[KSIĄŻKA] Moja droga do nowego życia, Dominika Gwit
Spektakularne metamorfozy ciała, szczególnie te dotyczące zrzucenia kilkunastu bądź kilkudziesięciu kilogramów, zawsze spotykają się z ogromnym zainteresowaniem otoczenia. Naraz wszyscy chcą wiedzieć, co trzeba jeść, gdzie chodzić, jak ćwiczyć, czego unikać i co robić, aby schudnąć. W jednej chwili odchudzony on lub odchudzona ona stają się bohaterami, guru, idolami. Osobami, które mają rozdawać złote rady i podsuwać gotowe rozwiązania. Kiedy aktorka młodego pokolenia, Dominika Gwit, na oczach całej Polski z rozmiaru 50 doszła do 36, wszyscy chcieli wiedzieć, jak tego dokonała. A wielu chciało zostać jej naśladowcami. I o ile motywacja jest dobra, o tyle oczekiwanie, że ktokolwiek, kto nie jest fachowcem i w ogóle nas nie zna, powie, co mamy jeść i jak trenować, jest nieco paranoiczne. Dlatego właśnie Gwit zdecydowała się na napisanie tej książki – żeby nie musieć już tysiąc razy odpowiadać na te same pytania i prośby. Moja droga do nowego życia ma być odpowiedzią, apelem, spowiedzią. I ma pomóc wszystkim tym zagubionym duszom, które pragną osiągnąć podobny sukces.
Droga do nowego życia
Jak wyglądała droga Dominiki Gwit do jej spektakularnego sukcesu, opowiadać nie będę. Musicie jednak wiedzieć, że problem z wagą sięgał u aktorki już najwcześniejszego dzieciństwa, a z wiekiem tylko się pogłębiał. My mogliśmy widzieć jedynie cząstkę tej zawiłej historii, zaprezentowaną na łamach mediów, jednak to, co zawiera się w tej książce, jest dużo głębsze. I pełne rozbrajającej szczerości. Dominika Gwit nie zrzuca winy na geny, nie opowiada o „grubych kościach” i innych tanich bzdurach. Wykłada kawę na ławę – od zawsze lubiła się obżerać, lubiła sobie dogadzać, znajdowała pocieszenie w jedzeniu. Mimo zmartwionych spojrzeń rodziców, nie walczyła z problemem, szczególnie wtedy, kiedy tusza uczyniła ją aktorką charakterystyczną i pomogła zaistnieć w show-biznesie. Równie szczerze opowiada o tym, co przynosi człowiekowi otyłość – ocierające się do krwi uda, zdarte spodnie, problemy z zawiązaniem sznurowadeł, bóle całego ciała, zadyszkę i to, co kobiety boli najbardziej – brak zainteresowania ze strony mężczyzn. Boleśnie szczera jest ta spowiedź, miejscami mocno poruszająca i „uwierająca”. Dominika Gwit w swojej książce ujawnia się jako osoba sympatyczna, pozbawiona fałszu i sztuczności, otwarta. Spisana na kartach tej opowieści historia przypomina strumień świadomości, wędrowanie po ścieżkach wspomnień, rzucanie anegdotkami. Jest lekka, napisana w sposób potoczny i zwyczajny. Zupełnie tak, jakbyśmy usiedli z dobrą koleżanką przy szklance soku i słuchali opowieści z jej życia. I z jednej strony jest to fantastyczne, bo zbliża czytelnika do autorki, ale z drugiej – sprawia, że wartość książki nieco spada. Bo niby jest ciekawie, poznajemy czyjś życiorys, obserwujemy jego walkę, odkrywamy, co czuł i jak się motywował, ale jednak osoby szukające jakichś konkretów mogą się rozczarować. Pomijam już kwestie techniczne, np. ciągłe powtarzanie tych samym treści, bo to akurat szczegół. Nieco irytujący, ale szczegół. Natomiast gdybym miała komuś polecić tę książkę, musiałabym mieć pewność, że lubi on pamiętniki i zwyczajne, ludzkie opowieści. Dominika Gwit nikogo nie uczy jak schudnąć, nie odkrywa żadnych wielkich tajemnic. Po prostu swoją historią stara się zmotywować innych do działania i pokazać, że jeśli się chce, można osiągnąć wiele. To dużo, ale z pewnością nie dla każdego okaże się wystarczające. Moja ocena: 7/10Książka przeczytana w ramach wyzwania ’Pod hasłem’.
No tak, tyle tylko że aktorka zdążyła już wrócić do swojej wagi, więc wydawanie tego typu książki i odtrąbienie sukcesu wydaje mi się przedwczesne
W książce jest też mowa o przybraniu na wadze już po wszystkim. Do tego tutaj sukces definiowany jest przede wszystkim jako nauka samoakceptacji, zmiana myślenia i podejścia do własnego ciała. No i chociaż faktycznie widać, że autorka znów jest teraz parę rozmiarów większa, to z pewnością nie jest to bliskie jej dawnej wagi sięgającej 105kg.
Właśnie, ona nie wróciła do swojej pierwotnej wagi, tylko przytyła do akceptowalnych przez siebie rozmiarów. Natomiast, jak sama mówi w wywiadach, wiele się nauczyła. Poza tym zmienił się jej styl, podejście do gotowania, jedzenia. To i tak sukces, po który nie wszystkim chce się sięgnąć.
Otóż to – myślę, że to jest klucz do sukcesu – realna zmiana zaprowadzona w życiu.
A mnie właśnie taka forma- opowieści, pamiętnika intryguje bardziej niż gotowe, surowe przepisy poprawy jakości życia. Chętnie przeczytam 😉
W takim razie cieszę się, że mogłam tą książką trafić w Twój gust 🙂
Jestem zaskoczona, bo nie lubię tego typu książek, a po tę mam ochotę sięgnąć. Nie wiem czy chodzi o tę szczerość właśnie, czy o to, że wreszcie nie jest to poradnik w stylu rób tak i tak, a będziesz szczupła i piękna, bo chodzi o samoakceptację i nie walczenie ze sobą za wszelką możliwą cenę. W każdym razie przeczytam.
Bardzo się cieszę. Bo to mądry przekaz, który warto zgłębić.
Nie lubię takich książek, bo zazdroszczę tym osobom,że się im udało. Ale mimo wszystko jestem ciekawa… kurczę, ale nie kupię, chociaż, no może… 😉
Taki dylemat zawsze warto rozwiązać na korzyść książki 🙂 Chociaż w tym przypadku mogę Ci ją po prostu podarować 🙂
Dominika jest sympatyczną osobą ale jej walka z kilogramami i efekt jojo absolutnie mnie nie interesuje.
Książki typu "moja historia" zupełnie mnie nie pociągają, bo to są takie "jednorazówki", do których się z reguły już nie wraca. O wiele bardziej wolę obejrzeć video lub przeczytać wywiad.
Też nie lubię tego typu ksiażek. Nie przekonują mnie takie historie.
A tak w ogole, to bardzo fajny blog. Jestem tu po raz pierwszy,ale z pewnością nie ostatni.
Pozdrawiam i jeśli pozwolisz, zapraszam do siebie: http://www.szeptyduszy.blog.onet.pl
Ciekawy temat. Udostępniam dalej!
Nie do końca ze wszystkim się zgodzę, ale w gruncie rzeczy dobrze napisane i będę częściej wpadać, aby czytać. Wincyj!