[KSIĄŻKA] Mężczyźni bez kobiet, Haruki Murakami
Mężczyźni bez kobiet
Zbiór opowiadań o mężczyznach, którzy stracili swoje kobiety. Historie nagłych zniknięć, tajemniczych śmierci i zdrad, ale przede wszystkim historie mieszające ze sobą motywy: miłości i samotności, oddania i izolacji. Osiem różnorodnych wycinków z życia, osiem opowiadań, obok których trudno przejść obojętnie.
Pokochałam Murakamiego za ten jego niezwykły sposób opowiadania. Za oblepianie czytelnika szczegółami, drobnostkami, detalami, których wielu nawet nie zauważa. Z wielką przyjemnością chłonęłam więc opowieści zamieszczone na kartach Mężczyzn bez kobiet. Trwało to kilkanaście dni, ale właśnie tego mi było trzeba – niespiesznej lektury, rozkoszowania się każdym słowem, życia życiem innych.
Murakami znów nawiązuje do Beatlesów, tytułując swoje opowiadania Drive My Car oraz Yesterday. Nawiązuje też do Kafki, parafrazując jego Przemianę. Kolejny raz przywołuje mnóstwo doskonałych nut, prowokując tym samym czytelnika do odkrywania kolejnych jazzowych perełek. Murakami jest tutaj czystym Murakamim, za którym tak bardzo tęskniłam od czasu ostatniej jego książki.
Bałam się, w pewnym momencie, że opowieści ukazane w Mężczyznach bez kobiet będą piękne, ale zbyt ludzkie, zbyt normalne. Wtedy jednak natrafiłam na opowiadanie Kino, które absolutnie podbiło moje serce i które stanowi esencję twórczości japońskiego mistrza prozy. Realizm magiczny jest tym, co w jego powieściach pokochałam najmocniej i dlatego nadprzyrodzone moce ujawniające się w historii właściciela pewnego baru chwyciły mnie za gardło i wkradły do mojej głowy na tyle, że z pewnością będzie to jedna z najważniejszych dla mnie opowieści, jakie wyszły spod pióra Murakamiego.
Mocno przemówiło do mnie także opowiadanie Szeherezada, w którym tajemnicza kobieta raz po raz pojawia się w życiu bohatera, by szeptać mu do ucha niezwykłe opowieści. Niemal poczułam, jak rozdziera się moje serce, gdy okazało się, że nie poznam dalszego ciągu jej historii. Ach, chciałabym, aby z losów tytułowej Szeherezady Murakami uczynił pełną, wielowątkową powieść, godną takiej bohaterki i takich historii.
Prawda jest jednak taka, że każda z ośmiu opowieści ukazanych na kartach Mężczyzn bez kobiet zasługiwałaby na szersze przedstawienie. Są kompletne, są idealne – bo do takich opowiadań przyzwyczaił nas Murakami, ale jednocześnie kryje się w nich tak wiele, że z powodzeniem mogłyby posłużyć za zalążki dłuższych, głębszych, bardziej pochłaniających tekstów.
Siłą opowiadań Murakamiego są intrygujący bohaterowie. Niby zwyczajni, jak to zwykle w jego opowieściach, a jednak uwikłani w tak niezwykłe, niekiedy niepokojące i wyjątkowo poruszające zdarzenia, że czytelnik z niesłabnącym napięciem przewraca każdą kolejną stronę i powoli odkrywa karty tych historii. Historii wyszeptywanych przez Murakamiego. Historii, które absolutnie, z pełną mocą – chwytają za serce i wywołują całe lawiny emocji…
Moja ocena: 9/10Przeczytaj również recenzje:
- Słuchaj pieśni wiatru (8/10)
- Kronika ptaka nakręcacza (9/10)
- Bezbarwny Tsukuru Tazaki i lata jego pielgrzymstwa (7/10)
- Zniknięcie słonia (9/10)
- Tańcz, tańcz, tańcz (8,5/10)
- O czym mówię, kiedy mówię o bieganiu
- 1Q84, t.1 (9/10); 1Q84, t.2 (9,5/10); 1Q84, t.3 (10/10)
- Tony Takitani (9/10)
- Sputnik Sweetheart (9/10)
- Na południe od granicy, na zachód od słońca (9/10)
- Wszystkie boże dzieci tańczą (7/10)
- Norwegian Wood (8/10)
- Po zmierzchu (10/10)
Z twórczością Murakamiego jakoś mi nie po drodze i nie wiem, czy kiedykolwiek się skuszę, chociaż nie wykluczam takiej opcji. Wszak kobieta zmienną jest 😉
Otóż to. Spróbować warto, by wiedzieć, co to za jeden.
Do tej pory Murakamiego czytałam raz i padło na "Sputnik Sweetheart". Nie wiem niestety czy ta charakterystyczna dla pisarza wieloznaczność i jego liczne niedomówienia to coś, co tak naprawdę lubię w literaturze. Z opowiadaniami z kolei zawsze miałam ciężkie relacje, więc stawia to dla mnie "Męzczyzn bez kobiet" pod znakiem zapytania.
Ja z reguły też za opowiadaniami nie przepadam, ale Murakami w tej formie sprawdza się doskonale.