Co kryją jej oczy? Tego nie zgadniesz nigdy!
O tej książce się mówi. Mówi dużo. Jeszcze nie miała miejsca jej oficjalna premiera, a już docierają do czytelników głosy, że oto pojawiła się w Polsce historia, której zakończenie komentuje cały świat. Co takiego ma w sobie powieść Co kryją jej oczy, że każdy jest zaskoczony jej zakończeniem? Pozwólcie, że Wam o tym opowiem. Bo i ja należę do grona tych, którzy nie przewidzieli końca tej historii. Ale nie świadczy to bynajmniej o tym, że Sarah Pinborough jest mistrzynią intrygi. Ona po prostu – za przeproszeniem – ciśnie taki kit, że trudno by było wpaść na to, że można czytelnikowi zaserwować aż takie głupoty. Ot, cały sekret.
Thrillery tego typu przeżywają aktualnie swoje „pięć minut”. Był szał na wampiry, był na erotyki i kryminalną Skandynawię, zaś teraz największą popularność zdobywają powieści z dreszczykiem, których głównymi bohaterkami są skrzywione psychicznie kobiety. Brakuje tylko, by powieść Pinborough dostała typowy dla trendu tytuł – Dziewczyna, która skrywała tajemnicę albo coś w ten deseń. Obyło się jednak bez tego, ale i tak z automatu porównuje się tę historię do Zaginionej dziewczyny (moja ocena: 8,5/10) czy Dziewczyny z pociągu (moja ocena 1,5/10).
Do pewnego momentu Co kryją jej oczy trzyma w napięciu, intryguje i wciąga. Dość szybko jednak można domyślić się rozwiązania paru kluczowych zagadek i właściwie tylko jedna kwestia pozostaje niewyjaśniona aż do słynnego końca. Ów koniec zwala z nóg. Niektórych zachwyca i wbija w fotel, mnie zaś odrzucił i wprawił w zażenowanie. Kiedy sięgam po thriller, oczekuję thrillera, a nie marnej fantastyki. Tymczasem tutaj ewidentnie dostaję to drugie. I jestem tym mocno zniesmaczona.
Mimo tego uważam powieść Pinborough za całkiem dobrą. Jest ciekawie napisana, intrygująca i zajmująca. Trudno było mi oderwać się od lektury, wciąż gorączkowo chłonęłam tekst, chcąc dowiedzieć się, co wydarzy się dalej. Akcja biegnie dynamicznie i tylko ostatnich kilkadziesiąt stron zaczyna nudzić, wciąż zwalniającym tempem. Do czasu finału jest jednak przyzwoicie. Dopiero zakończenie historii psuje całkiem dobre wrażenie i sprawia, że po lekturze pozostaje się z poczuciem niedosytu i rozczarowania.
Rozczarowujące okazują się też dość schematyczne portrety postaci. Jak to zwykle w takich opowieściach bywa, otrzymujemy trójkąt: przystojny facet + piękna, zachwycająca żona + rozwiedziona gruba kochanka. Naprawdę faceci uciekają od seksownych żoneczek do zapijaczonych, zaniedbanych frustratek? Nie umiem sobie tego wyobrazić. Czy te kochanki nie mogłyby być chociaż odrobinę normalniejsze? Czy te wszystkie współczesne pisarki leczą jakieś kompleksy kreując tego typu trójkąty? Nie umiem wytłumaczyć tego dziwnego trendu w inny sposób.
Trzeba przyznać, że Sarah Pinborough miała oryginalny pomysł i pewnie wielu czytelników tą swoją wizją zachwyciła i „kupiła”. Widać, że pisze nieźle, że ma potencjał i pomysły, że dobrze jej idzie budowanie napięcia. Szkoda tylko, że w to wszystko wkrada się tyle bzdur. Chciałabym być pod wrażeniem jej literackiego kunsztu, tymczasem jedyne, co mogę powiedzieć o szeroko komentowanym zakończeniu tej historii, to że jest ono po prostu… śmieszne. Będę Was jednak namawiać do sięgnięcia po tę powieść, gdyż warto przekonać się na własnej skórze, o co świat literatury robi tyle szumu. Nikt Wam przecież zakończenia nie zdradzi, a chyba macie ochotę dowiedzieć się, co kryją jej oczy, prawda?
Moja ocena: 6/10
Przeczytaj również:
nie słyszałam jeszcze o tej książce:)
W takim razie miło, że dzięki mnie usłyszałaś o niej po raz pierwszy 😉
Oj, to zasmuciłaś mnie tym zakończeniem, bo fantastyki i ja nie lubię… Jednak nie pozostaje mi nic innego, jak samej przekonać się, jakie wrażenie wywrze na mnie ta historia, bo książka czeka już na półce.
Koniecznie sprawdź sama, może Ciebie akurat przekona taka forma 🙂
Fajna nazwa – Bezsenne Wyzwanie:) razem ze znajomymi założyłyśmy klub książki, spotykamy się raz w m-cu, żeby pogadać o książkach. A Twoje recenzje też fajnie motywują do czytania!
Oby rzeczywiście tak było 🙂
A klubu książki zazdroszczę, świetna sprawa!
Czasem fajnie, że książki próbują się wyrwać ze swojego gatunku, mieszać się i czerpać z innych – ale też rozumiem zawiedzione oczekiwania, kiedy oczekuje się thrillera a dostaje się coś innego. Widocznie autorce nie do końca wyszło co miało wyjść 😉
Myślę, że to właśnie takie miało być – szkoda tylko, że np. zapowiedź książki o tym nie ostrzega, inaczej bym do niej podchodziła.
Ja to zakończenie "kupiłam", pomysł bardzo mi się spodobał, choć jak pisałam u siebie – na pewno nie każdemu się spodoba. Choćby dlatego, że wszelkie dedukcje i domysły można sobie wsadzić… gdzieś. 😉
Otóż to, mnóstwo sensu przez to książka straciła.
Koniecznie muszę przeczytać, bo napaliłam się na tę książkę i jestem bardzo ciekawa jak odbiorę zakończenie. Mam nadzieję, że jednak będzie dla mnie sensowne, bo nie chciałabym rozczarowania.
Czy będzie sensowne – wątpię. Ale może akurat Ci się spodoba 🙂
Interesujaca pozycja i recenzja 🙂
Cieszę się, że tak mówisz 🙂
Właśnie czytam tę książkę i jak na razie jestem coraz bardziej zaintrygowana 😉
To bardzo dobrze, mam nadzieję, że tak pozostanie do samego końca 🙂
Nie specjalnie przepadam za thrillerami, wiec i tak nie miała w planach, ale tania fantastyka na koniec….hmmm… no cóż. Tym bardziej jestem na nie :]
Na ogół nie lubię fantastyki, chyba że coś w stylu "Potem…" Musso. Muszę sprawdzić sama, czy mi się spodoba 😀 Pozdrawiam!
Marta
Hmmm… Klaudyno, przyznaję, że po przeczytaniu Twoich słów buzują we mnie ambiwalentne odczucia. Z jednej strony wiem, że na Twoich perswazjach można polegać, z drugiej – nieco mnie przerażają fabularne aberracje autorki 😀
Szaleństwo nonsensu brzmi kusząco, nawet jako nieskomplikowana rozrywka, schematyczne postacie – nieco mniej, ale wnioskuję, że właśnie nieprzewidywalność autorki ocala od oczywistych konkluzji.
Zdam się na Ciebie <3 Spróbuję się dowiedzieć, "Co kryją jej oczy" 🙂
Dziękuję 🙂