Bezbarwny Tsukuru Tazaki i lata jego pielgrzymstwa, Haruki Murakami
Bezbarwny Tsukuru Tazaki i lata jego pielgrzymstwa, Haruki Murakami
Oryginał: 色彩を持たない多崎つくると、彼の巡礼の年
Wydawnictwo: Muza
Rok wydania: 2013
Stron: 352
Kocham Murakamiego i niepowtarzalny styl opowiadania jakim się odznacza, jego bogatą wyobraźnię, umiłowanie dla rzeczy małych i pozornie nieistotnych oraz to ciągłe balansowanie na granicy snu i jawy. Styl Murakamiego jest absolutnie niepodrabialny, a jego bohaterów można by rozpoznać z samego tylko opisu. Każda jego powieść okazuje się „bezpieczną przystanią” dla mojej złaknionej pięknego pisarstwa i uwielbienia dla prostego człowieka duszy. Tyle tylko, że Bezbarwny Tsukuru Tazaki nie wywołał we mnie fali uczuć i emocji, do których tak bardzo przyzwyczaiły mnie inne dzieła Japończyka. I dlatego właśnie czuję lekkie rozczarowanie.
Mam w pamięci każdą z dwunastu czytanych przeze mnie książek Murakamiego. Potrafię o każdej z nich opowiedzieć, szczegółowo przywołując bardzo silne uczucia, jakie we mnie wywoływały. Wszystkie, poza biograficzną O czym mówię, kiedy mówię o bieganiu (recenzja), pozostawiały mnie z uczuciem głębokiego niepokoju w sercu. Sprawiały, że świat się dla mnie nie liczył, że całkowicie zatracałam się w leniwie sunącej narracji. Tym razem było inaczej. Choć utkwiłam na trochę w rzeczywistości Tsukuru Tazakiego, po zamknięciu książki nie zaznałam galopu myśli w głowie, nie doświadczyłam wielogodzinnych refleksji. Wstydzę się do tego przyznać, ale pozostało we mnie jedno zaledwie pytanie: „ale o co w ogóle chodzi?”.
I to nie jest tak, że książka jest skomplikowana czy niezrozumiała. Ona tak naprawdę jest… o niczym. Oczywiście, gdzieś na pierwszy plan wysuwa się żywot głównego bohatera – jego liczne wspomnienia i rozważania, próby odkrycia prawdy o grupie dawno niewidzianych przyjaciół czy próby pogodzenia się z własną przeciętnością. Ale w powieści napoczętych zostaje wiele wątków, których rozwinięcia czy rozwiązania ostatecznie nie doczekujemy się. I to jest niebywale frustrujące, bo tak naprawdę wciągamy się w historię, która nawet jak na Murakamiego kryje w sobie stanowczo zbyt wiele niedopowiedzeń.
Mimo wszystko, na pewno wielu czytelników odnajdzie w tytułowym Bezbarwnym Tsukuru Tazakim swe lustrzane odbicie. Bohater, typowy everyman, nie ma żadnych cech szczególnych, niczym się nie wyróżnia, jest do bólu przeciętny i bezwiednie poddaje się temu, co przynosi mu życie. Jak każdy mężczyzna u Murakamiego – żyje skromnie, jada skromnie, dobrze dogaduje się z kobietami, a jego codzienność regularnie posuwa się tym samym torem…
Ten, kto lubi rozkoszować się sposobem w jaki pisarz kreuje rzeczywistość, z pewnością miło spędzi czas z Tsukuru Tazakim. Jednak tym z Was, którzy japońskiego mistrza prozy nie mieli okazji jeszcze poznać, odradzam rozpoczynanie przygody z nim od tej właśnie książki. Nazwę ją „poprawną” lub „niezłą”, ale z pewnością nie dołączę jej do listy ulubionych.
Moja ocena: 7/10
Książka przeczytana w ramach wyzwań: ’Pod hasłem’, ’Z półki’, ’Book Lovers’ oraz ’Książkowe podróże’.
Ogólnie rzecz biorąc książka mi się podobała, ale na koncie mam o wiele mniej książek Murakamiego niż Ty, więc to może być główną przyczyną. Dużym minusem, który obniżył moją opinię na temat książki było właśnie zbyt wiele rozpoczętych wątków i brak jakiegokolwiek wyjaśnienia. Książka skończyła się tak po prostu. To mnie bardzo zawiodło, bo chociaż wiem, że autor zostawia nas zazwyczaj z niedopowiedzeniami to tutaj po prostu przegiął. No nic, pozostaje mi nadrabiać zaległości z poprzednimi jego publikacjami i wyczekiwać maja! 😀
Właśnie ten brak rozwiązania interesujących wątków mnie zirytował. Powinien chociaż wyjaśnić, co stało się z jego kolegą, wyjaśnić zagadkę morderstwa i sensu istnienia amuletu. Już wybaczam niedopowiedzenie z środowym spotkaniem na końcu książki, ale reszta "braków" trochę źle na mnie zadziałała 🙂
Klaudyno, również cenie sobie Murakamiego. Barrrrrrrrrrrrrrrrrdzo podobał mi się twój wpis. Ciekawa jestem jak ja odbiorę tą książkę i czy będę lekko rozczarowana i rozgoryczona jak i ty.
No nareszcie 😛 Nie powiem, czekałam na Twoją recenzję i jakoś się doczekać nie mogłam. Bo jak to Murakami, książka już wyszła jakiś czas temu, a u Ciebie jej nie ma:P
Mi generalnie akurat ten tytuł podszedł. Widać, tak jak napisałaś, znalazłam cechy wspólne dla bezbarwności 😉
Kupiłam ją zaraz po premierze, ale cały czas wstrzymywałam się z lekturą. Musiał na nią nadejść dobry moment 🙂
Ja z bohaterem też się utożsamić mogę w tej całej bezbarwności, ale myślę, że na tle innych powieści Murakamiego ta wypada ciut słabiej.
Moją perełką M. jest Sputnik. Rzadko kupuję książki, które już znam, po to tylko, żeby je "mieć na półce", ale z tą właśnie czuje, że powinna tam być, żebym się miała do czego uśmiechać rano 😉
Byłam ciekawa Twojej opinii na temat tej książki i nie powiem, zaskoczyłaś mnie. Zwłaszcza, że do tej pory czytałam jedynie same ochy i achy… Pozdrawiam 🙂
Na razie zadowolę się "1Q84" tom 2 i 3… Ten tytuł odłożę na później. 🙂