Ewangelia według Piłata, Éric-Emmanuel Schmitt
Ewangelia według Piłata, Éric-Emmanuel Schmitt
Oryginał: L’Evangile selon Pilate
Wydawnictwo: Znak
Rok wydania: 2014
Stron: 368
Agnostycy, tacy jak ja, na pewno nie będą mieli z Ewangelią według Piłata takich problemów, jak fanatycy religijni, którzy od lat atakują Schmitta za ten utwór. Dla nich świętość jest świętością, a prawda zawarta w Piśmie Świętym jedyną słusznością. Dlatego wznowiona i poszerzona własnie powieść Francuza skierowana jest przede wszystkim do otwartych umysłów, które nie boją się konfrontować własnych przekonań z cudzymi. Zresztą – przedstawiony tutaj obraz Jeszui z Nazaretu jest tak piękny, że naprawdę trudno jest mi pojąć, co kieruje ludźmi, którzy tak okrutnie oburzają się na obrazoburczą twórczość Schmitta. Jest ona trochę nudna, ale to przecież nie zbrodnia na religii, prawda?
Lubię Schmitta i bardzo sobie cenię jego skłonność do eksperymentowania, poszukiwania nowych inspiracji i ciągłego zaskakiwania doborem metafor, tematów, opisywanych postaci czy zdarzeń. Jego wizja Jeszui jako prostego, zagubionego człowieka uwiodła mnie. Przedstawienie zwierzeń Piłata – tego, który w boskość nazaretańczyka nie wierzył – również. Ale sam pomysł na tę powieść zdecydowanie mnie odpycha. Wygląda na kolejny tani chwyt, mający na celu przyciągnięcie poprzez kontrowersję. To w dużej mierze praca odtwórcza, oparta na czymś, co zostało już powiedziane. A ja takich zabiegów nie kupuję. Lubię alternatywne wersje dobrze znanych zdarzeń, ale raczej w formie pastiszu, a nie czegoś, co rzekomo latami tworzone było w bólach, z niesamowitym namaszczeniem. Za dużo zachodu, jak na taką robotę.
Z drugiej strony – jak wynika z dołączonego do Ewangelii Dziennika skradzionej powieści – ta powieść była Éricowi-Emmanuelowi Schmittowi niebywale potrzebna, bardzo mu pomocna. To sprawia, że – mimo iż do samego pomysłu przekonana nie jestem – z ogromnym szacunkiem podchodzę do efektów pracy pisarza. Te są bowiem naprawdę zadowalające – książka napisana jest w typowym dla Francuza lekkim i metaforycznym stylu, skłania do refleksji i prowokuje do dyskusji. Ma też w sobie sporo uroku, który podczas lektury dostarcza czytelnikowi mnóstwa przyjemności. Mimo wszystko.
Moja ocena: 7/10
Książka od wydawnictwa Znak, przeczytana w ramach wyzwania ’Książkowe podróże’.
Poznaj inne opisane przeze mnie dzieła Schmitta:
- Tajemnica pani Ming (8/10)
- Oskar i pani Róża
- Kiki van Beethoven (7/10)
- Małe zbrodnie małżeńskie
- Tektonika uczuć (8,5/10)
- Moje życie z Mozartem (7/10)
- Odette i inne historie miłosne (9/10)
- Zapasy z życiem (9,5/10)
Od jakiegoś czasu przymierzam się do ,,Kobiety w lustrze" Schmitta, ale wciąż odkładam lekturę tej książki na później bo wciąż pamiętam zawód wywołany ,,Historiami miłosnymi" tego pisarza. Po ,,Ewangelię według Piłata" być może sięgnę, być może nie – kilka innych powieści Schmitta ciekawi mnie nieco bardziej, choć zapamiętam sobie i ten tytuł.
Akurat ta powieść Schmitta jest jedną z tych, które mniej mi się podobały.
Schmitta czytałem tylko "Oskara i panią Różę" 🙁 zawsze sobie powtarzam, że to jeden z najpopularniejszych obecnie pisarzy, więc muszę zapoznać się z czymś nowym od niego, ale jak na razie – nie po drodze mi z nim :C
Czytałam ją i podobała mi się ona najmniej z wszystkich książek tego autora :p
Éric-Emmanuel Schmitt – to nazwisko było dla mnie zawsze synonimem uczty literackiej, Jednak o książce "Ewangelia według Piłata" słyszę bardzo skrajne opinie, również takie, że to jedna z najsłabszych w dorobku francuskiego pisarza.
Czytałam tę książkę jakiś czas temu – zrobiła na mnie duże wrażenie. Dodam – pozytywne. Poprzez odważne, innowacyjne podejście do tematu i , jak to zwykle u tego pisarza, piękny język.
Pisałam o niej pracę maturalną 😉 Współczesne apokryfy niesłychanie mnie fascynują, mam już całkiem sporą kolekcję;) Na nowe wydanie "Ewangelii…" się nie skusiłam, ale za to chętnie przeproszę się ze starym i poczytam kolejny raz;)
Mam na półce i będę czytać niebawem.
Hmm. Kontrowersja nie jest zła. Byle tylko nie była tandetna … A z tego, co napisałaś, to właśnie tak wywnioskowałam. A szkoda, bo pomysł mógłby być ciekawy.
Ta powieść Schmitta jeszcze przede mną i z pewnością za nią chwycę, by przekonać się co znajdę w środku 🙂
Chętnie przeczytam, bo tematyka jest dla mnie oryginalna, a z drugiej strony dobrze znana. Mimo wszystko ciekawa jestem, jak autor sobie poradził z takimi postaciami i taką fabułą. 🙂