[KSIĄŻKA] Porwanie Heinekena, Peter R. de Vries
Porwanie Heinekena
To wydarzenie w latach osiemdziesiątych śledził cały świat. Do dziś mówi się o nim, jako o jednym z najgłośniejszych porwań w historii. Publikacja, będąca relacją jednego z porywaczy, od dwudziestu pięciu lat jest najlepiej sprzedającą się w Holandii książką o przestępstwach. Niedawno ją zekranizowano, a w głównych rolach obsadzono Anthony’ego Hopkinsa, Jima Sturgessa oraz Sama Worthingtona. Kilka lat temu, o tej samej historii mówił również holenderski film z Rutgerem Hauerem w roli głównej. To naprawdę mocna rzecz, poruszająca wyobraźnię ludzi na całym globie. A w Polsce? O samym porwaniu niewiele się dowiesz, film przeszedł bez echa, o książce też jakoś cicho.
Dlaczego?, pytam! Już od lat nie zdarzyło się, że zarwałam noc dla książki (jestem młodą matką, powinnam spać, kiedy się da!), ale nie mogło być inaczej, bowiem Porwanie Heinekena, nomen omen, porwało mnie bez reszty.
Co poszło nie tak?
- Książka ma kilka słabszych, nieco nużących momentów. Są to chwilami zbyt rozwlekłe wywody narratora (jest nim Cor van Hout, mózg całej operacji) dotyczące wielomiesięcznych przygotowań do całej akcji. Również pod koniec, niektóre przygody bohaterów mocno mnie irytowały, ale tak naprawdę nie była to wina samego mówcy, ale tego, jak obchodził się z nim i jego kompanem wymiar sprawiedliwości, rzucając ich z kąta w kąt po całym świecie.
Zbiór zalet
- Gdybym chciała kogoś porwać, odebrałam od van Houta niezłą lekcję, pełną detali i zwracającą uwagę na mnóstwo maleńkich spraw, które przestępcy z reguły pomijają. Opisy przygotowań do porwania są tak przenikliwe i szczegółowe, że naprawdę byłoby się tu czym inspirować.
- Książka nieustannie trzyma w napięciu. Nie mogłam przez nią jeść, nie mogłam spać, bo cały czas w żołądku czułam ucisk zdenerwowania, chcąc koniecznie dowiedzieć się, co wydarzy się dalej. Targały mną przy tym sprzeczne emocje – momentami kibicowałam porywaczom, innym razem współczułam porwanym (bo wraz z Heinekenem uprowadzony został także jego biedny kierowca), jeszcze innym – denerwowałam się na to, co czytam. Ostatecznie, choć podczas lektury zasadniczo zapałałam sympatią do Cora, późniejsze fragmenty dopisane przez dziennikarza, de Vriesa, nieco tę moją sympatię ostudziły, bo zaczęłam w ogóle poddawać w wątpliwość, czy rzeczywiście sprawa wyglądała aż tak łagodnie, jak to przedstawiał van Hout. Nie ulega jednak wątpliwości, że doświadczyłam przy tej książce nawału skrajnych emocji i przez to wiem, że będzie siedziała we mnie długo.
- Cor to dobry i inteligentny mówca. Jego relacja nie jest sztywna, rzadko nudzi, stale podtrzymuje napięcie, a momentami nawet urzeka humorem. Jest opowiedziana w lekki, nieco zawadiacki i ciekawy sposób, przez co jeszcze trudniej oderwać się od lektury. Tak naprawdę pochłonęłam ją na jeden raz i nie żałuję ani minuty z tą książką spędzonej – mimo że niewyspanie będzie odbijać się na mnie cały dzisiejszy dzień.
- Porwanie Heinekena zainteresuje każdego, kto lubi emocjonujące historie z życia, kogo fascynuje światek przestępczy i to, jak funkcjonuje on od wewnątrz. Cor van Hout niczego nie ukrywa, wymienia nazwiska i miejsca, z detalami relacjonuje zdarzenia. Jestem pewna, że jego książka równie mocno wstrząsnęła Holandią, co samo porwanie Heinekena.
Ha, ciekawa sprawa. Nie wiedziałam, że jest taka książka, chociaż pod choinkę kupiłam mojemu chłopakowi film na jej podstawie! On nie czyta, ja nie bardzo oglądam filmy, więc chyba skończy się na tym, że ja przeczytam książkę, a jemu zostawię samotne oglądanie ekranizacji.
Pozdrawiam,
Po Książkach Mam Kaca
Ciekawie się uzupełniacie 🙂 Do przeczytania książki zachęcam Was oboje – przypuszczam, że nawet nieczytającego faceta może ona skusić.
Oooo, film z Jimem Sturgessem? – muszę obejrzeć! A myślałam, że będzie o piwie 😉
Tak właśnie kojarzyłam, że ktoś ostatnio pisał, że ogląda wszystko, w czym pojawia się Jim i to ewidentnie musiałaś być to 😀
Ple, ple – "być Ty", oczywiście 🙂
moja tematyka 🙂