Najgłupsze zachowania mieszkańców bloków
Całe życie spędzone w blokach – wśród dziesiątków mieszkań, wśród setek ludzi. Z głośną muzyką dokoła, z krzykiem awantur z dołu, z chrapaniem zza ścian, ze stukotem obcasów nad głową i donośnym śmiechem co sobotę. Dobrze mieszkać wśród ludzi – bo bezpiecznie, bo sympatycznie, bo ciekawie. Ale z drugiej strony, tylu dziwactw można doświadczyć, tyle głupot zaobserwować i tyle nerwów stracić, że aż czasem ma człowiek ochotę wybyć na samotną wyspę. Albo na tę wyspę wysłać wszystkich kochanych sąsiadów. Dylemat.
Lata doświadczeń pozwoliły mi skonstruować pewne wnioski, dotyczące najgłupszych, najśmieszniejszych i najdziwniejszych zachowań ludzkich we współczesnych blokowiskach.
Udanej lektury!
Raczysz się książką, uśmiechasz pod nosem, chwytasz promienie słońca i nagle „cyk, cyk”, rytmiczne „cyk, cyk” nad głową się unosi. Niebezpiecznie jest wychylać się i sprawdzać, bo nigdy nie wiadomo, co do oka z wysokości spadnie, ale uważne przyjrzenie się otoczeniu rozwiewa wątpliwości wszelakie. Odkryciem nagłym jest, iż to nożyczkowe „cyk, cyk” sąsiada z góry, który stopę swą przy balkonowych prętach rozkłada i ostrym narzędziem traktuje. Tym samym rzadki deszczyk kawałków płytki paznokciowej ląduje na trawie, bądź też przy wiatrach niedobrych – na balkonie twoim, na kwiatach w doniczkach i w szklance coli na stoliczku ustawionej.
Racz się tym dobrodziejstwem matki natury, w końcu żar leje się z nieba, a pospolitego deszczu od tygodni ani śladu…
Paweł Kryśki przyniósł kolejną pałę z fizyki (co za głąb!) √
Niemowlę spod ósemki znów przez pół godziny płakało (pewnie je leją!) √
Ta nowa z góry przyprowadziła sobie kolejnego gacha (a to świnia!) √
Stasiek powiedział żonie, że jej dupa urosła (ma rację!) √
Grażyna wyszła z domu wcześniej niż zwykle i wróciła dopiero dwadzieścia minut po dziewiętnastej (podejrzane: śledzić poza terenem miejsca zamieszkania) √
Męża tej wrednej rudej z samej góry nie było od tygodnia w domu (dobrze jej tak!) √ Elżunia jest mózgiem całej klatki schodowej. Ma uszy i oczy dookoła głowy. Ma analityczny umysł i dużo, bardzo dużo wolnego czasu. W wolnej chwili pochyla się do dziurek od klucza, łypie przez wizjer i wygląda zza zasłony. Królowa jest tylko jedna. A kto ma wiedzę, ten ma władzę.
Wolnoć Tomku w swoim domku, no nie? To chyba sobie może Zdzichu w opiętych slipach na balkon własny wyjść i powitać poranek świecąc klatą do tych wszystkich z naprzeciwka i do uroczej sąsiadeczki z balkonu obok? Bo czemu by nie?
Zdzichu nie wie, że wystarczyłaby koszulka, coby wyglądał mniej niesmacznie ze swoim brzuszyskiem piwnym szerokim na metr dwadzieścia. Zdzichu ma w pamięci jedynie to, że kiedy blondi spod dwunastki tak dobrze zabawiała się ze swoim typkiem na parapecie, wszyscy na widok jej pośladków mieli radochę jeszcze przez tydzień. No więc czemu on, przystojny, choć z nadwagą i przerzedzonymi włosami, nie miałby prężyć się do świata co rano?
O, albo ta mała Andżela z parteru. Dwa lata ma, więc i tak wszystko jej jedno, że całe blokowisko widzi jej nagość w baseniku, prawda? Czemu jej mamusia miałaby zadbać o osłonięcie balkonu, o odzianie dziecka w cokolwiek? Maluchy są takie słodkie, takie przecież niewinne i takie rozkoszne, że nic, tylko się ich intymnością dzielić ze światem. I tak się nie poskarżą, bo stara mądrość ludowa głosi, że „dzieci i ryby głosu nie mają”.
A w upał, moi kochani, to przecież nie ma nic lepszego niż negliż balkonowy!
]]>Obcinanie paznokci na balkonie
© balcone, photopin |
Palenie na klatce schodowej
W mieszkaniu źle, bo firanki zżółkną. Na balkonie niedobrze, bo piździ jak w kieleckim. No to trzeba z tą śmierdzącą trutką wybyć na klatkę i tam zasmrodzić drzwi wrednej pani spod piątki, włosy hałaśliwej pięciolatki maszerującej z przedszkola i tę nieco zbyt elegancką garsonkę cizi z góry. Czemu smród miałby tylko tego palącego nieszczęśnika otaczać? Niech oblepi wszystkich tych głupców, którzy w najbliższych godzinach pokuszą się o spacer po klatce schodowej. Kto im kazał się szwędać? Sami chcieli biernie popalać i czyjś własny, prywatny, osobisty dym wynosić poza teren sąsiedztwa na odzieniu i we włosach swoich. Idioci. Chcieli, to mają.© Spiral Staircase, photopin |
Dysputy wśród schodów
Pani Stasia za mężem nie nadąża. On już na czwartym piętrze prawie do drzwi własnych się dobija, ona dopiero na trzecim posapuje ze zmęczenia, wtem przypomina jej się, że starego za poranną żenadę jeszcze nie wyzwała i drzeć się na niego zaczyna. Sąsiadka z drugiego, krzykiem zwabiona, biegnie na górę i dawno niewidzianej Stasi o swoich niegrzecznych dzieciach nadawać zaczyna. Z czwartego wyłania się siwa Henryka i do dyskusji ochoczo dołącza. W rabanie tym nie może zabraknąć małolaty spod dziesiątki, wykrzykującej do telefonu komórkowego swoje żale oraz czworonożnych mieszkańców klatki, na każdy szum, podniesiony głos i krzyk reagujących. Ucz się w tym tumulcie. Albo dziecko usypiaj. To nic, że piąta rano, że samo południe, że dwudziesta trzecia – na klatce drzeć się trzeba, na klatce wybuchać śmiechem należy, na klatce wszczynać awantury z żonami i córkami wypada. No, przecież musi się coś dziać, prawda?Podsłuchiwanie i podglądanie
Baśka drze ryja na męża (wiedźma!) √Paweł Kryśki przyniósł kolejną pałę z fizyki (co za głąb!) √
Niemowlę spod ósemki znów przez pół godziny płakało (pewnie je leją!) √
Ta nowa z góry przyprowadziła sobie kolejnego gacha (a to świnia!) √
Stasiek powiedział żonie, że jej dupa urosła (ma rację!) √
Grażyna wyszła z domu wcześniej niż zwykle i wróciła dopiero dwadzieścia minut po dziewiętnastej (podejrzane: śledzić poza terenem miejsca zamieszkania) √
Męża tej wrednej rudej z samej góry nie było od tygodnia w domu (dobrze jej tak!) √ Elżunia jest mózgiem całej klatki schodowej. Ma uszy i oczy dookoła głowy. Ma analityczny umysł i dużo, bardzo dużo wolnego czasu. W wolnej chwili pochyla się do dziurek od klucza, łypie przez wizjer i wygląda zza zasłony. Królowa jest tylko jedna. A kto ma wiedzę, ten ma władzę.
Negliż balkonowy
© Serenade, photopin |
© a study with a hostel #1, photopin |
Ja sobie mieszkania w bloku nie cenię. Do rzeczy, które mnie najbardziej denerwują należą głośne pogaduszki sąsiadek na klatce (notoryczne), traktowanie korytarza jako plac zabaw (pokrzykiwania dzieci biegających w tę i z powrotem) oraz tłuczenie się sąsiadów za ścianą mojej sypialni (gdzie oni akurat mają kuchnię), po godzinie 22.00. Kiedyś jeszcze miałam sąsiadów, którzy prawie codziennie prali – oczywiście w godzinach późnowieczornych. Mieszkam w bloku z przymusu.
U mnie dzieci właściwie nie ma, bo poza Zosią jest jedna dziewczynka, ale zbyt mała, żeby ganiać się z kimś po klatce. Aczkolwiek wszystko przed nami 😉
Ja z kolei nie wyobrażam sobie mieszkania gdzie indziej. Bardzo lubię dom moich rodziców, ale zawsze czuję się dziwnie, kiedy mam np. zasnąć w domu na uboczu, w dodatku w leśnym otoczeniu 😉
Mieszkałam w bloku 9 miesięcy, masakra! Nie jestem w stanie znieść, że wokół mnie jest tyle ludzi, których ciągle słychać. Obecnie mieszkam w kamienicy, gdzie są 2 mieszkania i to da się znieść, lubię nasze mieszkanie. Najbardziej jednak skłaniam się do mieszkania w domku w przyszłości. Mrówkowce odpadają. 🙂
To chyba też zależy od bloków. Tam, gdzie mieszkałam przez ponad 20 lat, tak naprawdę niewiele było słychać. Tu, gdzie mieszkam aktualnie jest pod tym względem gorzej, bo rzeczywiście rozmowy czy stukoty garów czasem się słyszy.
Pewni ludzie zostawili kiedyś na dole obok windy książki, w tym "Nowy Testament" oraz podręcznik przygotowujący do prawa jazdy. Obok leżał suchy chleb. Taki mały dysonans 🙂
Hm, interesujące połączenie.
Książkami w sumie bym nie pogardziła 😉
Specyficzna byłaby to lektura 😉
Ale zawsze może się przydać/
Mnie generalnie w bloku też przeszkadza: palenie papierosów na klatce, zapachy jedzeniowe, hałas w normie. Z jedną sąsiadką wymieniamy się gazetami i czasami się zagada (ale to już bardziej moja mama).
Mnie zapachy jedzeniowe czasem nie tyle przeszkadzają, co strasznie kuszą 😉
Nie jest najgorzej, z sąsiadkami mamy wypracowany system odbierania przesyłek od listonosza a zwłaszcza kurierów 🙂 Dzieci się mogą u siebie nawzajem pobawić bez wychodzenia na pole, sąsiedzi z parteru odrzucą zagubione na ich tarasie przedmioty. Ale faktycznie czasem słyszę pralkę z góry, kiedy piorą po 22 na nocnej taryfie (specjalnie po to ją mają).
Jednak mieszkam tu na własne życzenie, ze względów zdrowotnych nie chcę mieszkać w domku…(tak wiem, że to dziwne, ale to prawda)
Wiesz, ja w sumie nie wiem czy dałabym radę mieszkać w domku, bardzo sobie te bloki cenię i lubię otoczenie ludzi. Chyba bym sfiksowała, gdybym zostawała sama w pustym domu, a Marcin chodziłby na nocki do pracy.
To, co opisujesz, przypomina mi moje dzieciństwo, kiedy spędzałam mnóstwo czasu z sąsiadką 🙂
Też lubię ludzi wokoło, zbytnia cisza czy izolacja mnie … denerwuje. Ale głównie chodzi o sprawy związane ze zdrowiem moim i córy, jednak raz że nasze szpitale blisko a dwa w domku dużo więcej trzeba robić, a tu już moje zdrowie się kłania…
Faktycznie nie wyobrażam sobie, Ty w domku pod lasem a mąż w pracy w nocy….brrrr… i jeszcze poczytaj wtedy jakiś thriller….
Ulżyło mi, że nie ja jedna nie mam parcia na domek 🙂
Coś w tym jest – większość znajomych marzy właśnie o domku. Mnie nigdy to nie kręciło 😉 Chociaż oczywiście obie opcje mają i wady, i zalety.
Przez te parę lat, od kiedy nie mieszkam w blokach zupełnie zapomniałam o różnych mankamentach 🙂 Chociaż własnie zawsze widziałam więcej plusów, niż minusów 🙂
To dobrze, zawsze trzeba dostrzegać plusy 🙂
Ja od zawsze mieszkałam w bloku 🙂 Do 19 roku życia w małej dwupokojowej klitce, a na studiach w 3 zupełnie różnych mieszkaniach 🙂 Dostosowywałam się do różnych środowisk, diametralnie się od siebie różniły, ale nie było źle 😉 Najgorzej mi się mieszkało na parterze w wieżowcu obok windy – horror, smród i wieczny łomot. Do tego mieszkanie okropne, wiecznie zatkany kibel i dresiarnia w wiatrołapie i pod balkonem, na który można było swobodnie wejść z poziomu trawnika.
Przekonałam się też, że mieszkanie jednopokojowe nie jest dla mnie, co, niestety, niedawno powtórzyłam w wersji hard, bo mieszkałam w pokoju połączonym z kuchnią ;o
Wszędzie sąsiedztwo nie dało nam się we znaki, ale może to i dlatego, że i my nie daliśmy się we znaki im.
Ja lubię ruch, trzaśnięcie drzwiami, odgłosy rozmowy czy telewizji za ścianą 🙂 Ale nie lubię tez skrajności. Moi rodzice mieszkają w małym miasteczku, gdzie wszyscy się znają. Całe osiedle to sami znajomi i taki układ dał mi się we znaki za czasów gimnazjum czy liceum, gdzie wścibskie oczy potrafiły mnie wyhaczyć w najmniej korzystnej sytuacji wyrwanej z kontekstu i podkablować rodzicom. Z kolei kompletna izolacja w dużym mieście tez miała swoje minusy, bo nie mogliśmy liczyć na pomoc.
Teraz mamy sytuację idealną 😉 Mieszkamy w 2piętrowym domu, pod nami mieszkają dwie rodziny, a drugą część domu za ścianą zajmuje nasz właściciel. Mieszkamy w małym miasteczku, więc już rozpoznaję twarze, które się powtarzają na naszej ulicy 🙂 Lubię taką nienachalne familiarne stosunki między sąsiadami 🙂
Nie wyobrażam sobie mieszkania na parterze. A już w wieżowcu w szczególności. Ale mnie wieżowce ogólnie bardzo zniechęcają – u nas same rujny, ze starymi windami i smrodem na klatkach. Zdecydowanie nie na moje nerwy 😉 A wind to się w ogóle boję, więc jakbym miała mieszkać wysoko i się tam po schodach wdrapywać, to już w ogóle porażka.
Podoba mi się Wasza obecna sytuacja. Brzmi bardzo miło 🙂
Zapomniałaś o trzepaniu koców, ręczników, chodniczków przez balkon. I to nic, że sąsiadka niżej właśnie powiesiła pranie na wypustowej suszarce. Codziennie niezmiennie od kilkunastu lat budzi mnie pianino. Sąsiadki ćwiczą. Raz na pół roku zmieniają melodie. Czasem kolędy tak jak teraz. Ćwiczą o siódmej przed szkołą i koło 20. Masakra
U mnie na osiedlu, w sąsiednim bloku pani gra na flecie 🙂 Teraz to już od wiosny do jesieni można się zrelaksować, ale jak się wprowadzaliśmy ponad 5 lat temu to głowa bolała… dobrze, że się wyrobiła 🙂
O, u nas się takie coś nie zdarza – z tym trzepaniem przez balkon. Tzn. ja w ogóle przez ponad 20 lat mieszkałam na najwyższym piętrze, więc tak naprawdę dopiero teraz, kiedy mieszkam na drugim, odkrywam uroki mieszkania w blokach tak na 100% 😉
Instrumentalistów na szczęście nie mamy, uff!
Ja również żyję w takiej społeczności, ale nie narzekam. To prawda, że na korytarzu się dzieje, ale chyba mam dosyć kulturalnych sąsiadów, ponieważ nic mi nie przeszkadza na tyle, żebym musiała reagować :]
Ja reagowałam tylko raz, tak naprawdę. Młodzież zrobiła imprezę. Głośna muzyka mi nie przeszkadza, dla mnie to normalne, że czasem trzeba się pobawić. Ale ekipa całą bandą wychodziła na klatkę się drzeć, na co Zośka od razu się budziła. Poszłam, poprosiłam o spokój na klatce i był luz, dobre stosunki z sąsiadem mam wciąż 😉
Od zawsze mieszkam w bloku. Do tej pory największym kuriozum byli sąsiedzi, których życie toczyło się na balkonie: mąż zdradzał żonę, żona męża, dzieci zmawiały się przeciw rodzicom, wył pies, którego kupili dla najmłodszego syna, a syn o nim zapomniał i nie było komu z psem wychodzić… Okropność.
Teraz mieszkam w cudownym bloku, sami starsi ludzie, niekonfliktowi, żadnych awantur, za to dużo radosnych śpiewów niesie się rurami. Do tego mam piętro wyżej sąsiada, który za dnia nałogowo puszcza "O mój rozmarynie" (początkowo dolne piętra pielgrzymowały do mnie i Lepszego Pół, żebyśmy "ściszyli muzykę", bo jestesmy jedynymi młodymi w bloku, więc siłą rzeczy byliśmy pierwszymi podejrzanymi), a nocą uskutecznia filozoficzne monologi. Kiedyś o trzeciej obudził mnie ból zęba. Otwieram oczy, a z góry dobiega ponury głos: "Jung Freudowi nie dorównuje. Nie dorównuje".
I czasem nocami dzikie koty walczą na śmietniku i słychać brzęk metalu, kiedy jeden drugiego ciska do kubła.
Czasem nie lubię życia w blokowisku, ale w życiu nie wyniosłabym się na odludzie. Tak przynajmniej jest wesoło.
Całkowicie podpisuję się pod Twoim wnioskiem zawartym w ostatnim zdaniu 🙂
Ze starszymi ludźmi może być rzeczywiście wesoło. U nas starsze panie też lubią muzykę puścić, pośpiewać albo czasem gości zaprosić.
Ja się jednak cieszę, że nie mieszkam w bloku, wolę jakoś na odosobnieniu 😀
Pozdrawiam serdecznie 😉
http://ravenstarkbooks.blogspot.com/
I o to właśnie chodzi – każdy niech żyje tak, jak mu dobrze 🙂
Jak mieszkam w bloku i jest super:) Sąsiedzi to sami emeryci, widok nam na drzewa i parking, jest cisza i spokój;) Żeby nie było, wczesniej mieszkałam w domku jednorodzinnym a potem kilka lat w akademiku;)
Nienawidzę dziadów mieszkających nad moimi rodzicami. Palą wszędzie, dym strzepują nam na balkon a o tym, że te fajki "spadają" do nas nawet przez kratkę w WC już nawet nie wspomnę 😛
Koszmar. Nienawidzę palenia, z już zwłaszcza przynoszącego takie skutki…
Przez całe życie mieszkam w domu z moimi rodzicami. Znajduje się on w lesie, więc mogę sobie pomarzyć o puszczeniu mnie gdzieś do późna (dopóki nie zrobię prawa jazdy). Szczerze – sama bym się bała po ciemku tu wracać. 😛 Mieszkanie w bloku dopiero przede mną, nie oczekuję zbyt dużo;)
Głównie dysputy wśród schodów. Paznokcie – to byłoby możliwe, ale na szczęście nie. No ogólnie plotkowanie i wysuwanie wniosków to wiadomo. Polecam nutę "Sąsiedzi" Małolat Ajron, od razu mi się przypomina na myśl o sąsiadach (no chyba, że już znasz).
Znam, znam. W sam raz! 🙂
Wiadomo, że są zalety i wady takiego mieszkania. Ja od zawsze mieszkałam w blogu i byłam świadkiem większości rzeczy, które zostały tutaj wypisane. Teraz miałam okazję mieszkać w domku i widzę te różnice. Z jednej strony spokój, ale np. dojazd, z drugiej strony różne sytuacje, ale są sąsiedzi wspierający się i można mieć wszędzie blisko.
To już kwestia lokalizacji – moi teściowie mieszkają w domku, ale blisko centrum, zaś moi rodzice na głębokiej wsi. Obie opcje mają wady i zalety 🙂
Wszystko się da, ale czasami bywa trudno. U mnie akurat sąsiedzi z góry przez cały dzień coś upuszczali, trzaskali o ziemię i łomotali. I tak codziennie, od 7 rano do północy, z przerwami na godziny, w których zarówno oni, jak i ja byłam w pracy 😛 Pan z pobliskiego balkonu uskuteczniał balkonowy negliż, zaś sąsiedzi z dołu mieli melinę, w której imprezy odbywały się regularnie po każdym 15. danego miesiąca 😛 Ale… ja dopiero od kilku lat mieszkam w blokach. Może, jakbym mieszkała przez całe życie, byłabym bardziej tolerancyjna 😉
Wieloletni offtop, ale muszę. Czytając Was mam wrażenie, że ja mam najgorszych sąsiadów na świecie. Mieszkam w wieżowcu. Piętro pode mną mieszka alkoholiczka prostytutka, która zachrypniętym głosem potrafi się drzeć – dosłownie drzeć całe dnie. Nade mną pies zostawiany na całe dnie sam, piszczy, skamle, wyje. W tym samym korytarzu dziadek z babcią z demencją, babcia atakuje dziadka bo go czasem nie pamięta, dwukrotnie zostawiła odkrecony gaz. Do kompletu chora psychicznie Pani z 6go piętra, która co noc biega i dzwoni dzwonkami do drzwi, domofonami, wali w drzwi, patykami w okna parteru, załatwia się na klatce. Blok cyrkowy. Dobrze, że umowa kończy mi się w czerwcu.