Suma naszych dni, Isabel Allende
Wyd. Muza, Warszawa 2010
Suma naszych dni jest autobiograficzną powieścią Allende, napisaną w formie listu do zmarłej córki. W liście tym pisarka pragnie przedstawić ukochanej Pauli kilkanaście lat z życia swej rodziny. I wiele można by o tej rodzinie powiedzieć, ale na pewno nie to, że jest ona zwyczajna czy typowa. Do normalności jest jej po prostu bardzo daleko… I bardzo mnie to cieszy, bo inaczej nie mogłabym zatopić się w tej poruszającej opowieści. A – musicie mi uwierzyć na słowo – dzieje się w niej tak wiele, że w trakcie lektury brak jest chwili na ziewnięcie.
Miałam pewne obawy co do tej powieści – spodziewałam się raczej pełnej smutku, patetycznej historii, a dostałam niesamowicie ciepłą i tchnącą optymizmem opowieść o niezwykłej kobiecie i jej plemieniu, które – wbrew wszelkim przeciwnościom – nigdy nie przestaje się wspierać. Rodzina staje się tu najwyższą wartością, co autorka podkreśla wielokrotnie i co przyciąga mnie do tej powieści jeszcze bardziej. W tym miejscu mogę jedynie wyrazić nieopisaną zazdrość względem pani, której przyszło Sumę naszych dni przekładać na język polski. Na stronie wydawnictwa Muza znalazłam bowiem informację następującej treści: „w trakcie pracy nad przekładem tłumaczka, Marta Jordan, na zaproszenie autorki spędziła miesiąc w jej domu w okolicach San Francisco, w otoczeniu bohaterów jej wspomnień. Codzienne obcowanie z postaciami opisanymi na kartach tej książki było dla niej niezwykłym i niezapomnianym przeżyciem, w którym przenikały się nawzajem świat realny i rzeczywistość literacka. „
Nieczęsto zdarza mi się mówić, że coś 'trzeba’ czy 'należy’. Ale tak właśnie chciałabym odnieść się do tej książki – po prostu każdy powinien ją poznać. Można nie lubić wspomnień, powieści autobiograficznych czy czegokolwiek innego, co może się z Sumą naszych dni kojarzyć. Ale z pewnością życie i rodzina dla każdego stanowią jakąś wartość. I właśnie dlatego uważam, że po tę powieść sięgnąć należy. Zachęcam.
Moja ocena: 8,5/10
PS. Zachęcam również do podjęcia czytelniczego wyzwania „Rosja w literaturze”.
Czytałam już kiedyś recenzję tej książki, ale nadal nie jestem zainteresowana. Jeśli chodzi jednak o tę autorkę to chcę przeczytać "Ines, pani mej duszy".
Przy takiej recenzji to nic tylko czytać – czekam na pożyczenie 🙂
De
Aleksandro,
nie znam jeszcze żadnej 'normalnej' powieści tej autorki, ale w jej biografii spodobał mi się styl i język, jakim się posługuje, więc zapewne również sięgnę po któreś z jej dzieł. Wybór jest spory 🙂
Za Allende zabieram się od dłuższego czasu… chyba leniwa jestem:)
Co do wymiany, to chętnie pożyczę, pod warunkiem, że Ty pożyczysz coś ode mnie. Może Orhan Pamuk "Nazywam się czerwień" ? Zarąbista książka – że się tak młodzieżowo wyrażę:)
Znam Allende z kilku innych powieści i uważam ją za jedną z ciekawszych autorek Ameryki Pd. Po tą książkę też muszę sięgnąć 🙂
Na pewno kiedyś przeczytam. Na razie mam za sobą dwie książki autorki i wiem, że chcę więcej 🙂
Naczynie_gliniane,
nie jestem przekonana co do Pamuka, ale obiecałam sobie, że spróbuję się z nim zapoznać, więc to może być dobra okazja 🙂
napisz do mnie na maila: [email protected]
Z Pamuka do strawienia dla mnie była tylko właśnie "nazywam się czerwień", reszty nie umiałam przełknąć, choć bardzo się starałam. Będziesz zadowolona – zaufaj mi:)