Książki, w które zaczytywałam się jako dziecko
Moim rodzicom mogę być wdzięczna za wiele rzeczy, ale jedną z najważniejszych jest to, że zaszczepili we mnie miłość do książek. Mam znajomych, którzy do dziś ukrywają się z tym, że czytają, bo ich rodzice krzywo na to patrzą. Moich tak naprawdę nie widywałam często z książkami w dłoni, ale sporo dobrej literatury w naszym domu było, a i do biblioteki byłam prowadzana za rękę od najmłodszych lat. W ten sposób zrodziła się we mnie miłość do literatury, która trwa do dziś. W maju opowiadałam Wam o książkach, w które zaczytywałam się jako nastolatka, a dziś zabieram Was w podróż do jeszcze dalszej przeszłości i opowiem o książkach mojego dzieciństwa. Niektóre z nich, jestem pewna, bardzo Was zaskoczą!
Co czytałam jako dziecko?
Na początek, rzut oka na okładki: Za sprawą rodziców pokochałam serię Alfreda Szklarskiego o przygodach Tomka Wilmowskiego, dzięki której zrodziło się we mnie zamiłowanie do poszerzania wiedzy geograficznej. Mieliśmy w domu także bardzo stare wydania przygód Ani autorstwa Lucy Maud Montgomery, do których regularnie wracałam. Dzięki samej mamie przeczytałam (i pokochałam!) wspaniałą Godzinę pąsowej róży, która do dziś pozostaje jedną z najważniejszych książek mojego życia. Z kolei tą, którą kocham najbardziej będą pewnie Dzieci z Bullerbyn, z których wciąż jeszcze nie wyrosłam. O tym, że miałam w sobie coś z kujona, niech świadczy fakt, że moim ukochanym prezentem komunijnym było pięciotomowe wydanie Wielkiej encyklopedii dla dzieci. Mam wrażenie, że w ogóle się z nimi nie rozstawałam i każdego dnia próbowałam się z nich dowiedzieć czegoś nowego. Do dziś mam je na półce i mimo nieograniczonej wiedzy dostępnej w Internecie, wciąż z sentymentem bardzo lubię do nich wracać. Chętnie wracałabym też do innych „kujonowatych” książek, mianowicie do serii Tajemnice zwierząt, której wszystkie tomy wypożyczałam z biblioteki co najmniej kilka razy do roku. Rany, jak ja je uwielbiałam! Jedną z książek, w którą zaczytywałam się najczęściej, był Pan Tadeusz. Prawdopodobnie wszystkiemu winne jest wydanie tego dzieła, jakie mieliśmy w domu – ogromne, z gigantycznymi literami, które po prostu aż chciało się czytać. Domyślam się, że niewiele jeszcze wtedy z epopei narodowej rozumiałam, ale przynajmniej mając siedem lat umiałam cytować Mickiewicza z pamięci. Nieźle, prawda? Ten obcy to dla mnie książka legendarna, bo kiedy zadano nam napisanie dalszych losów jej bohaterów, ja odrobiłam pracę domową z nawiązką. Podczas gdy inni rozpisywali na dwie-trzy strony streszczenia, co mogło zdarzyć się dalej, ja pokusiłam się o kontynuowanie dzieła Ireny Jurgielewiczowej i jeden raz w życiu oddałam pracę domową zapisaną w kilku grubych zeszytach. Myślę, że to własnie wtedy odkryłam, że chcę swoją przyszłość związać z pisaniem. Pozostałe typy z mojej listy pewnie Was nie zdziwią – w końcu to same klasyki oraz ukochane lektury wielu dzieciaków. Ach, oczywiście poza publikacją Pele, Garrincha, piłka, która po prostu była pierwszą futbolową książką, którą odkryłam w bibliotece i do której jeszcze przez długie lata wracałam. A z jakimi książkami Wy kojarzycie swoje dzieciństwo? Przeczytaj również:
- Top 10: lektury obowiązkowe każdego nastolatka
- Top 10: ulubione lektury szkolne
- Top 10: ulubione symbole dzieciństwa
- Za co kocham lata dziewięćdziesiąte
Wpis bierze udział w wyzwaniu ’Dziecinnie’.
Wow z tego widzę to mimo tego, że jestem trochę od Ciebie młodsza wiele tytułów nam się pokrywa. Podobnie jak Ty miałam w sobie coś z kujona będąc w drugiej klasie szkoły podstawowej potrafiłam czytać encyklopedie tyle, że w wersji dla dorosłych, a o reszcie opowiem w takim samym wpisie , do którego tym tekstem mnie zainspirowałaś. Pożyczam grafikę.
W końcu to klasyki, czytane przez wiele pokoleń 🙂 Mam nadzieję, że dzisiaj młodzież i dzieciaki też znają te tytuły.
Podrzuć link do wpisu 🙂
Tak to prawda. Klasyka jak sama nazwa mówi to jakiś wzorzec, coś ponad czasowego czytanego przez kolejne pokolenia. Ja też mam nadzieję, że wszyscy je znają. Pewnie podrzucę link.
Prosiłaś o link jest i on : http://anne18-recenzentka.blogspot.com/2017/06/ksiazki-w-ktore-zaczytywaam-sie-jako.html
Twoje zestawienie kojarzy mi się raczej z przymusem. 🙂 Ja w dzieciństwie nie czytałam, lubiłam tylko oglądać obrazki w książkach dla dzieci. Dopiero Harry Potter uświadomił mi, ile tracę i od niego się zaczęło. Potem był "Artemis Fowl" Eoina Colfera, Jonathan Carroll i masa pojedynczych książek.
Może to wstyd przyznać, ale większość tytułów (także lektur), które wymieniłaś, czytała mi babcia, doktor filologii polskiej, która próbowała we mnie zaszczepić bakcyla. Niestety nie miała takiego przebicia jak pani Rowling. 😉
Grunt, że komuś udało się do Ciebie dotrzeć. Zresztą nie jesteś w tym jedyna, bo "Harry Potter" naprawdę wielu osobom otworzył drogę do literackich zamiłowań 🙂
I to jest właśnie magia książek o Harrym, która jest jak najbardziej prawdziwa. 😉
"Godzina Pąsowej Róży" i "Ten obcy" (w duecie z "Inną") to też ulubione książki mojego dzieciństwa. 🙂 Anię z Zielonego Wzgórza cytałam w całym cyklu kilka razy i mam do niej ogromny sentyment. Poza tym przychodzi mi jeszcze do głowy "Pan Samochodzik" 🙂
O, nie kojarzę "Innej". Muszę nadrobić 🙂
Poważnie masz znajomych, na których rodzice krzywo patrzą przez to, że czytają książki? :O Pierwszy raz się z czymś takim spotykam!
"Tomek w Krainie Kangurów" (cała seria zresztą) był świetny! Czytałam go jako lekturę dodatkową w podstawówce, bo zostało nam trochę czasu do końca roku szkolnego. Pamiętam jak dziś, jak bardzo pani bibliotekarka się cieszyła, że wreszcie ktoś wypożycza te książki, bo od dawna kurzyły się na półce…
A pisanie zakończenia "Tego obcego" to chyba praca domowa w każdej szkole i każdym roczniku xD
No tak, nie ma to jak "podstawa programowa" 🙂
A takich znajomych mam, niestety. Nawet od ich rodziców głupie teksty czasem słyszałam, że ich wciągam w głupie zajęcia. Cóż… 🙂
U mnie też królowała seria o Ani, Musierowicz 🙂
Ja Musierowicz nie czytałam jakoś nałogowo, ale trochę jej książek znam 🙂
Ucho, dynia, sto dwadzieścia pięć to była swego czasu moja ukochana ksiazka. Myślałam, że nikt jej nie czytał, a tu taka niespodzianka ?
Bardzo tę książkę lubiłam, więc przybijam wirtualną piątkę 🙂
WOW, te okładki! Co za powrót do przeszłości!
PS. U mnie książki O Ani z Zielonego Wzgórza.
Aż się łezka w oku kręci, prawda? 🙂
Ania Shirley, Tomek Wilmowski to moi najukochańsi bohaterowie z dzieciństwa. Oprócz tego Mała Księżniczka, Mały Lord, Tajemniczy Ogród, Bracia Lwie Serce, Opowieści z Narnii, Bajki robotów i dużo różnego rodzaju bajek i baśni regionalnych (np. Klechty domowe).
To wszystko niezapomniane tytuły 🙂
Mam u siebie "Klechdy domowe" chociaż akurat nie należą do mnie. Muszę zajrzeć, co się tam kryje 🙂
Przyznam ze jak odziecko czytalam kompletnie inne rzeczy. Moze 3 ksiazki sie powielaja. Wolalam inne lektury. Czesto byly to cienkie ksiazeczki ale sporo czyli nadrabialam iloscia. Brakuje mi tu Disneya oraz Kubusia Puchatka. Inne nawet mnie nie interesowaly i przyznam ze raczej jakbym miala wrocic do rpzeszlosci tez bym nie tknela 😛 Ale to sa po prostu gusta i gusciki. Czytalam wiele innych starych tytulow ktorych niestety nie pamietam. Za mojego dziecinstwa chodzilo sie co tydzien do biblioteki a nie do ksiegarni. Pewnie dlatego nic nie pamietam. Tylko niektore pozycje 😛
Ja Disneya w ogóle nie czytałam, chyba że jakieś takie naprawdę cieniutkie książeczki dla bardzo małych dzieci, których już nawet nie pamiętam. Za to "Kubusia Puchatka" nadrabiam teraz dzięki audiobookowi 🙂
Dla mnei istnial tylko Disney bracia Grimm i Andersen 🙂 To byla moaj domowa skarbnica. A potem to tylko biblioteka 🙂 Ciesze sei ze znadrabiasz Kubusia bo to piekne opowiadanie 🙂
Tomek Wilmowski – uwielbiam! Czytałam pasjami, wielokrotnie i niemal od tylu do przodu:) A tak w ogóle, to czytałam prawie wszystko co wpadło minę ręce – i całą serię Ani, i Musierowicz, i Chmielewską, i Pana Samochodzika:)
Rozbawiłaś mnie tym "od tyłu do przodu", bardzo dobrze powiedziane 🙂
A wiesz, na studiach jeden z moich wykładowców rzucił uwagę, że żadna normalna dziewczynka "Tomków" czytać nie chciała 🙂 Chyba coś z nami nie tak.
Ja pamiętam Dzieci z Bullerbyn a później całą serię Anii z Zielonego Wzgórza.
Ale to były czasy…
A teraz czytam jakieś zawodowe książki…. Oczywiście nie tylko.
Ostatnio na plaży przeczytałam Małego Księcia, którego nigdy wcześniej nie miałam okazji czytać.
No proszę! "Mały Książę" na szczęście jest na tyle ponadczasowy, że nadaje się dla przedstawicieli wszystkich pokoleń 🙂
Rodzice krzywo patrzą na to, że ich dziecko czyta??? Pierwszy raz słyszę o czymś takim! :O
"Ten obcy" – dla mnie to była masakra! Ale duża większość Twoich lektur to też moje ukochane książki z dzieciństwa. "Ucho, dynia…" – cudowne! Anie, Tomki, Lindgren – wiadomo. Cała seria "Klasyka"! "Zaczarowane baletki"!!!! Po latach kupiłam sobie inne książki o butach (dowiedziałam się o nich z filmu "Masz wiadomość" i okazało się, że one naprawdę istnieją). 😀 U mnie jeszcze był Bahdaj, Niziurski i Chmielewska; mnóstwo książek ich autorstwa dostałam po starszej siostrze. "Wakacje z duchami" i "Podróż za jeden uśmiech" to moje best of the best. 🙂
Ach, a najwspanialsze jest to, że ciągle mam te wszystkie książki i nie mogę się już doczekać aż będę je czytała razem z dzieciakami. 🙂
Ja niestety większości z tych książek nie mam, bo wypożyczałam z biblioteki, ale powoli uzupełniam braki i też bardzo się cieszę na wspólne czytanie z małą 🙂
Dodałabym jeszcze do tej listy "Dziewczyna i chłopak, czyli heca na 14 fajerek" i całą serię Małgorzaty Musierowicz. Chciaż szczerze mówiąc to nieliczne z książek polskich autorów, do których wracałam. Wolałam raczej zawinąć się w koc i pochłaniać kolejne tomy Agathy Christie 🙂
Oooo Tomki 🙂 U mnie jeszcze Pan Samochodzik – ile razy Mama na mnie wrzeszczała, że do szkoły nie wstanę 😀 Anie oczywiście też… ooo i jeszcze Czarne Stopy – super były 😀
Zastanawiam się właśnie, czy czasem też nie czytałam "Pana Samochodzika", ale coś słabo kojarzę.
Ah, wspomnienia! 😀 Bardzo lubiłam Anię z Zielonego Wzgórza i Ten Obcy. Ale przepadałam również ze Dziećmi z Bulerbyn 😉
Bookeaterreality
Ja nie pamiętam już, jakie żywiłam uczucia wobec Ani, ale 'Tego obcego' i 'Dzieci' kochałam z całego serca.
znam większość z tych ksiażek 😉
Wcale mnie to nie dziwi 🙂
Sporo nam się lektur pokrywa, ale jak sama stwierdziłaś – klasyka!
Czytałam "Tomki","pana Samochodzika", cykl o Ani, ale też tej autorki – o Emilce,"Godzinę pąsowej róży" muszę sobie kupić- domowy egzemplarza rozsypał się zaczytany. Czytałam dużo Siesickiej, Boglar, Fox, Snopkiewicz,Musierowicz, Bahdaja, Ożogowską.
Bardzo lubiłam "Lotnicę" Józefackiej, "Chłopców ze strarówki" Rudnickiej. Ech, wspomnienia… Czas powrócić do niektórych tytułów.
no i "Ten obcy" – łączę się w zachwycie, też pisałam w szkole "dalsze losy" i w wypracowaniu zrobiłam chyba jedyny w życiu poważny błąd ortograficzny!
Dziś "Tajemnice zwierząt" wertują moje dzieci <3
Witaj.
Ja też, mimo 34 lat na karku wciąż nie wyrosłam z "Dzieci z Bullerbyn", "Ani z Zielonego Wzgórza" czy "Jeżycjady" ( w grudniu lubię sobie poczytać "Noelkę", w sierpniu "Idę sierpniową" i zawsze czekam na najnowszą książkę Musierowicz). Ostatnio sięgnęłam po "Ludzie jak wiatr" Siesickiej i "Ucho od śledzia" Ożogowskiej. Kocham literaturę mego dzieciństwa i marzę o tym, by zarazić tymi klimatami moją córką. Czytam jej czasami o przygodach Lassego i Bossego, ale czy załapie bakcyla…? nie wiem… Muszę odświeżyć sobie "Pollyannę" i "Małą księżniczkę". Od kilku lat szukam bezskutecznie w internetach pewnej książki, której tytułu, ani autora nie pamiętam, może Tobie się coś kojarzy?? Pamiętam tylko, że jakieś dzieci bawiły się na torfowiskach i mieszkały w jakimś pensjonacie chyba.
Zupełnie nie kojarzę, nawet podpytałam parę osób, ale nic im nie przychodzi do głowy 🙁