Hołowni, wydaje mi się takim "popkatolikiem", czyli stara się sprawić, żeby kościół katolicki był fajny. Dotąd wydawało mi się, że jest to facet z rodzaju tych, który uważa, że tylko on ma rację, to jego wiara jest jedyna i dobra, a cała reszta, która się myśli inaczej na pewno się myli i pójdzie prosto do piekła. Jednak, skoro ma przyjaciela agnostyka, to może ma więcej oleju w głowie 😉
Z chęcią przeczytam 🙂
Właśnie kończę czytać i nie powiem, żeby to była lekka i przyjemna lektura. Na początku oczekiwałam czegoś innego, chyba liczyłam na więcej zabawy po tym duecie. Ciężko mi przebrnąć przez te wszystkie religijne dywagacje, których jest najwięcej, ale czytam i mimo wszystko uczę się czegoś nowego. Zobaczymy, jak dobrnę do końca 😉
przyjemnostki,
dla mnie Hołownia jest jednym z ludzi, którzy wszystko potrafią wyjaśnić religią. Nie do końca mi się to podoba, bo raczej niczym się w swych poglądach nie wyróżnia. Mamy w Polsce mnóstwo zagorzałych katolików o identycznej postawie…
Oooo, fajnie, że napisałaś o tej książce, bo jestem jej bardzo ciekawa i zaostrzyłaś mi teraz na nią apetyt 🙂
Ja również wciągnęłam się w ich dialog. Czułam się zaszczycona, że mogłam "wziąć udział" w tak kulturalnej dyskusji. I w przeciwieństwie do Ciebie, ja mogłabym się utożsamiać z argumentami Hołowni (podziwiam go, że na każdy atak potrafi tak trafnie i precyzyjnie odpowiedzieć)… Więc widzę, że mogłybyśmy przeprowadzić podobną konwersację, co powyżsi panowie ;-).