Jak blogerzy kichę robią, czyli o tych, którzy współpracować by chcieli, tylko jak to zrobić, jeszcze się nie dowiedzieli…
„Siema, chce recenzować wasze książki, podrzucam mój adres, pozdr”. „Cześć, bardzo lubię państwa książki, jeszcze nie mam bloga, ale jak mi parę książek wyślecie, to założę”. „Dzień dobry, pięć godzin temu wysłałem maila z propozycją współpracy, dlaczego jeszcze nie mam odpowiedzi?”. „Czy możecie mi wysłać Harry’ego Pottera? Pokażę go na swoim Insta”. Brzmi znajomo? Wysłaliście kiedyś wiadomość w tym stylu do firmy, z którą chcielibyście współpracować? Jeżeli nie, to chwała Wam. Jeżeli tak, to mam złą wiadomość – nici ze współpracy, nie da się Was traktować poważnie.
Bloger po drugiej stronie…
Zanim rozpoczęłam pracę w wydawnictwie, w charakterze osoby odpowiedzialnej m.in. za kontakty z blogerami, mogłam mówić, że od pięciu lat działam w blogosferze książkowej. W tym czasie przeszłam przez wszelkie możliwe etapy: najpierw była słodka niewiedza, potem odezwało się do mnie jedno z wydawnictw i nagle odkryłam, że istnieje coś takiego jak „egzemplarze recenzenckie dla blogerów”, potem pojawiły się kolejne współprace, a gdy zaczęłam pisać o literaturze dziecięcej, sama zgłosiłam się do paru wydawnictw, przedstawiając siebie i swojego bloga. Teraz już na nowych współpracach z wydawnictwami się nie koncentruję i opieram wyłącznie na dotąd wypracowanych kontaktach.
Od dwóch lat jednak temat współprac recenzenckich poznaję od tej drugiej strony. I każdego dnia książkowa blogosfera dostarcza mi mieszaniny irytacji z kupą śmiechu.
Współpraca z nami jest fajna. Z blogerami jestem na „ty”, nie wymagam od nikogo pochlebstw, nie narzucam terminów, pozostawiam dowolność w wyborze książek, chętnie umieszczam na okładkach rekomendacje blogerów i proponuję niektórym patronaty medialne. Lubię blogerów i wierzę w ich możliwości, cenię ich zapał i zaangażowanie. Współpracuję z wieloma różnymi mediami, ale to z autorami blogów i posiadaczami książkowych profili na Instagramie dogaduję się najlepiej. Ponieważ jednak blogowanie stało się modne, coraz częściej trafiam tutaj na osoby, które sprawiają, że mam ochotę strzelić sobie w łeb.
Serio, przepraszam.
Na moją skrzynkę służbową każdego dnia spływa około stu maili, z czego zawsze co najmniej pięć dotyczy nawiązania nowej współpracy. Łatwo w tym morzu utonąć i często przerzucam wszystkie takie zapytania do jednego folderu i odpowiadam na nie po paru tygodniach, kiedy czuję, że nie można tematu odkładać w nieskończoność.
I wtedy zaczyna się małe piekło…
Blogerze, robisz to źle!
Choć z tym „piekłem” oczywiście trochę przesadzam, wypunktuję Wam, co najbardziej mnie załamuje, irytuje i śmieszy w wiadomościach wysyłanych przez blogerów:
- Piętnaście innych adresów w polu „odbiorcy” – piszesz, jak to bardzo kochasz nasze wydawnictwo, jak sobie cenisz naszą ofertę, tymczasem od razu widzę, że ten sam kit ciśniesz też kilkunastu innym osobom. Cudownie, że zgromadziłeś adresy wszystkich interesujących Cię osób, ale jak już musisz wysyłać zbiorczą wiadomość, chociaż ukryj odbiorców. A najlepiej wysyłaj ofertę spersonalizowaną, skierowaną do konkretnego wydawnictwa i na jego działalności się koncentrującą.
- Brak formuł grzecznościowych – kiedy już z kimś nawiążę współpracę, zawsze przechodzimy na „ty”, ale kiedy wysyła się tę pierwszą wiadomość do firmy, wypadałoby okazać jakiś szacunek. Bez „siema” na wstępie i „pozdr” na końcu. Nie uderza mnie to, że ktoś napisze mi „elo”, ale na moim miejscu mogłaby siedzieć dwa razy starsza osoba, którą młodzieżowe powitanie i pożegnanie mogłyby wprawić w zażenowanie i całkowicie zniechęcić do kontaktu z danym blogerem.
- Brak adresu bloga – to zdarza się nagminnie. Człowiek produkuje się i w pięciu akapitach zachwala siebie i swojego bloga, a i tak zapomina napisać, o jaki blog chodzi. Nie zostawia nazwy, którą mogłabym wygooglować. Nie zostawia adresu. Czy zadaję sobie trud, by dociec, o jaki adres chodzi? Niestety, z reguły nie.
- Brak bloga – zdziwieni? Moi mili, musicie wiedzieć, że kilkadziesiąt osób pofatygowało się, by złożyć nam propozycję recenzowania książek na blogu, który… jeszcze nie istnieje, ale zostanie założony na potrzeby promocyjne. I niby początkowo mnie to zawsze bawi, ale jednak potem nachodzi mnie refleksja, że teraz nie zakłada się bloga kierując pasją i chęcią przekazania czegoś światu, tylko ze zwykłej pazerności.
- Nieaktywny blog – sytuacja podobna do powyższej. Człowiek niby bloga ma, ale nie jest on aktywny, bo „nie ma czego recenzować”. Ewentualnie blog istnieje od tygodnia, wisi na nim jeden wpis i oto jest cała oferta, która ma potencjalnego współpracownika skusić.
- Pisanie do niewłaściwego wydawnictwa – kolejny stały problem. Nie zliczę, ile razy byłam proszona o przesłanie Harry’ego Pottera albo Zmierzchu. Nie muszę chyba dodawać, że choćbyśmy nawet o tym marzyli, to nie my odkryliśmy przed Polakami twórczość J.K. Rowling?
- Postawa: ja chcę, wy musicie – wiele wiadomości od blogerów nazwałabym chamskimi. Nie napisze taki delikwent niczego konkretnego – ani o sobie, ani o blogu. Po prostu rzuca, że chce książki, czasem podając konkretne tytuły, czasem po prostu mając na myśli „jakiekolwiek”, zostawia adres (domowy, nie blogowy) i tyle. Zastanawiam się, jaka logika kieruje takimi działaniami. Czy taki ktoś zawsze dostawał, co chciał, i dlatego myśli, że wszelkie dobro z nieba spada?
Jak proponować współpracę?
Jeżeli blogujesz już jakiś czas, masz stałe grono czytelników i wciąż rozwijasz swojego bloga, pisz śmiało z propozycjami współpracy. Nie grzesz, jak ci, o których wspominałam wyżej i zrób wszystko, by maksymalnie zwiększyć swoje szanse na sukces. Być może pomogą Ci w tym poniższe rady:
- Przedstaw się – zacznij od tego, kim jesteś i po co piszesz. Wiele osób zapomina o takich podstawach, więc w ten sposób mam wrażenie, że współpracę proponuje mi [email protected] a nie ktoś poważny.
- Przedstaw swojego bloga – i zrób to dobrze! Opowiedz, o czym piszesz, kim są Twoi czytelnicy, jak duże masz doświadczenie z blogowaniem i jak przedstawiają się statystyki Twojej strony. Jeżeli blog istnieje od miesiąca a Ty notujesz 300 wejść miesięcznie – powstrzymaj się od wysyłania propozycji i poczekaj, aż będziesz miał do zaoferowania coś więcej.
- Napisz, co dasz – wydaje Ci się, że firmie wystarczy to, że napiszesz o jej produkcie i już z radością ma Ci go wysłać? Niestety, biorąc pod uwagę to, że wszyscy mają ograniczone budżety, a chętnych na współpracę jest wielu, musisz oferować coś wyjątkowego. Pochwal się swoimi sukcesami, zaangażowaną społecznością, publikacjami w prasie, wyróżnieniami – czymkolwiek. Napisz, co możesz zaoferować, napisz, co wyróżnia Cię spośród innych. Zastanów się – skoro ktoś otrzymuje w każdym tygodniu po kilkanaście propozycji, z jakiegoś powodu musi wybrać akurat Ciebie. Żadna firma nie jest instytucją charytatywną i musi mieć świadomość, że podejmując kolejną współpracę, coś na tym zyska.
- Dołącz link do recenzji – u nas, podobnie jak u paru innych wydawców, jest to wymóg konieczny – jeżeli ktoś chce nawiązać z nami współpracę, musi podesłać link do przykładowego wpisu na temat którejś z naszych książek. W nawale propozycji pozwala to wyselekcjonować osoby, które rzeczywiście są zainteresowane naszą ofertą, zamiast pisać do wszystkich po wszystko.
- Pisz do właściwej osoby – jeżeli na stronie firmy znajdują się adresy mailowe kilku różnych osób z różnych działów, szukaj tych, które zajmują się promocją albo konkretnie współpracą z blogerami. Nie ma sensu pisać do pana od IT albo prezesa, bo marne są szanse na to, że taki mail w ogóle zostanie odczytany.
- Pisz poprawnie – skoro przedstawiasz się jako osoba, która zajmuje się pisaniem, udowodnij, że umiesz poprawnie pisać. Nie musisz być mistrzem interpunkcji, ale zasady ortografii wypadałoby znać. Tym bardziej, jeśli masz zamiar pisać o książkach, które przecież ocenia się m.in. pod względem poprawności.
- Zadbaj o swojego bloga – pierwsze wrażenie jest bardzo ważne. Spójrz uczciwie na swoją stronę, poproś innych o ocenę i upewnij się, że działa ona poprawnie, że jest czytelna, że nie zawiera żadnych „martwych linków”. Nic mnie tak nie irytuje, jak chwila, w której chcę zajrzeć na fanpage czyjegoś bloga, a okazuje się, że ikony społecznościowe kierują donikąd, linki są nieprawidłowe albo nie ma ich wcale. Skoro chcesz przedstawić się z jak najlepszej strony, niech i Twój blog coś sobą reprezentuje.
- Nie poganiaj – zdarzają się osoby, które wysyłają maila za mailem. Nie odpiszesz takim w 5/12/20 godzin, to napiszą z pretensjami, będą poganiać i domagać się odpowiedzi. Niestety, ale wiadomości od takich niecierpliwców natychmiast przenoszę do kosza, choćby nawet były poprawnie napisane i ciekawe.
Na koniec najważniejsze – jeżeli rozpoczynasz przygodę z blogowaniem od – za przeproszeniem – dupy strony, to szybko Twoja przygoda z nim się zakończy. Takich jak Ty było wielu – zakładali bloga, zachłystywali się współpracami, a potem znikali. Niestety, ale jeżeli ktoś nie kieruje się pasją i zainteresowaniami, a jedynie chęcią zysku, szybko z tego „biznesu” odpada. Wypala się, zniechęca, traci zapał. To jest zupełnie naturalne. Dlatego zanim w ogóle zaczniesz prosić o współprace, odkryj, czy to blogowanie Cię w ogóle kręci.
Powodzenia!
Przeczytaj również:
- Największe grzechy blogerów (ponad 400 głosów w dyskusji!)
- Ty też możesz być nierobem, po prostu załóż tego cholernego bloga
- Potrzeba zmian – być czy nie być blogerem książkowym?
- Czy coś się zmieni w książkowej blogosferze?
- Co blog zmienił w Twoim życiu?
Genialny tekst.
Ogólnie rzecz biorąc można się z tego pośmiać, choć współczuję Ci, że musisz takie rzeczy czytać… Mam nadzieję, że ten tekst komuś otworzy oczy, choć i tak wątpię, by trafił do tych, którzy takie współprace proponują. Skoro komuś się nie chce sprawdzić, kto wydaje "Harry'ego Pottera", pewnie nawet nie pomyśli o przeczytaniu tego tekstu. Oto internetowe oblicze selekcji naturalnej 😀
Niestety, masz rację. Wciąż jednak łudzę się, że mój przekaz coś da. Dziś dostałam propozycję współpracy, która zdaje się być oparta na tym, co tu napisałam, więc jest nadzieja 🙂
Witam, co do selekcji naturalnej w internecie. Mam pytanie jak dotrzeć do osób które potrafią zrobić dobre zdjęcie i napisać kilka słów z sensem. Jestem producentem torebek z filcu i szukam zainteresowanych.
Zapraszam 🙃
Jestem przerażona jakie maile ludzie piszą! ��
A to tylko kropla w morzu… 😉
I teraz nie wiem, czy mam napisać, czy nie. Kiedyś faktycznie mailowałyśmy na linii bloger – wydawnictwo, ale teraz się chyba boję 😀
A na serio – tak bardzo jest to prawdziwe, co piszesz, że aż boli. Mogłabym spokojnie rozwinąć ten temat, pisząc chociażby o blogerach, którzy piszą na grupach, by ktoś podał im adres wydawcy – jakiegokolwiek! – i najlepiej jeszcze przykładowego maila. Albo napisałabym o tych, co to nie mają bloga, ale dostają książki, których nie recenzują, nie pokazują na instagramie i jeszcze czepiają się, że np. takie wielkie wydawnictwo X nie chce im nic dać. Jak to?! Im?! Skandal.
W latach 80. wśród nas-dzieciaków krążyły takie "przykładowe listy" do zagranicznych adresatów: był wzór do aktora, do piosenkarki, do firmy samochodowej, itp. Przepisywało się to (przepisywanie: analogowa wersja kopiuj-wklej) i wysyłało pod adres idola. Adresy też były na wagę złota. Zmierzam do tego, że była to korespondencja w OBCYM języku. Czy to oznacza – per analogiam – że dla takich blogerów na grupach o których piszesz język POLSKI jest na tyle obcy, że nie potrafią sformułować sami takiego maila? Załamujące…
Michale, niesamowicie trafna analogia!
Agnieszka, pisz śmiało, nie ma się czego bać 🙂 I rzeczywiście tak jest, że niektórzy nawet maila do wydawcy znaleźć nie potrafią. To dopiero żenujące.
No popatrz – a ja głupia nie wpadłam na to, żeby napisać błagalne mejle o darmowe książki. Zostanę przy tych z biblioteki i "innych" mniej lub bardziej oficjalnych źródeł. Chyba nadmiar samokrytyki we mnie siedzi, żeby miała się brać za żebractwo "wydawnictwowe". I zostanę przy swojej pisaninie… i czytaniu Twojej, bo dobrze się Ciebie czyta. Swoją drogą – poziom roszczeniowości ludzi chyba nie przestanie mnie zadziwiać.
Dzięki 🙂 Rzeczywiście niektórym brakuje samokrytyki, za to pazerność aż im uszami wychodzi…
Całe szczęście moje dotychczasowe maile zawierały same informacje, które wskazujesz – te dobre 😉 Ech, pisanie do wydawnictwa to, przynajmniej dla mnie, zawsze ogromny stres. Boję się, że coś napiszę 'nie tak', o czymś zapomnę lub coś podobnego…
Swoją drogą zazdroszczę pracy, wydaje się być świetną 🙂
Pozdrawiam!
Rzeczywiście praca jest wspaniała, choć nie do końca się do niej nadaję 🙂
Znam Twój lęk, bo ilekroć wysyłam ważnego maila, ze stresu aż tracę oddech 🙂
Dobrze w końcu przeczytać coś konkretnego o współpracach z wydawnictwami. Wiele jest postów, które niby o tym mówią, a tak naprawdę człowiek nic po nich nie wie. Na szczęście nie popełniłam tych wymienionych grzechów, ale widzę kilka rzeczy do poprawy w swoich e-mailach. Dziękuję za rady! 🙂
Bardzo się cieszę, że wpis się przydał, na tym najbardziej mi zależało 🙂
Wiele osób zakładając bloga, myśli, że blogerzy co dzień dostają góry darów losów, a to tak nie działa.
Otóż to, w życiu nie ma nic za darmo 🙂
Uwielbiam te tematy, bo zawsze mnie bawią 😉 Świetny tekst, bardzo prawdziwy. Trochę zazdroszczę Ci tej "rozrywki", bo musi być czasami wesoło 😀 Nie myślałaś nad założeniem bloga z cytatami? 😀 Ja, od kiedy zaczęłam pracę w bibliotece, przekonałam się, że te wszystkie dowcipy o kolorach okładek książek, nie są dowcipami 😉
W pracy mamy folder z najlepszymi cytatami 🙂
Diana, chyba zacznę te "kwiatki" wyłapywać i wrzucać na Twittera 😀
Wspaniały tekst! Sama zaczynam prowadzić bloga o książkach oraz pracuję w dużej internetowej księgarni, więc znam temat podobnie jak ty, od wewnątrz 🙂
W ciągu ostatniego miesiąca dostaliśmy około 5 wiadomości od jednej i tej samej osoby z prośbą o wysłanie Harry'ego Pottera w zamian za konkurs na kanale youtube, który pod filmami zbiera po 100-200 wyświetleń, a subskrypcji ma około 4000 tysięcy 🙂
Komiczne sytuacje, ale wprowadzają dużo uśmiechu do pracy.
Pozdrawiam, Iza.
No tak, zero samokrytyki i rozeznania. Jakie to typowe 🙂
O rany… Nie przypuszczałabym, że są ludzie, którzy piszą w ten sposób do wydawnictw. 😮 Niestety takie czasy, że jest mnóstwo ludzi, którym aż ślinka cieknie tylko dlatego, że mając bloga, mogą dostać darmową książkę. :/ Bardzo ciekawy tekst, od tej "drugiej strony" do tej pory nie wiedziałam, jak to wygląda. 😉
Dziękuję za dobre słowo 🙂
W głowie się nie mieści, że można takie rzeczy wypisywać… Wystarczy odrobina rozsądku, by takich błędów nie popełniać.
Otóż to!
Wygląda na to, że naprawdę do pracy z ludźmi potrzeba jest anielskiej cierpliwości…
To prawda 🙂
To się nazywa zrządzenie losu! zaczynam blogować i trafiam na taki właśnie tekst. Bardzo dobry! Ja na razie do wydawnictw nie piszę i pewnie długo nie napiszę, mam sporo książek w domowej bibliotece, z którymi muszę się zmierzyć. Jedna rzecz to sposób w jaki blogerzy o książki proszą (choć pewnie czasami byłoby lepiej powiedzieć 'żebrzą'), druga – co potem z tymi książkami robią, jak wywiązują się z tej współpracy z wydawnictwami. Przeglądam sporo książkowych blogów, przeglądam też strony wydawnictw i śledzę zapowiedzi, czasami mam dostęp do pakietów prasowych. I widzę, że niektórzy blogerzy w niewielkim stopniu dodają do recenzji coś od siebie, a raczej przepisują jak leci z dostępnych materiałów, dopisują podziękowanie za książkę, wrzucają na insta kilka słodkich fotek w stylu 'książka na łóżku', 'kubek z kawą na książkach' itd. Przejaskrawiam, celowo. Na szczęście są blogerzy, których teksty są recenzjami, którzy książki czytają od deski do deski. I takich ja czytam 🙂 Serdeczności.
PS Czy wydawnictwo, dla którego pracujesz, w jakiś sposób sprawdza co i kiedy blogerzy o książce napisali (nieistotne czy dobrze lub źle), czy w ogóle w jakikolwiek sposób otrzymaną książkę promują (fotki, recenzja)?
Mam plik, w którym zapisuję, kto jaką książkę otrzymał, ale nigdy nie muszę nikogo sprawdzać czy upominać – każdy sam podrzuca link, jak już wywiąże się z aktywności. Są i tacy, przy których trzeba na recenzję czekać kilka miesięcy, ale nie widzę sensu spinać się o to – nikogo do recenzowania zmuszać nie będę, a zmuszanie może przynieść odwrotny skutek od zamierzonego 😉
Masz rację w kwestii tego, jak zbudowane są recenzje niektórych blogerów – rzeczywiście to tylko kopia blurba, parę zdanek zerżniętych z cudzych opinii i już wszystko gotowe 🙂
Ooo, to rozsądna polityka z tym brakiem poganiania. Bo tak sobie myślę, że jak konkretne wydawnictwo za bardzo pogania lub też chcąc mocno wypromować książkę przed jej premierą podrzuca tytuł całej masie blogerów, no to na jakościowo dobre treści u blogerów raczej trudno wtedy liczyć. Mamy za to zalew zdjęć i słodkich zdań o cudownej książce, która przy bliższym poznaniu okazuje się kichą totalną.
To prawda, zupełnie nie przekonuje mnie taktyka: "wszyscy opublikujcie recenzje jednego dnia". Lepiej, jak książka żyje odrobinę dłużej i nie przytłacza sobą 🙂
Nie wierzę w to, co czytam. Ludzie naprawdę tak formułują maile do wydawnictw? Nie napisałam w swoim życiu jeszcze ani jednego maila do wydawnictwa z propozycją współpracy, ale do głowy by mi nie przyszło, żeby napisać go w taki sposób… Nie wiem, może to kwestia prawie trzydziestu wiosen na karku, wykonywanego zawodu czy po prostu wychowania, ale ja nawet nie umiałabym tak sformułować swojej wypowiedzi… Swoją drogą bardzo przydatny tekst 🙂 Zapisuję sobie na przyszłość, a i zostanę tutaj na dłużej.
Malwina
Dziękuję, ciesz się, że na coś mogłam się przydać 🙂
Bardzo ciekawe podpowiedzi. Część z nich już wcześniej stosowałam przy zawieraniu współprac, a z reszty z chęcią skorzystam. 🙂 A co do tych skrajnych przypadków to niektóre z nich są po prostu śmieszne. Niektórym brak wychowania, a niektórzy po prostu nie mają wyobraźni. Ja mam swój szablon wiadomości, który wysyłam do wydawnictwa, ale zawsze staram się dopasować go po to konkretne. Choćby przez dołączenie linka do recenzji ich książki. Używam też zwrotów grzecznościowych, których nauczyłam się przy okazji nauki pisania korespondencji handlowej. A potem cierpliwie czekam, czy ktoś odpisze czy nie. Jeśli tak, to będę zadowolona, a jeśli nie to trudno. Spróbuję jeszcze raz w przyszłości.
A tak poza tym to sama chciałabym w przyszłości pracować w dziale promocji wydawnictwa, więc miło było poznać to od tej drugiej strony. 🙂
Masz rację, to z reguły jest po prostu zwyczajny brak kultury i wychowania. Podejrzewam, że CV będą wysyłać w podobny sposób 🙂
Zawsze byłam ciekawa, jak wydawnictwa (osoby z wydawnictw) podchodzą do propozycji współpracy- nawet nie wiedziałam, że można w taki sposób bylejaki pisać maile.
Do tej pory co miałam propozycje współpracy- kilka, bo kilka- wspominam miło, pełen profesjonalizm.
Ha, w takim razie miło, że mogłam nieco uchylić rąbka tajemnicy 🙂
Ludzie nigdy nie przestaną mnie zadziwiać. Sama nigdy nie czułam potrzeby pisania do wydawnictw, czasami ktoś z wydawnictwa odzywa się do mnie, ale staram się rozsądnie wybierać. Musisz mieć niezły ubaw czytając niektóre maile.
Ps. Nie wyobrażam sobie zacząć maila do obcej osoby zacząć od elo czy nawet cześć.
Ubaw mam, jasna sprawa, ale czasem mam ochotę wyć z rozpaczy 🙂
Nigdy w życiu nie pomyślałabym, aby w moim mailu do osoby z promocji wysyłać coś takiego… Naprawdę mnie to zaskakuje. Myślałam, ze takie osoby się zdarzają, ale tak często? I w AŻ tak nieprofesjonalny sposób?
Mnie trochę zastanawia na jakiej podstawie niektóre wydawnictwa współpracują z blogami, które piszą recenzje kopiuj-wklej albo takie "fajna, polecam" ale rozwleczona na kilkanaście zdań.
Niektóre biorą wszystkich, jak leci 🙂
No widzisz, a ja zbieram się i zbieram do napisania do Ciebie i zebrać się nie mogę, bo wciąż uważam, że czegoś mi brakuje. W tej chwili jak widzę brakuje mi konkretnej recenzji, ponieważ czytałam książki Papierowego Księżyca akurat podczas mojej kilkuletniej blogowej przerwy. Dobrze wiedzieć, bo na półkach wciąż czeka kilka pozycji 🙂
A tak serio – chciałabym napisać, że nie wyobrażam sobie, że ludzie mogą pisać w taki sposób, ale niestety wiem, że tak robią. Podejrzewam, że w poście i tak byłaś dość delikatna, bo wiem, jakie kwiatki zdarzały się w mojej pracy 😀
A co do pisania na "Ty" w pierwszym mailu… Brałaś pod uwagę fakt, że jesteś dość znana w blogosferze i ludzie Cię "kojarzą"? Jak nie z bloga, to z pewnej bardzo popularnej grupy wsparcia blogerów, gdzie jakiś czas temu zaczęłaś robić porządek. Może to właśnie z tego wynika ta bezpośredniość? Nie usprawiedliwiam, ale poddaję pod rozwagę.
Ale, ale! Tak przy okazji – czy kiedyś mogłabym Cię podręczyć tak trochę prywatnie? Znaczy w sprawach okołozawodowych, ale raczej w kwestii Twoich doświadczeń niż czegokolwiek innego. Oczywiście nic pilnego 🙂
Pisz śmiało, zawsze chętnie odpowiem 🙂
A że mnie kojarzą, to raczej niemożliwe, w mailu nie ma mojego nazwiska, tylko nazwa działu i mało kto wie, gdzie pracuję 🙂 Dopiero od paru tygodni na naszej stronie jest podany mail + moje imię i nazwisko.
Kurczę, ludzie to mają tupet. Tak z ciekawości – odpisujesz na te bucowate maile, czy je po prostu ignorujesz? A ten odsetek buców jest duży w stosunku do przyzwoitych blogerów?
Ostatnio odpisałam jednemu, żeby ukrywał adresy odbiorców, jeżeli wysyła do wielu 🙂 Natomiast w innych wypadkach się nie fatyguję.
No i bardzo dobrze. Już się bałam, że mogłaś dostać odgórny nakaz odpowiedzi na wszystkie maile od szefa czy coś podobnego 😉
Coś Ty, mój szef to dobry człowiek, nie miesza się w to, co robię 🙂
Całe szczęście 🙂
Klaudyno, lekturze twojego wpisu towarzyszył cały nawał wielorakich refleksji, przy czym uderzyła mnie roszczeniowość niektórych osób, ich nierzetelność, nakierunkowanie na kjednostronną korzyść i ordynarność. Nie wiem, czy może to ja jestem staroświecka, czy może po prostu idealistycznie uciekam do utopii, w której miłośnicy literatury są kurtuazyjni, a sama już prośba skierowana do ważnej dla nas instutucji powinna być z natury rzeczy pełna uszanowania, stworzona przy zachowaniu wszelkich zasad uprzejmości, dobrego wychowania i po prostu zrozumienia swojej roli. Wprawdzie wiedziałam, że są na świecie spryciarze, lecz, że można się posunąć w swym grubiaństwie do tak otwartych żądań? Nie mieści mi się to w głowie…
Podziwiam Cię za cierpliwość i domyślam się, że wielokrotnie musisz zastygać przed monitorem, czytając czyjeś żądania, oparte na wybujałej ambicji posiadania. Zastanawiam się też nad poziomem inteligencji niektórych z piszących. Czy rzeczywiście tak trydno prześcignąć rozwielitki i dodać kolejnych nadawców w kopii ukrytej? Chociaż dla pozoru? Albo także zaprawić swoją prośbę odrobiną bodaj pozorowanego zainteresowania? Nie wiem i nie dociekam, przykro jednak czytać, że jesteś narażana na takie ataki ze strony dziwadeł 🙂
Klaudyno, wszystkie Twoje wskazówki są bardzo cenne i podejrzewam, że przyszłość pozwoli mi z nich skorzystać. Jeżeli kiedyś odważę się na pomysł współpracy z wydawnictwem, mój mail z zapytaniem poprzedzi powrót do Twojego vademecum. A na tę chwilę najpiękniejsze egzemplarze książek pochodzą od Ciebie :* <3
Całusy krokusy, Klaudyno, Archaniele Cierpliwości!
Aż się ze śmiechu zakrztusiłam, czytając o rozwielitkach :))) Rzeczywiście trudno znaleźć rozum i logikę w niektórych działaniach. Ale kontakty z ludźmi właśnie tak wyglądają 🙂
Jestem złym człowiekiem, bo zawsze czerpię dziką przyjemność z czytania tego, co Ciebie irytuje. Za każdym razem, gdy uda mi się dorwać do maili blogerów wysyłanych do wydawnictw mam banana na twarzy. To takie uroczo absurdalne 🙂 Ciężko uwierzyć, by ktoś nie potrafiący napisać maila/propozycji w nieirytujący sposób, mógł prowadzić nieirytującego bloga. Niemniej współczuję, bo dla mnie Ty i reszta osób z wydawnictw musicie czytać takie maile na co dzień (a nie jak ja – od święta), a w dodatku zachować profesjonalizm.
Ty zły człowieku! :))
Masz rację – nawet nie zawracam sobie głowy odwiedzaniem bloga, którego autor pisze do mnie "elo, wyślij mi jakieś książki". No, może czasem robię wyjątek, bo zazwyczaj wiąże się to z mnóstwem nowych doznań :))
Przerabiam sporo punktów 🙂 Wprawdzie "siema" się nie zdarza, ale nagminne są pytania od blogerów bez bloga lub anonimowych. Przyznaję, że nie bawię się w śledztwo – jest spory wybór wśród normalnie napisanych wiadomości, więc nie tracę czasu na dochodzenia.
Ale najbardziej ze wszystkiego denerwuje mnie niecierpliwość. Mam szereg obowiązków, nie jestem specjalistą ds. współprac z blogerami, odpisuję jak mam czas, a 3 dni z rzędu z tym samym mailem lub tekstem typu: wysłałem i nie mam odpowiedzi (podczas gdy już kiedyś tłumaczyłam sytuację) tylko zniechęcają, niezależnie od tego jak świetny warsztatowo byłby to bloger.
Mnie też ta niecierpliwość denerwuje. Jako blogerka wymieniam wiadomości z wieloma instytucjami i nigdy nie przyszło mi do głowy, żeby kogoś poganiać.
Na takie coś mogą sobie pozwolić blogerzy, z którymi współpracuję i którzy wiedzą, że skoro przez tydzień nie odpowiadam, to znaczy, że pewnie coś przegapiłam. Ale z nimi po prostu mam już takie stosunki wypracowane, że żaden mnie nigdy nie zirytował 🙂
Świetny, bardzo potrzebny obecnie tekst. W ogóle lubię Cię czytać, masz bardzo lekkie pióro. 🙂
Temat – smutny. To żebranie o książki jest po prostu żałosne. Chyba też podejmę ten temat u siebie, bo widziałam już parę postów na grupach, w których osoby prosiły o maile – książki się chce, ale wejście na stronę wydawnictwa to już za duży wysiłek. 😉
O tak, znam to. Pisałam nawet o tym we wpisie o grzechach blogerów. Teraz już nie mam takiego kontaktu z blogerami, ale parę lat temu, kiedy jakoś ta społeczność była sobie bliższa, często byłam proszona o podanie adresów osób odpowiedzialnych za kontakty z blogerami.
A ja zylam w blogiej nieswiadomosci…. ze blogowanie powinno wyplywac z pasji…
No co Ty! :))
Zadziwia mnie to, że ludzie wciąż uważają egzemplarz od wydawnictwa za coś tak wspaniałego. Nie przeczę, współprace są miłe, ale tylko jeśli warunki odpowiadają obu stronom. Z mojego doświadczenia, im mniej współprac, tym lepiej 🙂
Również mam podobne podejście – właściwie mogłabym już współpracować wyłącznie z wydawnictwami od książek dziecięcych, z pozostałymi książkami radzę sobie we własnym zakresie 😉
Nigdy nie pisałam w sprawie wspołpracy, ale nie wyobrażam sobie nie zawrzeć tego o czym piszesz jakbym probowała 😉
No cóż, inni sobie wyobrażają – i to jest najgorsze 🙂
Dziwny jest ten świat… jestem w szoku że koledzy blogerzy tak się zachowują :/
A mnie to w ogóle nie zaskakuje – to dość typowa postawa.
Tekst czyta się genialnie. Przyznam szczerze, że nie miałam pojęcia o istnieniu takich osób. Skro ktoś pisze w celu nawiązania współpracy to myślałam, że myśli o tym poważnie. Sama ostatnio zaczynam coraz więcej czytać o współpracach blogowych (badam rynek). Chciałabym coś zacząć ale zastanawiam się czy to nie za wcześnie z propozycjami.
Bardzo dziękuję 🙂 Świetny artykuł.
Pozdrawiam
Iga
Dziękuję! Życzę powodzenia, mam nadzieję, że nawiążesz wiele owocnych współprac 🙂
Też mam taką nadzieję 🙂 Jakoś to będzie 🙂 Nie chcę też być nachalna, czy chciwa. Pożyjemy, zobaczymy 🙂
Pozdrawiam
Genialne 😀
Ha, dzięki 😉
Zatem po przeczytaniu twojego wpisu doszłam do wniosku, że mogę być z siebie duma 🙂 ponieważ wydawnictwo zgłosiło się do mnie samo. kocham książki, choć w ich doborze jestem strasznie wybredna. Nie mam bloga bookingowego a lifestylowego, o wszystkim tym, co kocham. Z przyjemnością recenzowałam książki, a fakt, że miały na okładce napis 'egzemplarz recenzencki' sprawiało że czułam, że robię coś wyjątkowego.
I to jest fajna postawa, a nie jakieś chore parcie na to, by tylko dostawać, dostawać, dostawać…
Wow! Jestem pod wrażeniem Twojego wpisu. Nie podejrzewałam, że ludzie mogą strzelać takie gafy pisząc maile do wydawnictw. Bardzo ciekawe rady, pewnie w przyszłości z nich skorzystam, na razie jestem 'blogową świeżynką'.
Pozdrawiam
http://www.zakladkadoksiazek.pl
Dzięki, mam nadzieję, że wpis choć trochę okaże się wtedy pomocny 🙂
Te współprace recenzenckie mocno niszą blogosferę. Coraz więcej osób zakłada blogi nie dlatego, że chcą się dzielić z innymi swoją pasją, miłością do książek itd., ale właśnie z myślą o darmowych książkach.
Prowadzę bloga od 3 lat i dopiero w tym roku zaczęłam na poważnie współpracować z wydawnictwami. Dziwnie dla mnie wygląda, gdy ktoś ma bloga 3 miesiące i już pisze 50 maili do wydawnictw. Moim zdaniem nie tędy droga…
Chciałabym się jeszcze odnieść do jednego z punktów, które wymieniałaś – przechodzenie na Ty. Mam z tym straszny problem i nawet jeśli ktoś z wydawnictwa napisze do mnie jako pierwszy i od razu pisze: "Cześć", "Czy masz", "Chciałabyś" itd., to ja automatycznie odpowiadam albo bezosobowo albo właśnie per Pan/Pani. Chyba wciąż czuję się takim szaraczkiem, który musi okazać szacunek "ważniejszym" 😉
http://www.bibliofilembyc.pl
Mam dokładnie tak samo z przechodzeniem na Ty z osobami z wydawnictw. Trochę tak głupio mi napisać zwykłe "cześć", jeśli osoba z wydawnictwa napisze mi tak wcześniej,. Mam wrażenie, że nie okazuję zbytnio szacunku w ten sposób (a przecież "cześć" nie jest żadną chamską czy nieładną odzywką). 🙂
Robię podobnie jak Wy – jako blogerka czuję się nieswojo, gdy ktoś na "dzień dobry" pisze do mnie "cześć", bo sama nie wiem, jak się do tego odnieść. Dlatego z "moimi" blogerami takie przejście na "ty" proponuję po jakiejś wymianie maili. Wyjaśniam wtedy, że sama bloguję i że zależy mi na takich trochę luźniejszych relacjach. Na "dzień dobry" jednak do żadnego blogera "cześć" bym nie napisała. No, chyba że dobrze byśmy się znali 😉
Bardzo dobry wpis, który powinni przeczytać wszyscy starający się o współpracę (nie tylko z wydawnictwami)!
Prowadzę profil na IG, który ostatnio mocno się rozwinął a przez to często odzywają się do mnie firmy z propozycją współpracy. Jako, że nie spodziewałam się w jaką stronę to wszystko pójdzie, takie sytuacje są dla mnie bardzo miłe, jednak jak mówię to co robię na IG traktuje jak oderwanie od rzeczywistości a nie pracę i z tego względu muszę mocno selekcjonować oferty, tak by dobrze wywiązać się ze swoich obowiązków. Nigdy nawet nie pomyślałam, by odwrócić sytuacje i samemu napisać do firmy. Uważam, że gdyby taka oferta się z mojej strony pojawiła, powinna ona zawierać ciekawy pomysł na kampanie i coś więcej niż "daj mi produkt X, ja go pokażę". Co więcej sama ostatnio założyłam firmę i jakie było moje zdziwienie, gdy stanęłam po drugiej stronie barykady i już pierwszego dnia działalności zaczęłam dostawać różnego rodzaju propozycje od blogerek. Po miesiącu muszę przyznać, że wszystkie przedstawione powyżej sytuacje miałam okazje przeżyć i jestem bardzo zdziwiona, jak ten światek działa! Bardzo dużo wymagań, bardzo mało kompetencji 🙂
Masz całkowitą rację – jeżeli już chce się pisać do firmy, warto mieć ciekawy, nieszablonowy pomysł na współpracę. Trzeba się czymś wyróżnić, skoro wszyscy wokół toną w propozycjach od blogerów.
Życzę powodzenia w rozwijaniu firmy i kanału na Insta! 🙂
Super tekst… 😀 Ja współprac nie proponuję, choć czasem zgadzam się na oferowane. Ale mam kilka stron na Facebooku i potwornie mnie irytują ciągłe prośby o podarowanie produktu do przetestowania i zrecenzowania. Od razu wtedy wiem, że ktoś nawet nie zadał sobie trudu, by przeczytać opis strony, bo żadna z moich stron tego rodzaju współpracy nie potrzebuje… 😉
I to jest niebywale fascynujące – czy ludzie walą wszędzie na ślepo, że nie zauważają, iż piszą gdzieś, gdzie nie powinni? 😉
Super tekst… 😀 Ja współprac nie proponuję, choć czasem zgadzam się na oferowane. Ale mam kilka stron na Facebooku i potwornie mnie irytują ciągłe prośby o podarowanie produktu do przetestowania i zrecenzowania. Od razu wtedy wiem, że ktoś nawet nie zadał sobie trudu, by przeczytać opis strony, bo żadna z moich stron tego rodzaju współpracy nie potrzebuje… 😉
Super tekst… 😀 Ja współprac nie proponuję, choć czasem zgadzam się na oferowane. Ale mam kilka stron na Facebooku i potwornie mnie irytują ciągłe prośby o podarowanie produktu do przetestowania i zrecenzowania. Od razu wtedy wiem, że ktoś nawet nie zadał sobie trudu, by przeczytać opis strony, bo żadna z moich stron tego rodzaju współpracy nie potrzebuje… 😉
A wiesz, co mnie najbardziej smuci? Że takim brakiem pokory ci delikwenci wykazują się także w życiu codziennym. Nie wierzę, że działa to tylko w blogosferze.
A to z pewnością! Takie zachowania nie biorą się z niczego – brak kultury z reguły wynosi się z domu.
eeej Klaudyna, wyślij mi kilka książek – adres znajdź sobie na moim blogu ;p
A z mojego podwórka – wykładowcy: koniec semestru, pani podchodzi z kartą/indeksem – jak się pani nazywa?? bo nie wiem co wpisać… – pani sobie sprawdzi w dziekanacie [szok i niedowierzanie, ale wychodzi… odwraca się w drzwiach] – to dietetyka jest, tak??
To chyba niezła analogia! Roszczeniowość, brak kultury, tupet, chamstwo… brak słów!
Oho, no tak, jakie to typowe. Pamiętam takie sytuacje z czasów studiów – zawsze byłam nimi niebywale zażenowana.
Raz w życiu napisałam maila z zapytaniem o współpracę i obiecałam sobie, że nigdy więcej. Czułam się trochę tak, jak żebrak…
Wiesz, nie powinnaś się tak czuć. Najważniejsze, to umieć od razu przedstawić się z takiej strony, że to druga strona będzie chciała zabiegać o współpracę 🙂 Firmom zależy na zaistnieniu w sieci, więc warto z tego skorzystać. Ważne jednak, by robić to z głową 🙂
Słyszałam wiele na temat współprac recenzenckich i od niedawna sama nawiązałam współpracę z kilkoma wydawnictwami. Jest to naprawdę ciekawe doświadczenie i każdą recenzję staram się pisać jak najdokładniej, ukazując tą dobrą, jak i złą stronę książki. Dziwi mnie podejście niektórych blogerów, jak i osób bez żadnej tożsamości w internecie (poza własnym kontem na facebook'u, czy instagramie) do wydawnictw. "To chcę mieć, tamto jest ciekawe, a to może dorzucicie jeszcze coś ciekawego na zachętę…" – ludzie… Kto się nabierze na takie teksty? Chyba tylko osoby tak ograniczone, jak ludzie piszący takie bzdury. Nie rozumiem takiego podejścia. Ja sama sprawdzam chyba z dwadzieścia razy jednego mail-a, czy nie ma w nim literówek, czy wszystko napisałam tak jak powinnam, zachowując przy tym zasady dobrego wychowania. Nie przeczę, mój pierwszy e-mail nie zawierał wszystkiego co powinien, a i nie miałam się czym pochwalić (statystyki były takie sobie, ale czego można wymagać od "blogera", który prowadził stronę zaledwie osiem miesięcy?), czy teraz jest lepiej? Na pewno, lecz do perfekcji jeszcze daleko, daleko. Poza tym jest różnica pomiędzy "byłoby mi bardzo miło, gdybym miała szansę zrecenzować" a "chcę zrecenzować" i "dajcie mi książki"…
Pozdrawiam 🙂
"Zaledwie osiem miesięcy"? Kochana! Niektórzy bez krępacji piszą po tygodniu, po miesiącu czy nawet jeszcze przed otwarciem bloga. Osiem miesięcy to już niezłe doświadczenie 😉
Podoba mi się to, co piszesz o "osobach bez żadnej tożsamości w Internecie" – świetnie powiedziane!
Gdybym nie nie miała kontaktu z czytelniczkami serwisu urodowego,to pewnie bym nie uwierzyła w to,jak ludzie mogą chcieć wyłudzić dosłownie wszystko, a w zamian dając np "dzięki mnie wasz portal będzie znany". Czasem jednak włączy coś takiego, jak zbyt wysoka wiara w człowieka i aż zapytam z niedowierzaniem – faktycznie ktoś pisze maila i zaczyna (lub kończy) "elo" ??
Niestety, "elo", "siema" a nawet przestarzałe "cze" wciąż się zdarzają 😉
Świetna argumentacja – początkująca, niezbyt rozgarnięta i niewychowana blogerka naprawdę musi się cenić, skoro myśli, że dzięki niej ktoś zdobędzie sławę 😉
Dosłownie wbiłam się w kanapę, wytrzeszczyłam oczy i uwierzyć nie mogę! Teraz głęboko się zastanawiam jakie czynniki mają wpływ na takie a nie inne zachowanie ,,blogerów". W cudzysłowie, ponieważ takie osoby nie są prawdziwymi blogerami a jedynie sieją niepotrzebny zamęt wśród reszty społeczeństwa. Bloga piszę bardzo krótko, jednak styczność z różnymi wydawnictwami, zwłaszcza językowymi, mam od dawna. Niejednokrotnie robiłam korektę oraz edycję tekstów, tłumaczenia, recenzje i pisałam prace ukazujące się także w formie książkowej. Uważam, że bloger naprawdę dobrze wychowany, wykształcony potrafi zbudować konstruktywną wypowiedź, napisać ciekawy tekst a tym bardziej wystosować odpowiedniego e-maila. Wiadomości typu ,,siema, wyślijcie książkę a skrobnę kilka słów" należałoby od razu oznaczać jako spam. 😉 Pozdrawiam serdecznie i życzę jak najmniej takich żenujących e-maili! 😀
Dziękuję!
Masz rację, powinno to wyglądać inaczej, ale widocznie nie każdy jest dobrze wychowany i wykształcony. Niektórzy uważają, że wszystko im się należy. W efekcie otrzymujemy właśnie takie "kwiatki" i dowody na ludzką głupotę.
Gdybym była "zielona" w temacie, to pomyślałabym, że te wszystkie sytuacje są zmyślone na potrzeby mocnego tekstu. Ciężko by mi było uwierzyć, że ktoś może w taki sposób wysyłać oferty… Jednakże ja również byłam po tej drugiej stronie (w firmie z innej branży) i również dostawałam mnóstwo maili od blogerów. Te oferty były identyczne, jak opisane w artykule. Obcesowe, opryskliwe, pełne błędów… szkoda sobie klawiaturę strzępić 😉 Mam nadzieje, że to się kiedyś zmieni.
Teraz sama pisze bloga. Zdarza mi się czasem wysłać ofertę, ale jednak wolę, kiedy reklamodawca pierwszy się do mnie odzywa 🙂
Nigdy nie pozwoliłabym sobie na zmyślanie. Niestety, najbardziej "smakowite" scenariusze pisze samo życie, a ludzie dostarczają nieustannej rozrywki i inspiracji do tego typu tekstów 😉 Dzięki za pocieszenie, że nie tylko ja muszę borykać się z takimi problemami.
Niesamowite, że blogerzy piszą do firm w taki sposób. Ja przyznaję szczerze – myślałam, że stroną inicjującą powinny być raczej firmy. Stąd też nie wychodzę z inicjatywą, cierpliwie czekam, bo mój blog wciąż jest niszowy i mam małe grono odbiorców. Na pisanie maili o współpracę się nie zdecyduję zbyt prędko… Post bardzo przydatny. Musisz mieć świętą cierpliwość, że znosisz takie "kwiatki" w mailach 😀
Wiesz, to zależy. Kiedy ja zaczynałam blogowanie, o czymś takim jak współprace z firmami jeszcze się nie słyszało. Zdziwiłam się, gdy napisało do mnie pierwsze z wydawnictw 🙂 Do tej pory zdarza się, że jakieś piszą do mnie z propozycjami, szczególnie nowo powstające, ale na Twoim miejscu w pewnym momencie spróbowałabym sama wyjść z inicjatywą 🙂
Z jednej strony bawi mnie to a z drugiej zwyczajnie kiwam głową. Widziałam już różne zachowania. Najlepsze są
MISIE – należy MI SIĘ!. Czasami zastanawiam się czy ludzie są tak zdesperowani, głupi czy naiwni? Często sposób recenzji lub wypowiedzi pozostawia wiele do życzenia. Tutaj zazwyczaj myślę – kto im zaufał i na jakiej podstawie.
Niestety, dla niektórych wydawców liczy się przede wszystkim ilość a nie jakość – skutek jest, jaki jest 😉
Doskonały tekst. Byłam zdziwiona a miejscami zażenowana, że można tak pisać do kogoś o współpracę, no cóż. Ja dopiero zaczynam swoją przygodę z blogiem, może kiedyś przyda mi się Twój wpis obecnie jestem na etapie samorozwoju 🙂 Pozdrawiam 🙂
Mam nadzieję, że wpis się przyda. Życzę powodzenia!
"Siema, chce recenzować wasze książki, podrzucam mój adres, pozdr". "Cześć, bardzo lubię państwa książki, jeszcze nie mam bloga, ale jak mi parę książek wyślecie, to założę". "Dzień dobry, pięć godzin temu wysłałem maila z propozycją współpracy, dlaczego jeszcze nie mam odpowiedzi?". "Czy możecie mi wysłać Harry'ego Pottera? Pokażę go na swoim Insta". Rozwaliły mnie te pytania… Może na początku to jest śmieszne, ale z czasem bywa irytujące.
Do głowy nie przyszłoby mi , aby coś takiego napisać. Normalnie szkoda gadać… niektórzy mają tupet… Wzięło to się pewnie z tego,że niby wszyscy blogerzy dostają wszystko za darmo, to i ja mogę.
Pewnie tak, ale nawet jeśli każdy myśli sobie, że wszyscy wszystko dostają za darmo, jakieś resztki przyzwoitości i kultury wypadałoby zachować 😉
No i masz rację – początkowo śmieszą mnie te wszystkie "kwiatki", ale potem czuję się tym już zwyczajnie zmęczona.
Nie mam pojęcia, w jakim wydawnictwie pracujesz, ale musisz mieć niezły ubaw. Mnie czasami też opadają ręce, kiedy czytam, że ktoś objął patronatem książkę, a potem pisze, że jednak jak ją przeczytał to jest słaba. Współpracuję z wydawnictwami od niedawna, wszystkie odezwały się do mnie same. Przyznaję jednak, że napisałam dwa maile 1,5 roku temu i na szczęście nie wyglądały, jak te przytoczone:P Uff.. zrobiłam to jednak bez przekonania, bo moja biblioteczka pęka w szwach i po drugie obawiałam się tej spiny, że coś musze przeczytać.. teraz też na luzie podchodzę. Bo naprawdę mam co czytać w swojej domowej biblioteczce a i dwie biblioteki obskakuje:) Tekst doskonały!
Dziękuję!
Niestety, z patronatami jest tak, że niektórzy chcą przeczytać książkę, zanim podejmą decyzję, a inni biorą wszystko jak leci. Później rzeczywiście zdarzają się takie "kwiatki", że oficjalny patron reklamowany na okładce objeżdża książkę od góry do dołu.
Osoby, które piszą tego typu propozycje, muszą być chyba bardzo młode 🙂 Wszystko na to wskazuje, zaczynając od języka, a kończąc na naiwnych oczekiwaniach. Cóż, każdy z nas był kiedyś młody i głupi 🙂 .. szkoda, że przekłada się to później na image wszystkich blogerów, również tych starych, mądrych i profesjonalnych 😉
Oj, kochana, żeby to tylko młodzi byli! Niestety, żenujące propozycje składają nawet pisarki prowadzące własne blogi, blogerki 40+ i studentki polonistyki. Reguły nie ma.
nieźle, ja natomiast nie lubie sytuacji kiedy ktos odpisze ze costam costam uznadniamy szczegoly po czym kamień w wodę cisza bez żadnego wyjaśnienia. p.s. musze zaczac czytac książki bo zaniedbałam ten temat w ostatnich latach 🙂
To prawda, chyba nikt takich sytuacji nie lubi 😉 Niestety, zdarzają się w każdej branży.
Mnie śmieszą współprace, które są proponowane innym blogerom przez… innych blogerów, w sensie, delikwent nie patrzy, że to profil jest innej blogerki a nie firmy.. i zaczynają się żebry o darmochę 🙂
Haha, tak, tak, takie coś też przerabiałam 🙂 Ludzie mają naprawdę dziwaczne pomysły.
Ale to jest chyba choroba naszych czasów 🙂 Ja też często w pracy spotkam się z tym, ze ktoś świeżo przyjęty, pisze do mnie na komuniaktorze…. "Ej, ty, czy możesz mi pomóc?"
Oj, takie coś rzeczywiście czasem bywa niefortunne 🙂 Chociaż ja miałam odwrotny problem, kiedy w czasie studiów pracowałam w kinie. Tam wymagano, by wszyscy zwracali się do siebie na "ty", więc kiedy przestali reagować na moje "dzień dobry" i "państwo", przerzuciłam się wreszcie na luźniejszą formę 😉
Ja jeszcze nie pisałam o współpracę, z powodu krótkiego czasu blogowania i dość niskich statystyk, więc nie ma co marnować czyjegoś czasu. Jeśli tylko statystyki wzrosną zainspiruje się przeczytanymi zasadami, które myślę, że trafią w 10, przecież sama ma Pani z tym do czynienia na codzień
Podoba mi się takie rozsądne podejście. Niektórzy myślą, że jak prowadzą bloga tydzień i zdobyli pierwszy komentarz, są już na tyle wiarygodni i sprawdzeni, że należą im się współprace 😉
Jestem zszokowany tym, że ludzie popełniają takie błędy.
Niektórzy „blogerzy” chyba zachłysnęli się swoimi zasięgami oraz liczbą unikatowych odwiedzin bloga i żyją w przekonaniu, że to w zupełności wystarczy.
Żeby tylko! Czasem osoba chwali się: "mam 150 wyświetleń miesięcznie, więc pomyślałam, że zasługuję na darmowe książki" 😉
Bardzo dobry post! Powinien widnieć na stronie wydawnictw, w zakładce "współpraca". 😀
Niebawem będę prowadziła zajęcia na uczelni na temat blogowania o książkach i szukałam kilku tekstów, które mogłabym polecić dla raczkujących blogerów. Twój tekst będzie idealny. 🙂
Bardzo Ci dziękuję 🙂 Cieszę się, że post może się na coś przydać.
Świetny tekst. Mądre rady i przymrużone oko 😉
Mnie aż ciarki przechodzą 🙂 Często biorę udział w różnych konkursach i lubię takie, w których widać wypowiedzi innych. Przeważnie jestem pod wrażeniem, jak pięknie ludzie potrafią pisać. A czasami.. tak jak Ty.. mam mdłości, gdy czytam te totalne bzdury. To smutne, że ludzie potrafią być tak głupi. Bo nie wiem jak to inaczej nazwać…
Jeśli dodaję na nowego bloga, którego mam niecałe 3 miesiące 2-3 dłuższe teksty miesięcznie, które zbierają średnio od 2000-4000 wyświetleń, jest już szansa, że jakieś wydawnictwo zainteresuje się współpracą ze mną?
bardzo dobry wpis i w pełni zgadzam się z każdym podpunktem 🙂
Dziękuje za ten tekst.
Bardzo trafny i pouczający 😉
Nie jestem recenzentem książek, aczkolwiek książki czytam. W swej blogowej karierze nie miałem okazji składać komukolwiek ofert współpracy, ale niewątpliwie mnie to czeka. Faktem jest, że kultury w Polsce dużo. Choć jakoś tego w słowie pisanym w necie nie widać, albo widać tyle, że niewiele. Co ma odbicie w mailach.
Wpis na tyle dobry, że przyciągnął mą uwagę do innych. Zaś on sam zaraz będzie przypięty pod wyszukiwarkę, bo jest pełen cennych wskazówek, które na pewno się mi przydadzą w przyszłości :D.
No nieźle! 🙂
Popularna to ja nie jestem, ale raduje mnie świadomość, że nigdy nie zrobiłam z siebie (blogowej) kretynki 😀
Zrobiłaś mi dzień 😉
Myślę, że wielu osobom ten wpis może otworzyć oczy 😉
Twój wpis dla mnie, jako początkującego blogera, jest doskonałą instrukcją obsługi, czego mam nie robić, a żeby nie zrazić do siebie wydawnictwa. Dziękuję Ci bardzo za niego 🙂
Przyznaję początki bywają straszne i mój nie był lepszy 😀 chociaż byłam i jestem kulturalna to zdarzało mi się napisać kolejnego maila. Wstyd i hańba, ale nauczyłam się i na szczęście się poprawilam. Pouczający i naprawdę ciekawy tekst 🙂
Pozdrawiam!
Masakra:D Wszystkiego się spodziewałam, ale żeby ktoś pisał z propozycją współpracy nie mając na czym opublikować postu?O.O W ogóle te wszystkie błędy są tak złe, że aż dziwię się, że można je popełniać…
Genialny wpis, na który natrafiłam, szukając firm, które są otwarte na współpracę. 🙂 I świetnie trafiłam. Sama mam za sobą kilka współprac, ale nigdy nie pomyślałabym, by nawiązać kontakt z kimś w taki nieelegancki (delikatnie mówiąc) sposób. Aktualnie szukam firm do współpracy przy organizacji konkursu kulinarnego, który ma ruszyć ponownie na Boże Narodzenie. Najpewniej sięgnę po wydawnictwa lub firmy ze sprzętem kuchennym. Ostatnie miesiąca to u mnie tragedia ze statystykami: po drugiej ciąży dopiero zabrałam się porządnie za blogowanie, więc przeniosłam się do wordpressa i wtedy ruch poleciał, a i tak był słaby… Nie wiem, jak przedstawić propozycję współpracy, gdy mam raptem ok 1000 czytelników miesięcznie? Mogłabyś coś doradzić, mając doświadczenie z tej drugiej strony? Będę wdzięczna. I raz jeszcze dziękuję za wpis. Pomoże mi jeszcze nieraz. 🙂
Witam,
Przepraszam, że komentuję stary wpis, ale po przeczytaniu naszła mnie refleksja. Mianowicie, firmy albo wyżej wspomniane wydawnictwa też potrafią strzelać gafy proponując współprace. Dostaję co jakiś propozycje współpracy od wydawnictw. Oferują mi książkę w zamian za recenzję. Niestety nikt nie czyta bio na moim profilu na Instagramie i kiedy przyjmuję ofertę i podaję adres to słyszę, że niestety prowadzą tylko wysyłkę na terenie kraju a ja mieszkam w Finlandii:) W dodatku zawsze wiadomość jest usłana komplementami jak kochają mój profil i jak na zdjęcia nie mogą się napatrzeć. Widać, że na patrzeniu się kończy, bo z czytaniem chyba nie jest najlepiej:) Są dwie strony medalu polskiej blogosfery: nakręceni pseudoblogerzy oraz firmy chcące tylko się za darmo rozreklamować swój produkt bo wiadomo, że reklama kosztuje i taniej wyjdzie wysłać np., książkę do blogera:)
Pozdrawiam serdecznie, Moni
Jasna sprawa! Myślę, że blogerzy mogliby opowiedzieć mnóstwo historii „z drugiej strony”, które jasno pokazują, że marki też mają swoje za uszami. Chyba w każdej dziedzinie życia tak to funkcjonuje 🙂
Ja uważam, że bardzo istotna jest szczerość oraz jasne określenie zasad współpracy. Ważne, aby ustalić czego wymagamy i co dajemy od siebie. Unikajmy nieporozumień i bądźmy po prostu sobą 🙂