Pochwała macochy, Mario Vargas Llosa
Okładka przyciąga intrygującym hasłem: „tę powieść powinno się spalić. Nie czytaj jej. Odłóż z powrotem na półkę. Jest zbyt rozpasana, perwersyjna i wyuzdana”, ale prawdę mówiąc uważam, że reklamowanie tej książki tymi słowy jest grubą przesadą. Nie miałam co prawda nigdy do czynienia z tego typu tematyką, ale przesadnej perwersji to ja tu nie odnajduję. Fakt, wiele stron tej powieści ocieka erotyką, ale tak naprawdę nie ona wysuwa się tu na pierwszy plan. Wbrew pozorom pod kurtyną zabawnej, erotycznej historyjki kryje się coś więcej – ironia, groteska, drwina i odrobina rubasznego humoru. Trzeba mieć sporo dystansu do spraw cielesności i seksualności, aby nie dać się zniesmaczyć i odrzucić fantazjami snutymi na kartach Pochwały macochy. Doskonale zdaję sobie jednak sprawę, że znajdzie się gros osób, dla których powieść ta będzie kontrowersyjna i oburzająca.
Lektura dzieła Llosy jest niewątpliwą gratką dla miłośników sztuki – główny bohater jest bowiem koneserem malarstwa erotycznego i opisy jego ulubionych obrazów zajmują sporo miejsca w tej krótkiej historii. Wielką przyjemność z czytania będą mieli także miłośnicy gier językowych i językoznawstwa w ogóle – przyznać trzeba, iż Llosa niezwykle zręcznie posługuje się słowem – potrafi dobrze pisać, to niezaprzeczalny fakt.
Na pochwałę zasługuje także wydanie książki – znakomita okładka oraz ilustracje przedstawiające opisywane obrazy są ogromnymi jej atutami. Warto się również zastanowić nad literą „a” wyróżnioną graficznie na okładce… Niezwykle trafny zabieg, idealnie wpasowujący się do klimatu powieści. Chylę czoła przed wydawcą!
Swoje pierwsze spotkanie z Llosą zaliczam do udanych, choć przyznać muszę, iż na kolana nie zostałam powalona. Bardzo jestem ciekawa pozostałych jego powieści – tych nieco obszerniejszych – mam bowiem nadzieję, że kolejne historie spełnią moje oczekiwania względem tak zdolnego pisarza. Na razie miłośniczką jego nie zostaję, choć żywię spore nadzieje na przyszłość…
Moja ocena: 7/10
Och, umieram z zazdrości, patrząc na ten regał. CUDOWNY!!!
Zaintrygowałaś mnie tą pozycją Mario Vargas LLosy, ja też mam tego autora na oku i kto wie, może zacznę właśnie od "Pochwały macochy". Zwłaszcza, że lubuję się w książkach pięknie napisanych.
Pozdrawiam 🙂
Nie jestem do końca przekonana czy to od tej pozycji powinno się rozpoczynać przygodę z tym autorem… Spodziewam się nieco więcej po pozostałych jego powieściach.
Regały są przecudowne, nawet widzę kilka książek, które chętnie bym Ci gwizdnęła 😉
Co do autora to czytałam jego "Szelmostwa niegrzecznej dziewczynki", choć jakoś średnio mnie przekonały, ale planuję jeszcze "Rozmowę w Katedrze" kieeeedyś tam, więc może będzie lepiej.
Z twórczości pana Llosy poznałem tylko "Szelmostwa niegrzecznej dziewczynki" i potwierdzam: jego warsztat pisarski jest imponujący. A "Pochwała macochy" wisi już w sierpniowym zamówieniu do Merlina :).
Cad, jestem pod wrażeniem – przez Ciebie i paru innych w statystykach moich czytających znajomych wygrywają panowie. Mało znam czytających dziewczyn, nawet na tej mojej polonistyce.
Ja miałam do Llosy dwa podejście. Pierwsze jeszcze w liceum i wtedy nie dało sie przez to przejść. Chyba była zbyt niewinna na tę prozę. A drugie podejście było przy "szelmostwach…" chyba ze 2 lata temu i – jak mówisz – trzeba mieć do seksu dystans, żeby ona jakoś tej prozy nie przysłaniał i nie zniesmaczał. "szelmostwa…" mi się spodobały.
Mam propozycję, może zrobimy wymianę – prześlę Ci "Szelmostwa" a Ty mi "POchwałę" – po przeczytaniu odeślemy sobie z powrotem. co Ty na to?
E, przejrzałam zdjęcia i widzę, że "Szelmostwa" masz… no trudno:/
i na mnie ta powieść czeka ;D
Powiem szczerze że w empiku widziałam książkę i okładka mnie zaintrygowała i właśnie nie umiałam się zdecydować czy nie pokusić się na nią. Uwielbiam tego typy literaturę gdzie przewijają się wątki sexsu, ale dobrze wplecione w powieść.
Po przeczytaniu twojej recenzji na pewno ją zakupie i przeczytam!!