Kochanka Freuda, Karen Mack, Jennifer Kaufman

Kochanka Freuda, Karen Mack, Jennifer Kaufman

Oryginał: Freud’s Mistress
Wydawnictwo: Znak
Rok wydania: 2014
Stron: 414

Pisać o tak ciekawej postaci, jaką był Freud, obrazować jego romanse i zrobić to boleśnie nudno i jałowo? Da się, jak widać. Odpychająca i zupełnie nieadekwatna okładka tylko dopełnia dzieła zniszczenia. Dawno nie spędziłam aż sześciu dni z jedną książką. I mam nadzieję, że szybko o tym spotkaniu zapomnę…

To nie jest tak, że historia opowiedziana przez duet Mack-Kaufman nie jest warta poznania. Życie Sigmunda Freuda – a szczególnie jego intymna część – z pewnością rozpala wyobraźnię wielu. A jeśli nie to, to chociaż fascynuje, bo obok tak wielkiego umysłu nie sposób przejść obojętnie. To nie jest też tak, że autorki nie potrafią władać piórem – bardzo plastyczne opisy i znakomite dialogi sprawiają, że o warstwie językowej Kochanki Freuda absolutnie nie można powiedzieć nic złego.

Ale nudno jest jak cholera i nic na to nie mogę poradzić…

Freud żył pod jednym dachem z żoną, Marthą – kobietą, która wydała na świat szóstkę jego dzieci – oraz ze swą szwagierką, Minną. Ta pierwsza zawsze była ładniejszą i bardziej dostojną z sióstr, druga zaś inteligentniejszą i bardziej oczytaną. O relacji łączącej Minnę z Sigmundem przez dziesięciolecia krążyły legendy, aż w końcu Karen Mack oraz Jennifer Kaufman postanowiły przenieść je na papier w fikcyjnej opowieści o życiu Freudów. Dość nudnej, jak już wspominałam…

Minna Bernays z założenia miała być postacią silną, niezależną, charakterną i bystrą. Tymczasem byle zainteresowanie ze strony mężczyzny, w dodatku męża siostry, zamienia ją w głupawą młódkę, godzinami rozprawiającą o własnej głupocie i nieustannie wzdychającą do faceta. Jeszcze żeby widać tu było jakąś szczególną zażyłość, kipiącą od żaru intymność, prawdziwie głęboką relację. Gdzie tam. Wielki Sigmund Freud wykorzystuje starzejącą się dziewicę i czyni ją jedną z wielu swoich marnych rozrywek. A my te ich drętwe zaloty śledzimy przez ponad dwieście stron, zastanawiając się, gdzie u licha kryje się sens tej historii?

Sens ujawnia się na końcu, kiedy uświadamiamy sobie, że Martha nie tylko przewyższała młodszą siostrę wyglądem, ale też rozumem, którego tak nieustannie jej odmawiano…

Odnoszę wrażenie, że opowieść ta wiele by zyskała, gdyby przedstawiono ją nie z perspektywy kochanki, a tej, która latami dzieliła łoże z mężczyzną, który nigdy nie był w pełni jej. Bardzo jestem ciekawa przyświecających jej celów i powodów, które kierowały nią, kiedy ze spokojem przyglądała się każdej następnej rozrywce męża. Rozważania kolejnej naiwnej kochanicy w żaden sposób nie były w stanie mnie zaciekawić. Ale gdyby tak poznać bliżej Marthę…?

Dobrymi stronami powieści są z pewnością naukowo-filozoficzne rozważania oraz wplecione tu i tam teorie Freuda. Również pięknie i dokładnie odmalowany portret Wiednia końca XIX wieku – akcja mocno osadzona jest w jego charakterystycznym klimacie. Żadna zaleta nie była jednak w stanie stłumić nieustannego ziewania, jakie wywoływała u mnie opowieść Mack i Kaufman. Potencjał ciekawych postaci i niesamowicie pobudzających wyobraźnię wydarzeń został okrutnie zmarnowany. Wielka szkoda.

Moja ocena: 5/10
Książka od wydawnictwa Znak, przeczytana w ramach wyzwań: ’Czytam literaturę amerykańską’, ’Book Lovers’ oraz ’Książkowe podróże’.

0 komentarzy

  1. A tu inna blogerka pisze zupelnie inaczej, niż Ty i wstawia ochy i achy (to a propo Twojej wypowiedzi w bnetce o uczciwych blogerkach)

    "Czyta się ją doskonale, niezwykle szybko, niczym najlepszą książkę przygodowo-psychologiczną. Genialnie oddana atmosfera k.u.k. Wiednia i narastające w Minny emocje czynią ją niezwykłą lekturą."
    "Zachęcam do lektury tej doskonałej powieści"
    "Trzeba autorkom książki przyznać, iż genialnie wprost odmalowały zarówno infantylną, zupełnie nie pasującą do wybitnego naukowca żonę Marthę, jak i sztuczną, napuszoną atmosferę ich domu. W trakcie lektury wręcz czułam, jak duszę się wraz z Minną w domu, "
    Wasze recenzje są rozbieżne i jedna z Was klamie, ale która??? Liczę na to, że nie skasujesz posta i wyjaśnisz mi tą zagadkę.

    1. A dlaczego któraś ma kłamać? Może tej drugiej rzeczywiście się podobało? Rozumiem, że Ty lubisz tylko te same rzeczy co inni i nie posiadasz własnego zdania na temat książek, muzyki i filmów, a jeśli już znajdzie się osoba, która mówi, że Twój ulubiony film był nudny, zwyczajnie kłamie?

    2. Tamta blogowiczka rzeczywiście wszystkie książki od Znaku i innych wydawnictw ocenia na 6 i opisuje w superlatywach a ponadto czyta w niezwykle szybkim tempie. 30 recenzji na miesiąc jest u niej…

    3. Wiesz, to, że mnie dana książka wynudziła, nie znaczy, że każdy ma odbierać ją tak samo. Jest wiele książek powszechnie znanych i lubianych, które oceniałam nisko [np. 'Trafny wybór' Rowling], albo takich, które ludzie besztali, a ja dałam im wyższą ocenę niż oni [słynna aferka z '50 twarzami Greya']. To, że ludzie mają odmienne gusta, nie znaczy, że są oszustami – po prostu inaczej coś odbierają i rozumieją. Byłoby nudno, gdybyśmy wszyscy mieli identyczne zdanie na każdy temat 🙂

      Zdarzają się młodzi blogerzy, którzy boją się krytykować egzemplarze recenzenckie, ale dosyć szybko dociera do nich, że nie mają się czego obawiać. Wydawcy nie gryzą, a niepochlebne recenzje są często dla nich korzystniejsze niż morze 'laurek'.

      Taki Prószyński musiałby np. zrywać ze mną współpracę kilkanaście razy, gdyby miał reagować na każdą negatywną recenzję. Co więcej! Kiedy napisałam recenzję 'Nie zawrócę' polskiej autorki [tutaj], ponoć wydzwaniała ona nawet do wydawcy, że jakim prawem współpracuje z kimś takim, jak ja 😉 A współpraca trwała dalej w najlepsze. Nie każdy wie to od razu, do niektórych wiedza ta dociera z czasem, ale u żadnego dobrego blogera 'laurek' nie uświadczysz, bo dla nikogo nie mają one sensu.

    4. Dziękuję za podjecie rekawicy i odpowiedż chociaż uwazam że od odpowiedzi sie troche wymigałaś, bo pokazujesz tu linki do swoich recenzji – wielka odwaga, brawo, ale nie masz zarazem odwagi, by przyznać że tamta blogerka zawyza oceny byle tylko dostawac jak najwiecej ksiazek i wyprodukowac jak najwiecej recenzji. Ona stawia swoje ochy i achy listom Mrozka, biografiom Milosza i miernym czytadlom, wszystko dla niej to cud nad cudy, a przez takie jak ona Wy uczciwe blogerki jestescie pokrzywdzone bo czytelnik przestaje wam wierzyc i zagląc na blogi.
      Pisarzom mozna sie narazic ale juz kolezance blogerce to nie??? To ma byc odwaga???

    5. Nawet nie wiem o kogo Ci chodzi – nie śledzę wszystkich dostępnych w sieci z recenzji, bo zwyczajnie nie mam na to czasu. Czytałam wczoraj opinię na blogu markietanka-mojeksiazki, która była umiarkowanie pozytywna, ale nie tak krytyczna jak moja – na pewno blogerki oszustką nie nazwę, tylko dlatego, że ma inne zdanie. Co więcej, dla poparcia swoich słów znalazła argumenty, które jestem w stanie zaakceptować, nawet jeśli z moimi wnioskami się nie pokrywają.

      Jeżeli ktoś mi nieznany zawyża oceny – nie moja sprawa. Nie wiem co nią kieruję i nie wiem czemu Ty twierdzisz, że wiesz. Nie wolno mierzyć wszystkich swoją miarą.

    6. Trochę dziwna ta dyskusja, bo jest oczywistą oczywistością, że opinie mogą być różne, a tu ktoś wymaga "jedynie słusznej" i w dodatku żąda by odnosić się do czyjejś opinii i coś jej zarzucać. A niby dlaczego miałabyś to robić? Nie tak funkcjonuje blogosfera – nie mamy w zwyczaju atakować kogoś o odmiennym zdaniu i zarzucać mu kłamstw.

    7. Dyskusja na temat gustów jest bezsensowna. Mnie np. "Kochanka Freuda" bardzo się podobała. Przeczytałam tę historię w przeciągu dwóch wieczorów i jestem nią zauroczona. Piękne tło historyczne, psychologiczne dysputy i multum niedopowiedzeń wybitnie mocno podziałały na moje zmysły, czy to znaczy, że nie jestem uczciwym blogerem? Szczyt durnoty!

    8. Renato,
      może w takim razie to ja jestem nieuczciwa i dla niepoznaki krytykuję książkę od wydawnictwa? ;)))

      Nie ma to jak Anonim wyciągający prymitywne wnioski na podstawie własnego widzimisię, zamiast jakiejkolwiek znajomości tematu.

    9. Klaudia, broń Boże! Nikomu nie zarzucam nieuczciwości. Po prostu nie jestem wstanie zrozumieć tego, że ktoś neguje czyjąś opinię od razu zarzucając, że jest to ocena fałszywa. Do licha, ile ludzi tyle osądów. Jak wspomniałam wcześniej mnie książka szalenie się podobała, ani minuty się na niej nie nudziłam, ale rozumiem, że Tobie nie przypadła go gustu i wcale tego nie podważam. Każdy ma święte prawo do własnego zgania, no i na tym poprzestańmy 🙂

    10. Tak trudno wpisać w gogle kawalek tej recenzji ktorą Ci podalam? Widzę że nie zdobędziesz się na skrytykowanie tamtej blogerki bo się jej po prostu boisz. I nie powiem już co myślę o zawyżaniu statystyk organizując zabawy " zlap 250 tysiecy wejść" hahaha.

    11. Renato! To oczywiście był żart bardziej skierowany do anonimowego poszukiwacza sensacji, który twierdzi, że ktoś tu kłamie, a skoro większości książka się podoba, to znaczy, że jestem to ja 😉

      Anonimowy,
      czy Ty myślisz, że blogerzy książkowi to jakaś psychopatyczna społeczność, w której jeden boi się drugiego? Chyba za słabo nas znasz – takie kłótnie już tu odchodziły, że "głowa mała" 😉

      Nawet jeśli wpiszę w Google fragment recenzji i dowiem się kto to, dalej nie będzie mnie obchodziło, co robi na własnym podwórku. Ma prawo wystawiać same szóstki, tak jak ma prawo wystawiać same jedynki, jeśli ma taką potrzebę. Nie jestem jasnowidzem, aby przewidywać, dlaczego tak robi i niespecjalnie mnie to obchodzi. Swoje zdanie na ten temat wyraziłam już TUTAJ – jeśli przeczytasz, to zauważysz, że możemy mieć sporo zbieżnych poglądów. Ale jeśli Ty oceniasz całe środowisko na podstawie własnego jasnowidztwa i wniosków wyciąganych na podstawie jednostek, to już Twoja sprawa. Ja nie twierdzę np, że w bloku naprzeciwko mieszkają sami alkoholicy, tylko dlatego, że dwóch panów regularnie się tam upija.

      To, że zdarzają się blogerzy, którzy "grzeszą", nie znaczy, że na tej podstawie można wysnuwać wnioski podobne do tych biblionetkowych, że 'wszyscy są na usługach wydawnictw, które stosują szantaż emocjonalny', bo to kompletne bzdura.

    12. Dziewczyny! Przestańcie, błagam Was, bo mnie już brzuch boli od tego śmiechu! 😉 Kochany, troszczący się o los obiektywizmu blogosfery, Anonimie, ja znam ten sekret, o który tak bardzo się dopytujesz i jak tak ładnie i długo prosisz, to chętnie Ci go wyjawię, choć widzę i wiem, że zna go bardzo wielu blogerów i nie tylko! 🙂 Siedzisz wygodnie? Tajemnica tkwi w… (uwaga, pojawi się słowo klucz) UPODOBANIACH związanych z gustem człowieka (oczywiście są ludzie, którzy gustu nie mają lub mają taki, że nie warto zwracać na nich uwagi, ale domyślam się, że skoro odwiedzasz tego bloga, to w Twoim OSOBISTYM odczuciu jest on wart Twoich pięciu minut, ba! Żeby tylko;) ). Tadaaaam! Mało tego, wyjawię Ci jeszcze jeden sekret – jak czas, jaki poświęcasz na analizowanie i wyszukiwanie spisków wszelakich oraz rozrzucanie swoich podejrzeń tu i ówdzie, przeznaczysz na zajęcie się samą sobą i może przeczytaniem jakiejś dobrej książki (świetny sposób na nudę, polecam!) to sama odkryjesz, że też coś takiego jak WŁASNE UPODOBANIA posiadasz! 🙂
      I tak przy okazji: warunkiem podstawnej krytyki są konstruktywne argumenty, więc nie ma sensu zmuszać kogoś do niej, kto nie widzi powodu, by "rozkminiać" przypadki niewarte rozkminiania ;))

      Aż się sama sobie dziwię, że się postanowiłam wtrącić, bo właściwie to każda reakcja na bezsensowny komentarz jest BEZSENSOWNA. Właśnie do mnie dotarło, że zaczynam się nudzić… ;)) Pora spadać, miłego dnia! 🙂

  2. Kiepsko, okładka bajeruje i szczerze mówiąc byłam nią zainteresowana. Ale skoro nudzi, nudzi i jeszcze raz nudzi to chyba znajdę sobie coś lepszego na zorganizowanie czasu wolnego. Pomyślałam o tym, że lepiej byłoby gdyby książka została napisana z perspektywy jego żony, dochodzę do końca recenzji i okazuje się, że pomyślałaś o tym samym 😉

    1. Bo o to właśnie chodzi – co może mieć do powiedzenia kolejna łatwowierna kochanka? Niewiele. Tymczasem prawdziwy dramat i najciekawsza historia rozgrywa się w głowie i sercu tej drugiej, która godzi się na to, by jej małżon wiódł życie takie, jakie wiedzie…

  3. Jeśli chcesz poznać bliżej samą Marthę, to proponuję książkę Nicolle Rosen "Martha F." Celowo napisałam "proponuję", nie "polecam", bo ciągle mam ją w planach (choć i na półce). Jeśli o mnie chodzi, to "Kochankę Freuda" przeczytałabym tylko w kontekście tej właśnie książki, dla uzupełnienia obrazu.

  4. Szkoda, że jest aż tak źle pod względem samej fabuły. Wielką miałam ochotę na tę książkę, a teraz trochę ostudziłaś mój zapał. Chociaż nie do końca, bo te małe plusiki, które znalazłaś pewnie będą miały swój udział w tym, że kiedyś sama się z tą pozycją zmierzę.

  5. A wiesz – mnie się podobała;) Pewnie, byłoby lepiej, gdyby zostało to opisane z perspektywy Marthy [może ktoś się jeszcze skusi?:)], ale nie wynudziłam się ta jak Ty. Co prawda, nie uważam jej za dzieło, ale naprawdę dobre czytadło, od którego naprawdę nie mogłam się oderwać – nie dlatego, że było tak wspaniałe, ale dlatego, że byłam ciekawa jak to wszystko się skończy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *