KKD #7: Czytelnictwo wokół nas
#7: Czytelnictwo wokół nas
Niejednokrotnie zdarzało nam się wymieniać anegdotami z życia czytelniczego naszego otoczenia. Ktoś wspominał koleżanki dziwiące się, że można czytać, ktoś rodzinę nastawioną anty-książkowo, a ja studentów polonistyki żywiących do czytania poważną awersję. Jednych takie wieści szokują, innych bawią i bulwersują, a jeszcze innych wcale nie dziwią. W końcu statystyki odnoszące się do poziomu czytelnictwa w naszym kraju są jasne – Polacy czytają niewiele albo wcale. I choć mnie nikt nigdy do grupy badawczej nie wciągnął i generalnie średnio w takie rankingi wierzę, to jednak „coś jest na rzeczy”. Dlaczego? Dlatego, że niewielu mam znajomych, z którymi o książkach można pomówić. A już z grona przyszłych magistrów polonistyki mogłabym takowych na palcach jednej ręki policzyć…
Ciekawi mnie, jak wygląda czytelnictwo wokół Was – w domu, w pracy, w szkole, na ulicy. Czy też musicie znosić kpiące uśmieszki i niemiłe uwagi na temat marnowania czasu nad książką? Czy też macie problem z wyjaśnieniem ludziom, że nie czytacie z nudów, a dla przyjemności? Czy też musicie łapać się za głowę, kiedy ktoś przygniata Was lawiną pytań w stylu: „a po co czytać?”, „a czy nie szkoda na to czasu?”, „a co się z tego ma?”, „a nie lepiej na miasto wyjść?”?
A może jest wręcz na odwrót? Wasi przyjaciele i rodzina, sąsiedzi i współpasażerowie z autobusu czytują i o książkach dyskutować lubią? Macie wokół siebie ludzi, którzy pasjonują się literaturą? Z którymi można wymienić się lekturą?
Bo ja – mówiąc szczerze – niezwykle cenię tych kilku znajomych, którzy wiedzą, że książka to nie tylko materiał na podpałkę. Choć nie lubię rozstawać się z moimi zbiorami, dla nich robię wyjątek i swoje książki chętnie wypożyczam. Bo możliwość wymiany opinii z oczytanymi ludźmi daje mi radość ogromną. Dlatego tak bardzo lubię nasz blogowy świat – tutaj pole do dyskusji jest ogromne. Tutaj zawsze znajdą się i przeciwnicy, i zwolennicy danego tytułu. Tutaj zawsze się „coś” dzieje… Między innymi dlatego otwarłam Kreatywny Klub Dyskusyjny – żeby było jeszcze ciekawiej!
Czekam więc na Wasze przemyślenia – opowiedzcie o tym czy i ile czyta się wokół Was. O tym, jak reaguje się na literaturę. O tym, jak postrzega się miłośników czytania. O tym, czy w Waszym otoczeniu taki problem w ogóle istnieje…
Życzę udanej dyskusji!
Ja mam wrażenie, że w mojej rodzinie jestem jedyną osobą, która czyta książki(wśród dorosłych). Często spotykam się z pytaniami, czy nie lepiej kupić nowy ciuch, a nie kolejną książkę. Nie tłumaczę, bo ileż można? Najbardziej martwi mnie niezrozumienie mojego męża, który nie może pojąć, dlaczego wolę poczytać, niż obejrzeć film w tv. Właśnie dzięki książkom odzwyczaiłam się od oglądania telewizji. Na szczęście mam obok siebie osobę(osóbkę dziesięcioletnią), z którą sobie mogę pogadać o książkach. Moja córka, bo o niej mowa, rośnie na rasowego mola książowego:) O znajomych, koleżankach, nawet nie chce mi się wspominać. Wiecie jakie zdanie najczęściej słyszę, kiedy zobaczą moje zbiory? 'Boże, oszalałaś z tymi książkami', albo, 'Po co ci to czytanie?'. No i tyle w kwesti czytania przez moich znajomych;)
Do dzisiaj z łezką w oku wspominam stażystę, który pracował w bibliotece w dziale dla dzieci i młodzieży. Nie było tygodnia w którym nie rzuciłby swojego hasełka: "Jak ludzie mogą czytać książki?"
W moim otoczeniu, to chyba głównie ja ciągle coś czytam. Mój brat wpaja swoim dzieciakom kult książki, czytając im "Mikołajka" czy "Hobbita". Moja siostra nie ma z kolei na to czasu, bo praca pożera jej energię, a dzieci same się nie chowają. Jednak nie wyobraża sobie domu bez książek.
Przyznam się, że poza kuriozum z pierwszego akapitu, nie znam w otoczeniu osób z politowaniem patrzących na moli książkowych. Zauważam zatopionych w lekturze w autobusach, a nawet kolejkach. To co widzę, kłóci się z alarmującym stanem czytelnictwa.
Jednak trzeba wziąć pod uwagę, że jest nas jakieś 40(?) mln, czasem nie mamy siły na lekturę i padamy na pysk. Ludzie też mają prawo nie lubić czytać (jak moja koleżanka, po prostu to jej nie kręci). Sama przyznaję, że irytują mnie kampanie w stylu "wyłącz tv, otwórz książkę". A samych książek w mediach jak na lekarstwo. Gdyby nie internet nie wiedziałabym co warto czytać, co jest teraz na językach. Inaczej przechodziłabym obok okładek nie wiedząc czy to coś potencjalnie dla mnie.
Nie dostrzegam u siebie takiego problemu. U mnie na polonistyce nie było takich ludzi, którzy nie lubią czytać. W rodzinie czytanie i dyskutowanie o książkach (zacięcie!) jest czymś normalnym. W szkole do której teraz chodzę też znalazłam kilka osób namiętnie czytających. A ci, którzy patrzą na Oleńkę z książką na przystanku, w autobusie, kawiarni, poczekalni jak na UFO… – cóż: mają prawo. W końcu ja też mam zwyczaj się dziwić, jak można chodzić po pubach zamiast siąść na tyłku i czytać. Jak można oglądać telewizję, uprawiać sport – zamiast czytać. I wiecie co – niech sobie uprawiają, oglądają, chodzą. Dajmy im spokój. Nie wszyscy muszą akurat czytać, tak jak nie wszyscy muszą chodzić na siłownię dwa razy w tygodniu. To takie głupie – te statystyki. Równie dobrze można by zrobić statystykę na temat chodzenia na siłownię właśnie. A kto powiedział, że zdrowie mniej ważne od wyobraźni…? Hę? Głupie te statystyki, oj głupie. Ale to taka dygresja tylko.
Pozdrawiam.
Zgadzam się z Agna, gdyby nie internet, również nie wiedziałabym co jest na rzeczy, którą książkę warto przeczytać, a która raczej nie ma szansy stać się moją ulubioną. Duże znaczenie w wyborze lektur mają właśnie blogi książkowe i portale typu LC.
Moja siostra, jeśli wcisnę jej książkę, według mnie naprawdę wartą przeczytania, czyta kilka pierwszych stron, później kilka ostatnich, bo czytanie ją nudzi. Cóż, ma prawo tak myśleć. A ja nie mam prawa jej na siłę uszczęśliwiać;) Nie wszystko jest dla wszystkich.
W mojej wsi czyta bardzo mało osób spośród tych, których znam. W bibliotece zauważam albo babcie na emeryturze pochłaniające wszystkie dostępne romanse, albo dzieci przychodzące po szkolne lektury. Osoby w moim wieku wolą piwo, fajki, imprezy. Nie oceniam ich, to ich wybór. Za to oni oceniają mnie, czytanie nie jest mile widziane, bo to jakby snobizm, kujoństwo. Ci, którzy chcą mieć znajomych wśród rówieśników wolą zachowywać się tak jak oni, a z książką nie pokazywać się publicznie. Niestety tak jest. Dlatego kilka lat temu, mój obecny chłopak zawojował moje serce m.in. tym, że nie wstydził się przyznać, że jak ma 18 lat to czyta książki, a nie jak koledzy wyczekuje do kolejnej imprezy. Był właściwie pierwszą osobą w mojej okolicy, z którą naprawdę mogłam o książkach porozmawiać. Bardzo to sobie cenie do dzisiaj, a on wciąż zachwyca mnie tym, że mimo dorastania czyta, i to naprawdę dużo.
Inaczej oczywiście jest w Lublinie, tu jest więcej ludzi, łatwiej kogoś zobaczyć z książką, czy to w komunikacji miejskiej czy w przerwach między wykładami. A nawet na wykładach 😉 Mimo kierunku (informacja naukowa i bibliotekoznawstwo)wiele osób u mnie nie afiszuje się z czytaniem książek, mało z kim właściwie mogę o nich porozmawiać. Ludzie odkąd wiedzą, że prowadzę bloga, traktują mnie raczej jako szansę na przeczytanie jakiejś nowości niż osobę, z którą można o nich porozmawiać. A szkoda. Bo ja jestem niezwykle chętna do takich rozmów, a niestety nie bardzo mam z kim je prowadzić. Są oczywiście w moim otoczeniu osoby czytające, ale rozmowa o książce to już chyba dla nich za dużo. Najbardziej przeraża mnie to, że studiują ze mną taki kierunek, a żadne z nich nigdy nie chciało pójść na spotkanie autorskie czy pojechać na targi książki. W takich inicjatywach jestem najczęściej osamotniona, a jak wiadomo, żadne wyjścia i podróże w samotności nie cieszą tak bardzo, jak te odbyte z osobami o podobnych zainteresowaniach.
Jeśli chodzi o rodzinę to właściwie nikt u mnie nie czyta, siostra tylko sagi i romanse. Ale traktują moje zainteresowania z uśmiechem raczej, na prezenty książkowe czy zakładkowe także mogę liczyć. Odczuwam, że mają do czytania, jako zainteresowania jakiś szacunek. Często spotykam się także z określeniem, że "pożeram książki" 😉
PS. Ostatnio będąc kilka dni w Warszawie i dużo podróżując po niej komunikacją miejską zauważyłam, że większość pasażerów ma coś do czytania. I w większości są to książki, a do tego sporo nowości. No i nie przeszkadza im czy siedzą czy stoją 😉 Cudowny widok.
W liceum byłam takim odludkiem i nie miałam z kim gadać, ale jak poszłam na studia, zmieniłam miasto, zaczęłam chodzić na spotkania literackie i tam poznałam ludzi, którzy też maja książkowego zakrętasa. Jakoś tak wsiąknęłam w to literackie środowisko, ale pracę mam zupełnie niezwiązaną z polonistyką i tu już jest inne środowisko. Ekipa w pracy ma mnie właśnie za taką postrzeloną literatkę (nie idzie im przetłumaczyć, że nic nie piszę), która obraca się w kręgach artystycznych. Ale ostatnio się ucieszyłam, bo dziewczyny zaczęły mnie nagabywać bym im jakieś książki pożyczyła. A ja uwielbiam dzielić się swoimi zbiorami, byle tylko ludzie czytali. Więc pożyczam. Mam osoby w pracy, które z chęcią biorą ode mnie Stasiuka, ale mam też takie, które lubią babskie czytadła. Ale hiciorem, który wszyscy przeczytali (łącznie z moim 67-letnim szefem) były "Szelmostwa niegrzecznej dziewczynki" A co, trza szerzyć dobry gust w narodzie.
A jesli chodzi o rankingi…można je sobie o kant d… rozbić, za przeproszeniem. Ludzie czytają i to widać w parkach, w autobusach, pustych półkach w bibliotekach. Czyta się czyta i dobrze 🙂
Cóż jestem z takiej rodziny w której wszyscy piszą i dopiero jak miałam kilka lat to zorientowałam sie że w mieszkaniach nie jest normą że w każdym pokoju są regały zastanwione książkami w tym w kuchni czy w przedpokoju. Wśród moich znajomych obserwuje niebezpieczny trend – oprócz tych którzy podobnie jak ja czytają bo lubią i czytają co lubią jest jeszcze spora grupa która czyta wyłącznie książki wartościowe, naukowe i takie którymi można się pochwalić w dyskusji – muszę powiedzieć że mnie to trochę przeraża. Natomiast muszę powiedzieć że widzę w Warszawie co raz więcej ludzi z ksiązką w tramwajach a w metrze to już praktycznie wszycy czytają. Niestety jedyne z czego muszę się dość powszechnie tłumaczyć to zamiłowanie do poezji.
Hej!
Czytanie ksiazek. Czytanie literatury pieknej dla przyjemnosci. Czytanie tez innych ksiazek z racji zawodu, celem rozwoju wlasnech umiejetnosci, w celach uczenia sie czegos nowego np w rozwijaniu sie poprzez jakies hobby itd itp. Ciekawy temat: dlaczego czytam? Pytanie takie daje rowniez odpowiedz na ewentualny stosunek otoczenia do naszego czytania. Zwykle w srodowisku grupy zainteresowanej podobnym powodem czytania znajda sie ludzie o podobnym stosunku do ksiazki. Wtedy moga sie toczyc ciekawe dyskusje na temat przeczytanej lektury, wymiana wiedzy o tytulach i autorach. Kwestia srodowiska i 'otwartosci na otwartosc'. Tak samo powinno byc w srodowiskach, gdzie uczymy sie (szkoly, uczelnie, kursy) choc tutaj wszystko zalezy od indywidualnego podejscia do zdobywanej wiedzy. Wazne wiec co ludzi laczy. Widac to na forach tematycznych wspolczesnie, wczesniej roznego rodzaju zwiazki stowarzyszajace.
Wazne sa tez uwarunkowania kulturalne z mozliwoscia szybkiego, latwego w miare pozyskania odpowiedniej ksiazki (biblioteki, ceny ksiazek, czasopism, katalogi, odpowiednia reklama nowosci, nosniki) i stosunek do ludzi posiadajacych 'jakas' wiedze, wyksztalcenie instytucjonalne. Mnie sie przytrafilo zyc w spoleczenstwie indywidualistow, milczacym, ceniacym wiedze. Haslem wiodacym jest: 'wiedza to potega'. Tak wiec ped do zdobywania wiedzy to nie tylko potrzeba ale i koniecznosc aby zawodowo przetrwac na bardzo konkurencyjnych miejscach pracy. Ludzie czytaja wiec duzo ale nie rozmawiaja o tym lecz wykorzystuja swoja wiedze 'ksiazkowa' sprzedajac ja za pensje, stypendia. Wlasciwie to czytelnictwo jest sprawa tylko i wylacznie czytelnika. Czyta sie dla siebie. Przeczytane lektury uwidaczniaja sie dazeniami czlowieka do czegos ale nie sa powodem do dyskusji nad ich trescia (oprocz szkoly, gdzie sa testy sprawdzajace tez czesto tematyczne lub problemowe), ksztaltuja swiatopoglad czytajacego, sa jego swiadomoscia szeroko pojeta. W spoleczenstwie tym czyta sie duzo, kazdy to wie z zalozenia, wiec nawet nie dopuszcza sie mysli o tym, ze ktos moze nie czytac ksiazek. Kwestia wiec jakiej jakosci: co czlowiek czyta? Szkoly przygotowywuja doskonale przyszlych doroslych czytelnikow nie tylko wyposazajac ich w umiejetnosc czytania ale podejscia do tego procesu w sposob praktyczny poprzez krytyczne spojrzenie na tekst i potrzebe konkretnego rozwiazywania problemu. Wyjsciem jest wlasnie temat-problem i to on decyduje o liczbie i jakosci potrzebnego tekstu. Takie postawienie zagadnienia ukierunkowywuje zarowno samego czytelnika jak i otoczenie do sprawy czytelnictwa.
Literatura piekna, poezja – ta z kolei jest traktowana jako hobby: czytelnictwa, relaksu, milego spedzenia wolnego czasu na rowni z innym jak sport, sztuka, innego rodzaju tworczosc, ekologiczny sposob zycia, zycie towarzyskie czy stosunek do uzywek typu alkohol i inne. Dlatego wybor gatunku literatury pieknej jest bardzo dowolny, wlasciwie nie ma tu wcale presji otoczenia. Jest dowolnosc, jest gust i dowolny smak a o tym raczej sie nie dyskutuje publicznie, nie sadzi i nie ocenia. Nie ma tez potrzeby dzielenia sie na sile z kims innym. Jest to sprawa bardzo indywidualne.
Ja korzystam z wszelkich zrodel informujacych o ksiazkach , ktore mi sa dostepne, czytam to co mi w danym momencie jest potrzebne, w zaleznosci od wygospodarowanego na to czasu i nie interesuje mnie to ani troche, co ktos inny o tym mysli i jak ocenia moje upodobania czytelnicze. Nie mam potrzeby tez dzielenia sie z innymi moimi gustami. Czytam dla sibie.
Czy propaguje czytelnictwo wsrod innych? Owszem pomagam wskazac droge do lektury ale wybor ostateczny pozostawiam ewentualnemu czytelnikowi.
Reklama ksiazki? Owszem powinna byc bardzo szeroka i zawodowo przeprowadzona. Amatorzy (blogerzy) w tym wszystkim to tylko jedno z hobby.
Przepraszam za odmienne spojrzenie na czytelnicwo.
Pozdrawiam jesiennie – Echo
W moim domu czytają praktycznie wszyscy. Moja mama uwielbia książki i chociaż ma na nie naprawdę mało czasu to jednak stara się zawsze jakiś wygospodarować (teraz np. powróciła do powieści Kosińskiego po lekturze "Good night Dżerzi".
Mój dziadzio lubi przede wszystkim książki sensacyjne, kryminały oraz historyczne. Niejednokrotnie jestem dla mojego dziadzia "prywatną bibliotekarką" i polecam oraz pożyczam mu literaturę różnego typu. Dalsza rodzina też czyta, chociaż lubuje się raczej w książkach historycznych, czy tych dotyczących sztuki, których ja czytałam niewiele.
Mój narzeczony w trakcie normalnego roboczego tygodnia nie znajduje czasu na książki. Zwykle zmęczony zasypia po przeczytaniu dłuższego artykułu, ale na urlopie, czy w czasie wolnym jak najbardziej preferuje czytanie – na kocyku na plaży, pod parasolem w ogrodzie, czy choćby w pociągu lub samolocie. Na naszym dopiero co zakończonym urlopie nad polskim morzem przeczytał prawie trzy książki, z czego jedną w ciągu zaledwie jednego dnia, co było niewątpliwym rekordem. Zwłaszcza, że ja przeczytałam w całości tylko jedną lekturę, chociaż zaczęłam i nie dokończyłam dwóch następnych 😉
Wśród mych znajomych mam osoby zarówno dużo czytające, uwielbiające czytać, jak i zupełnych ignorantów książkowych. Cieszy mnie, że wciąż poznaję osoby podzielające mą pasję, co oznacza, że wcale nas nie jest tak mało 🙂
Zarówno na moich studiach, jak i w liceum trafiały się osoby czytające dużo i często, chociaż były też osobniki bardzo denerwujące – udające, że czytają jedynie literaturę wyższych lotów i gardzące niektórymi lekturami (zresztą już kiedyś o nich wspomniałam).
Jeśli chodzi o moje otoczenie, o sąsiadów, czy mieszkańców mojej dzielnicy, mojego miasta to wydaje mi się, że są oni podzieleni. W moim sąsiedztwie mieszka dużo starszych osób, oni w większości czytają i okupują osiedlowe biblioteki, podobnie jest z niepracującymi kobietami, wychowującymi dziećmi, czy z młodszym pokoleniem prowadzonym do biblioteki za rękę przez mamę, czy babcię. Gorzej natomiast sprawa ma się z młodzieżą, z ludźmi w moim wieku. Albo są to studenci kierunków technicznych lub jakiś niszowych, którzy świata nie widzą poza imprezami, względnie podręcznikami/komputerami. Albo studenci (zwykle studentki) kierunków humanistycznych podbierające mi z biblioteki najlepsze kąski 🙂
Patrząc bardziej globalnie na sytuację czytelniczą, to myślę, że mieszkańcy Krakowa jeśli chodzi o regularne spotkania z książką wiodą raczej prym w Polsce (podobnie jak Poznaniacy, Warszawiacy, Wrocławianie, Gdańszczanie i mieszkańcy innych dużych miast), gdyż jako miasto uniwersyteckie, a także miasto zasiedlone w dużej mierze przez inteligencję oraz ludzi z wyższym wykształceniem nie może narzekać na statystyki czytelnicze. Wskazują na to może nie osiedlowe biblioteki (chwała im za to, że jest ich tak dużo, a niewiele osób wie o ich istnieniu), ale choćby Wojewódzka Biblioteka Publiczna, Jagiellonka, czy liczne księgarnie. Często w tych placówkach nie możemy znaleźć tego na czym nam zależy – bo dana książka jest wypożyczona, a zapisy na nią obejmują najbliższe pół roku, albo nakład danej lektury już w dniu premiery się wyczerpał 🙂
Reasumując bardzo pozytywnie odbieram fakt, iż wokół mnie czytelnictwo rozwija się w tak piękny sposób 🙂 Chociaż muszę przyznać, że anegdoty o nieczytających studentach (przede wszystkim polonistyki) są w Krakowie też powszechne, co więcej, zwykle okazują się prawdą…
Mam pecha bo nikt z mojego towarzystw nie czyta i zazwyczaj uchodzę za dziwoląga spędzającego czas z książką. Bardzo żałuję, że nie mam z kip pogadać o literaturze, na szczęście wpadający sezonowo do mnie brat ratuje sytuację, od wieków czyta i mimo podwójnych bryli nadal ma z tego frajdę, ale książek mu nie pożyczam bo smaruje brudnymi paluchami moje ukochane strony :/, reszta świata nie domaga się moich lektur, bo i po co? skoro jest TV…
Ja nie znam nikogo z kim mógłbym porozmawiać o książkach (wyjątkiem jest żona), a przede wszystkim o literaturze (to jednak jest różnica). Statystyki odnośnie czytelnictwa są prawdziwe i nie ma się co łudzić, że jest inaczej. W świadomości społecznej Polaków, czytanie to babskie zajęcie. Rolą mężczyzny jest zarabianie pieniędzy, a na czytanie książek marnuje czas, który mógłby przeznaczyć na produkcje kokosów.
Ja zawsze jestem w szoku jak ktoś opowiada, że jego przyjaciele czy rodzina krytykują fakt, że czyta. Wychowałam się w domu, w ktorym czytalo sie duzo, roznego rodzaju literaturę- każdy kochał czytać i zarażono mnie miłością do tego od małego. Moi przyjaciele i bliżsi znajomi również czytają dużo,a nawet jeśli nie bardzo dużo to na pewno nie wcale i nigdy nie krytykują tego, że ktoś czyta sporo. W klasie w LO czy teraz na studiach również nie spotkalam sie z takim zachowaniem. Gdy czytam książka np. na wykładzie to prędzej ktoś zapyta się o tytul i wrazenia niż powie, że marnuje czas.
Moja mama czasami pomarudzi na to, jakie ksiazki czytam albo ze moglabym wyjsc w tak ladna pogode a nie siedziec z ksiazka w pokoju. Ale nigdy nie jest to zlosliwe, takie rodzicielskie gadanie ;). Ona chociaz wiekszosc czasu spedza w szpitalu na dyzurach to zawsze jest w trakcie czytania jakiejs ksiazki, nawet jesli czyta ja miesiac to zawsze cos czyta.
Dlatego trudno mi sobie wyobrazic sytuacje gdzie nie mialabym z kim pogadac o ksiazkach albo dobrym wyjsciem na prezent nie byloby cos do poczytania :).
Z krytyką się nigdy nie spotkałam. Czytający – mąż, przyjaciółka, z grona najbliższych koleżanek 4, o dziwo mój teść ostatnio zachwyca się Cejrowskim (o dziwo – bo w młodości czytał dużo, potem obowiązki…), moja mama czasem coś czyta, ale mało z powodu złego wzroku, ale odkąd pamiętam – czytała. Moja wicedyrektorka czyta (ciągle pożycza ode mnie). Natomiast znam też polonistkę, która nie czyta "bo nie mam czasu", co dla mnie jest wyłącznie wymówką. Ma odchowane, nastoletnie, świetne i GRZECZNE dzieci, do pracy 3 minuty, no to umówmy się… Bibliotekarkę nie czytającą też znam. Ogólnie, szczerze mówiąc, wielu nauczycieli NIE czytających znam (przykre bardzo). I dziwi mnie to, bo przecież na studiach pedagogicznych siłą rzeczy czyta się ogrom.
Ale cieszę się, że mam komu kupować książki na prezent 🙂
Tak się zastanawiam, czy lubię rozmawiać o literaturze… Nie, nie brakuje mi tego, taką potrzebę zdecydowanie zaspokajają Wasze blogi i taka okazja jak ta, z mężem lubię sobie pogadać o tym, co ciekawego czytaliśmy kiedyś, z koleżanką jedną podrzucamy sobie książkowe pomysły.
A sytuacja z rana: wyszłam na moment to sklepu, mieszkam w centrum miasta. Od razu znajoma sprzedawczyni mnie zaczepiła i pyta, co ja tak z książką idę – a ja oczywiście szłam czytając, norma. No jak to co? fajna książka, to chcę przeczytać 🙂 A że zdarzyło mi się na słup wpaść… 😉
A wśród moich podopiecznych w gim na 18 osób czyta 9 (nie lektury).
Jest kiepsko. Spośród moich znajomych bardzo niewielu ludzi czyta książki. BARDZO. Syn mojego partnera zawsze się ze mnie nabija, że czytam, bo przecież JAK MOŻNA TAK MARNOWAĆ CZAS?
To takie bolesne, że czytelnicy postrzegani są jak osobniki niespełna rozumu, podczas gdy kiedyś było zupełnie inaczej… :/
Moja mama jest polonistką, więc wychowywałam się wśród książek. W rodzinie mam niewiele czytających osób, a jeżeli nawet, to (poza rodzicielką rzecz jasna) okazyjnie, no wiecie, raz na pół roku. Podobnie ze znajomymi: naprawdę mało z nich mogłabym nazwać czytającymi.
Nigdy jednak nie spotkałam się z negatywnymi opiniami na temat mojej pasji – wręcz przeciwnie, zawsze ludzie wyrażali w stosunku do mnie szacunek i podziw. Niektórzy ludzie nie potrafią zrozumieć, dlaczego poświęcam czas na książki, a ja za każdym razem staram się wyrazić, czym one dla mnie są – może wtedy zachęcę kogoś do sięgnięcia po lekturę? 🙂
Pożyczam dużo książek, ale tylko zaufanym osobom – siostrze, wychowawczyni, nauczycielce języka polskiego, kilku znajomym.
Myślę, że to wszystko, co mam do napisania 🙂 Czekam na kolejną dyskusję i pozdrawiam!
Evita,
z tymi ciuchami to też ciągle muszę słuchać. Ja nikomu książek nie każę kupować, więc niech mi oni nie suszą głowy, że lepiej poszerzać garderobę 🙂
Córę fajnie wychowałaś! Mnie też książki od małego podtykali i oto jestem – również rasowy mól książkowy 🙂
Zadziwiające, czemu ciągle zarzuca nam się to szaleństwo 🙂
Agna,
ach, wspaniały człowiek! Pracownik biblioteki, który nienawidzi książek. Fenomen 🙂
Zgadzam się z Tobą – nikogo zmuszać do czytania nie można. Każdy ma prawo do własnych przekonań i zainteresowań. Jedyne, co mi w tym zjawisku przeszkadza, to krytykowanie tych, którzy czytają. Szanujmy się, ot po prostu…
Oleńka,
dobrze trafiłaś na studiach – mnie akurat się nie udało i niewielu mam tu miłośników literatury.
A że wszelkie tego typu rankingi są bzurne, to oczywiście prawda. Nikt nie wie kogo pytają, na jakiej podstawie wyciągają wnioski i jaka jest w ogóle zasadość takich 'akcji'…
Evita,
całkowicie się z Tobą zgadzam – nie każdy musi czytać i nie ma co się na siłę u(nie)szczęśliwiać.
Edith,
to jest właśnie najgorsze! Ja nikogo nie krytykuję za wybór życiowej drogi, za jego pasje i przekonania, więc jakim prawem on wyśmiewa książki i czyni mi uwagi, że stale noszę przy sobie 'gówno, które trzeba spalić'?
Również bardzo lubię widok czytających ludzi. Niewielu ich spotykam w Częstochowie, ale zdarzają się 🙂
Mag,
też lubię szerzyć wśród znajomych zainteresowanie książkami. Gdyby nie dawało mi to takiej radości, pewnie nie wypożyczałabym moich zbiorów na prawo i lewo 🙂
Cara,
u mnie w autobusach i tramwajach takich zacnych widków nie ma, ale wierzę, że i tutaj kiedyś całe tłumy będą sobie umilać czas czytaniem. Za to i ja przez lata myślałam, że każdy powinien mieć reagły pełne książek i srogo się rozczarowałam, kiedy u koleżanek znajdowałam wszystko, tylko nie książki 🙂
Echo,
każdy z nas szuka czegoś innego, tak już jest. Jedni mają potrzebę dzielenia się swoimi wrażeniami, inni wolą zachować je w sobie. Jednych raduje dyskusja, drugim jest ona całkowicie zbędna. Dlatego niektórzy blogują, a inni się z czytaniem nie obnoszą. Normalna sprawa. Piszesz o tym, że nie obchodzi Cię, jak ocenia się Twoje gusta . Mnie też, w końcu to 'moja piaskownica i moje zabawki'. Ale jak ktoś mi na uczelniamym korytarzu zarzuca, że jestem nienormalna, bo czytam, jest to już pewien problem. Okej, jego sprawa, skoro tak ocenia innych, ale po co się z tym obnosi? Mnie też styl życia niektórych nie odpowiada, ale pozostawiam wybór drogi życiowej im, nie oceniając ich na głos, publicznie.
Na fachową reklamę książek/czytelnictwa np. w telewizji raczej liczyć nie możemy. Tak jak wspomniał ktoś już wyżej – literatury w tym akurat medium nie ma prawie wcale. I to jest przykre.
Claudette,
z narzeczonym mam to samo – normalnie na czytanie czasu i energii zbyt wiele nie znajduje, ale w luźniejszym okresie jak najbardziej – przegląda moje półki, wybiera coś dla siebie i znika dla świata 🙂
Masz rację z tymi dużymi miastami. Pamiętam mój pierwszy kontakt z Bliblioteką Śląską! Byłam w szoku – do zapisów większa kolejka, niż u mnie do wypożyczania. A do wypożyczania… cóż, kolejki na dobrych kilkadziesiąt minut 🙂
Natula,
fajny brat 🙂 Mój chyba w życiu książki w dłoni nie miał.
dr Kohoutek,
jest coś z tym przekonaniem, że czytanie jest domeną kobiet, ale np. na mojej uczelni statystyki pokazały, że to panowie czytają więcej 🙂
Zuziuchna,
fantastycznie Ci się trafiło, zazdroszczę. U mnie i w gimnazjum, i w liceum i na studiach nie patrzyło się najlepiej na czytających.
Smaczna Książka,
też czasem na słupy wpadam – lubię czytać chodząc, chociaż nie opanowałam jeszcze tej sztuki perfekcyjnie i bywa, że nie kończy się to najlepiej 🙂 Ale w okolicznym sklepie też mi się zdarzyło odpowiadać na pytania dotyczące aktualnie czytanej książki. Miłe, że ktoś się tym interesuje 🙂
Limonka,
otóż to. Teraz to o nas mówi się, że jesteśmy nienormalni. Kiedyś było to nie do pomyślenia…
Hiliko,
książki również tylko zaufanym pożyczam. Dawniej rozdawałam komu popadło i – mimo upływu lat – wciąż do mnie nie wróciły. Bardzo żałuję, bo znalazłoby się tam sporo interesujących tytułów…
wiesz co… na pewno była jakaś grupka osób nieczytających, ale jakoś nie rzuciła mi się w oczy.
Racja – niektóre te akcje są nie wiadomo po co.
Pozdrawiam!
Chyba mam szczęście, bo w obracam się w gronie osób, które lubią czytać i sporo czytają. I nie jest to grono ani polonistów, filologów, ani bibiotekarzy. W środowisku ludzi reprezentujących raczej świat cyferek i świat nauki, niż świat humanistów wiele moich koleżanek i kolegów czyta i to czyta bardzo dużo. Oczywiście nie wszyscy, ale to raczej te osoby, które nie czytają czują się wyobcowane w naszym gronie, inne, dziwne. W pracy nie mamy czasu rozmawiać na temat książek (no w każdym razie niewiele), ale na licznych wyjazdach służbowych i w trakcie podróży często dyskutujemy o przeczytanych książkach, pożyczamy sobie książki, informujemy o nowych wydaniach, wiemy co kto lubi. We mnie miłość do książek zaszczepił tata, który sam dużo czytał, lubił też pisać. Myślę, że to ważne, aby zarażać tą pasją od małego dziecka. Przecież czytanie to wspaniały sposób spędzania czasu, to przygoda, radość, poznanie nowych lądów, ludzi, zjawisk. I choć to tylko jedno z moich hobby, to jakże przyjemne. Pozdrawiam
No cóż… Z tym czytaniem jest niestety kiepsko. Sama dobrze wiesz, że u nas na uczelni na kogoś, kto czyta dla przyjemności, patrzą jak na obłąkanego. Staram się ignorować głupie pytania typu po co, na co i w ogóle. Ostatnio tata spytał mnie, kiedy zamierzam sprzedać książki… Liczył chyba na to, że w końcu coś zarobię ;p
U mnie w rodzinie bardzo dużo czytała babcia. Ponieważ cały czas siedziała w domu, potrafiła czytać po sześć książek tygodniowo (ciągle biegałam po bibliotekach :). Co prawda głównie prosiła o romanse, ale to zawsze coś. Brat natomiast nie czyta w ogóle, na moje pytanie czemu odparł, że nie ma czasu (ciągle siedzi przy komputerze). Z rodzicami jest dziwna historia, bo chociaż mają dwie długie półki starych horrorów, to ciągle nie potrafią zrozumieć, że kupuję książki. Tłumaczą to zmianą ich ceny – podobno 20 lat temu książki były bardzo tanie. Chętnie przeniosłabym się do tych czasów.
Ja sama pożyczam książki tylko garstce, bo reszta albo nie czyta, albo nie potrafi ich szanować. Czasem wypożyczam książki z biblioteki lub od znajomych (głównie chyba od Ciebie… ;p) i bardzo stresuję się, kiedy nie mogę ich szybko oddać. Głównie jednak książki kupuję, bo lubię je mieć na półce i patrzeć sobie na nie 🙂 Zaczęłam je kupować ponad cztery lata temu, kiedy poznałam mojego chłopaka (pierwsze książki kupiliśmy w empiku na wakacjach nad morzem – pamiętam!), który oczywiście też czyta i bardzo to lubi.
Chyba za bardzo się rozpisałam ;p
Ania R.
Klaudyno,
po pierwsze – bardzo dawno u Ciebie nie byłam i widzę bardzo pozytywne zmiany 🙂 Kreatywny Klub Dyskusyjny to świetny pomysł i postaram się w nim regularnie odzywać 🙂
Pisząc na temat… Nie wierzę w propagandę mówiącą o tym, że praktycznie prawie nikt nie czyta, a jak już nawet to nie przekracza to 30 % ludności naszego kraju. Nie wierzę w nią, ponieważ tak się składa, że mam oczy i obserwuję ludzi. W tramwaju/autobusie/metrze jeszcze nie spotkałam przedziału, w którym nikt by nie czytał książki. Z uśmiechem od ucha do ucha odnotowuję fakt, że nie są to halrequiny, ale na przykład wszechobecna wręcz „Gra o tron”. Ludzie czytają papierowe książki/ mbooki na telefonach/ebooki na czytnikach. Jeszcze nie weszłam do księgarni, która byłaby pusta. Biblioteki też pękają w szwach! Widzę ludzi czytających, wiem, że jest ich dużo i bardzo się z tego cieszę! Tak jest w Warszawie, w moim rodzinnym mieście, oddalonym od warszawy 80 km. jest tylko jedna księgarnia i jedna biblioteka (!). Kiedyś były cztery księgarnie, ale nie przetrwały. Mimo wszystko też widzę czytających ludzi – w parkach, poczekalniach u lekarza, w banku czy innym urzędzie.
Jeśli chodzi o moich bliskich i znajomych to sytuacja czytelnicza rozbija się na dwa obozy. Mój chłopak nie czyta książek, jeśli już to fachowe. Jest z rodzaju tych wiecznie zabieganych ludzi i poza pracą ma mnie (oczywiście!) i swoją drugą pasję – muzykę. Ja z kolei nie rozumiem tego świata. Słucham muzyki, ale nie znam się na gatunkach, rodzajach, nutach i tak dalej, co z kolei jest jego żywiołem. Cieszy mnie to, że mamy inne pasje i że je szanujemy.
Mój tata też nie czyta, chyba, że lektury fachowe i prasę. To też facet, który wiecznie nie ma czasu i wymyśla sobie milion zajęć na dzień 😉 Z kolei moja mama zaraziła mnie miłością do czytania w dzieciństwie i do dziś podkradamy sobie nawzajem książki i potrafimy o nich dyskutować godzinami.
Mam jedną bliską przyjaciółkę i ona też kocha czytać, ale reszta moich znajomych jest raczej nieczytająca (chyba, że materiały na zajęcia lub coś, co akurat jest w modzie). Nie przeszkadza mi to, bo każdy ma inne zainteresowania. Poza tym dzięki blogosferze poznałam bardzo dużo wspaniałych moli książkowych, skorych do dyskusji i to jest piękne!
Pozdrawiam 🙂
U mnie sytuacja jest raczej niemiła, gdyż nie mam z kim pogadać na temat książek. Albo się ze mnie śmieją, że czytam, albo nie czytają tego, co ja, ale myślę, że Polacy naprawdę mało czytają i to jest prawda. Wystarczy spytać w gimnazjum uczniów, czy czytają lektury szkolne, lub coś poza nimi.
I mój ranking TOP10 – http://poczytajmy-razem.blogspot.com/2011/10/top10-bohaterowie-z-ktorymi-wybraabym.html
A jeśli chodzi o ludzi czytających w autobusach i tramwajach… Ja kiedy jadę sama, nie wyobrażam sobie nie wyciągnąć książki. Nie wiem czy ludzie zwracają na mnie uwagę, bo zazwyczaj jestem zbyt zaczytana – czasem czytam nawet na stojąco. Kiedy nie mam książki, nie wiem gdzie podziać wzrok, czuję się nieswojo. Niestety rzadko widuję ludzi czytających w autobusach, a kiedy już kogoś zobaczę, przez całą drogę próbuję podejrzeć, cóż takiego czyta i bardzo się tym ekscytuję. Na podejście i spytanie o to niestety brakuje mi jeszcze odwagi ;p
Powiem szczerze, że chyba otaczam się molami książkowymi, a jeśli już ktoś nie jest zazdrości mi możliwości i czasu na czytanie 🙂
Moja rodzina nie rozumie dlaczego czytam książki, również wiele osób z mojego otoczenia nie interesuje czytanie czegokolwiek. Mój tata i siostra wręcz nie cierpią czytać i źle im się to kojarzy. No i może właśnie tutaj jest pies pogrzebany. Wydaje mi się, że wiele osób kojarzy czytanie z lekturami i przymusem w szkole. Zrażają się i w dalszym życiu nie chcą poszukać czegoś co ich zainteresuję i wciągnie w ten świat.
Mam może trzy bliskie znajome, z którymi mogę pogadać o książkach, ale nie mają one, aż takiej obsesji jak ja:D Dlatego bardzo się cieszę, że wciągnęłam się w ten nasz blogowy świat, gdzie mogę z Wami o tym porozmawiać.
Czasem jak słyszę o tych badaniach, że nikt nie czyta to czuję się źle, bo przecież tyle osób czyta, a oni pytają chyba tylko w szkołach, albo osób, które są tak zajęte na przykład karierą czy rodziną i nie mają po prostu czasu.
Podsumowując mam nadzieję, że to się poprawi, nawet na sprawą audiobooków, czy też samych ebooków i polski naród będzie czytał więcej, bo jest tyle ciekawych tematów do odkrycia i światów do odwiedzenia. Pozdrawiam:)
Oleńko,
widzisz – u mnie na odwrót. Tutaj to czytający rzucają się w oczy, jako rasowi odmieńcy 🙂
Guciamal,
zgadzam się z Tobą. We mnie też miłość do książek krzewiono od dziecka, co zaowocowało tym, iż tak wiele czasu i energii poświęcam literaturze. Jeśli w domu wmawia się dzieciom, że książki tu nuda i strata czasu, trudno się dziwić, że w szkołach mamy problem z czytaniem.
Ania,
kupowanie na własność i podziwianie dzieł na półkach to jedna z najprzyjemniejszych spraw, więc doskonale Cię rozumiem 🙂
Przyjemnostki,
na wstępie dziękuję za ciepłe słowa – cieszę się, że mogę realizować swoje pomysły i znajdować kompanów do dyskusji 🙂
Blogosfera faktycznie wiele daje. Gdyby nie poznani tutaj ludzie, naprawdę zaczęłabym wierzyć w te wszystkie przykre rankingi czytelnicze…
Przepowiednia,
szkolne lektury to jednak inna bajka – w pewnym wieku nie lubi się ich po prostu dla zasady 🙂
Patka,
masz rację ze szkolnymi lekturami. Do podobnych wniosków doszliśmy kiedyś w dyskusji o kanonie: http://kreatywa.blogspot.com/2011/08/kreatywny-klub-dyskusyjny-3-jak.html 🙂
Dołączam się do ciepłych słów naprawdę genialny pomysł z tym klubem. Co do czytania to uwielbiam i to się chyba nigdy nie zmieni. Ludzie wokół mnie akceptują moją pasję i prawie w ogóle nie dostaję pytań dlaczego , po co tracisz czas na czytanie itd. Mam sporo joleżanek ze szkoły, które też lubią czytać (profil klasy w liceum humanistyczny) a to też zobowiązuje. Mogę z nimi podyskutować na temat książek polecić jakiś tytuł a one mnie. Odkąd prawie rok temu założyłam bloga zobaczyłam , że jest naprawdę wiele miłośników czytania . To bardzo budujące.
W moim otoczeniu to jest tak, że rodzina dziwi się ze tyle czasu potrafię spędzić nad książkami nie rozumieją, że książki mnie uspokajają. A znajomi, z nimi to jest różnie, jestem użytkownikiem i jednocześnie założycielem klubu miłośników fantastyki w moim mieście, dlatego mam, z kim o niech porozmawiać. Pamiętam jednak, że w szkole zwłaszcza w gimnazjum różnie spoglądano na mnie, kiedy siedziałem na przerwie z książką w ręku. Czasy na szczecie się zmieniły staram się trzymać z osobami, które mają podobne zainteresowania jak ja a książki to przecież temat rzeka. W tamtym roku wpadły w moje ręce badania Biblioteki Narodowej i byłem naprawdę w szoku myślałem ze czytelnictwo w Polsce stoi na trochę wyższym poziomie jednak zawiodłem się. Robię jednak wszystko, co w mojej mocy żeby nawracać nieczytających znajomych na książki.W moim otoczeniu to jest tak że rodzina dziwi się ze tyle czasu potrafię spędzić nad książkami nie rozumieją że książki mnie uspokajają. A znajomi, z nimi to jest różnie, jestem użytkownikiem i jednocześnie założycielem klubu miłośników fantastyki w moim mieście dlatego mam z
W rodzinie – słabo, pasjonatów prócz mnie nie ma. Chyba, że ich po prostu nie znam, co jest możliwe, bo rodzinę mam wielką.
Wśród ludzi spoza rodziny – jest bardzo dobrze. Odsetek ludzi, którzy wybałuszają oczy i mówią 'ale jak to: czytać? Ja wolę iść na miasto', owszem, jest spory, jednak ostatnio prym wiodą mole książkowe. Książki to temat, który wiąże mnie ze wszystkimi. Szkołę skończyłam w maju, ale nadal – choćby na fb – potrafię spędzić wiele godzin, rozmawiając z którąś z nauczycielek o tym, co warto czytać. Ja polecam im, one mnie – a potem czytają, co też skrobnęłam na IB 😉