Filmy Wesa Andersona mają w sobie magię. Ujmują barwami, uwielbieniem dla symetrycznej precyzji, niezwykłymi bohaterami i powtarzalnymi motywami przemycanymi tu i ówdzie, które składają się na intrygujące zbiory symboli charakterystycznych dla tego konkretnego twórcy. I albo się Andersona kocha za humor, estetykę i specyficzny styl, albo nienawidzi za dziwactwa. Ja sytuuję się w pierwszym obozie – tych, którzy pokochali faceta całym serduchem. Dlatego tym razem zachęcać Was będę do obejrzenia
Moonrise Kingdom (kretyński polski tytuł nie będzie pojawiał się w niniejszym tekście), przy założeniu, że nie jest Wam obce kino mocno specyficzne i niejednoznaczne w odbiorze, przy którym więcej się myśli niż śmieje.
Dla wszystkich tęskniących do dziecięcych szaleństw, ten film będzie jak podróż sentymentalna w przeszłość. Nastoletni bohaterowie nie mają komórek i tabletów, a za ich oręż służą takie cuda, jak oldskulowa lornetka czy czapa z futra szopa. Nastoletni bohaterowie mają odwagę marzyć i za tymi marzeniami gonić. Nastoletni bohaterowie są naturalni, piękni i autentyczni. Na tyle, że aż chciałoby się wkroczyć do ich świata i odbyć z nimi pieszą wędrówkę po tajemniczej wyspie, by potem rozbić obozowisko na plaży i upajać się niewinnym czarem pierwszych uniesień.
Anderson urzeka w tej niezwykle subtelnej opowieści w klimacie retro. Jest tu nieco ironicznie, momentami zabawnie i absurdalnie, ale przede wszystkim mocno sentymentalnie, a nawet poruszająco. Bo nasi młodociani zakochani to typowi młodzi wyklęci. Chłopak-sierota, którego rówieśnicy nienawidzą za bycie dziwakiem i dziewczę z dobrego domu, które okazuje się być
zbyt trudne w wychowaniu. Złączeni we wzajemnej niechęci do otoczenia ujawniają się jako wspaniała, choć dość osobliwa parą kompanów. Co ciekawe, ich postawa w zestawieniu z zachowaniem dorosłych okazuje się poruszająco dojrzała. To zaskakujące odwrócenie ról i kontrast między infantylnością dorosłych i powagą młodzieży stanowią drugie dno tej miłosnej opowiastki, której daleko do banału.
Kolejny już raz wielkim pewnikiem było to, że podczas seansu przeżyję niebywałą ucztę dla zmysłów – bo pod względem audiowizualnym
Moonrise Kingdom jest kolejnym przykładem kunsztowności swego twórcy. Piękna muzyka, znakomite kostiumy, perfekcyjna scenografia, zabawa kolorem i symetrią – to elementy, które sprawiają, że przez dziewięćdziesiąt minut widz trwa w niemym zachwycie, a dzięki fabule przeżywa nie tylko wspaniałą wycieczkę w przeszłość, ale wręcz przygodę życia.
A wszystko to za sprawą parki zbuntowanych dwunastolatków, niebywałe.
Choć w filmie zaznaczają swą obecność takie osobistości jak Edward Norton, Bill Murray, Bruce Willis, Tilda Swinton czy Frances McDormand, to młodzi debiutanci – Kara Hayward i Jared Gilman – kradną całe show, rozkochując w sobie widza dzięki autentyczności, naturalności i rozkosznej niewinności, zestawionej z ujawniającą się u nich niebywałą życiową mądrością. W świecie absurdów miłość tych dwojga wydaje się jedyną ostoją normalności.
I takie to jest piękne, że – och! – tylko westchnąć sobie mogę.
Moja ocena: 9/10
Film obejrzany w ramach wyzwania
1000 filmów.
Dorwałam go jakiś czas temu za 9,99 w Tesco i często wracam. Jak coś teraz w Biedronce też można go dostać! Od wczoraj jest mnóstwo fajnych filmów, od klasyków jak "Śniadanie u Tiffany'ego" po nowości (gdy kupi się 2 filmy razem płaci się 19,99).
O, w mojej Biedronce jak zwykle 'bida z nędzą'. Co coś reklamują, nastawiam się, czekam i nie ma.
Brzmi całkiem obiecująco, choć rzadko oglądam filmy, to ten z pewnością będę mieć na uwadze, pozdrawiam 🙂
Kocham cię za tę recenzję.
Obejrzane w Filmboxie? (leciało ostatnio dwa razy ;p)
Udało mi się trafić akurat 🙂
To mój ulubiony film Andersona. W głównej bohaterce widzę siebie sprzed lat. 🙂
U mnie na pierwszym miejscu jest zdecydowanie 'Fantastyczny Pan Lis', ale i ten uwielbiam. No i również mam wiele wspólnego z główną bohaterką.
oo jestem zainteresowana 😀
Mnie nie do końca przekonał…tak jak napisałaś, jest dość specyficzny. Oczywiście to dobry film, oryginalny, ładny wizualnie, ale chyba po prostu nie moje klimaty.
Ot, cały Anderson – do jednych jego specyfika trafia, do innych zdecydowanie nie 🙂
Okazuję się, że chyba żadnego filmu tego Pana nie oglądałam. W planach mam jednak na pewno "Fantastycznego Pana Lisa", ale i "Moonrise Kingdom" mnie zaciekawił 🙂
To mój ulubiony film Andersona (i chyba, o ile dobrze pamiętam, pierwszy jego film, który w ogóle obejrzałam – od dobrej strony zaczęłam :))! Koniecznie muszę obejrzeć tego Lisa, skoro mówisz, że jest jeszcze lepszy. Też jestem z tej grupy, która na filmach Anderosna gapi się w ekran z roziskrzonymi oczami :).