KKD #17: Czy coś się zmieni w książkowej blogosferze?
#17: Czy coś się zmieni w książkowej blogosferze?
Na dziś przewidziany miałam inny wpis. Zatytułowany „Blogosfera książkowa jest mocno… jałowa”. Chciałam trochę się pożalić, w oparciu o nasze dyskusje z Carpelibros. Bo prawda jest taka, że trochę za bardzo blogerzy książkowi popadli w schematyczność. Te same akcje, te same książki, podobne wystroje. I nawet poglądy zbieżne. Trudno odróżnić jeden blog od drugiego i tak naprawdę ciężko wyłuskać kilka, kilkanaście wyróżniających się. A jeśli jakiś już się wybija, za chwilę na przeróżne sposoby zostaje kopiowany. Blogowanie zrobiło się modne, zdobywanie „darmowych” książek od wydawnictw stało się już stylem życia. I tak płyniemy sobie na fali przeciętności, bo jak tu liczyć na jakąś innowacyjność, kiedy większości blogerów zwyczajnie brakuje pomysłu na siebie?
Zawsze smuciło mnie, że tylko kilku blogerów „wychowało” sobie takich czytelników, którzy doskonale odnajdują się w recenzjach mniej popularnych książek i klasyki. Na blogach pełnych nowości, sporadyczne umieszczenie recenzji mało znanej powieści kończyło się tak samo – albo zerowym odbiorem, albo nawałem miałkich komentarzy w stylu „nie znam, ale chętnie poznam”. Napisałam przed paroma dniami, że moim celem w 2014 jest ograniczenie nowości książkowych i skupienie się na własnych, starszych książkach. Z tego powodu z całego serca popierać będę wyzwania książkowe ’Ocalić od zapomnienia’ oraz ’Z półki’, które właśnie tego typu wybory promują…
W ostatnich dniach okazało się jednak, że wielu blogerów myśli podobnie. Świadczą o tym fejsbukowe dyskusje i posty podsumowujące miniony rok, pełne ambitnych planów i zapowiedzi na rok kolejny. Wielu z nas chce coś zmienić – czytać mniej a „porządniej”, urozmaicać nieco „repertuar” za pośrednictwem klasyki i mniej popularnych książek. Tak mnie ta wizja rozradowała, że ze swoją oceną „Blogosfera książkowa jest mocno… jałowa” postanowiłam się wstrzymać. Może tamten post pójdzie całkowicie w zapomnienie, a my za rok będziemy cieszyć się sukcesem, bo coś jednak w tej blogosferze zmieniliśmy na lepsze?
Ależ byłoby pięknie!
A ja się jakoś w blogosferze nie udzielam 😀 I na moim blogu robię sobie wolną amerykankę xD Nie wiem co się dzieje w bloowym światku, a przez moje wieczne nieogarnięcie mam spory problem z pisaniem… a tym bardziej pisaniem o nowościach 😉 Ostatnio wręcz bardziej mi się podoba pisanie o gadżetach, koszulkach, sobie i książkach- niż tylko o książkach. Nie robię podsumowań, nie robię planów…
Go with the Flow! 😀 Czy też po polsku: Coco Jambo i do przodu 🙂 Nie ma co się ograniczać, a tym bardziej nie widzę sensu w kopiowaniu innych 🙂
Jarka idzie w lajfstajl 😀
W ciemne pole idę chyba jak już 😀
Hahah, w las 😉
W las nie mogę, bo za daleko, ale od kilku dni mam pola za oknem bo na wiosce zamieszkałam 😀 Także zamiast książek kapucha i zboża mnie otaczają 😀
Wyhoduj jeszcze sobie kury i będzie jak w raju <3
Za kury to ja podziękuję. Już mam na wychowaniu faceta, pasztet i 2 chomiczory.
Swoją drogą nie dziwota, że się w blogosferze nie udzielam, jak mi zwierzyniec czas zajmuje ;D
Kochana, kury dają darmowe jaja, wiele bym dała za kilka własnych 😉 Jeszcze krowa z mlekiem i kaczuchy na mięso by się przydały. I potem już po sklepach latać nie trzeba, bo wyżywienie jest na miejscu 😉
O, popieram! Własny zwierzyniec to własne jedzenie, a nawet zdrowsze, niż te w sklepach. I określenie "wiem, co jem" nabiera nowego znaczenia 😉
co za zacofane mieszczuchowe podejście!
kury dają za darmo jaja? kaczki mięso? a krowa mleko?
kobieto, o czym Ty mówisz? nie ma nic za darmo. trzeba wokół tych zwierząt "chodzić" i o nie dbać żeby coś ci "dały".
Coś jednak o tym wiem, kobieto. Jak zajrzysz do mojego dowodu osobistego, przekonasz się, że widnieje tu nazwa wioski z liczbą mieszkańców nie sięgającą dziewięciuset osób 😉 Krów, kóz, kur i innej ferajny tutaj niemało i dobrze wiem, jak sprawa wygląda. Musisz zrozumieć czym jest skrót myślowy, żeby nie musieć się potem tak unosić 😉
nie mam zamiaru zaglądać do twojego dowodu, bo mnie to nie interesuje, ale wyrażanie się w ten sposób o wsi, nawet w żartach, jest rażące i niestosowne.
A gdzie ja niby żartuję albo niestosownie się wyrażam?
Odpowiem na ten post! 😀
Ino pryndko 😀
Czekamy! 🙂
http://zielonacytryna.blogspot.com/2014/01/w-odpowiedzi-na-kkd-17-czy-cos-sie.html
Macie, przekupy!
Hmm, nie wiem czy zmieniliśmy. Jestem za krótko w blogosferze, żeby chyba o tym rozmawiać. Jeżeli chodzi o mnie to ja się nie zmieniam, ciągle czytam i starocie i klasykę i nowości. W sumie nie patrzę na to co modne, a co mi przypadnie do gustu, jestem troszkę zacofana w nowościach:P
Np: nie lecę tak jak każdy za modnymi kryminałami, bardzo rzadko je czytam.
Zmieniać to dopiero będziemy. Tak przynajmniej wnoszę bo blogerskich zapowiedziach ostatnich dni 🙂
Ja wychodzę z założenia, że każdy ma prawo pisać o czym chce. Nie irytują mnie zupełnie blogi nijakie, takie same, jednakowe, czasem można powiedzieć jałowe. Oczywistym dla mnie jest fakt, że nie każdy może osiągnąć sukces w każdej dziedzinie, blogowania również. Najfajniej jeśli do tematu podejdzie się jak do swojej małej przystani gdzie możemy wylać z siebie co nam w duszy siedzi. Wyrażanie siebie poprzez blogowanie, to jest to co lubię najbardziej w blogach. Wtedy nawet jeśli nasz blog nie ma miliona wejść, to pozostaje nam radość z pisania od siebie i pozostawiania cząstki naszej własnej osobowości w sieci. 🙂
Wiadomo, nic nikomu do tego, co inni czytają i robią, ale trochę odbija się to na innych. Sama miałam problem z każdą wymyśloną przez siebie akcją – najpierw byłam w czymś sama, teraz podobne twory spotykam na dziesiątkach blogów. Nie przeszkadzało mi to, dopóki ktoś mądry nie uświadomił mi, że przez to sama płynę na tej samej fali, co inni… Ale cóż zrobić, tak widocznie ma być. Warto więc wykorzystać to ciągłe przenikanie się blogów do lepszych celów, z promowaniem klasyki i niepopularnej literatury włącznie 🙂
Należy Ci się brawo za tego posta. Mam podobne zdanie. Poza tym uważam, że blogerzy ksiazkowi sa tak zapatrzeni w swoje blogi, ze nic poza tym nie widza. Dlatego stoja w miejscu i nie rozwijaja sie ani nie staraja sie tworzyc czegos nowego. Hurtowe podsumowania, te same ksiazki, te same komenatrze …Warto spojrzec na to wszystko bardziej krytycznym okiem, bo faktycznie jestesmy jalowi i odtworczy…
Do tego dochodzą jeszcze te same frazesy w tekstach recenzji. Zauważam to zresztą u siebie – po zrecenzowaniu tylu książek, człowiek zauważa, że w kółko operuje tymi samymi zwrotami, pisze w podobnym stylu i generalnie opiera się na tym samym schemacie. Chciałabym umieć z tego wyjść, może zmiana literackiego "repertuaru" nieco pomoże 🙂
Frazesy nie cierpię ich ale chyba nawet sama czasem niestety nimi operuje nie wiem nie potrafię obiektywnie ocenić chyba.
Oj, popadanie w rutynę i powtarzalność to koszmar. Chociaż z drugiej strony – oryginalność na siłę też jest zła.
Nic na siłę, wiadomo. Ale mnie czasem denerwuje, że nawet słownik synonimów nie ma już dla mnie żadnej alternatywy, bo tak wiele razy wszystkie swoje frazesiki powtórzyłam 😉
A tu się zgodzę , u siebie również zauważyłam używanie wiecznie tych samych zwrotów i nawet mnie to irytuje.
Ciekawe spostrzeżenia 🙂 Ale w sumie ja tam się nie znam…nie mam fejsa a i za blogowymi modami nigdy nie podążałem (nie mam nigdy wytrwałości i systematyczności :P). Piszę u siebie o tym co akurat czytam, a nigdy nie czytam tego czego nie chcę przeczytać tylko dlatego, że jest akurat w modzie.
Ale jeśli wszyscy blogerzy porzucą ten miałki chłam i zaczną czytać literaturę ambitną, to chyba nawet i dobrze 😉
Z "wszystkimi" to bym się raczej nie zapędzała, ale fajnie by było zapoczątkować jakąś nową, pozytywną modę 🙂
Mnie się też wydaje, że "wszyscy" to się nagle nie zmienią, ale chciałabym się mylić.
Z drugiej strony, jakby wszyscy teraz przerzucili się na recenzowanie staroci, to też można by powiedzieć, że jest to owczy pęd, nikt nie jest oryginalny i wszyscy podążają za modą 🙂 A tak serio, to są blogi, na których nowości jest niewiele, ale są w mniejszości. I raczej, moim zdaniem, będą, bo u nas wciąż jest zbyt duże parcie na egzemplarze recenzyjne, a jakoś staroci nikt nie chce wysyłać;) Myślę, że dopóki się jako społeczeństwo nie wzbogacimy na tyle, żeby się nie rzucać na darmowe książki, to większość blogów, zwłaszcza stosunkowo świeżych, będzie się na nowościach skupiać… Ale moim zdaniem trzeba próbować rozszerzać repertuar i zachęcać innych do tego – mnie przeraża, kiedy ktoś pisze, że co najmniej połowa książek, które czyta, to egzemplarze recenzyjne! A gdzie własne wybory, książki kupione, pożyczone? Gdzieś ta granica jest zachwiana…
Taki owczy pęd nie byłby nawet zły, warto pielęgnować dobre przyzwyczajenia 🙂
Ja myślę, że w moim przypadku bywało nawet gorzej niż piszesz. Zdarzały się miesiące wyłącznie wypełnione egzemplarzami recenzenckimi. Ale od kilku miesięcy udaje mi się to ograniczać, z czego cieszę się przeokrutnie 🙂
Padmo, mam nadzieję, że jednak nie wszyscy się rzucą na starocie, bo przyjdzie mi sklepik zwinąć 😛
ZWL, zostaniesz zmuszony, żeby w całości przerzucić się na młodzieżówki XX wieku – tych nikt na razie nie planuje czytać w ilościach hurtowych. 😀 (zapewne dlatego, że BBC nie stworzyła listy)
Bardzo bym z tego powodu nie płakał, ale to jednak też starocie. A listę zrobiłem wespół z uczestnikami plebiscytu, więc idealny gotowiec, gdyby ktoś chciał się wyspecjalizować 😛
Pokazuj listę, ciekawa jestem 🙂
Wisi na wierzchu: http://www.zacofany-w-lekturze.pl/p/powiesci-modziezowe-prl_15.html
Dzięki!
Widzę tam kawał mojego dzieciństwa 🙂
To może trochę powspominaj 🙂
Wiesz, nie zawsze to, co było wtedy piękne, teraz jest równie doskonałe. Mam tak np. z ukochanym Szklarskim. Troszeczkę mnie dziś męczy nachalny dydaktyzm w jego książkach, który w czasach, gdy byłam dzieckiem, był tym, co mnie do niego przyciągało…
/hm, chyba nadużywam przecinków ;)/
Aa, bo Szklarski to cienki jest, ale mnóstwo książek przetrwało próbę czasu. Przecinki są perfekcyjne 😛
Oj, nie mów tak nieładnie o moim dziecięcym idolu 🙂
Co do przecinków – cóż poradzić, jakoś tak wiecznie się ich lękam, że przesadzę.
Jeśli w blogosferze ma się coś dziać, to trzeba ostro, obalać dawnych idoli 😀
Rebeliant! 😀
Sama narzekasz, że nudno i nijako, trzeba rozbujać imprezę 😀
To ociera się o skandal! 🙂
Niech lepiej ludzie się czytaniem ciekawych książek zajmą, wtedy nudno nie będzie 😉
Skandal to podstawa! A ludzie faktycznie niech się zajmą, bo ja już czytam same ciekawe 😛
Szklarskiego usiłowałam przeczytać ostatnio, jako dziecię się zaczytywałam i miałam wrażenie że jednak zbyt dużo w niej informacji podanych niczym w encyklopedii. No nie dałam rady zarówno któryś Tomek jak i "Złoto gór Czarnych" powędrowały z powrotem na półkę.
Ja nie czytam aż tak wiele nowości, więc z chęcią wezmę udział w ocalaniu od zapomnienia 😉 Mam sentyment do starszych dzieł. Nowości zaczęłam poznawać przy okazji blogowania. 😉
Fajnie! Bardzo mnie to wyzwanie raduje i mam nadzieję, że wzbudzi większe zainteresowanie publiki 🙂
Zgadzam się z Tobą całkowicie. Wszystko zaczęło wyglądać jednakowo :/
U mnie post podsumowujący ukaże się na stronie już niedługo – jest przygotowany, tylko na publikację sobie oczekuje 😉 Też zgłosiłam się do wyzwania "Z półki 2014", bo chcę w końcu przeczytać książki, które zalegają na moich półeczkach od dawien dawna 🙂
Świetny tekst jak zwykle i bardzo się z nim zgadzam. Wszędzie ciągle tylko te nowości, zapowiedzi a mnie to nie kręci, mam zbiór swoich starych książek, które kocham najbardziej. Tematyka, jaką często poruszam jest moim zdaniem niszowa i dla wielu osób po prostu nie z tej bajki, ale nie o to przecież chodzi prawda? Ważne, żeby samemu czytać te utwory, do których nas ciągnie, a komercję zostawić w tyle – sama sobie poradzi.
Pozdrawiam,
Kinga
O to właśnie chodzi – każdemu według potrzeb i chęci. Ale warto czasem poszerzyć pole zainteresowań i wyjść poza modny schemat blogowy 🙂
Wyjdzie teraz mój sceptycyzm 😉 Deklaracji wiele, ale jakoś ekhm… mało wierzę w ich realizację. Wręcz nie wierzę 😉 Może z tej masy 1-2-3 osobom faktycznie coś z tego wyjdzie. Reszta będzie miała taką samą sytuację, jak do tej pory. Za bardzo kusić będą premiery, nowości, egzemplarze recenzenckie, "jeszcze jedna książka".
Wiem, wiem, wredota ze mnie 😉
PS. A z tą schematycznością i jałowością zgadzam się bardzo. Ale to cecha taka sama dla wszystkich mas.
Również podchodzę do tego z przymrużeniem oka. Trudno o rewolucję w takim środowisku. Ale nawet jeśli tylko kilka osób zmieni swoje przyzwyczajenia, będzie to dobry znak 🙂
Pożyjemy, zobaczymy 😉 Fakt, odrobina zróżnicowania by się przydała, ale jakoś – z różnych względów – w szybkie i masowe zmiany nie wierzę.
Bo do zmian potrzeba czegoś więcej niż noworocznych deklaracji 😛
Tiaaa… To już chyba 2 czy 3 taki masowy zryw, który pamiętam. Kajanie się, obietnice zrywania współprac i czytanie "wolne" tego, co od lat czeka na przeczytanie 😉
Wystarczy wziąć pod uwagę to, jak wiele blogów powstało wyłącznie ze względu na współprace. Nie sądzę, aby taka młodzież i niemłodzież nagle zapragnęła zgłębiać Prousta 😉
Może tym razem to się zmieni. Na przykład jeśli siódmego stycznia nie napłyną pierwsze mejle od wydawców 😛
Klaudyna: Proust się ostatnio pojawił, bo wydawnictwo rozsyła, ciekawe ile osób wyjdzie poza pierwszy tom 😛
Aua. Ciekawe ile osób przeczyta, a ile oprze się na tryliardzie opracowań z sieci 😉
Tryliarda to chyba nie ma, może po francusku:P A z tak zwanych recenzji przeczytałem dwie: jedna autorka napisała, że pasuje po pierwszym tomie, ale rzetelnie parę słów napisała; druga była całkiem od czapy, ale to akurat typowe na tym blogu.
O to chodzi, nie każdy wiek, nie każdy czas, nie każdy umysł jest dobry na Prousta. Lepiej obiektywnie przyznać, że się więcej temu nie podoła niż robić z siebie durnia, bo akurat wydawnictwo wznowienie dało.
Pierwszy tom Prousta to nie jest jakieś hermetyczne dzieło, owszem, wymaga skupienia, ale spokojnie daje się radę. W sumie to chyba należałoby się cieszyć, że kilka osób chociaż spróbowało – nawet jeśli wynikało to tylko z niechęci do odmówienia wydawnictwu 😛
Pod warunkiem, że taka lektura dała im coś więcej niż tylko pogłębiła umiejętność wyszukiwania opinii w sieci. Czepiam się, wiem, ale widywałam takie recenzje, z których jasno wynikało, że człek nawet połowy książki nie przeczytał 😉 Każdy z nas ma prawo czegoś nie rozumieć, nie odczytać tak jak 'specjaliści', ale lepsze to niż udawanie, że się czytało…
Ale nie uogólniajmy, było 50/50: jedna osoba przeczytała ze zrozumieniem, druga jak zwykle nic nie zrozumiała:P
O to tez chodzi by ludzie nie wstydzili się przyznać że nie przeczytali albo ich nie kręci, albo nudzi albo nie rozumieją ale za takim przyznaniem się nie może iść od razu fala jadu a niestety tak bywa. Nagle dowiesz się że choćby tego Prousta to twój adwersarz czytywał jako 10 latek do poduszki a Ty nie przeczytałeś???
Ja przeczytałam Prousta w wieku 5 lat i Joyce'a też, więc teraz mogę już czytać wyłącznie mało ambitne nowości:)
Mnie też denerwują tego typu komentarze o, których piszesz nawet nie widzę wtedy sensu aby na nie odpowiedzieć bo niby co miałabym napisać ? Chcę ograniczyć nowości i sięgać po bardziej ambitną literaturę. Co z tego wyjdzie to się okaże.
Hmm, większości blogów, gdzie ukazują się tylko omówienia nowości nie czytam, za nowościami nie pędzę (z kilkoma wyjątkami), czytam to, co mi pasuje i faktycznie nie mam rzeszy komentatorów ani lajków na fejsie ale chyba mi na tym nie zależy. Zgadzam się, że wiele blogów jest do siebie podobnych i zlewaja się w jedno ale pewnie nic z tym nie zrobimy, więc może warto skupić się na kilku interesujących blogach i tylko na nie zaglądać, a resztą się nie przejmowac?
Można wybrać sobie kilka ideałów i na nich skupiać, ale mnie np. interesuje rozwój blogosfery książkowej jako całości, bardzo lubię wędrować po innych blogach i trochę męczy, kiedy rzeczywiście większości z nich nie da się od siebie odróżnić.
Masz rację, blogosfera moli książkowych staje się schematyczna i pełna nowości. O ile ta druga cecha raczej w niewielkim stopniu mnie dotyczy, o tyle dałaś mi do myślenia tą schematycznością. 😉 Muszę się zastanowić, czy coś zmieniać i jak.
Mimo to słusznie zauważyłaś, że posty o książkach oryginalnych, mało znanych spotykają się z tak nikłym (zazwyczaj) odbiorem, że bloggerzy mogą czuć się zniechęceni. W końcu to odwiedzający są w dużej części naszą motywacją. 🙂
O komentarzach "przeczytam/muszę przeczytać/to nie dla mnie" nawet nie wspomnę. Irytują mnie bardzo.
To jak błędne koło. Ludzie nie komentują recenzji mało popularnych książek, więc bloger się zraża i skupia na modnych nowościach. A gdyby tak zaczął czytelnika przyzwyczajał do nowych nawyków, z czasem na pewno rozwinęłoby się to w dobrym kierunku 🙂
Czasem mam wrażenie, że niektórzy w ogóle nie czytają recenzji tylko zostawiają komentarz przeczytam mam w planach itp . Sama bardzo często po czasie zauważam jakieś błędy literówki, przecinki powtórzenia . Wtedy edytuję post i poprawiam. Tylko kilka razy zdarzyło się, żeby ktoś zwrócił mi uwagę na błąd .
Widzisz mnie z kolei zaczęło wkurzać (u mnie), że każda książka jest w recenzji oddzielnym życiem. A gdyby tak łączyć kilka książek w jednym tekście, porównywać bohaterów, omawiać nurty i skupić się na motywach wiążących i stworzyć bardziej tekst publicystyczny niż czystą recenzję… Tak mi się marzy. Marzą mi się też vlogi, mam jakąś dziwną potrzebę zrobienia czegoś kreatywnego :P, być może chodzi o jakiś bliższy kontakt z czytelnikami… nie wiem. Wiem natomiast, że moje kochane zapachy książek giną w tłumie. Absolutnie nie przeszkadza mi czytanie nowości, lubię czuć się częścią większego marketingu, mi bardziej przeszkadza forma.
Widzisz, ja myślę o zawężeniu repertuaru recenzji, a nie jego rozszerzeniu. Chciałabym, aby moja strona kojarzyła się z dobrą literaturą o kobietach dla kobiet. To, że czasami piszę o fantastyce czy reportażach wcale nie oznacza, że jestem w tym znawcą, a nawet odwrotnie – jestem laikiem. Jakie zaufanie może mieć do mnie osoba zaczytująca się w reportażach skoro ja czytam ich raptem kilka rocznie. Tak samo, jak chcę aby moja strona się rozwijała w kierunku który ja wybiorę tak samo chcę, aby czytelnicy mieli do mnie zaufanie.
Wiesz, można to zawsze ubrać w jakiś cykl. Np. raz czy dwa razy w miesiącu umieszczać tekst krytycznoliteracki, w którym omawiałabyś spójne ze sobą teksty warte zestawienia. Jest to ciekawa wizja, na pewno w zalewie recenzji i pseudorecenzji coś takiego miałoby szansę wyróżnienia bloga 🙂
Świetny pomysł. Czekam na taki wpis.
To jest całkiem dobra myśl, żeby tekst potraktować bardziej jako taką mentalną mapę, która łączy różne utwory i niejako tworzy dodatkowe odnośniki dla odbiorcy. Zresztą wiele książek ma swoje ekranizacje, jest częścią dłuższej serii, albo choćby ze względu na tematykę daje się umieścić w szerszym kontekście – a wiele recenzji traktuje dany tytuł jako totalnie niezwiązany z niczym. Ja zdecydowanie chce podążyć inną drogą.
Macie rację z tym, że jeśli ktoś mówiąc kolokwialnie wyskoczy z recenzją jakieś ambitniejszej pozycji to odezw jest nikły . Zauważyłam to u siebie kiedy zrecenzowałam " Rozmowy z katem" Moczarskiego np.
Po umieszczeniu postu o jednej z lektur obowiązkowych w liceach przeczytałam komentarze, w których było wyrażane zdziwienie. Dlaczego? Bo nie spodziewano się, że w blogosferze można spotkać "recenzje lektur szkolnych". A dlaczego nie? Książka to książka, nieważne czy została zaliczona do kanonu tych obowiązkowych w szkołach czy nie. Rzadko kto potrafi wyrazić swoje własne zdanie na temat takiej powieści, bo przemawia przez niego uczeń. Ale nie on sam, a zbiorowa opinia – lektury są złe, bezwartościowe, po co to czytać. Są złe, więc nie powiem, że mi się podoba. I tak dalej i tak dalej… A szkoda, bo ja chętnie bym przeczytała, co ktoś uważa na temat danej książki z tego kanonu. Dlatego cenię sobie osoby, które na swoich stronach takowe opinie zamieszczają. Co do "Rozmów z katem", książka ta powinna być jako obowiązkowa, bo tak mało osób o niej usłyszał, a jest naprawdę interesująca…
Masz 100% racji. U mnie te " Rozmowy z katem to był taki mój, że tak powiem kaprys bardzo mi się ta książka podobała chciałam ją po prostu przedstawić. Odzew był tak marny, że aż mi się trochę przykro robi jak widzę, że nikt nie czyta takich tekstów. Lektur recenzować nie zamierzam ale myślę nad pewnym cyklem , który będzie niejako z nimi związany. Zgadzam się z Tobą, że to powinna być lektura obowiązkowa. Niebawem zrecenzuję kilka cięższych lektur ( Schulz, Tyrmand, Proust) zobaczymy jaki będzie odzew.
Również przeczytałam "Rozmowy z katem" dla własnego kaprysu i nie żałuję. A na recenzje Schulza czekam, bo spodobało mi się, jak pisał i zamierzam zapoznać się z jego wszystkimi utworami.
Może właśnie takie książki i takie cykle zmienią naszą blogosferę? 😉
Fajnie by było gdyby się tak stało co nie ? .
Tak sobie myślę, że te współprace z wydawnictwami nas krzywdzą. Ok, sama współpracuję, wiem to i nie potępiam nikogo z tego powodu. Ale przez nie sięgamy po nowości, niekiedy jesteśmy nimi zasypywani (piszę jako my, aby nie pisać o nikim indywidualnie) i brakuje nam czasu na książki, które mają już swoje lata, bądź od dłuższego czasu czekają na naszych półkach. I dlatego osobiście zaczęłam te współprace ograniczać, a wraz z nowym rokiem sięgnęłam po coś z własnej półki. Wspomniałaś również o tym, że i z wyglądem jesteśmy do siebie, bloggerów podobni (rzecz jasna mam na myśli wygląd strony i sposób pisania, a nie to, jak tak naprawdę wyglądamy). Po części to też wina "mody". Był szał na szablony z wieloma kolumnami – bach, jest ich mnóstwo. Coraz więcej bloggerów przeszło w białe tło – bach, co trzeci blog jest w takiej kolorystyce. I tak dalej i tak dalej… Co by nie było, inspirując się innymi, zaczynamy się wzajemnie kopiować. Bo to, że będziemy się czymś lub kimś sugerować – dobrze, ale zostawmy trochę miejsca na indywidualność…
No dobra, trochę chaotycznie, ale mam milion myśli na minutę. A i uważam, że post o jałowości jednak powinien się znaleźć. Może otworzy niektórym oczy, że bycie sobą jest naprawdę dobre i mile widziane 🙂
Wydawało mi się, że te współprace są zupełnie dobrowolne :> Mało tego, mam wrażenie, że wręcz się o nie gremialnie ostro zabiega 😀
Książkowo – prawda? 😀 Zgadzam się w zupełności.
Tak są dobrowolne, ale masz rację nie ma przez nie trochę czasu na to co czeka na półce od dawna
Myślę, że niektórzy sami sobie robią krzywdę, zachłystując się współpracami. Raczej wydawnictw w tym wina żadna. Ja nie boję się odmówić recenzji, kiedy wiem, że nie będę miała czasu lub ochoty na daną książkę. Świat się od tego nie zawalił, z wydawnictwami 'lubię się' dalej, a i na własne półki częściej zaglądam 🙂
To zawsze można z nich zrezygnować. Lub też ich nie podejmować. Gdzie tu problem? 🙂
Powyższe było do Anne18, nie do Klaudyny 🙂 Razem pisałyśmy 😉
I właśnie mam taki zamiar porezygnować z kilku jak tylko zrecenzuje ksiązki, które sama sobie wybrałam i do, których napisania recenzji się zoobowiązałam.
Nie mówię, że jest to przymus czy coś. 😉 Sama nie biorę "wszystkiego jak leci" i odmawiam, jak nie mam ochoty, czasu itd. Przecież jesteśmy ludźmi, nie maszynami. Chodziło mi raczej o to, że u osób współpracujących z wydawnictwami jest na blogach przeważnie (aczkolwiek nie na wszystkich, nie przypisuję wszystkim tej samej łatki) więcej nowości.
Masz Klaudyna rację mówiąc, że ludzie sami robią sobie krzywdę zachłystując się współpracami. Ale każdy jest sobie winien i robi to, co mu się podoba, macie tu wszystkie rację. 😉
Z tej pierwszej wypowiedzi można było wywnioskować, że to przymus i że to wszystko wina wydawców, na złość blogerom. Stąd mój komentarz 😉
Rozumiem, może rzeczywiście źle się wyraziłam. 🙂
Myślicie, ze caly problem "jalowych" blogow ksiazkowych sprowadza sie do nadmiaru wspolprac, a braku starszych ksiazek? Owszem zdarzyla sie nam kleska urodzaju, ale piszac o starszych wydaniach bedzie pewnie tak jak pisze Klaudyna "nie znam …" itp. (chociaz przez taki np. blog "koczowniczki" przemawia czysta pasja i dlatego go b. lubie czytac). Ale chodzi o to jak pisac, jak zainteresowac tym innych, jak ozywic ta jalowa glebe skostnialej blogosfery ksiazkowej …
Blannche,
jeśli tytuł będzie dosyć popularny, zamiast 'nie znam…', pojawi się 'zawsze chciałam przeczytać, to taka słynna książka' 😉
A problem jest oczywiście dużo głębszy, i do wydawnictw się nie sprowadza. Ale trzeba wziąć pod uwagę, że dużo blogów funkcjonuje wyłącznie dzięki 'darmowym' książkom, czyli opiera się na nowościach. Nie sądzę, aby choć połowa z tych osób była w stanie przetrawić klasykę, wciąż tkwiąc w zalewie np. dzisiejszych młodzieżówek.
Nie, cały problem nie tkwi we współpracach. Przyczyn obecnego stanu jest wiele, a współprace mogą (ale nie muszą!) być tego powodem.
Blannche masz rację, sposób pisania, forma podania – to także ma ogromne znaczenie.
Ja jestem ciekawa, ile tak naprawdę osób wytrwa w swoich postanowieniach noworocznych odnośnie zmian dotyczących blogów. 😉
Nie wszyscy klasykę trawić muszą. Niech młodzieżówki będą recenzowane, klasyka i te pośrednie też. Tylko przestańmy skakać z książki na książkę prześcigając się w czymś. Mnie najbardziej urzekają recenzje ludzi którzy wiedzą dużo, umieją nawiązać do innych dzieł, a ja wpatrzona zapisuję wymieniane tytuły. Poza tym, świetne teksty (może osób mniej obeznanych) w których jest dużo emocji, jakie książka wywołała, gdzie widać, jak bloger żyje lekturą.
Nam po prostu brakuje zafascynowania i radości. Niczego więcej.
Czytanie klasyki można sobie wytrenować, Padma o tym pisała.
Pewnie, że tak. Klasyka to nie jest żaden obowiązek i na pewno nie każdemu sprawi przyjemność. Tyle tylko, że niektórzy skreślają ją odgórnie, jak szkolne lektury. A przecież warto się z tym czy owym zmierzyć i przekonać, czy czasem język minionych epok nie przekonuje nas bardziej. Czy czasem nie tam leżą podstawy tego, w czym się lubujemy…
Masz rację, nie u każdego widać pasję i emocje, ale może też nie każdy nauczony jest to wyrażać?
Że sobie niektórzy skreślają – ich problem. W ogóle bym poprawiła na "większość" (biorąc ogół uczniów w szkole).
A pasja? Ona nie wyraża się tylko w okrzykach, gdy opisujemy daną książkę. Widać, że jeśli człowiek czyta kolejną książkę danego autora, szuka czegoś z tą tematyką powiązanego, a nie tylko czeka, czy wydawnictwo wyda coś nowego (problem sióstr Bronte – wszyscy kochają i czczą, ale najpopularniejsze i (chyba można tak określić) najważniejsze Wichrowe Wzgórza nie przeczytane, bo wydawnictwo nie wydało) to dla mnie jego blog już robi się interesujący. Bo nie czyta dla listy, żeby zrecenzować i mieć papierek.
Mery, jedyni pisza dla poklasu i zaistnienia w tym blogowym swiatku ( ktory niestety nie reprezentuje soba wysokiego poziomu) i pozniej "jaraja" sie wspolpracami, komentarzami sobie podobnych …
U innych widac z kolei pasje i akurat te blogi sa niedoceniane, choc chyba jakosciowo lepsze. I faktycznie gdy ktos drazy interesujacy go temat to widac po nim zamilowanie…latwo to poznac 😉
Mery, coś w tym jest. Sama pamiętam, jak w czasach blogowych poznałam Murakamiego – błyskawicznie się spłukałam, kupując wszystkie jego dotychczasowe powieści. Ale nie dało się inaczej, jak odkrywa się kogoś takiego 🙂
Przykład z siostrami Bronte znakomity.
Co myślicie o robieniu z bloga książkowego nagle strony super kulturalnej i dołączaniu recenzji filmów czy płyt ?. Zrobiłam taki wątek na forum Carpelibros, ale, że nie każdy tam zagląda wstawiam pytanie też tutaj .
Wychodzę z założenia, że każdy robi ze swoją stroną to, co mu się podoba. Jeżeli ktoś ma ochotę na recenzje płyt, filmów, herbat, kosmetyków – jego sprawa. 😉 Ale takie urozmaicenie od czasu do czasu niektórym wychodzi na dobre, niektórym nie. Jest to raczej sprawa indywidualna. Ale chętnie poznam inne opinie na ten temat.
Blog książkowy to blog o kulturze, warto go urozmaicać.
Recenzowanie tamponów zostawiłabym już na osobny twór, ale każdy ma prawo zarządzać swoim ogródkiem jak chce 😉
Osobiście uważam, że dobrze jest zrobić odpowiednie oznakowanie typu Kącik filmowy czy w przypadku herbat jak u Miłośniczki Książek np są " Podróże z filiżanką". No albo osobny blog jak ja mam drugi muzyczny. Tak to sprawa chyba jednak indywidualna.
"Blog książkowy to blog o kulturze, warto go urozmaicać." – trafne spostrzeżenie. A kultury nigdy za wiele.
Tyle, że ja niezbyt lubię taki misz masz. Chyba, że jest wszystko ładnie uporządkowane. Chciałam poznać zdanie innych na ten temat stąd pytanie. Choć może nie do końca wpisuje się w temat dyskusji.
Skoro nie lubisz, to sama sobie odpowiedziałaś. Nie każdy musi teraz nagle rozwijać bloga w stu kierunkach naraz 😉
😉
Do Anne18: a czemu nie? Czy ja wiem, czy to zaraz superkulturalna strona, po prostu jakies urozmaicenie- zresztą każdy na swoim blogu decyduje sam (przynajmniej tak myślę). U mnie np. czasami pojawia się recenzja filmu lub serialu.
Faktycznie nieraz na kilku blogach jest ta sama książka w odstępstwie paru dni- jakaś nowość od wydawnictwa- ma to i plusy i minusy.
Ja sama się łapię, że mimo że nie mam współpracy z wydawnictwami, to zwykle wypożyczam nowości z biblioteki- kiedyś więcej czytałam starszych książek. A przecież warto do klasyków wracać i ocalic je od zapomnienia- te wyzwania to bardzo dobry pomysł 🙂
Ja po lekturze lubię porównywać wrażenia z innymi, ale czasem zdarzało się, że jednego dnia w blogrollu pojawiało się kilka recenzji tego samego tytułu i w pewnym momencie zrobiło się to męczące. Umiar potrzebny jest we wszystkim 😉
Dokładnie. Co za dużo naraz to niezdrowo.
Może rzeczywiście trochę przesadziłam z tym super kulturalnym. Można to źle zininterpretować Każdy ma prawo do własnego zdania.
wiem, o co chodzi. rzadko czytam nowe książki, raczej sięgam właśnie po starsze no i niestety nie mam wyników, jak niektórzy. może jest to też wina sposobu pisania recenzji, ale dziwnym trafem kiedy tylko dodam coś 'ciekawszego' bo nowszego, wyniki polepszają się dwukrotnie… i póki recenzuję klasykę to jest jeszcze okej, gorzej gdy czyta się stare a nieznane książki :<
Klaudyno, masz u mnie piwo za tego posta. Naprawdę.
Sama już mało kiedy zaglądam na blogi – a odwiedzam tylko książkowe. Bo mnie szlag trafia. Wystarczy wejść na stronę bloggera (główną), rozwinąć sobie listę swoich blogów, które się obserwuje i popatrzeć trochę, odrobinę. Ja widzę cały czas to samo. Cały czas jakieś podsumowania miesiąca (halo, po co to? Większość, o ile nie wszystkie blogi, mają archiwum – jeżeli kogoś interesuje, co się w danym miesiącu działo na blogu, to niech sobie te archiwum przejrzy!), liczby, statystyki – mam chwilami wrażenie, że nie piszemy z pasji do czytania, tylko w pewnych momentach strony zamieniają się w fabryki postów. Czyżby ukryty wyścig szczurów, który bloger przeczyta najwięcej stron w miesiącu? Na szczęście – już dawno nie widziałam żadnego stosika.
O tym, że większość ludzi rzuca się na nowości (nie wnikam, czy kupione samodzielnie, czy dostarczone przez wydawnictwo, bo to nie o to chodzi) i w efekcie wychodzi, że często recenzja tej samej książki przewija się na kilku-kilkunastu blogach przez dłuższy czas, nawet nie chce mi się wspominać.
Podobieństwo w wyglądzie (szablon) jakoś mnie nie razi, wychodzę z założenia, że najważniejsze, żeby było estetycznie.
A teraz – jak wygląda to u mnie. Mam nadzieję, że ktoś się odniesie, może powiecie mi, czy dobrze się to zapowiada na dłużej, czy może coś zmienić, dodać – liczę na Was 😉
Otóż, ja współprac typowo recenzenckich z wydawnictwami nie mam. Napisała do mnie jedynie jakaś kobieta, z którą współpracę nawiązałam, jednak układ jest jasny – dostaję egzemplarz tylko i wyłącznie wtedy, kiedy sama go chcę, kiedy coś mi wpadnie w oko. Współpraca ta trwa krótko i jeszcze się nie zdarzyło, żeby mi coś przysłano, bo po prostu…nie 😉 Książki załatwiam na własną rękę. Sama kupuję, sama wypożyczam, szperam w internecie. Od nowości raczej stronię – owszem, mam kilka na blogu, jednak generalnie wychodzę z założenia, że w przeszłości (nawet nie tej bardzo odległej, ale w latach, powiedzmy, 2000-2010) napisano tak wiele wartych uwagi książek, że to na nich się muszę skupić. Autentycznie wstyd mi było, na przykład, że o takim "Stowarzyszeniu umarłych poetów" było głośno, a ja nie wiedziałam nic, nawet o filmie. Tak więc sama sobie ustalam, co czytam – choć nie powiem, czytelnicy w tym momencie są dla mnie ważni o tyle, że chciałabym, żeby każdy znalazł u mnie coś dla siebie, dlatego staram się czytać wszystkiego po trosze (oho, nowe postanowienie: spiąć dupę i próbować z fantastyką). Podsumowań nie robię, a dlaczego, to napisałam już wyżej – po coś mam archiwum. Jedynie w rocznicę pisania bloga zamierzam robić takie krótkie podsumowania – ale to chyba nie jest grzech.
Od stosików uchroń mnie Boże, tak samo od konkursików.
Ja mam recenzje, mam głosowanie na książkę miesiąca, kolumnę dyskusyjną, okazyjne TOP 5, zamierzam też wpleść na bloga kategorię o tym, jak wpływa na moje życie literatura. Tak, żeby nie było zbyt sucho, żeby ludzie mogli też poznać trochę mnie.
Notki może piszę trochę schematyczne, zgoda, jednak dostaję liczne wiadomości od czytelników – że cholernie im się podoba. Dlatego staram się utrzymywać poziom, naturalnie, cały czas się rozwijając.
Wygląd mam zawsze dopasowany do pory roku, takie zboczenie – od pierwszego dnia kalendarzowej pory roku jest jeden szablon, który zostanie zmieniony w kolejny kalendarzowy pierwszy dzień pory roku. Dostaję wiadomości, że jest u mnie zbyt minimalistycznie, że mdło – ale co ja mam, kurczę, clowny za rogiem ustawiać? Lubię minimalizm, nienawidzę zbędnych pierdółek i to się nie zmieni.
I tak na koniec to szkoda, kurde, że mało który bloger ma na siebie taki swój pomysł…
Dario, takim oto sposobem wchodzę na Twoją stronę i od razu dodaję do obserwowanych 🙂
Bardzo mi miło, czym sobie na to zasłużyłam? 🙂
A ja tam dalej będę publikowała podsumowania i stosiki, dopóki je lubię i dopóki mi się nie znudzą 😉 Niech sobie będą nudne, nieprofesjonalne i "samochwalskie", ja je lubię, a to załatwia sprawę 😉
Naturalnie, że załatwia – autor bloga powinien być też trochę egoistą i przede wszystkim zamieszczać wpisy, których tworzenie nie będzie dla niego katorgą. Bo blogowanie ma być czymś przyjemnym dla nas.
Jednak pisałam ze swojej perspektywy – mnie się tego typu posty nie podobają i je konsekwentnie omijam 😉
Daria, sorrki, że akurat pod Twoją odpowiedzią mi się "ulało". Ale trochę podobnych tekstów przeczytałam w niecałą dobę i para poszła tutaj 😀
Mnie tam się zdecydowanie bardziej nie podoba to, jak wiele błędów jest w recenzjach i jak niewielu autorów dba o to, co pisze. No, ale cóż… Nie podoba mi się też np. brak zróżnicowania, jak niektórzy wejdą w paranormale, to tłuką jeden po drugim do hm… no 😉 No, ale cóż… 😀
Taaak, Agnieszko – miłośnik książek powinien, oprócz przyjemności, wynieść z tego hobby znajomość ortografii. Interpunkcji w sumie też (mnie nie liczcie, ja jestem niewyuczalna w tym względzie :D). I aż boli, kiedy czytasz bloga takiej osoby, a tam błąd na błędzie, przecież to zwykła kompromitacja, nie tylko samego autora zresztą…
Daria – oj tak! Już dawno pozbyłam się złudzenia, że czytanie wyrabia styl, wzbogaca słownictwo i pomaga opanować poprawny język. Może kiedyś tak było, ale przeglądając blogi tego nie stwierdzam.
Chyba wszystko zależy od człowieka – to, że u niektórych blogerów tego nie widać, nie znaczy, że zjawisko to nie ma miejsca 🙂
Co do stosików nie mam nic przeciwko, wygląd od dawna taki sam i jakoś nie chce mi się zmieniać. Podsumowań też nie robię bo jakoś nie mam ochoty na to. Dodałam do obserwowanych.
Wydaje mi się, że byłam pierwszą osobą, która zaczęła robić statystyki miesięczne. Tak się składa, ze ja nie robię ich dla czytelników, tylko dla siebie. Bloga też pisze dla siebie, nie dla czytelników, więc nie zastanawiam się przed lekturą, co czytać, by przypaść do gustu czytelnikom, tylko mam swoje cele czytelnicze i je realizuję. Łatwo się pomylić w pochopnej ocenie.
Zapewne kierowałaś, Anno, do mnie ten komentarz. Otóż nie, ja się nie pomyliłam w pochopnej ocenie. Ja w ogóle niczego nie oceniałam. Ja po prostu wyraziłam własne zdanie, wypisałam, co mnie się osobiście na blogach nie podoba, nie chciałam nikogo ani pouczać, ani oceniać, ani obrażać… 😉
Nie czuję się ani pouczona, ani oceniona, ani obrażona. Słowa ocena użyłam jako synonim słów zdanie/opinia, które nadal uważam za pochopne.
Nadal jednak nie rozumiem, skąd wrażenie, że jest to opinia pochopna 😉
Bo chyba błędnie oceniasz powody robienie wyżej wymienionych statystyk.
Ja, prawdę powiedziawszy, nie biorę pod uwagę powodów robienia takich statystyk. Każdy może mieć swój indywidualny. Biorę pod uwagę przede wszystkim to, że one w ogóle są i że nie podobają mi się takie wpisy. Z mojej strony naprawdę wygląda to tak, że archiwum jest po to, by sobie zaglądać na dane miesiące, jednak jak mówiłam – każdy ma swój powód, dla którego statystyki i podsumowania robi, może tu chodzi o coś zupełnie innego danej osobie.
Korzystanie z samego archiwum ma sens jedynie wtedy, gdy dany bloger publikuje wyłącznie same recenzje – wtedy łatwo można zestawić ze sobą wszystkie jego wpisy. Mnie np. zdarza się popełnić 40 wpisów w ciągu miesiąca i zanim ktokolwiek przejrzałby takie archiwum, chyba by osiwiał. Notka podsumowująca pozwala zestawić miesięczne dokonania – to wygodne, jeżeli ktoś bierze udział w wyzwaniach, lubi raportować jak mu idzie, pragnie zestawiać ze sobą swoje recenzje. Powodów może być wiele i istnieją naprawdę setki mniej sensownych akcji, które w blogosferze książkowej pojawiają się zupełnie bez sensu 😉
Wiem, że istnieją gorsze 😉 Nie zmienia to jednak faktu, że mnie osobiście podsumowania się nie podobają – ale nie ma problemu, po prostu ich nie czytam zazwyczaj.
Mnie też drażnią blogi na jedno kopyto, zwłaszcza te młodziutkie: zdarzyło się nie raz i nie dwa, że wchodzę na jakąś nową stronę, a tam dziesięć postów jeden pod drugim to egzemplarze recenzyjne, jeszcze seriami z jednego wydawnictwa. No dramat.
Na początku też się trochę zachłysnęłam współpracami, choć ZAWSZE były to jedynie książki, o które sama poprosiłam. I przez pierwsze parę miesięcy blogowania czytałam dużo nowości, bo odwiedzając inne strony po prostu miałam ochotę na wszystko, co zostało kilka razy polecone. Po kilku takich rozczarowaniach (największe: Cukiernia pod Amorem, Zimowy monarcha, Dziewczyna z pomarańczami… chwalone wszędzie). Znacznie ostrożniej podchodzę do entuzjastycznych recenzji, wolę odczekać, na spokojnie pożyczyć z biblioteki, częściej sięgnąć po nieznane tytuły i mieć satysfakcję, że przeczytałam coś innego, nieznanego. Ilość komentarzy drastycznie spadła, ale – i to uważam za swój sukces – prawie nie pojawiają się takie w stylu "nie dla mnie" "chętnie przeczytam" i inne klasyki 🙂 Zaglądają ci, którzy taką literaturę lubią.
Za to od jakiegoś czasu zastanawiam się nad pomysłem na blog, bo właśnie nie chciałabym, żeby był taki jak 1500 innych. I czytanie starszych książek to trochę za mało 🙂 Może kolejność nie ta, bo najpierw powinien być pomysł, a potem realizacja, ale przez te 2 lata z kawałkiem blog się zmieniał, zmieniało się moje pojęcie o blogowaniu, moje oczekiwania, przybyło też mnóstwo nowych stron. Więc piszę dalej po swojemu o mniej znanych książkach, a jednocześnie siedzę i myślę 🙂
Myślę, że nie trzeba specjalnie przysiadać i się zamyślać. Jak widzisz, wszystko przychodzi naturalnie – każda zmiana, każda drobna ewolucja – zauważyłaś to na pewno przez te lata. Najważniejsze to robić swoje i cieszyć się tym 🙂
Jutro pojawi się u mnie wpis na ten temat 😉
Ja napiszę tyle: blog ma to do siebie, że jest indywidualny. Każdy pisze na nim to chce i jak chce. Są ludzie mniej i bardziej utalentowani, jednym wychodzi to lepiej, innym gorzej. Ale nie można "uregulować" blogosfery, bo nagle komuś przyjdzie do głowy, że "jest szaro i mnie się to nie podoba". I z tej wysokości swojej pouczać kogoś, jak ma prowadzić swoją stronę. Kurcze, to jest zaprzeczenie posiadania własnego kąta w necie. A najbardziej rozśmiesza mnie to, że w ramach tego "regulowania" ktoś pisze "nie róbmy tego i tamtego i owamtego", ktoś inny mu przyklaskuje: "tak tak, nie będę robić tego i tamtego, ale od owamtego to już wam wara, bo lubię". Czyli wracamy do clue: każdy ma prawo prowadzić bloga tak, jak mu się podoba, a czytelnicy też mają prawo wybrać, czy tego bloga czytać, czy nie.
Pewnie, że tak. Ale mają też prawo podejść do czegoś krytycznie 🙂
Świetny tekst, a dyskusja pod nim jeszcze lepsza 🙂 Człowiek nieświadomy niczego przegląda sobie te blogi o książkach, a tu tyle emocji kłębi się pod pierzyną 😉 Świat blogosfery to dla mnie nieodgadniona tajemnica (mimo posiadania 4(!) blogów). Czasami lepiej pozostać w błogiej nieświadomości i dalej robić swoje według własnego uznania.
pozdrawiam
PS.Ale muszę przyznać, że niektóre blogi książkowe są irytujące. Zdarza mi się szukać na nich informacji o książkach i zazwyczaj trafiam na trzy, cztery blogi, które mają skopiowane opisy fabuły z tyłu okładki plus jedno zwięzłe zdanie w stylu: podobało mi się, warto przeczytać. Tym cenniejsze są miejsca, gdzie można znaleźć informację o utworze z ciekawym komentarzem autorskim.
To prawda, zdarzają się takie blogi. Omijam je z reguły, ponieważ jakiej interesującej treści może dostarczyć zapowiedź wydawcy i jedno zdanie 'recenzenta'?? 🙂
Ostatnio przeraża mnie to co się dzieje w blogosferze…
Tego nie zmienimy niestety.
Jest jednak na to sposób, zostalam przy naprawdę niewielkiej ilości blogów, które odwiedzam. Stawiam na jakość, sentyment i sympatię. Tak się składa, że większość to tzw elita blogosfery czyli najstarsi pod wzglęem stażu blogerzy. Do nich lubię zaglądać, mimo, że mam niewiele czasu
Pozdrawiam 😉
Nie dość, że przerażające, to jeszcze wybitnie męczące. Bo aż się głosu nie chce zabierać, jak ciągle kłótnie o to samo odchodzą. Ale cóż zrobić – nudno w tym środowisku, to i sobie niektórzy rozrywki ciągle szukają 😉
Również trzymam się wielu starszych stażem blogerów, ale czasem i wśród nowych dzieje się fajnie.
Oj, no to jeszcze moje wyzwanie Czytamy książki nieoczywiste z tymi zapomnianymi, nierzadko wydziadowanymi książkami 🙂
Temat odszedł nieco od wyzwania, ale pozwolę sobie do niego powrócić. Nie bardzo rozumiem po co tworzyć wyzwanie, które – jak ktoś przede mną bardzo słusznie zauważył – może stworzyć modę, od której chcesz uciec (czytanie modnych, bo nowych, tytułów czy szablony lub sposób pisania na jedno kopyto). Dla mnie za dużo w blogosferze jest analizowania tego co się robi – stosiki, podsumowania, wyzwania… Po co to komu? Ja nie pojedynkuję się ani z innymi (ilość książek "zdobytych" czy przeczytanych), ani ze sobą (wyzwania czytelnicze) – po prostu czytam i piszę. Sięgam po nisze, choć niekoniecznie z literatury pięknej, mój blog nie żyje samymi nowościami. Efekt? Brak komentarzy, bo w blogosferze nie mam odbiorców, a innym niekoniecznie chce się cokolwiek pisać. Czasem mam doła i nie chce mi się pisać, własnie ze względu na ten brak odzewu, ale zagryzam zęby i skrobię, dla tych anonimowych odwiedzających 🙂
Kwestii krzywdzących współprac nie rozumiem – mnie one w niczym nie przeszkadzają, bo zawsze książki wybieram sama podług mego gustu, jeden jedyny raz otrzymałam niezamówiony tytuł, do dziś go nie przeczytałam i nawet nie zamierzam. Czytam to, co lubię i na co mam w danym momencie ochotę.
Jeśli chodzi o blogosferę, istotnie źle się dzieje. Pomijam kwestię wtórności, ale mam wrażenie, że blogerzy książkowi stali się bardzo roszczeniową grupą. Deklarowali czytanie i blogowanie dla przyjemności, a narzekają, że są wykorzystywani do pisania darmowych recenzji (!), mimo iż – jak wspomniała Agnieszka – sami ubiegają się o egzemplarze do recenzji, znając przecież warunki współpracy. Ci, którzy chcą na blogu zarabiać na wzór Kominka, niech się zajmą lifestylem, być może wtedy atmosfera u książkowców się oczyści i będzie "miejsce" na powiew świeżości.