KKD #6: Płeć a literatura
#6: Płeć a literatura
To męska rzecz poczytać – takie hasło reklamuje serię książek sensacyjnych, na które można trafić w supermarketach w cenie 6,99zł. za sztukę. Zakupiłam niedawno dwa z dziewięciu dostępnych tytułów i przez chwilę zastanawiałam się dlaczego akurat do mężczyzn miałyby być skierowane te książki. Jasne, żadna kobieta się tym nie przejmie, ale już w sytuacji odwrotnej bywa gorzej. W końcu ilu panów paradowało będzie z Literaturą w spódnicy pod pachą?
Parę miesięcy temu jeden z moich wykładowców rzucił hasło: „żadna normalna dziewczynka nie będzie czytać Tomków i żaden normalny chłopak nie przeczyta Zmierzchu”. Ze słów tych wynika, że ani ja, ani narzeczony do ludzi normalnych się nie zaliczamy. Bo ja serię książek Szklarskiego uwielbiam, a on z panią Meyer naprawdę się polubił. Jasne – wiadomo, że facet nie miał na myśli nic złego – raczej chodziło o pewien stereotyp. Ale sam mechanizm tego myślenia mocno mnie zastanawia. Bo czy naprawdę należy krzywo spoglądać na kobietę z brutalnym kryminałem w ręce lub na mężczyznę zaczytanego w harlequina?
Temat ten sięga oczywiście bardzo głęboko i nie dotyczy tylko literatury, ale przede wszystkim przypisywania nam pewnych ról związanych z płcią. W rozważania na temat społeczno-kulturowej tożsamości płciowej zagłębiać się jednak nie będę, bo to nie miejsce i nie czas, ale samej kwestii „płeć a literatura” warto się przyjrzeć.
Dosyć często sięgam po książki opatrzone chwytliwymi hasłami: „dla prawdziwych facetów”, „męska rzecz”, „tylko dla kobiet” czy „na obcasach”. Nie zwracam przy tym uwagi na to, co kobiecie przystoi, a co nie – zwłaszcza, że dla mnie takie granice w literaturze nie istnieją. Spotkałam się jednak wielokrotnie ze zdziwionymi minami i pytaniami: „dlaczego czytasz książki dla facetów?” lub – co gorsza – z krzywdzącymi stwierdzeniami „pewnie czytasz same romanse”. Bo że niby co? Że jak kobieta, to od razu ckliwe historie o miłości? Co to w ogóle za pomysł? Krajewski pisze kryminały ociekające testosteronem i co? I w wywiadach wspomina o tym, że czytują je głównie kobiety. Chwilę później co prawda wpisuje się w schemat, bo zapowiada wątek romansowy, aby kobietom się bardziej podobało, ale generalnie okazuje się, że jego mroczne historie wcale nie są zarezerwowane dla mężczyzn. Swoją drogą, czy Waszym zdaniem to aby na pewno dobry pomysł [mam na myśli wtrącenie wątków romansowych do następnej powieści]? Skoro kobiety już kochają jego twórczość, to znaczy, że nie potrzebują tego typu ulepszaczy. Przyznaję, wplecenie małego wątku erotyczno-miłosnego mogłoby podkręcić atmosferę, ale mówienie, że dla babskiej uciechy trzeba będzie zawiązać jakieś wątki romansowe wcale mi się nie podoba. Będę chciała poczytać o miłości, to z całą pewnością sięgnę po Sparksa. U Krajewskiego szukam czegoś innego i chciałabym, aby nic się w tym zakresie nie zmieniało…
Moi drodzy,
zwracacie w ogóle uwagę na takie sztuczne rozgraniczenia, o jakich wspominałam? Jak reagujecie na widok mężczyzny zaczytanego w harlequinie? Czy rzeczywiście nienormalne jest czytanie Zmierzchu przez panów i Tomków przez panie? Czy popieracie dostosowywanie literatury do płci odbiorców [wspomniana wyżej sytuacja]? Czy dla kobiet i mężczyzn rzeczywiście przewidziane są inne nurty, inne tytuły, inni autorzy? Jakie znaczenie może mieć płeć odbiorcy?
Zapraszam do dyskusji!
Coś mi tu śmierdzi genderem 😛
Nie zwracam uwagi. Po pierwsze – co mnie obchodzi co kto czyta (i tu kłania się poprzednia dyskusja)? Po drugie – co mnie obchodzi, co kto tam sobie umyślił rozgraniczać? A tak szczerze mówiąc, to zwracam uwagę na zawartość a nie na teoretyczną grupę docelową. Mój mąż przeczytał Zmierzch, ja kilka wspomnianych Tomków, oboje Wiedźmina lubimy, Chmielewską (a zwykło się uważać, że ona też babska jest), Cusslera czytamy razem (fakt, że on wszystko, ja wybrane). Po taką np. Szwaję nie sięga, bo choć teoretycznie ok, jest to literatura kobieca, to… przecież zakazu czytania przez płeć brzydką nie ma?
A widząc obcego faceta, czytającego babską książkę raczej uśmiechnęłabym się z rozczuleniem, niż oburzyła 🙂
Ja lubię podglądać kto co czyta. Wyznaje zasadę pokaż mi swoją bibliotekę a powiem ci kim jesteś. Facet czytający romans w moich oczach wiele traci (niekontrolowanie cisną się na usta epitety). Kobieta czytająca kryminał wiele zyskuje, ponieważ lepszy kryminał niż Monka Szwaja.
dr Kohoutek, ale to jest bardzo niefajne szufladkowanie. Dlaczego ja mam chować się z tym, co czytam? A co cię to obchodzi, że ktoś romanse czy Szwaję czyta? Gorszy jest, czy co?
I dlaczego jakiś gówniany kryminał (nie mówię o b. dobrych) ma być lepszy od Szwai? Próbowałeś? Znam facetów, którzy Szwaję czytali i lubią jej książki i NIC nie tracą w stosunku do innych, raczej zyskują plus za otwartość. A Jane Austen? A Bronte? Dlaczego faceci mieliby się wstydzić, że czytają klasykę? O co tu niby chodzi?
To tak, jak ja bym się miała wstydzić tego, że uwielbiałam Pana Samochodzika… Kompletny jakiś kosmos…
I generalnie – zgadzam się prawie w 100% ze Smaczną Książką. Tyle tylko, że ja zaglądam i sprawdzam, co ludzie czytają. Jednak z czystej ciekawości, nie używam tego do ich szufladkowania.
Książkowo, ależ ja też zaglądam. Ale z ciekawości właśnie, a nie – aby sobie pogardzić 😉
Ja pewnie w oczach dr. Kohoutka stracę wszystko, o ile cokolwiek miałem:) Bo czytam i Szwaję, i Nad Niemnem (co sprowokowało niedawno zarzut, że czytam same takie "niemęskie" książki:P). Niestety bardzo łatwo wyodrębnia się "literaturę kobiecą", bo to o uczuciach i nikt nie strzela, natomiast jakoś dziwnie trudno definiować "literaturę męską" – ma być o wyprutych flakach i strzelaniu plus ostry seks i wojna? Swoją porcję Forsythów i Mastertonów w życiu przeczytałem, niektóre rzeczy dotąd lubię, ale gdybym miał do końca życia czytać tylko takie "męskie" powieści, to wolałbym nic nie czytać:)
I przeczytałem też niedawno wypowiedź faceta, że on owszem Montgomery i Musierowicz czyta, ale nigdy w autobusie, bo się wstydzi. Ja się nie wstydzę:D
Myslalam, ze ten temat "plec a literatura" bedzie dotyczyl "problemu" niskiego czytelnictwa wsrod facetow :>
A czy nie wydaje się Wam, że ten podział na męskie/kobiece to w głównej mierze kwestia nie tyle psychologiczna, co marketingowa? Jeśli oznaczymy książkę jako "literaturę kobiecą", to już targetem jest połowa społeczeństwa. Jeśli to "po prostu literatura" – wówczas Bóg jeden wie, kto po to sięgnie, do kogo uderzyć z reklamą itd.
Mam, swoją drogą, wrażenie, że "literatura dla mężczyzn" to dość nowy wynalazek: kiedyś seksistowsko dzieliło się na "literaturę (właściwą)" i "literaturę kobiecą" (czymkolwiek by ona nie była).
Ostatno określenie "normalny" wzbudza moją irytację. Każdy ma swoje normy, swoją normalność. Coś, co dla kogoś jest normalne, dla kogoś może być nienormalne i odwrotnie.
Po co określać, nazywać, szufladkować, ograniczać się? Nie widzę sensu.
I mama i ja w takim razie jakieś dziwne jesteśmy. Uwielbiamy i kryminały i sensacje, a romanse obchodzimy z daleka. Z kolei mój tata kryminały lubi, ale sensacji nie czyta. I widzę, że tu pełno takich co to lubią "nie swoją" literaturę. Pan doktor powinien te wypowiedzi poczytać i zacząć uczyć studentów, że stereotypy to głupia rzecz.
Ja jestem w pełni tolerancyjna względem tego co kto czyta, ale sama za romansami nie przepadam. W związku z tym zauważyłam, że chwyt marketingowy taki jak "literatura w spódnicy", "na obcasach" czy "kobieca" wręcz mnie odpychają. Jestem świadoma, że mogę wiele stracić, ale często od takich haseł uciekam wzrokiem i nawet nie chce mi się sprawdzać recenzji czy opisów. Literatura kobieca kojarzy mi się z klepaniem wciąż tego samego o przystojnych i bajecznie bogatych facetach, zakochanych w nich kobietach, cudownych zrządzeniach losu prowadzących niezmiennie do happyendu. Nie twierdzę, że takie są kobiece książki, ale nic nie poradzę, że tak mi się kojarzą, a przez to skutecznie odpychają.
Ja akurat nie znam żadnego chłopaka, który czytałby paranormalne romanse albo coś w tym stylu. Ale ja obracam się w dziwnym towarzystwie, więc wszystko możliwe
Czytam wszystko co wpadnie mi w ręce, więc właściwie nie zastanawiałam się nad fenomenem literatury "kobiecej" i "męskiej". A przynajmniej nie jeśli chodzi o książki.
Mój T. uwielbia westerny. Gdy tylko oglądając wspólnie telewizję natkniemy się na facetów wyciągających klamki w krajobrazie Dzikiego Zachodu, a nie daj Boże, na Clinta Eastwooda w jednej z ról, zaczyna się walka – ja chcę przełączyć, on oglądać. Przyznam, że z innymi rzeczami nie mamy podobnych problemów, bo ja np. z chęcią oglądam sport (w ogóle kocham piłkę nożną i oglądam ją z większą chęcią niż mój facet!), a on może nie z zadowoleniem, lecz z akceptacją ogląda seriale. Konkludując: ja po prostu nie znoszę westernów i nie ma to nic wspólnego z płcią (harlequinów też nie znoszę, a ponoć są bardzo "kobiece"). Zatem nie wydaje mi się, żeby takie rozgraniczenie faktycznie istniało, a może to po prostu my się tym nie przejmujemy?
Kobra, może wynika to z tego, że paranormal romance jest gatunkiem typowo młodzieżowym, a dorastający chłopak w życiu nie sięgnie po tego typu literaturę – naraziłby się na przytyki kolegów, ale przede wszystkim wszystko co "babskie" odrzuca, wyśmiewa z zasady. Dopiero faktycznie dojrzali faceci mają odwagę sięgnąć po książki, które niegdyś wydawały im się kobiece – nie muszą się już przejmować zdaniem kolegów z klasy, nie są już tak bardzo podatni na wpływ grupy, stają się po prostu indywidualistami i mają gdzieś co ludzie sobie pomyślą 🙂
Generalnie nie lubię szufladkowania, zgadzam się, że te hasła "na obcacach"/"do torebki"/ "w spódnicy" tudzież "męska rzecz" i inne to chwyt marketingowy. Książki są dla ludzi, po prostu.
Coś jednak w tym jest, że o ile kobiety czytają wszystko (czyli tę umownie zwaną literaturę "kobiecą" i "męską") to mężczyźni raczej trzymają się "swojej" działki. Jasne, że są wyjątki i są mężczyźni, którzy sięgają po pozornie "niemęskie" książki. To, że czytują wspomnianą Szwaję, czy "Zmierzch" – co w tym dziwnego, czy nienormalnego…
Przyznam, że nie widziałam/nie słyszałam/ nie znam faceta, który by czytał harlequiny. Niemniej jednak jak mu się podobają – proszę bardzo.
Sama należę do tych, które i Siesicką i Musierowicz, ale i Szklarskiego z Nienackim namiętnie czytały.
Zdaje mi się, że o ile dorosły mężczyzna sięga do różnych książek i się ich raczej nie wstydzi, to dla chłopaka, nastolatka szczytem obciachu jest czytanie "Ani z Zielonego…" czy "Pamiętników księżniczki" -, jakoś tak się chyba utarło, taki sztuczny podział i "wojna" płci w tym okresie 😉 O, właśnie tak jak pisze Claudette.
@ ann – rzeczywiście, chyba czytający faceci są w mniejszości ( ale są, są i chwała im za to!)
dr Kohoutek,
a co jest nie tak z facetem czytającym romanse?
Zacofany,
i cudownie! Nie widzę powodu, aby wstydzić się którejkolwiek z moich książek. A przekrój gatunkowy mam tu ogromny – od kobiecych po 'niekobiece' 😉
Ann,
faktycznie, częściej w bibliotekach/księgarniach widzę głównie kobiety, ale jak już któryś z moich znajomych czyta, to dużo więcej niż koleżanki 🙂
Ew.,
masz całkowitą rację! Całkiem niedawno czytałam jakąś książkę reklamowaną, jako typowo kobiecą i dziwiłam się, po co stosowanie tak krzywdzącego chwytu. Nie zawsze takie przyklejanie etykietek jest dobre.
Kaja_kicia,
mam podobnie. Często 'literatura na obcasach' już z góry nie kojarzy mi się najlepiej. Chyba dlatego, że zazwyczaj wkłada się do tego wora książki traktujące o miłości.
Claudette,
zgadzam się ze wszystkimi Twoimi słowami 🙂 Swoją drogą, też bardziej lubię sport, niż ten mój 😉
Agnesto,
zwróciłaś uwagę na to samo, co Claudette i zgadzam się z tym. Młodzież ogólnie za czytaniem nie przepada, a jeszcze jakby gimnazjalista z Meg Cabot pod pachą chodził, chyba by go koledzy 'zjedli' 🙂
mam wrażenie, jakby to faceci trzymali się gorączkowo stereotypów i dlatego może większość nie wychodzi poza ową formę i krzywo patrzy na innych.
Nie wiem co nienormalnego jest gdy kobieta czyta coś niezwiązanego z romansem, bądź na odwrót, facet czyta harlequina.
Zdarzyło mi się raz, że widziałam znajomego, który czytał książkę science-fiction i po prostu zapytałam co czyta. Był niesamowicie zdziwiony, że ja interesuję się czymś takim. O co tu chodzi?
A to są takie podziały? Nie no wiem, że są. I szczerze mówiąc denerwują mnie takie podziały. Odbieram to jako takie "ty masz czytać to i to, a ty to i to i wara czytać to co on/ona bo to nie wypada". Ludzie! Czytamy to co lubimy, a nie to co wypada… Nigdy nie krytykowałam kogoś gustu literackiego i proszę o to samo. Czytamy dla swojej przyjemności, nie ulegajmy stereotypom 😉
Ech, napisałam długi komentarz, który przez błąd bloggera został skasowany. Skrótem i z pamięci:
Etykiety, czy szufladkowanie książek ma pomóc czytelnikowi! Tak stereotypy powstały w naszych szarych móżdżkach by nam pomóc. W czym? Proste: w podjęciu decyzji. Nie możemy czasem stać w bibliotece, czy gorzej księgarni godzinami medytując nad wyborem. Znakowanie książek, nazwiskami polecających, zdjęciami, okładkami, czy takimi tekstami jak "na obcasach", bądź "szalona miłość" jest po to byśmy szybciej wybrali to czego szukamy. Oczywiście nie chodzi o to by uciekać z paniką od faceta, który czyta 'damską literaturę', bo to książka i jej etykieta, czy szuflada nie przechodzi na czytelnika. Próbować trzeba wszystkiego, ale… Jeśli z jękiem kończyliśmy każdą książkę dla nastolatek to etykieta "poleca Bravo Girl" pomoże nam odrzucić daną pozycję. Jeśli z bólem czytaliśmy romanse, opowieści o kryzysie 30latki, etykieta "na obcasach" pomoże nam uniknąć ponownego bólu.
To, że istnieje pewien podział zainteresowań świadczy ilość i podział fanów danych autorów na lubimyczytać. Np. Chmielewska ma aż 509 z tego co pamiętam a tylko 9 to faceci! Danielle Steel 57! Wszystkie to kobiety! Emily Griffin ma ponad setkę i wszystkie to raczej kobiety, parę osób nie ma pokazanej płci na profilu 🙂
Opowiadam się za pełną tolerancją iii… ważne, że panowie czytają COKOLWIEK, bo jak czasami przyjdzie mi wysłuchać opinii kolegów na temat książek to mam wrażenie, że jestem z innej planety.
@ Futbolowa:
"Całkiem niedawno czytałam jakąś książkę reklamowaną, jako typowo kobiecą i dziwiłam się, po co stosowanie tak krzywdzącego chwytu."
A to oznaczenie czegoś jako "kobiecego" jest taką znowu krzywdą? 🙂 Faktycznie stereotypy tkwią nam głęboko w mózgach i już nawet dziewczyny patrzą pogardliwie na to, co jest skierowane do nich. Inna sprawa, jakiej to coś jest jakości: niedawno w Wielkiej Brytanii wyszła reedycja klasycznych dzieł Jane Austen w typowo chick-litowych okładkach. Ale ile pozycji "na obcasach" ma ten poziom, co dzieła Austen?…