||

Blogi i biznes wczoraj i dziś. Dlaczego bez bloga nie miałabym klientów? [Zacznijmy Od Słowa, odc. 2]

Jak zmieniała się blogosfera – na czym zarabiano kiedyś, na czym zarabia się dziś? Czy prowadzę biznes online i dlaczego uważam, że bez bloga nie miałabym klientów i musiałabym przerzucić się na… lepienie pierogów? No i czy każdego bloga w ogóle da się przekształcić w biznes?

O tym w drugim odcinku podcastu Blog Firma.

Blogi i biznes – podcast

Polecany wpis: 6 najważniejszych powodów, dla których warto prowadzić blog firmowy

Przesłuchaj również na:

Transkrypcja odcinka:

W drugim odcinku podcastu opowiem Ci o tym, jak to się stało, że przeszłam od bloga do prowadzenia biznesu i dlaczego moim zdaniem jedno nie mogłoby istnieć bez drugiego. Podpowiem także, co możesz zrobić, jeżeli myślisz o zarabianiu na blogu, ale nie w sposób – nazwijmy to – tradycyjny, tylko tak, jak to robią teraz najlepsi. 

Od współprac komercyjnych do marki osobistej

No bo zwróć uwagę, że jeszcze do niedawna utrzymywał się taki trend na zarabianie poprzez wszelkiego rodzaju współprace komercyjne. To zawsze była taka najbardziej polecana droga, to była taka biblia blogerstwa, że – chcesz zarabiać, kontaktuj się z wszelkiego rodzaju markami. Czyli bądź ambasadorem tego, reklamuj tamto, skontaktuj się z Ikeą, żeby Ci dom urządziła, z Castoramą – żeby Ci odmalowała ściany, napisz do Coca-Coli, że teraz na imprezach będziesz pił tylko ich napoje i pokażesz to na Instagramie, daj ogłoszenie, że szukasz sponsora na podróż dookoła świata, no – albo na urządzenie pokoju dziecka, no i tak dalej, i tak dalej. Wszyscy to znamy, bo to jest klasyk – odkąd ta blogosfera polska zaczęła się profesjonalizować, to zawsze było mówione: ciśnij, ciśnij te współprace z markami. No i ja nie wiem – czy dziesięć lat temu ktoś przypuszczał, że ten trend w ogóle się zmieni? Że zarabianie na blogu nie będzie ograniczać się do tych wszystkich artykułów sponsorowanych, płatnych recenzji, afiliacji czy reklam banerowych (w ogóle nie wiem, czy ktokolwiek jeszcze się w to bawi) i wszelkich tych innych rzeczy, które nas wtedy zajmowały – bo właśnie na tym się to koncentrowało, te wszystkie haule zakupowe, recenzje – płatne czy barterowe. Ale od co najmniej roku, a być może nawet i dłużej, blogerzy idą tak trochę w inną stronę i to jest bardzo, bardzo fajny trend, który – mam nadzieję – będzie się jeszcze rozwijał i tak myślę, że w ogóle będziemy podążać w tym kierunku. Bo blogerzy postanowili oprzeć się na budowaniu marek osobistych i właśnie w ten sposób od swoich blogów przeszli do biznesów.

Jak niszowy blog przekuć w biznes?

No i w jaki sposób oni to zrobili? Przede wszystkim, bazując na tym, co już sobie wypracowali przez te lata, przez te lata, kiedy blogosfera była obśmiewana, traktowana niepoważnie, kiedy pisano o blogerach na Pudelku, żeby ludzie się mogli pośmiać, jak to inni zarabiają na nicnierobieniu albo mówią o tym, jak im ciężko się pracuje, mimo że „no przecież blogowanie to nie jest praca”. Także trzeba spojrzeć na to z tej perspektywy, że ludzie pracowali na to latami i oparli się na tym, co sobie wypracowali – bo to są nie tylko takie ogromne nazwiska z wielkimi społecznościami, ale też ludzie z wielkim potencjałem reklamowym, który mogą wykorzystać dla siebie, a nie dla obcej marki. I są w tym gronie tacy, którzy naprawdę rzucą czymkolwiek, a ludzie się pójdą po to zabijać do sklepu albo rzucą się do jego sklepu, zablokować mu serwer i wykończą mu nakład – nie wiem – książki albo jakiegoś innego produktu po dwóch dniach. To są ludzie z taką właśnie mocą, więc jeżeli Tobie się wydaje, że nie możesz się równać na przykład z Olą Budzyńską, z Michałem Szafrańskim, Krzyśkiem Gonciarzem czy z Elizą Wydrych-Strzelecką, no to mam dla Ciebie dobrą i złą wiadomość.

Zła jest taka, że prawdopodobnie masz rację, o czym najdobitniej świadczą – no nie wiem – chociażby statystyki, czyli widzisz, ile procent Ci jeszcze brakuje do tego, żeby mieć ich zasięgi, ich społeczność, ich wielkość i tak dalej, natomiast dobra wiadomość jest taka, że właściwie to wcale nie musisz się z nimi równać! No bo nie musisz być blogerem lifestyle’owym, za którym – nie wiem – małolaty się oglądają na ulicy, nie musisz być osobą z sześciocyfrowymi zasięgami, nie musisz być jakąś tam super medialną postacią, bo to wcale nie jest potrzebne. Nawet z niszowego bloga można zrobić biznes i trzeba tylko mieć pomysł, mieć grupę zainteresowaną tym, co tworzymy, mieć mnóstwo samozaparcia, wiary w to, co się robi i przekonanie takie, że to, co robię, jest dobre, i że wierzę w ten swój produkt, w tę swoją wizję, w to, co chcę stworzyć. I wyobraź sobie, że kiedy na mojej facebookowej grupie Blog Firma – freelancing, blogowanie, zarabianie dyskutowaliśmy o naszych planach na przyszłość taką, nazwijmy to, blogowo-biznesową, to wiele osób pisało, że w ich temacie to na sto procent nie ma absolutnie nic, co można by przekuć w dochodowy biznes online. Że to jest oczywiście taka specyficzna nisza, że no – na pewno nikt takiej sytuacji nie ma! No i tymczasem, po jakiejś takiej burzy mózgów, po pokazaniu jakiejś innej perspektywy, okazywało się, że no – niektórym coś tam się przestawiało w głowie, jakaś tam myśl rodziła się, że zapalały się tam jakieś takie żaróweczki – no wiesz, jak w komiksach! – te żaróweczki takie, które świadczyły o tym, że oto nadeszło olśnienie!

I wiesz co, minęło parę miesięcy, a niektóre z tych osób chwalą mi się, co robią, co zrobiły, na czym zarabiają, z czym ruszyły, co mają w głowie, co już tam zaczęło kiełkować, co już się rozwinęło – tak po prostu, mimo że jeszcze na początku 2019 roku te osoby były takimi zwykłymi blogerami w jakiejś tam swojej niszy, którzy raz na jakiś czas dostali coś w barterze! No to teraz te osoby powoli, powoli zaczynają budować silne społeczności, no, albo nie bójmy się nazwać tego po imieniu – biznesy online! No i to jest po prostu super, że wystarczy jakieś takie świeże spojrzenie na ten temat, porozmawianie z kimś, kto patrzy na to inaczej – dlatego między innymi modne są te wszystkie mastermindy, które tak są promowane. Bo po prostu burza mózgów z innymi ludźmi, czy chociażby z jedną osobą, która ma takie świeże spojrzenie na temat – a najlepiej jeszcze jak ma jakieś doświadczenie w branży – to pomaga! To po prostu pomaga, to dodaje skrzydeł, to pozwala spojrzeć na temat od innej strony i dzięki temu w głowach rodzą się zupełnie nowe pomysły, nowe wizje – i nawet jeżeli komuś jeszcze kilka miesięcy temu wydawało się, że no nie da się zrobić biznesu z tego, o czym ta osoba pisze – no to teraz okazuje się, że ha! No jednak, jednak się da! I nie boję się tego powiedzieć – uważam, że w każdej, absolutnie, totalnie każdej branży można z bloga zrobić biznes!

Oczywiście to zależy dużo od danego człowieka, od jego predyspozycji, czy ma siłę przebicia, czy potrafi się sam dobrze zmotywować, czy ma pomysł, wizję, czy da sobie radę w ogóle z biznesem – bo nie każdy się do tego nadaje. I to jest jedynie kwestia człowieka, to nie jest kwestia niszy – no nie, po prostu… No nie chcę mówić, że jak się chce, to się da, nie, po prostu… No, nie ma wydaje mi się takiego tematu, którego nie dałoby się ugryźć od tej strony – no choćby to była nisza… No bo – nie wiem, czy wiesz, ale funkcjonuje w Polsce na przykład blog maszynista.eu, który poświęcony jest pracy maszynisty i na takim blogu też można zarobić, tworząc coś własnego. Więc skoro Marcin mógł wycisnąć coś z takiego tematu, no to sorry – niezależnie od tego, gdzie jesteś, co robisz, o czym piszesz – Ty też możesz! O ile oczywiście robisz to dobrze, a nie klepiesz jakąś tam lewą poezję na boku, no – umówmy się.

Mam bloga – mam klientów (i nie muszę lepić pierogów!)

Natomiast czy to, co ja robię, można nazwać biznesem online? No, i tak, i nie – bo nie jest to działalność, która przynosiłaby – tak w dużym, bardzo, bardzo dużym uproszczeniu – pasywnego dochodu. To znaczy – to nie jest tak, że zrobiłam coś raz i zarabiam na sprzedaży tej rzeczy. Oczywiście nie bez przyczyny ja tu mówię o uproszczeniu, bo to, że napiszesz książkę, stworzysz kurs, wypuścisz jakiś tam produkt, to jeszcze nie znaczy, że on się sam sprzeda, bo to bardzo by było wygodne, jakby to – cyk, raz, zrobiłem, wydałem, no i niech to się sprzedaje. No, niestety nie. Wypuszczenie produktu wiąże się z całym tym marketingiem dookoła – musisz ten produkt reklamować, musisz go zaprezentować światu, musisz go w ogóle firmować swoją twarzą i nawet – jest prawdą, że on się sprzedaje niezależnie od tego, czy Ty siedzisz przy komputerze, czy leżysz sobie na jakiejś tam zielonej wysepce – ale no, musisz włożyć w to trochę więcej zaangażowania, niż samo stworzenie tego. No i mój biznes – póki co! – wygląda inaczej. No bo owszem, ja działam w przestrzeni online, ale żeby były efekty, żeby był zarobek, to ja muszę pracować pełnoetatowo – z domu, ale pełnoetatowo. Dlatego opowiem krótko, czym ja się zajmuję, bo nie wykluczone, że na przykład jeszcze tego nie wiesz – teraz dowiesz się, dlaczego tak ogromne znaczenie w moim biznesie ma blog i jestem przekonana, że ja bez niego już dawno musiałabym się przerzucić – no nie wiem – na lepienie pierogów. Mamy tutaj w okolicy taką firmę, która ma „zmianę dla mam”, i to jest taka zmiana chyba od 8:00 do 15:00 i podejrzewałam, że latałabym tam, lepić te pierogi, bez tego bloga, no bo nie wiem, w jakim położeniu mogłabym się znaleźć.

Moja działalność to przede wszystkim jest marketing w mediach społecznościowych – to znaczy ja prowadzę profile dla firm na Facebooku, na Instagramie, na Linkedinie, na Pintereście; zajmuję się też transkrypcją nagrań – i to, kurczę, to jest takie fajne, bardzo ciekawe zajęcie, które jeszcze nigdy mnie nie znudziło; wywołuje różne emocje, ale jeszcze nigdy mnie nie znudziło, bo zawsze jest tam coś ciekawego. No, ale jest też faktem, że ja od przyszłego roku będę zatrudniać do tego ludzi – taki przynajmniej jest plan, bo taką główną działką mojej działalności jest copywriting. Ja specjalizuję się w prowadzeniu blogów firmowych, w pisaniu przemówień, w tworzeniu tekstów na strony internetowej, no i innych tego typu rzeczy. No i powiem Ci, że chociaż konkurencja na tym rynku jest naprawdę przeogromna, bo mam wrażenie, że każdemu wydaje się, że może pisać, bo pisanie jest takie łatwe i że za pisanie to sobie można wybudować willę i jeździć pięć razy do roku na Kanary, no to ja – mimo tej konkurencji, mimo tego, że tu się bardzo dużo na tym rynku dzieje – to ja klientów nie szukam. Znaczy – nie w tym sensie, że nie potrzebuję, tylko ja po prostu się za nikim nie uganiam. Bo nie muszę. Nie odpowiadam na miliony ogłoszeń – ja je śledzę, jestem na różnych grupach dla copywriterów czy dla freelancerów, żeby tam wiedzieć, co w trawie piszczy, ale nie odpowiadam na nie. No bo nie muszę – nie potrzebuję, nie mam czasu właściwie. Prawda jest taka, że ja po prostu nie mam czasu! I nie muszę informować co tydzień, że „M-m, akurat przypadkiem mam wolne siły przerobowe, mam wolne terminy, których, no, jeszcze niedawno nie miałem…” i tak dalej, i tak dalej.

A dzieje się tak dlatego, że to klienci znajdują mnie. Ja nie prowadzę jakichś dokładnych statystyk, ale tak oceniając na oko to, jak oni się ze mną kontaktują, no to ponad połowa, jak nie trzy czwarte klientów trafia do mnie z bloga, no i biorą się oni przede wszystkim z wyszukiwarek. Czy z tego, że ktoś na przykład czyta mojego bloga, a potem zakłada biznes, albo już ten biznes ma, albo biznes ma jego mąż, żona, ciocia czy ktoś tam, no i mnie poleca. Część osób wyłapuje mnie w mediach społecznościowych – ja w ogóle jeszcze kiedyś będę opowiadać o tym, skąd brać klientów, bo to też jest ciekawy temat – a część osób, które do mnie trafiają, to jest taki świeży narybek, to są takie osoby, którym ktoś mnie polecił. No i to by było na tyle!

I ja dlatego sobie myślę, że gdyby nie blog, no to ja bym tych klientów nie miała – tymczasem z jednej strony on tak dosyć dobrze pozycjonuje moją stronę firmową, a z drugiej – jest moim najlepszym portfolio. Jest najlepszym dowodem na to, że ja naprawdę lubię pisać, ja piszę na co dzień i ja z tego pisania po prostu żyję. Bo to, że ja sobie tam skrupulatnie liczę teksty, ile tych tekstów napisałam, i tam jest taki licznik na stronie, no to nie zawsze może każdemu coś powiedzieć, natomiast dowody w postaci tekstów są i one właśnie przyciągają do mnie tych klientów. No a poza tym, gdyby nie blog, to ja myślę sobie, że po tych paru latach, czy parunastu – nie wiem jak to liczyć – po tych wszystkich latach na takiej rasowej freelancerce, czyli na umowach o dzieło czy umowach zlecenie, ja nie miałabym odwagi założyć sobie firmy, bo ja ten krok podjęłam dopiero wówczas, gdy wiedziałam, że mam klientów, którzy zapewniają mi utrzymanie tej firmy. A stali klienci moi to są właśnie ci, którzy się wzięli z bloga! Mam paru takich klientów „na stałe”, którzy są moim – wiadomo, że nie pewnym na sto procent źródłem dochodu, bo oni w każdej chwili mogą zamknąć swoje biznesy, mogą ze mnie zrezygnować, mogą – nie wiem – wylecieć w kosmos i tak dalej, tak? Natomiast oni dali mi siłę, dali mi wiarę w to, żeby założyć firmę, bo no niestety – firma nie kosztuje u nas tanio (to znaczy prowadzenie firmy nie jest jakąś tam tanią zabawą) – ale dzięki nim miałam tę wiarę, miałam odwagę, no i zrobiłam to.

A wszystko zaczęło się od bloga o książkach…

Mogę Ci opowiedzieć o takim jednym przykładzie, od którego wiele zależało i to jest to, że ja prowadzę marketing w grupie wydawniczej. I to jest taka śmieszna historia, bo zaczęło się od tego, że prowadziłam bloga książkowego – to jest cały czas ten sam blog, który ja teraz prowadzę, ale on dawniej opierał się tylko na książkach. No i dziewięć lat temu dostałam propozycję recenzowania książek. Za barter. No to w ogóle był szał ciał, bo wtedy w ogóle nie wiedziałam, jak zakładałam bloga, że istnieje coś takiego, jak współprace blogerskie, no ale nawiązałam tę współpracę. Kilka lat później – ja wówczas studiowałam polonistykę – dostałam propozycję bycia korektorem w tym wydawnictwie. I to już w ogóle było już kosmicznie ciekawe, bo było takim levelem wyżej, jeżeli chodzi o to, co ja robię, ile zarabiam, i tak dalej, i tak dalej. I co jest ciekawe – w tym czasie ja dostałam też inną propozycję, z wydawnictwa z Częstochowy, które okazało się (ja mieszkam w Częstochowie, więc dlatego podkreślam, skąd to było) – czyli to było wydawnictwo z mojego, w ogóle z mojego osiedla, więc miałabym bardzo blisko do pracy, ale mi się coś tak nie podobało w tych ludziach. No i przyjęłam tę propozycję robienia korekty i to się dobrze złożyło, bo to lokalne wydawnictwo bardzo źle traktowało pracowników, tam była niefajna atmosfera, problemy z płatnościami, i tak dalej – wiem to, bo paru moich znajomych jednak poszło tam pracować. Słabo.

Kilka lat później, kiedy urodziłam córkę, dostałam propozycję od tego właśnie samego wydawnictwa, w którym najpierw recenzowałam książki, w którym później robiłam korektę, żebym zajęła się tam sprawami marketingowymi. I co jest ciekawe – ja w tamtym czasie znów miałam inną propozycję, i to była propozycja, powiem Ci, taka… No nie chcę mówić, że była dużo lepiej płatna, ale moim zdaniem była to taka branża bardziej dochodowa, bardziej elitarna, bym to nazwała… No nie wiem, no w każdym razie to była taka mega poważna propozycja i ja jej nie przyjęłam… Zdecydowałam się na robienie tego marketingu w wydawnictwie – no i to był pamiętam koniec sierpnia, przychodzi luty, czyli jest ten czas rozliczania się z ludźmi, i ja dla tej firmy, której propozycji nie przyjęłam, zrobiłam kilka zleceń copywriterskich. No i oni mi zapłacili tam nawet jakoś w terminie, ale nie wysłali mi PIT-u. Z tego się wzięła cała historia, że ja się dowiedziałam, że ten człowiek, z którym ja się spotkałam w ogóle osobiście, to jakiś taki człowiek-widmo, figura z kilkunastoma spółkami na koncie, figura, której nie ma i nikt nie wie, gdzie ten człowiek jest i – w ogóle jakieś tam przeboje z urzędem skarbowym przez ten brak PIT-u, i tak dalej, i tak dalej. Ale ja sobie od tamtego momentu mówię, że – no ktoś w tym wydawnictwie, no to jest konkretna osoba, bo to jest prezes – ktoś w tym wydawnictwie nade mną sobie czuwa i jest takim moim aniołem stróżem, że dwa razy proponował mi coś, czego ja nie musiałam przyjmować, a na co ja się zgodziłam i co mnie w jakiś tam sposób uratowało.

No i wiecie, to jest taka fajna historia, która zaczęła się właśnie od bloga – tak jak większość tych moich współprac, bo ja obecnie współpracuję z kilkoma dużymi markami, dla których ogarniam właśnie marketing, ewentualnie kwestie związane z pisaniem, no i każda z nich – no co do jednej! – trafiła do mnie podobną drogą: znalazła bloga, napisała, podpisała umowę na stałe i bach! – jesteśmy! Dlatego jak widać, ten swój zawodowy sukces w dużej mierze zawdzięczam właśnie blogowi. 

Ale, ale! Ja tak na tym jednak nie zakończę, bo akurat pracuję nad książką i będzie ona miała związek właśnie z tą moją działalnością firmowo-blogową i myślę sobie, że to jest taki kolejny puzzel w całej tej układance, która jest najlepszym dowodem na to, że blogowanie i biznes się ze sobą łączą, no a moim zdaniem – przynajmniej w moim przypadku – są totalnie nierozerwalne. Dlatego możesz, tak jak ja, czerpać korzyści z tego, że blog jest Twoim portfolio, bo można tak to nazwać; możesz pójść w klasykę, czyli w te wszystkie współprace z markami, bo to dalej się doskonale kręci, to nie jest tak, że ten nowy trend na tworzenie własnych produktów wypchnął trend na współpracę z markami – nie, to się ma świetnie, więc możesz w ten sposób spieniężać swojego bloga, ale możesz też rozwinąć bloga w taki pełnowymiarowy biznes online. Bo są ludzie, którzy to robią i to się da zrobić!

Jak przejść od bloga do własnego biznesu?

I oni to robią na różne sposoby – bo są książki, wydają książki – są to książki papierowe i są to e-booki, audiobooki nawet. Tworzą szkolenia online, wyzwania wszelkiego rodzaju – czy to na grupach facebookowych, czy to gdzieś na swoich stronach – za wyzwania też można płacić. Wszelkiego rodzaju produkty fizyczne są tutaj też bardzo popularne – od kubków po notesy, przez koszulki po… Wszystko, dosłownie wszystko! Płatne webinary czy też równe warsztaty stacjonarne… Tak naprawdę taką kreatywnością biznesową to oni mogą Ciebie, mnie, wszystkich – po prostu powalić na łopatki. Bo na przykład – nie wiem, czy wiesz – ale można zarabiać także na prowadzeniu szkoleń za pomocą Instastories albo na sprzedawaniu jakichś gotowych szablonów z Excela, czy nawet z aplikacji typu Trello – to jest taka jedna z moich ulubionych aplikacji do zarządzania zadaniami. Albo nawet można zarabiać na wysyłaniu codziennych maili z porcją słówek do nauczenia – to nie jest jakieś skomplikowane logistycznie, a jednak można coś takiego zorganizować i na tym zarabiać. Wszystko jest kwestią wyobraźni, naszych możliwości, umiejętności, predyspozycji, i tak dalej, i tak dalej. Także mam do Ciebie pytanie – jaki jest Twój plan na biznes, jeżeli blogujesz, hm? 

Chyba, że patrzysz na to z tej drugiej perspektywy, nie blogera, który chce robić biznes, tylko przedsiębiorcy, który zastanawia się nad blogowaniem – mam taki wpis u siebie na blogu, pod adresem klaudynamaciag.pl/blogifirmowe i ja tam podaję sześć powodów, dla których warto prowadzić blog firmowy. No, chyba, że nie masz ochoty robić tego samodzielnie… No to tam wiesz – wiesz, gdzie mnie szukać.

A jeżeli jesteś jedną z tych osób, która zastanawia się nad tym, czy bloga da się zamienić w biznes, no to ja myślę, że masz już swoją odpowiedź – wystarczy po prostu mieć plan, mieć pomysł, mieć jakieś tam możliwości, uwierzyć w siebie troszeczkę i zacząć po prostu działać. Bo najgorsze jest to siedzenie na tyłku – jak mi ktoś mówi, że „Tak, miałem zacząć robić to, ale w międzyczasie zrobiło to dwadzieścia innych osób…”, no to problem bierze się z tego nie, że te osoby to zrobiły w międzyczasie, tylko z tego, że nie ruszyłeś tyłka do tego, żeby się tym zająć! Więc jak masz pomysł, to go realizuj, jak masz plan, to go wdrażaj, jak masz cel – no to do niego dąż, zamiast siedzieć i płakać, biadolić, czekać, aż znowu inni Cię wyprzedzą!

Bardzo Ci dziękuję za wysłuchanie tego podcastu! To dopiero drugi odcinek, ale powoli się rozkręcamy i będziemy się widzieć – słyszeć! – co dwa tygodnie w czwartek. Przynajmniej na razie, bo kto wie – może jak będę miała trochę mniej pracy (ale chyba tego sobie nie życzę!), to będę miała czas nagrywać co tydzień? Bo to byłby taki bardzo, bardzo fajny tryb, że jest czwartek i Ty wiesz, że wtedy Klaudyna Ci będzie brzdąkać do ucha. Dzięki za wysłuchanie, zapraszam na moją stronę klaudynamaciag.pl, na fanpage’a, na Instagrama, na Twittera, na Pinteresta – wszędzie zapraszam, także na grupę dla blogerów, freelancerów, dla osób, które myślą o zamienieniu bloga w biznes i biznesu w bloga, albo jakoś tak… Dzięki!

 

Spodobał Ci się ten wpis? Polub mój fanpage na Facebooku:

 

10 komentarzy

  1. Bo to i takie czasy, że blogi mają (nie wiem czy zauważyłaś) nawet firmy remontowe, bo dzisiaj to jedna z podstaw, która przyciaga klientów.
    Bardzo możliwe, że rzeczywiście gdyby nie konsekwencja, rzetelność i styl w jakim prowadzisz ten blog, to pewnych klientów nie miałabyś, bo zwyczajnie by do Ciebie nie dotarli. Zatem – sukces! Warto, warto, warto! Co oczywiście wcale nie znaczy, że będzie zawsze łatwo 🙂

  2. W dzisiejszych realiach blogi są ważne. Niedawno wieszczono im rychły koniec, tymczasem w pandemicznej rzeczywistości wróciły z pełną mocą

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *