Chce mi się tańczyć, chce mi się szaleć, chce mi się biegać po łące i znów zasmakować odrobiny młodzieńczej wolności! Ten film zadziałał na mnie tak, że chodzę tańcząc i tańczę chodząc, nucę pod nosem i podryguję. Rety, co za szaleństwo!
Footloose
Na Paramount Channel można teraz co kilka dni trafić na klasyk kina młodzieżowego –
Footloose – z fantastycznymi kreacjami Kevina Bacona, Lori Singer, Chrisa Penna i Sary Jessiki Parker. Wiedzieliście, że w ponad sześćdziesięciu miastach USA zabraniano kiedyś tańca? Jedna z takich historii stała się inspiracją dla wydarzeń przedstawionych w filmie Herberta Rossa. Oto poznajemy senne miasteczko, w którym pali się książki, nie pozwala młodym słuchać rocka i – przede wszystkim – bezwzględnie zabrania się im tańczyć. Jednak przy głośnym „I need a Hero” Bonnie Tyler w tle, nowym bohaterem miasteczka staje się zbuntowany nastolatek Ren, który postanawia walczyć z systemem. Pomaga mu w tym między innymi awanturnica Ariel, córka pastora – jednego z największych obrońców starego porządku.
Jakkolwiek kocham filmy o tańcu, ze smutkiem muszę przyznać, że wiele z nich to najzwyklejsze wydmuszki – z zewnątrz całkiem ładne, jednak nie mające żadnej głębi i przekazu.
Footloose na tle mnóstwa tandetnych historyjek tanecznych wyróżnia się bardzo pozytywnie. To mądry, ciekawie zrealizowany film z fenomenalną ścieżką dźwiękową, który porywa do tańca, zachwyca i skłania do refleksji.
Co kryje w sobie Footloose?
Choć dziś nie zabrania się młodym tańczyć i nikomu nie trzeba już wojować o możliwość zabrania koleżanki na bal maturalny, ogólna problematyka filmu Rossa wcale nie straciła na aktualności. Pierwszym ważnym motywem jest pojawienie się w miasteczku nowego chłopaka. Choć dzieciak ma całkiem nieźle poukładane w głowie, z góry zakłada się, że bierze narkotyki, niczego nie potrafi i sprawiać będzie wyłącznie kłopoty. Małomiasteczkowe wytykanie palcami kogokolwiek, kto odrobinę różni się od szarej masy jest powszechne po dzień dzisiejszy, a w filmie doświadcza tego nie tylko Ren, ale również wspomniana wcześniej córka pastora. Wystarczy, że odrobinę się buntuje i spotyka z chłopakiem, i już przylepia się jej łatkę puszczalskiej, która – eufemistycznie rzecz ujmując – „lubi się całować”. Mamy tu zatem ocenianie po pozorach, plotkowanie, wytykanie palcami. Brzmi znajomo, czyż nie?
Problemem małego miasteczka okazuje się także zaciemnienie. Największym autorytetem społeczności jest pastor, który w żarliwy sposób przypomina o tym, jakie zło niosą za sobą muzyka i taniec. Paranoja na punkcie zepsucia staje się tak powszechna, że nawet klasyki literatury pali się na środku dziedzińca szkolnego. Bo deprawują młodzież i propagują szatana.
Samo pojawianie się Rena nie tylko staje się początkiem rewolucji mającej na celu obalenie systemu, ale pozwala także uzdrowić mieszkańców miasteczka. Jak słusznie zauważa nasz bohater – jest czas żałoby i czas zabawy, a taniec wychwalany był nawet w Biblii.
Za co pokochałam Footloose?
Film Herberta Rossa przeniósł mnie do czasów dzieciństwa. Ukazana zostaje tutaj młodzieńcza beztroska, zabawy w plenerze (a nie przy komputerze), piękno przyjaźni – coś, za czym tęsknię, kiedy oglądam stare zdjęcia. Ostatnia scena, kiedy młodzi szaleją na balu, przypomniała mi o studniówce i szkolnych dyskotekach, balach i pierwszych imprezach. Atmosfera beztroski, dobrej zabawy i młodzieńczego szaleństwa – coś wspaniałego.
Sam klimat filmu bardzo mi odpowiada. Wielokrotnie podkreślałam, że jestem dzieckiem innej epoki i powinnam była urodzić się ze dwie dekady wcześniej. Uwielbiam Stany Zjednoczone lat osiemdziesiątych – za muzykę, za modę, za fryzury i niewymuszony luz, który towarzyszył tamtym czasom. To jest właśnie ten niepowtarzalny klimat, który przyciąga i oczarowuje – w tym przypadku – od pierwszej do ostatniej minuty.
Footloose oprócz tego, że jest filmem z mądrym przekazem, urzeka także naprawdę dobrym aktorstwem. Oczywiście Kevin Bacon i Lori Singer – odtwórcy głównych ról – wiodą tutaj prym i są zachwycający, ale warto także wrócić uwagę na to, jak sympatyczną kreację stworzyła w
Footloose chociażby Sarah Jessica Parker. Moje serce podbił jednak dziewiętnastoletni Chris Penn – uroczy i słodki dzieciak, który – podobnie jak jego bohater – zupełnie nie umiał tańczyć, więc do scenariusza włączono sceny z jego nieco nieporadnymi próbami nauczenia się tego. Widząc tego fajnego chłopaszka aż trudno uwierzyć, co stało się z bratem Seana Penna w przyszłości. Uroczy nastolatek stał się spasionym narkomanem, który w wieku czterdziestu lat zszedł na zawał. End of the story.
Polecam Wam
Footloose z całego serca. To wspaniała, przesympatyczna historia, która porywa do tańca, poprawia nastrój i pozwala myślami przenieść się do barwnej, beztroskiej przeszłości. Wspaniała oprawa muzyczna, dużo zapadających w pamięć scen, świetne aktorstwo i niepowtarzalny klimat – tak właśnie wygląda dobry, zasługujący na miano klasyka, film.
Moja ocena: 9/10
Film obejrzany w ramach wyzwania
’1000 filmów, które muszę obejrzeć’.
PS Miło, że polski dystrybutor postanowił zachować oryginalny tytuł. Kolejnej wtopy w stylu
Wirującego seksu widzowie mogliby już nie przeżyć.
Świetne przedstawienie filmu 😉
Dzięki 🙂
"przesympatyczna historia, która porywa do tańca, poprawia nastrój i pozwala myślami przenieść się do barwnej, beztroskiej przeszłości." Zachecilas mnie tymi slowami. Pozdrawiam, Daria xxx
Cieszę się, mam nadzieję, że uda Ci się na niego trafić i się nie zawiedziesz 🙂
Bardzo wyczerpująca recenzja. Dziękuję, pewnie niebawem obejrzę 🙂
Koniecznie, naprawdę warto 🙂
Pierwsze słyszę o tym filmie i chociaż nie wiem czy będę miał okazję go zobaczyć, to tańczący Bekon jest czymś niezwykłym:) Przeszłość niektórych aktorów jest całkiem ciekawa;) Patrzę na te gify i mam skojarzenia z "Grease", który swego czasu uważałem za całkiem ciekawy obraz. Zresztą może i Travolta nie jest fenomenalnym aktorem, ale z przyjemnością go oglądam po dziś dzień (zwłaszcza "Dorwać małego", "be Cool" czy tez ostatnio serial o OJu). Może kiedyś tez wpadnę przypadkowo na ten film w tv i go obejrzę, zobaczymy:)
Pozdrawiam.
Kocham 'Grease', o czym wiele razy już tu wspominałam. Film nie jest doskonały, ale mam do niego ogromną słabość! 'Footloose' ma trochę poważniejszą tematykę i lepszy przekaz, ale za to mniej tańca i śpiewu – aczkolwiek skojarzenie jest bardzo słuszne 🙂 No i też mam sporo sympatii do Travolty, zwłaszcza w musicalach.
Znam film i napisałaś samą prawdę 😀 Świetna recenzja 🙂
Dziękuję, cieszę się, że mamy podobne wrażenia 🙂
Oglądam, na prawdę polecam 😀