Anty-Top 10: ranking porzuconych seriali
O serialach wspominam często, ponieważ lubię w luźniejszych chwilach umilać sobie nimi czas. Zapoznałam się z wieloma mniej lub bardziej popularnymi produkcjami, niektóre oglądam do dziś, inne – te zakończone – wspominam z odrobiną sentymentu. Są też takie, które bez żalu porzuciłam w trakcie oglądania. I to przed nimi chciałabym Was dzisiaj przestrzec. Myślę, że jest tyle wartych uwagi książek, filmów, programów i innych seriali, że po prostu na niektóre nie warto marnować życia. Oto przed Wami dziesięć przykładów…
Polski tytuł: Słodkie kłamstewka
Opis: Serial opowiada o grupce nastolatek. Pewnego dnia jedna z nich ginie w niewyjaśnionych okolicznościach. Po roku reszta dziewczyn zaczyna dostawać dziwne wiadomości. Okazuje się, że dziewczyny ukrywają pewną tajemnicę…
W tym miesiącu wystartował piąty sezon serii, którą twórcy zamierzają ciągnąć jeszcze przez minimum rok. Licząc na zamknięcie wszystkich wątków, z bólem śledziłam jeszcze sezon czwarty, jednakże poziom absurdu i głupoty osiągnął w tej produkcji apogeum, co skłoniło mnie do tego, by najnowszych odcinków już nie oglądać. O ile serię książkową postaram się jeszcze przetrawić do końca, o tyle serial jest u mnie póki co spalony. I wiem, że nie jestem w tym odosobniona – wielu fanów produkcji ma już dość rozwlekania nudnych wątków na siłę…
Polski tytuł: Nastoletni Wilkołak
Opis: Scott McCall jest zwykłym uczniem, który niczym się nie wyróżnia. Ma lekko zwariowanego przyjaciela Stilesa i wydaje się, że więcej mu tak naprawdę nie potrzeba. Pewnego dnia, Scott za sprawą ataku w lesie zmienia się – staje się popularny, wysportowany…. nikt jednak nie wie, że za tym wszystkim kryje się mroczna tajemnica.
Jak bardzo sztuczny i drętwy jest to serial, pokazuje już widoczny obok plakat. Nienaturalni bohaterowie, marna obsada aktorska, słaba i przesadnie naciągana fabuła, mało porywający klimat – wszystko to składa się na obraz najprawdziwszej nędzy i miernoty. Jedynymi mocnymi punktami programu są: postać Stilesa oraz ciekawy, mroczny wizerunek wilkołaków. Nic więcej.
Opis: Akcja serialu została osadzona w realiach współczesnej Warszawy. Wątek fabularny obraca się wokół spraw kryminalnych, z jakimi reżyser Patryk Vega, współtwórca dokumentalnych cykli telewizyjnych „Prawdziwe psy” i „Taśmy grozy”, zetknął się podczas przygotowywania dokumentacji . Zaczerpnięty z życia pomysł na scenariusz najpierw znalazł odzwierciedlenie w kinowym filmie „Pitbull”, którego premiera odbyła się wiosną 2005 r. Na bazie kinowej wersji służbowych i życiowych perypetii warszawskich policjantów z wydziału zabójstw, zrealizowano serial telewizyjny, rozbudowując pewne wątki.
Ta produkcja nie jest zła – wiernie oddano w niej klimat rodzimego światka przestępczego, obsada okazała się trafiona w dziesiątkę, scenariusz naprawdę dobry. Jednak z czasem poziom znacznie się obniżył, dynamika akcji spadła, nuda zaczęła wylewać się ze wszystkich stron. Dlatego zaprzestałam oglądania PitBulla, choć nie wykluczam, że jeszcze kiedyś do niego wrócę.
Polski tytuł: Dr House
Opis: Doktor Gregory House (Hugh Laurie) ma kiepskie podejście do pacjentów. Najchętniej nie miałby go wcale – nie lubi rozmawiać z pacjentami i unika tego za wszelką cenę. Jest leniwy, brutalnie szczery, niegrzeczny i uzależniony od środków przeciwbólowych. Dr House jest równocześnie znakomitym, światowej klasy diagnostą. Jego niekonwencjonalne podejście, bezbłędny instynkt i potrzeba rozwiązywania najbardziej skomplikowanych zagadek medycznych sprawia, że skierowane do niego zostają przypadki, z którymi inni lekarze nie mogą sobie poradzić.
Uwielbiam postać Gregory’ego House’a i z wielką przyjemnością śledziłam jego poczynania przez jakieś pięć czy sześć sezonów, ale z czasem zderzyłam się ze sporym znużeniem, które całkowicie zniechęciło mnie do wszelakich produkcji medycznych. W pewnym momencie już sama mogłam stawiać diagnozy bohaterom, ponieważ pewne motywy i objawy zaczęły się boleśnie powtarzać. I nawet bogate życie osobiste House’a nie pomogło – bez żalu pożegnałam się więc z nim i z jego ekipą.
Opis: Serial opowiada o życiu Jane Quimby (Erica Dasher) nastolatki, która przez pomyłkę została wzięta za dorosłą, dzięki czemu dostała wymarzoną pracę w świecie mody, pracując dla słynnej projektantki Grey Chandler Murray (Andie MacDowell). Jane prowadzi teraz podwójne życie: jedno w liceum, a drugie w świecie mody. Na szczęście dziewczyna zawsze może liczyć na swojego najlepszego przyjaciela, Billy’ego (Nick Roux).
Choć nakręcono jedynie 18 odcinków Jane by Design i tak nie dotrwałam do końca jedynego sezonu. Jednak w przeciwieństwie do pozostałych propozycji z listy – tej produkcji dam jeszcze kiedyś szansę. Ujmuje ona wielobarwnością, ciekawymi postaciami i niepowtarzalnym klimatem. Zniechęciła mnie jednak wysokim poziomem odrealnienia, a akurat w tamtym czasie szukałam jak najbardziej życiowej i prawdziwej historii (i znalazłam! Wciąż polecam Switched at birth).
Polski tytuł: Piękna i bestia
Opis: Catherine Chandler (Kristin Kreuk) jest mądrą i uczciwą panią detektyw z wydziału zabójstw. Matka Catherine została zamordowana przez dwóch uzbrojonych bandytów, kiedy była nastolatką. Chcieli zabić również Catherine, lecz ktoś lub coś uratowało ją. Z upływem czasu Catherine stała się silną policjantką, mającą utalentowaną partnerkę – Tess O’Malley (Nina Lisandrello). Podczas śledztwa w sprawie morderstwa, Catherine odkrywa, że lekarz o nazwisku Vincent Keller (Jay Ryan) uratował ją wiele lat temu. Vincent ukrywał się przez ostatnie 10 lat, strzegąc swojego sekretu: gdy jest zły, zamienia się w przerażającą bestię i nie potrafi zapanować nad swoją siłą i wyostrzonymi zmysłami.
Zmarnowałam na niego trochę czasu, ponieważ dawałam mu szansę przez pół pierwszego sezonu. Nie było jednak warto. Dość oklepana fabuła, drętwi bohaterowie, zero klimatu i nowego pomysłu. Odgrzewany kotlet, jakich wiele, w dodatku o mocno tendencyjnym tytule.
Polski tytuł: Zbuntowany anioł
Opis: Główną bohaterką tej telenoweli jest Milagros. Jest sierotą wychowywaną w klasztorze. Jej matka zmarła przy porodzie. Pozostawiła córce medalik z wizerunkiem Matki Boskiej. Kiedy Milagros kończy 18 lat zostaje zatrudniona w bogatej rodzinie Di Carlo jako służąca. Po pewnym czasie okazuje się, że Federico – głowa rodziny Di Carlo jest ojcem Milagros. Przed laty był zakochany w Rosario, która była służącą w domu jego ojca. Niestety Federico musiał poślubić dziedziczkę fortuny – Luizę, zostawiając tym samym swoją miłość. O wszystkim wiedzieli tylko Federico i ojciec Manuel. Federico ma zamiar zostać deputowanym, i ze względu na to nie przyznaje się do swojej córki, gdyż jest zdania, że to mogłoby zniszczyć jego karierę polityczną. Opiekunką Milagros staje się matka Federica – Angelina. Poszukuje ona swojego wnuka, a jest nią Milagros. Angelina bardzo przywiązuje się do niej. Milagros zakochana jest w Ivie. Jednak cierpi ponieważ u jego boku widzi coraz to nowe kobiety.
Całkiem niedawno polska telewizja postanowiła wskrzesić jedną z najpopularniejszych telenowel lat dziewięćdziesiątych. Ponieważ lubiłam ją jako małolata, pomyślałam, że miło będzie odświeżyć sobie pamięć i przywołać dawne wspomnienia. Niestety, próby czasu Zbuntowany anioł nie przetrwał. Musiałabym być znów bardzo młoda, bardzo głupiutka i bardzo naiwna, by ekscytować się tym światem. Dziś denerwuje mnie tu wszystko – relacje bohaterów, dialogi, fabuła, ogólny przekaz. Tylko na Natalię Oreiro zawsze miło popatrzeć…
Polski tytuł: Czysta krew
Opis: Umiejąca czytać w myślach Sookie Stackhouse lubi przebywać wśród wampirów, jako że ich myśli są dla niej nieczytelne. Razem ze swoim bratem Jasonem była wychowana przez babcię, po śmierci rodziców w powodzi. Sookie stara się zachować swoje zdolności telepatyczne w tajemnicy. Własne sekrety ma także Sam Merlotte, właściciel baru, w którym Sookie pracuje jako barmanka.
Uwielbiam klimat tego serialu i fakt, że wampiry przedstawione są w nim jak bestie, a nie jak maskotki. Kocham Erica Northmana (w czasach studenckich sprawiłam sobie nawet koszulkę z jego podobizną, opatrzoną hasłem I wanna do bad things with you) i wiem, że choćby dla niego warto rzucić czasem okiem na True Blood. Jednak idiotyczna fabuła, ogrom denerwujących postaci i irytujące rozciąganie wątków na siłę skutecznie zniechęciły mnie do śledzenia tej produkcji. Dobrze, że pojawiła się już wizja końca prac nad tym serialem. Najwyższa pora.
Opis: Spin-off Pretty Little Liars. Piątka nieznajomych zostaje połączona przez śmiertelną klątwę, która nęka tytułowe miasteczko od pokoleń.
Dobrze się zaczęło. Miałam nadzieję, że będzie to poważna, klimatyczna produkcja. Z czasem przekonałam się jednak, że Ravenswood drastycznie obniża poziom, sięga granic absurdu i nie oferuje absolutnie nic wartościowego. Nie interesuje mnie nawet, jak skończyła się ta historia. Żałuję jedynie, że w ogóle ją poznałam.
Polski tytuł: Przyjaciele
Opis: Serial o grupie sześciorga przyjaciół, którzy mieszkają w Nowym Jorku. Monica Geller (Courteney Cox) jest szefową kuchni i mieszka w Green Village wraz ze swoją przyjaciółką z dzieciństwa Rachel Green (Jennifer Aniston), rozpieszczoną dziewczyną, która porzuciła przyszłego męża przed ołtarzem i postanowiła rozpocząć nowe, samodzielne życie. Naprzeciwko mieszkania Moniki i Rachel mieszkają Chandler Bing (Matthew Perry), pracownik firmy zajmującej się przetwarzaniem danych o dużym poczuciu humoru oraz Joey Tribbiani (Matt LeBlanc), niezbyt inteligenty, bezrobotny aktor. Phoebe Buffay (Lisa Kudrow), była współlokatorka Moniki, pracuje jako masażystka. Ross, brat Moniki (David Schwimmer), jest paleontologiem, którego porzuciła żona dla innej kobiety. Cała szóstka spędza razem wolny czas w kawiarence Central Perk lub w jednym z mieszkań i wplątuje się w różne zabawne sytuacje życiowe.
Wiem, że narażam się milionom fanów tej produkcji, ale choć próbowałam Przyjaciołom dać kolejną szansę, absolutnie nie potrafię zrozumieć fenomenu tego tytułu. To chyba najbardziej przereklamowany serial, jaki znam – nudny, nieśmieszny, nieciekawy, zniechęcający. 239 odcinków – współczuję tym, którzy porwali się na obejrzenie ich.
* * *
Z którymi typami zgadzacie się, a z którymi nie?
Jak przedstawiałby się Wasz anty-ranking?
Zgadzam się w prawie 100% z Twoim zestawieniem, z tą różnicą, że wciąż trwam u boku PLL, jakimś cudem mam jeszcze siłę oglądać ten serial, choć i on powoli zaczyna mnie bardzo mocno denerwować. 🙂 Nie wszystkie seriale z tego zestawienia widziałam (Jane By Design, Ravenswood, PitBull, Beauty and the Beast i True Blood), ale z resztą się zgadzam.
Teen Wolf to chyba największa masakra, wczoraj pisałam notkę o tym serialu. Dla mnie jedynym pozytywem jest postać Stilesa, ale za to wizerunek wilkołaków jest po prostu tragiczny! Aż strach na nich patrzeć, charakteryzacja jest po prostu… obleśna, nic poza tym. Poza tym również nie rozumiem fenomenu Przyjaciół, próbowałam dać szansę temu tytułowi nie raz, nie dwa, ale za nic nie mogłam się do niego przekonać. Podpisuję się zatem pod Twoimi słowami, że jest on przereklamowany, nudny, nieśmieszny i nieciekawy. W ogóle mnie nie zainteresował. House'a też nie obejrzałam w całości.
W moim rankingu znalazłaby się na pewno Plotkara, 3 razy próbowałam obejrzeć 1 odcinek, ale wytrzymałam tylko 15 minut. Za nic nie potrafiłam się nim zainteresować. Dodałabym także Pamiętniki Wampirów (porzuciłam ten serial w połowie 3 sezonu), Glee (jakoś początek 3 sezonu), Skins (najgorszy serial zaraz po Teen Wolf), The Secret Circle (ten serial i tak został anulowany) oraz 90210.
Z pozostałych Twoich typów nie znam Skinsów, ale kiedyś ktoś mi polecał i przymierzałam się do oglądania. '90210' dokończyłam w chorobie, choć uważam, że był nudny, denny i w ogóle niezwiązany z oryginalną wersją. 'Glee' porzuciłam po kilku minutach, 'Pamiętników wampirów' nie lubię, ale mąż ogląda, więc mu towarzyszę [to samo tyczy się 'The Originals']. TSC chyba obejrzałam do końca – na szczęście szybko go przerwali 🙂 'Plotkarę' lubiłam tylko momentami, ale dotrwałam do końca, choć im dalej w las, tym gorzej – każdy kolejny sezon zniechęcał coraz bardziej.
Glee to świetny serial! Później rzeczywiście trochę traci klimat, ale pierwsze 3 sezony świetne. Nie zrażaj się pierwszym odcinkiem – później jest tylko lepiej 😉
Hmm… zastanawiam się również na odcięciem się od Słodkich kłamstewek. Choć serial mnie irytuje to nie mam pojęcia dlaczego wciąż go oglądam. Również bez żalu porzuciłam Doktora Housa, który zrobił się już nudny. Jednak dziwi mnie Twój wybór Zbuntowanego anioła 🙂 To serial czasów gimnazjum i z przyjemnością obejrzałabym go jeszcze raz z wielkim sentymentem 🙂
Pozdrawiam.
PLL dawno temu przestałam oglądać i nie wiem czy do niego wrócę… W wakacje pewnie tak. Ogólnie jestem strasznie do tyłu ze wszystkimi serialami… Switched at Birth również uwielbiam! A Przyjaciół i Hausa oglądam bardzo okazjonalnie 😉
Większości z tych seriali nawet nie widziałam. PLL oglądam dalej, Ravenswood też obejrzałam wszystkie odcinki (czyli te kilka które wyprodukowali), a z całej listy zgadzam się z tym, co napisałaś o House M.D.
Za to o True Blood mogę powiedzieć jedno – żałuję, że w ogóle zapoznałam się z tą produkcją 😉
I jakoś w ogóle nie mam teraz czasu na seriale. Oglądam jeden i jakoś nawet nie miałabym chyba z czego stworzyć takiej listy 😉
Preatty little lairs – przerwałam w połowie pierwszego sezonu (kiedy było to premierą). Nie wciągnęła mnie fabuła, choć fakt że serial dotrwał do 5 sprawia, ze może nie dałam temu serialowi za wiele Teen Wolf -nawet nie zaczęłam. Zbyt "nastoletni"
House – dotrwałam do końca, ale tylko dlatego, że cały serial oglądałam w mega maratonie. Gdybym pewnie miała oglądać z tygodnia na tydzień może bym nie dotrwała
Jane by disagne – zaczęłam oglądać w momencie premiery. Obejrzałam ze dwa trzy odcinki i czekałam jak długo serial pociągnie. Gdy się okazało, ze nie przetrwał sezonu darowałam sobie na dobre.
Beauty and the beast- po obejrzeniu pilota darowałam sobie. bestia mało w stylu bestii, mało oryginalne.
True Blood powinno się skończyć perę sezonów temu., ale wiernie oglądam, bo wiadomo, że to już koniec (na szczęście).
Przyjaciele- serio?? obgadam w kółko 😀 i mi się to nie nudzi.
Zdziwiłaś mnie z tymi Przyjaciółmi, bo ja 2 lata temu zakochałam się w tym serialu 🙂 Podobnie mam z Teen Wolfem – pierwszy sezon myślałam – o matko jakie to jest złe, ale później robi się z tego na prawdę przyzwoity serial (no może po za wątkiem "jaszczurzego" Jacksona). Ciekawa jestem do którego momentu oglądałaś.
PLL cały czas męczę, sama nie wiem czemu, chyba z przyzwyczajenia. Co raz częściej oglądam jednocześnie czytając gazetę lub sprzątając. Housa uwielbiałam na początku, ale też nie dotrwałam do końca. True Blood zrobiło się groteskowo śmieszne, ale obejrzę, bo w końcu to ostatni sezon. Zbuntowanego anioła, czy jakiejkolwiek telenoweli już na pewno bym nie obejrzała, nie ten wiek 😉 Reszty nie widziałam i nie zamierzam.
Ja pożegnałam się z Glee, który de facto miał tylko jeden dobry sezon (pierwszy), Vampire Diaries, którego nie dało się oglądać.
Skins polecam, ale tylko pierwszą generację, dalej nie warto. To samo z Misfits.
PLL- serial porzucony już w pierwszy sezonie, z ksiązkami dociągnęłam do 5 części i juz nie mogłam. Po prostu nie dla mnie, nudziło mnie straszliwie.
Teen Wolf – wytrwałam cały pierwszy sezon, drugiego już nie ośmielę się tknąć, takie to plastikowe, że aż dziw bierze, że i tak tyle wytrwałam.
Reszty nie znam, ale Housa mam ochotę obejrzeć już od dawna, pojedyncze odcinki, które widziałam w TV bardzo mnie ciekawiły, jednak pewnie po paru sezonach już mi się znudzi, tak jak Tobie.
Z wymienionych przez Ciebie seriali oglądałam tylko dwa: "Przyjaciół" i "Dr House'a" i są to jedne z nielicznych seriali, które obejrzałam od pierwszego do ostatniego odcinka. Do "Przyjaciół" czasami wracam, wybierając jakiś odcinek na chybił trafił i zawsze się dobrze bawię. "Dr House" w pewnym momencie mi się nieco przejadł (zmienił się w zabawę: uzasadnij, dlaczego to nie jest sarkoidoza), ale później do niego wróciłam i resztę obejrzałam z przyjemnością. 🙂
Na pewno zrobię także swój ranking.
Też uwielbiam Dr House'a, ale już ostatniego, zdaje się 8 sezonu już nie oglądałam w ogóle. Wszystko jest dobre i trzyma poziom, ale do czasu ;))
"Przyjaciół" kocham, całą serię obejrzałam 3 razy i na pewno jeszcze wrócę! "PLL" oglądam nadal, bo jestem ciekawa, jak to wszystko się skończy, choć fakt, że podobnie jak w przypadku "Plotkary" twórcy mocno przesadzają. "House'a" uwielbiałam pierwsze sezony, ale gdzieś w okolicy 5-go sezonu przestałam oglądać… Widziałam jednak odcinek finałowy i nie był taki zły.
True blood też porzuciłam, jakoś przestał mnie ciekawić i te dziwne odniesienia do religii mnie wkurzały. Na pewno do niego nie wrócę. House'a obejrzałam do końca, ale z długimi przerwami – do końca był dobry, ale nie w dużej dawce naraz.
Sama mówiłam sobie, że do piątego sezonu PLL nie wrócę, ale chciałam wiedzieć czy Ezra będzie żył. Jak na razie stanęłam na pierwszym odcinku i nie zapowiada się, abym poszła dalej. Już mam dosyć wszystkiego, co dotyczy głupiutkich dziewczyn i Alison. House oglądałam do połowy siódmego sezonu, a potem zaczął się nawał nauki w szkole i jakoś zapomniałam o kolejnych odcinkach. Do tej pory nie wróciłam do niego. "Jane by designe" mam tak, że obejrzałam dziewięć odcinków, a potem nagle przestałam. Bohaterka wydała mi się nudna i w ogóle zakłamana. Oszukiwała dosłownie wszystkich. "Piękną i bestię" lubię i jakoś nie zapowiada się, żebym zostawiła Cat i Vincenta. To chyba ten nowojorski klimat na mnie działa 🙂 A "Zbuntowanego…" miło wspominam z młodości, więc teraz już nie mam zamiaru do niego wracać. I tak wiem jak się skończy :(( Innych seriali chyba nie oglądałam, a jak mam je na liście "Do obejrzenia" to już wiem, aby zrezygnować xD
Przyznam, że po część z nich miałam zamiar sięgnąć, ale teraz to nie wiem…
House obejrzałam całego. Szału nie ma, ale że byl na podstawie Holmesa to musiałam zobaczyć.
Reszty nie widziałam (pomijając jakieś pojedyncze odcinki przyjaciół). Miałam zamiar zapoznać się z Wolfem i PLL, ale chyba nie będę się spieszyć
Uwielbiam PRZYJACIÓŁ.Reszta tytułów jest mi zupełnie obca. Może jest tak dla tego, że rzadko oglądam tv (filmy, seriale). A poza tym, mam kruchą pamięć , co do godziny nadawania seriali. Więc przegapiłabym na bank emisje kolejnego odcinka.
"House M.D." i "Friends" to absolutnie moi faworyci serialowi (obok "Desperate Housewives")! "House'a" obejrzałam wszystkie sezony po 2 razy, a "Przyjaciół" właśnie zaczynam po raz drugi oglądac od początku 😉 Seria o doktorku według mnie jest piekielnie inteligentna, niebanalna i każdy sezon trzyma poziom, a sitcom o szóstce przyjaciół to klasa sama w sobie – świetni bohaterowie (z Chandlerem na czele), doskonały humor, ja jestem zdecydowanie ich fanką!
A jeśli chodzi o te, które mnie zawiodły to teraz przypominam sobie tylko "90210', po prostu porażka. O, i jeszcze "Pamiętniki wampirów'. Zmęczyło mnie to, że cały czas każdy tworzy jakąś intrygę z każdym po to żeby w następnym odcinku Ci, którzy knuli coś razem stali się nagle wrogami i tak w kółko.
Muszę się zgodzić z większością twoich tytułów. Do Teen Wolfa zwątpiłam już po pierwszym odcinku (dobra, nie powinnam po jednym, ale to oglądanie to było tylko takie "wtf" i "facepalm" że tak powiem xD). PLL… niby mam w planach oglądać dalej, ale to tylko została mi jakaś nutka ciekawości kto jest tak naprawdę A, bo tak to cały serial mnie nudzi. Miałam też to samo co ty z Doctorem House'm, Revenwood czy True Blood. Z własnej listy serialowej dorzuciłabym jeszcze Grey's Anatomy – kiedyś mój ulubiony serial, teraz nie dość że jest coraz mniej "starych" bohaterów, których uwielbiałam, to jeszcze coraz nudniej. Powinni wiedzieć kiedy powiedzieć dość, ale nie… 10 sezonów to wciąż mało :/ Poza tym Glee – to samo. Zmienili obsadę, nie polubiłam jej i zaczął mnie serial nudzić. Pamiętniki Wampirów – zwątpiłam gdzieś na początku trzeciego sezonu i jeszcze 90210 oraz Pamiętniki Carrie. Wszystkie te seriale przestałam jakiś czas (lub dawno) temu oglądać i nie wiem czy kiedykolwiek do nich wrócę.
Spośród tych o której piszesz, oglądałam tylko PLL i – hurra, dzisiaj nowy sezon! – True Blood. Ach, no i "Zbuntowanego…" lata temu i ostatnio, ale w ostatnich tygodniach w porze jego emisji jestem z dzieckiem na spacerze, więc omijam. Pozostałych nie, bo to raczej produkcje dla nastolatków (pomijając House'a), a z takich chyba już wyrosłam. Natomiast z seriali o których nie wspomniałaś, porzuciłam "Fringe" przy ostatnim sezonie oraz "Touch" na sezonie drugim.
Wiekszości seriali z Twojej listy nie oglądałam, a nawet nie miałam w planach. Jako mała dziewczynka obejrzałam wszystkie odcinki Zbuntowanego Anioła i byłam wielka fanką Milagros. Jeśli chodzi o Przyjaciół, to obejrzałam kilka przypadkowych odcinków, które akurat leciały gdzieś w YV. Natomiast uwielbiam House'a, chociaż czasami mnie męczył swoim schematem. Zamiarzam rozpocząć swoją przygodę z The Orginals i tyle. Skończyłam Angela, czekam na kolejny sezon Pamiętników Wampirów (chociaż mogłoby już nie być dalszych sezonów) oraz American Horror Story. Teraz muszę nadrobic Grey's Anatomy. Raczej nie porzucam seriali, mam tendencję do kończenia ich, zwłaszcza, że nie jestem ich maniaczką i staram się ogladać maksymalnie trzy w danym czasie. 🙂
Ja nie robie takich rankingów i w zasadzie tak w pelni znam z Twjej listy serial Zbuntowany Anioł i bardzo go lubie i choc aktualnie go nie ogladam (ogladalam go kilka lat temu) to pewnie nie spodałby mi się teraz tak jak wtedy…bo z pewnych seriali się po prostu wyrasta…ale Natalię nadal lubię :), przyjaciol kiedys ogladalam ale jakos mnie juz nie bawi….co do Pretty Little Liars to serialu nie znam , ale przeczytalam pierwsze 4 tomy ksiązki…czy przeczytam koeljen? czas pokaze…
Teen Wolf w którym momencie porzuciłaś?
Na początku drugiego sezonu. Czasem w TV trafiałam też na późniejsze pojedyncze odcinki, ale nie zainteresowały mnie (choć główny bohater prezentuje się w nich mniej odpychająco).
Uwielbiam Przyjaciół! Jednak denerwuje mnie ciągły wątek miłosny Rachel- Ross (nie wiem czy ta się dokładnie pisze jego imię :>)
Również porzuciłam True blood. Ale z fascynacją oglądnęłam Housa i Przyjaciół (tymi ostatnimi to sie naraziłaś :P).
A Zbuntowanego Anioła – hmmm…tez szalałam za nim jak miałam naście lat. Teraz chyba tez by nie przeszedł. Wole zostawić sobie w pamięci tamto wspomnienie 😛
Ja z seriali w życiu widziałam – Zbuntowanego anioła (też w dzieciństwie szalałam ale drugi raz nigdy niczego nie oglądam), Heroes (Milo Ventimiglia szał), Losty , Pamiętniki Wampirów. Ani nie widziałam nigdy House'a, ani True Blood (coś ruszyłam książkę, ale szybko mnie odrzuciła). Serioo, tak szukam w pamięci….Oficer, chyba taki był w Polsce serial kiedyś, też oszalałam, lecz Pitbulla nie widziałam (mam film i leży jak wyrzut smienia na półce).
Nie jestem jakąś specjalną fanką seriali i myślę, że z czasem wszystko się nudzi – ostatnio nawet Gra o tron mi się znudziła (lub mam przesyt przemocy w niej). Pamiętam "Lost" – to był przecież hit, ale po drugim czy trzecim sezonie nie dało już się tego oglądać. Dałam sobie też spokój z Chirurgami po 8 sezonie – bo ciągłe perypetie sercowe bohaterów już po prostu są nudne. Nie przemówił też do mnie kompletnie osławiony House of Cards.
Ja z wymienionych przez Ciebie oglądałam jedynie House'a – i dotrwałam do samego końca, chociaż ze słabnącym entuzjazmem, ale jednak – i w sumie nie żałuję:)
Bardzo ciekawy ranking. Z anty-top 10 nie próbowałam obejrzeć tylko PitBulla, z całą resztą się zgadzam (no może z wyjątkiem Jane by Design, które oglądało się nawet przyjemnie, chociaż serial był dość odrealniony, a główna aktorka nie radziła sobie najlepiej. PLL faktycznie osiągnęło granice absurdu, Teen Wolf był niezwykle nudny już od pierwszych odcinków (z drugiej strony moja znajoma się nim zachwyca), podobnie jak Beauty and the Beast. Do House'a zrobiłam jedno podejście, ponieważ wszyscy mi go polecali, ale moja niechęć do produkcji medycznych jednak wygrała. Do Zbuntowanego anioła nie podeszłabym drugi raz, mam nauczkę po próbie obejrzenia Esmeraldy; telenowela to jednak telenowela. Ravenswood zapowiadało się interesująco, ale im dalej, tym gorzej (co zresztą można było przewidzieć po spadku poziomu PLL). True Blood odpuściłam po pierwszym sezonie, bo zniechęciła mnie ilość scen seksu. Kolega wyjaśnił mi później, dlaczego główna bohaterka mogła słyszeć cudze myśli i to wyjaśnienie było tak absurdalne, że bardzo mnie ucieszyło zaprzestanie oglądania TB. A Friends chyba już jest za stare. Myślę, że kiedyś było na topie, dzięki temu, że było jedną z pierwszych takich produkcji, a teraz jest ich zdecydowanie więcej (HIMYM, The Big Bang Theory…), więc nie zaskakuje już oryginalnością, a i żarty są nieco nie na czasie.
Haha, PLL! Obejrzałam jakiś tydzień temu pierwszy odcinek 5go sezonu i pożegnałam się z tym serialem na dobre. Zwłaszcza kiedy przeczytałam, że ABC zamówiło kolejne 2 sezony (!!!). Ciekawe, co zamierzają upchnąć w fabule… I czy wreszcie sami scenarzyści odkryją, kim jest A…
Trochę szkoda, bo można było zrobić z tego całkiem przyzwoity serial: trochę odrealniony, trochę głupiutki, ale jednak trzymający się kupy. Ale nie, ważniejsze, żeby jak najwięcej zarobić i przeciągać serial na siłę… No i wyszło jak wyszło.
A reszty nie oglądałam i nie zamierzam ;).
PLL porzuciłam, potem próbowałam wrócić – i znów porzuciłam. Poziom leci na łeb, na szyję, niestety. Moim porzuconym no.1 są Chirurdzy, do których planuję wrócić… Kiedyś. Chirurdzy w sumie mi się podobali, ale jakoś przygniotły ich inne seriale – Gra o tron, Supernatural, AHS…
Właściwie z wszystkimi się zgadzam, chociaż ja Ravenswood dam jeszcze szansę. Ciekawi mnie wątek grabarza ;). PLL nigdy do mnie nie trafiało, podobnie Przyjaciele. Z Czystą krwią dałam sobie spokój po pierwszym sezonie, ale może wrócę, kiedy produkcja się już zakończy.
Ravenswood anulowali, więc nie wiem, czy jest sens oglądać 😉
Kocham, kocham, kocham "Przyjaciół" 🙂 Oglądałam wszystkie sezony, niektóre dialogi znam na pamięć, ten serial zawsze poprawia mi humor :)Uwielbiam ! Z resztą pozycji się zgadzam.
Z House'm, Pitbull-em i Czystą krwią…
Piękną i Bestie – ogladałam kawałek – ale nie wiem czy bejrze cały sezon.
A do Zbuntowanego Anioła chętnie wracam – dla scen z Natalią i Facundem 😀