Ilekroć odkryję jakiś serial, okazuje się, że jestem trochę nie na czasie, bo wszyscy go już znają i szeroko komentują. Nie żałuję jednak, bo – jak głosi stara prawda – lepiej zrobić coś późno niż nie zrobić tego wcale. Cieszę się więc, że w trzy lata po premierze pierwszego odcinka odkryłam Broadchurch, bo to jeden z najlepszych dramatów kryminalnych, jakie w ogóle w życiu widziałam.
Recenzja serialu Broadchurch
Senne miasteczko, w którym każdy zna każdego. Są tacy, którzy żyją tu z rodzinami od pokoleń, a są i tacy, którzy szukają tutaj schronienia przed błędami przeszłości. Na co dzień dzieje się w Broadchurch niewiele – policja nie ma nic do roboty, ludzie są sobie życzliwi, na ulicach toczą się radosne pogaduszki, młodzież bawi się na plaży. Zabójstwo jedenastoletniego Danny’ego wstrząsa całą okolicą i naraz okazuje się, że za przyjaznymi uśmiechami kryją się mroczne sekrety i nie ma już nikogo, kto wzbudzałby zaufanie…
Tym, co lubię w brytyjskich serialach jest to, że nie rozwleka się ich w nieskończoność. Pierwszy sezon
Broadchurch to zaledwie osiem odcinków, które stanowią zamkniętą całość i nie wymagają żadnych dopowiedzeń. Dziś wiemy już, że po dwóch latach wyemitowano sezon drugi, a na rok 2017 zaplanowano trzeci, ale tak naprawdę ten pierwszy sezon nie wymaga już niczego więcej. Jest dobry, doskonały, spokojnie mógłby stanowić zamknięty rozdział.
Pokochacie
Broadchurch jeżeli cenicie sobie kryminały, ale musicie wiedzieć, że raczej nie jest to typowy przedstawiciel swojego gatunku. Samo śledztwo w sprawie zabójstwa chłopca schodzi tutaj na dalszy plan. Istotniejsze jest ukazanie relacji międzyludzkich i zmian, jakie zachodzą w życiu maleńkiej społeczności dotkniętej tragedią.
Policjantami zajmującymi się odkrywaniem prawdy na temat morderstwa Danny’ego są sierżant Ellie Miller (w tej roli Olivia Colman) oraz inspektor Alec Hardy (David Tennant). Tworzą oni dość specyficzny duet i muszę przyznać, że choć serial ma wymowę poważną, to jednak stale uśmiechałam się pod nosem słysząc ich sarkastyczne wymiany zdań.
Sam Tennant to najjaśniejszy punkt obsady – jego kreacja Aleca Hardy’ego jest szalenie przekonująca i mocno zapadająca w pamięć. Towarzysząca mu Olivia Colman przez większość sezonu wypada trochę blado, ale ostatnie odcinki dają jej prawdziwe pole do popisu i wtedy okazuje się, że jest aktorką naprawdę pierwszorzędną.
Ciekawe jest to, że kiedy w tak małej społeczności dochodzi do zabójstwa, właściwie każdy wydaje się być podejrzanym. Jedni patrzą drugim na ręce, wszyscy zaczynają zachowywać się co najmniej dziwnie, a na jaw powoli wychodzą mroczne tajemnice. Trudno jest więc domyślić się, kto mógł popełnić zbrodnię, bo tak naprawdę mógł to być każdy – nieco zbyt otwarty ksiądz, dziwak pracujący w kiosku, narwany przyjaciel rodziny, dzieciak z sąsiedztwa. Sami bliscy Danny’ego mogą pojawić się na liście podejrzanych – siostra zadaje się ze starszym gościem i ukrywa narkotyki, ojciec nieustannie kłamie, matka okazuje się niestabilna emocjonalnie. Jednak kto tak naprawdę jest winny tej tragedii? Czy tylko morderca?
Broadchurch okazuje się serialem niesamowicie trzymającym w napięciu. Pod koniec każdego odcinka koniecznie chce się włączyć kolejny i zarwać noc, by poznać rozwiązanie sprawy. Akcja pędzi jak szalona, a widz stale trzymany jest w niepewności. Tu i ówdzie pojawiają się nowe tropy, jednak ostatecznie i tak okazuje się, że nieustannie byliśmy zwodzeni, a rozwiązanie zagadki zaskakuje i szokuje.
Szczerze jednak przyznam, że nie do końca mi się to ostateczne rozwiązanie podobało i jestem zła na twórców
Broadchurch, że kilka odcinków wcześniej pojawił się w serialu pewien dialog mający z tym zakończeniem nico zbyt nachalny związek.
Oprócz tego, że
Broadchurch przyciąga dobrym aktorstwem i świetną historią, trzeba przyznać, że jest to serial niesamowicie klimatyczny. Odpowiedzialni są za to naprawdę dobrzy montażyści i scenografowie, autorzy zdjęć i dźwiękowcy. Oraz ten, który stworzył muzykę do tej produkcji – Islandczyk Ólafur Arnalds. Dzięki nim wszystkich życie sennego Broadchurch zostało przedstawione na ekranie w sposób kameralny, nienachalny, prosty i przyciągający. Aż trudno wyrwać się od atmosfery…
Polecam Wam
Broadchurch, jeżeli chcecie dać się pochłonąć. Zarezerwujcie sobie parę godzin na seans, bo jestem pewna, że niewiele będzie Was w stanie powstrzymać od pochłaniania jednego odcinka za drugim.
Moja ocena: 9/10
Przeczytaj również:
Lubię seriale, które mają początek i koniec 🙂 tym chętniej sięgnę po tą produkcję 🙂
Super, naprawdę warto 🙂
Oj żebym ja wreszcie znalazła czas na seriale 😛
Znam ten ból 🙂
Okej, pocieszę Cię, bo ja też nie słyszałam o tym serialu. Bardzo lubię zagadki, kryminały, wciągającą akcję, a uśpione, wydawałoby się wesołe miasteczko, już nie pierwszy raz okazało się kryć za maską pozorów. Jestem na tak!
No nawet wygląda ciekawie 😀
Mówisz, że jesteś nie na czasie? Ja zacząłem dopiero oglądać Życie na fali… 😀
Spoko, ja jeszcze w ogóle nie wiedziałam :)))
A czy ogladalas Detektywa, pierwszy sezon? Jesli tak to jak bys porownala do Broadchurch?
"Broadchurch", jak dla mnie, dużo lepszy. Przez "Detektywa" nie przebrnęłam, pierwsze dwa odcinki mnie wynudziły niemiłosiernie.
Książkę o tym czytałam, i była średnia. Ale może się skuszę na serial jak dokończę Narcos drugi sezon xD
O proszę! Nawet nie wiedziałam, że jest książka 🙂
Czytałam książkę, która powstała na podstawie tego serialu i bardzo mi się podobała… na tyle, że szybko zabrałam się za oglądanie serialu. On zdecydowanie ma w sobie to "coś" 😉 Szkoda, że jednak wtedy nie miałam na niego czasu… ale dzięki Tobie właśnie sobie o nim przypomniałam i zamierzam szybko nadrobić zaległości 🙂
Zewsząd słychać, że warto. Ech… Tylko skąd wziąć na to wszystko czas?
O, wezmę ten serial pod uwagę.
Też lubię te już znane seriale- wielki plus, jest spory zapas odcinków do oglądania 🙂
Widziałam, jest super. Ja też nie przepadałam na brytyjskimi ekranizacjami, ale po tym serialu zmieniłam częściowo zdanie ;p