[KSIĄŻKA] Inferno, Dan Brown
W czasach liceum zachwycałam się Danem Brownem i jego Kodem Leonarda da Vinci. Dziesięć lat później powróciłam do tamtej historii i oceniłam ją już dużo gorzej (o czym przeczytacie tutaj). Mimo wszystko, bardzo chciałam dać autorowi jeszcze szansę, więc z radością porwałam egzemplarz Inferno z bibliotecznej półki. Choć obyło się bez większych zachwytów, i tak książka porwała mnie jak diabli!
Inferno
Doskonale znany z poprzednich powieści Dana Browna Robert Langdon budzi się we florenckim szpitalu i wie jedynie, że został postrzelony w głowę, a ktoś dybie na jego życie. Przy wsparciu pięknej lekarki Sienny Brooks ucieka ze szpitala i razem z nią walczy o przetrwanie, jednocześnie próbując rozgryźć zagadkę, której nierozwiązanie na czas może być tragiczne w skutkach dla całej kuli ziemskiej.
Zadanie nie będzie jednak łatwe – bohaterowie wciąż uciekają przed pościgiem, sam Langdon nie wie jak w ogóle znalazł się w Europie, a cała zagadka związana jest z interpretacją Boskiej komedii Dantego i szaleństwem człowieka, który pragnie stworzyć na Ziemi tytułowe Inferno.
Dan Brown doskonale wie, jak stworzyć trzymający w napięciu bestseller. Można odnieść wrażenie, że ma już zarysowany szkielet takiego dzieła i jedynie zmienia w nim miejsca i imiona niektórych bohaterów, a samą akcję prowadzi na tej samej zasadzie, co w swoich poprzednich powieściach. Do tej pory sprawdzało się to znakomicie i tak samo dzieje się w przypadku Inferno. Książka jest dość tendencyjna i przewidywalna, ale jednocześnie wciąga, intryguje i pochłania bez reszty. Czyli znów mamy do czynienia z dobrym czytadłem, od którego nie powinniśmy zbyt wiele wymagać.
Inferno, podobnie jak Kod Leonarda da Vinci, przytłacza mnóstwem odniesień do sztuki i literatury. Bohater zwiedza muzea, analizuje dawne poematy, zachwyca się dziełami sztuki, jednocześnie zasypując czytelnika najprawdziwszymi wykładami na dany temat. Trochę zajeżdża to sztucznością, ale jest też na swój sposób fascynujące, bo jeszcze nigdy nie pragnęłam tak bardzo odwiedzić Włoch, a potem czytać Dantego, jak właśnie teraz, po przeczytaniu Inferno.
Jak przystało na powieść schematyczną, znajdziemy tutaj również typową dla Browna kontrowersję, a jest nią temat przeludnienia globu. Powołując się na szczegółowe dane oraz teorie głoszone nie tylko przez szaleńców, ale i specjalistów z całego świata, Brown nakreśla problem, którego skutkiem będzie zagłada rasy ludzkiej. Zgodnie z matematycznymi wyliczeniami już naszym wnukom nie będzie dane cieszyć się normalnym życiem, bo po prostu skończą się zasoby żywności i wody pitnej dla tylu mieszkańców globu. Co z tym zrobić? Gdybyśmy nie powstrzymywali natury przed jej działaniami, pewnie rozwiązałaby problem za nas, ale w powieści Dana Browna niezbędny jest do tego pewien bardzo wyniszczający wirus. Zadaniem Roberta Langdona jest zapobiegnięcie jego rozprzestrzenieniu.
Dobre jest to, że Inferno trzyma w napięciu i miewa momenty zaskoczeń, ale nie da się ukryć, że to kolejna książka Dana Browna, która oparta jest na sztywnym schemacie, który wszyscy już doskonale znamy. Dałam się porwać tej historii i przeczytałam powieść z dużym zainteresowaniem, ale nieustannie miałam poczucie, że już to wszystko kiedyś przeżywałam. Czy naprawdę nie dałoby się tego Langdona uwikłać w jakieś oryginalniejsze zdarzenia? Czy nie dałoby się oszczędzić nam tylu cytatów z podręczników i pokusić się o jakieś gigantyczne zaskoczenie? Pewnie nie, w końcu na tym właśnie schemacie Dan Brown oparł swój globalny sukces…
Moja ocena: 6,5/10
Książka przeczytana w ramach wyzwań: ’Grunt to okładka’ oraz ’Czytelnicze wyzwanie 2016′.
]]>Inferno
Doskonale znany z poprzednich powieści Dana Browna Robert Langdon budzi się we florenckim szpitalu i wie jedynie, że został postrzelony w głowę, a ktoś dybie na jego życie. Przy wsparciu pięknej lekarki Sienny Brooks ucieka ze szpitala i razem z nią walczy o przetrwanie, jednocześnie próbując rozgryźć zagadkę, której nierozwiązanie na czas może być tragiczne w skutkach dla całej kuli ziemskiej.
Zadanie nie będzie jednak łatwe – bohaterowie wciąż uciekają przed pościgiem, sam Langdon nie wie jak w ogóle znalazł się w Europie, a cała zagadka związana jest z interpretacją Boskiej komedii Dantego i szaleństwem człowieka, który pragnie stworzyć na Ziemi tytułowe Inferno.
Dan Brown doskonale wie, jak stworzyć trzymający w napięciu bestseller. Można odnieść wrażenie, że ma już zarysowany szkielet takiego dzieła i jedynie zmienia w nim miejsca i imiona niektórych bohaterów, a samą akcję prowadzi na tej samej zasadzie, co w swoich poprzednich powieściach. Do tej pory sprawdzało się to znakomicie i tak samo dzieje się w przypadku Inferno. Książka jest dość tendencyjna i przewidywalna, ale jednocześnie wciąga, intryguje i pochłania bez reszty. Czyli znów mamy do czynienia z dobrym czytadłem, od którego nie powinniśmy zbyt wiele wymagać.
Inferno, podobnie jak Kod Leonarda da Vinci, przytłacza mnóstwem odniesień do sztuki i literatury. Bohater zwiedza muzea, analizuje dawne poematy, zachwyca się dziełami sztuki, jednocześnie zasypując czytelnika najprawdziwszymi wykładami na dany temat. Trochę zajeżdża to sztucznością, ale jest też na swój sposób fascynujące, bo jeszcze nigdy nie pragnęłam tak bardzo odwiedzić Włoch, a potem czytać Dantego, jak właśnie teraz, po przeczytaniu Inferno.
Jak przystało na powieść schematyczną, znajdziemy tutaj również typową dla Browna kontrowersję, a jest nią temat przeludnienia globu. Powołując się na szczegółowe dane oraz teorie głoszone nie tylko przez szaleńców, ale i specjalistów z całego świata, Brown nakreśla problem, którego skutkiem będzie zagłada rasy ludzkiej. Zgodnie z matematycznymi wyliczeniami już naszym wnukom nie będzie dane cieszyć się normalnym życiem, bo po prostu skończą się zasoby żywności i wody pitnej dla tylu mieszkańców globu. Co z tym zrobić? Gdybyśmy nie powstrzymywali natury przed jej działaniami, pewnie rozwiązałaby problem za nas, ale w powieści Dana Browna niezbędny jest do tego pewien bardzo wyniszczający wirus. Zadaniem Roberta Langdona jest zapobiegnięcie jego rozprzestrzenieniu.
Dobre jest to, że Inferno trzyma w napięciu i miewa momenty zaskoczeń, ale nie da się ukryć, że to kolejna książka Dana Browna, która oparta jest na sztywnym schemacie, który wszyscy już doskonale znamy. Dałam się porwać tej historii i przeczytałam powieść z dużym zainteresowaniem, ale nieustannie miałam poczucie, że już to wszystko kiedyś przeżywałam. Czy naprawdę nie dałoby się tego Langdona uwikłać w jakieś oryginalniejsze zdarzenia? Czy nie dałoby się oszczędzić nam tylu cytatów z podręczników i pokusić się o jakieś gigantyczne zaskoczenie? Pewnie nie, w końcu na tym właśnie schemacie Dan Brown oparł swój globalny sukces…
Moja ocena: 6,5/10Książka przeczytana w ramach wyzwań: ’Grunt to okładka’ oraz ’Czytelnicze wyzwanie 2016′.
Mi ta schematyczność u Browna nie przeszkadza, pewnie dlatego, że zawsze świetnie się bawię przy jego książkach 🙂 Zgadzam się, że "Inferno" jest bardzo dla niego typowe, co oczywiście może być uznane jako wada, ale dla mnie było zaletą 🙂
Wychodzi na to, że u mnie ani to nie jest wada, ani zaleta. Ot, jest jak jest – przywykłam już do tego, nie razi mnie nadmiernie i zawsze mam ochotę po jakąś książkę tego autora sięgnąć.
Jeszcze jej nie widziałam w mojej bibliotece, ale chętnie przeczytam 😉
Polecam. Może ocena na to bardzo nie wskazuje, ale uważam, że warto przeczytać.
Muszę koniecznie przeczytać "Inferno" jeszcze przed premierą filmu. Pozostałe książki autora czytałam i jestem ciekawa tej części. Szkoda tej schematyczności, ale w pewnym sensie przyzwyczaiłam się już do niej 🙂 Pozdrawiam!
Otóż to, kwestia przyzwyczajenia 🙂 Ja o filmie dowiedziałam się jak już zaczęłam czytać książkę – fajnie, że będzie, chętnie obejrzę.
A mnie właśnie ta schematyczność znużyła, bo "Inferno" dosłownie zmęczyłam:)
Szkoda. Ale doskonale to rozumiem.
Miałam bardzo podobne odczucia. Porywa, jak przystało na thriller, ale niewiele różni się od pozostałych książek autora. Pozdrawiam 🙂
Otóż to. Mam nadzieję, że mimo uchybień i tak Ci się spodobała 🙂
jak to czas potrafi zmienić punkt widzenia i ocenę książki, którą kiedyś się uwielbiało. Coś o tym wiem 🙂 szczerze jakoś nigdy nie ciągnęło mnie do twórczości Dana Browna chociaż oglądałam "Kod Leonarda da Vinci" i w mirę mi się podobał, ale do przeczytania książki mnie nie przekonał. To nie mój gatunek zdecydowanie 🙂
Mimo wszystko szkoda, bo jego książki naprawdę dobrze się czyta – mogłyby Ci umilić czas.
Twórczość tego pana kojarzę tylko ze słynnym "Kodem…". Przeczytałam i nie powaliło mnie więc pe tę pozycję nie mam zamiaru sięgać.
Jasna sprawa, doskonale to rozumiem 🙂
Ja nie czytałam żadnej książki tego autora, więc dla mnie pewnie te momenty będą naprawdę zaskakujące. 🙂 Bardzo ciekawa i wartościowa recenzja. 🙂
Jeżeli faktycznie będzie to Twój pierwszy raz z Brownem, to rzeczywiście możesz przeżyć sporo fajnych zaskoczeń 🙂
Mnie ta schematyczność odpowiada, do jego stylu bardzo pasuje, choć u innych autorów pewnie by mnie drażniła. 🙂
Całkiem możliwe, że miałabym podobnie 🙂
Właśnie przypomniałam sobie po raz kolejny, że nie czytałam jeszcze Kod Leonarda da Vinci… 😀
Moim zdaniem to jedna z najgorszych jego powieści